Nie tak dawno Pablo na swoim blogu wyraził opinię, że mało się pisze o literaturze dla dzieci. Przyznaję Mu rację bo obserwując kilkanaście blogów książkowych relacje o twórczości skierowanej do najmłodszych znalazłam zaledwie na kilku. Może wiąże się to z tym, że większość blogujących to osoby młode, nie obarczone jeszcze przychówkiem, więc ten rodzaj literatury jest niejako poza ich nurtem zainteresowań. A może przyczyny są jeszcze inne? Nie wiem…
Ale ad rem.
Ponieważ jestem mamą młodego człowieka w wieku lat prawie sześciu to siłą rzeczy jestem taką literaturą zainteresowana i od czasu do czasu coś o książeczkach dla dzieci napiszę.
Trafiła ostatnio w moje ręce „Tajemnica błękitnego zamczyska” autorstwa Beaty Wieczorek. Gdybym musiała zakwalifikować jakoś tę opowieść to miałabym chyba problem – najbliżej prawdy byłoby określenie jej jako powieści obyczajowej z elementami fantasy. Główna bohaterka to kilkunastoletnia Magdalena (właśnie Magdalena – nie Magda czy Madzia), która od roku mieszka wraz z rodzicami we wsi nieopodal tajemniczych ruin zamku. Właśnie zaczęły się wakacje i Magdalena ma w planach wizytę w ruinach. Dziewczynki nie powstrzymują ani ostrzeżenia sąsiadów ani wyraźny zakaz rodziców. Zanim jednak Magdalena ma możliwość wprowadzić swój plan w życie przyjeżdża na kilka dni Anita - niezbyt lubiana kuzynka z miasta. Wykorzystując nieobecność rodziców Magdalena ze swoim szkolnym kolegą Radkiem oraz marudzącą Anitą jadą na rowerach w kierunku zamku. Zamek jest pełen czarów i niebezpieczeństw a dzieci muszą się wykazać odwagą i pomysłowością aby wyjść obronną ręką z tej przygody.
Nie znalazłam nigdzie innych śladów twórczości pani Beaty Wieczorek zakładam więc, że jest to jej literacki debiut. I gdybym miała go oceniać „po szkolnemu” to dałabym tej książce solidną czwórkę. Intryga jest nieźle pomyślana, historia jest spójna, część realna nie przytłacza fantastycznej – powiedziałabym wręcz, że epizody baśniowe są o wiele lepsze od obyczajowych. I właśnie w związku z warstwą obyczajową mam kilka „zarzutów” do autorki.
Może się czepiam, ale Magdalena jest dla mnie troszkę sztuczna i na siłę wzorowa. Już od samego imienia zaczynając – dzieci mają tendencję do zdrobnień czy wręcz przeinaczeń swoich imion więc ta „Magdalena” mi zgrzyta, poza tym dziewczynka używa słów, których raczej u dziecka nie usłyszymy, np. mówi o Anicie, że jest „zadufana”. Pomimo, że Anita jest wobec niej po prostu niegrzeczna Magdalena znosi to z cierpliwością i pogodą ducha – ponad 20 lat pracuję w szkole i nie zdarzyło mi się spotkać takiego anioła w ciele dziecka. No, ale może nie miałam szczęścia… Wydaje mi się, że autorka chciała stworzyć historię z przesłaniem i troszkę przedobrzyła.
Książka jest starannie wydana, ma piękne ilustracje wykonane przez samą autorkę i twardą oprawę. Pomimo pewnego dydaktyzmu mojemu dziecku się podobała – jest w niej trochę strachu, przygoda, tajemnicze i magiczne przedmioty czyli to co dzieci lubią. Tak więc mogę właściwie z czystym sumieniem polecić tę książkę dla kilkuletniego czytelnika.
Książkę otrzymałam z portalu nakanapie.pl