niedziela, 20 listopada 2016

Mitologia dla dzieci - odsłona pierwsza

Chociaż do jej powstania minęło już ponad dwa tysiące lat to w dalszym ciągu fascynuje i rozpala wyobraźnię - mitologia, bo o niej mowa, pomimo słusznego wieku ma się całkiem nieźle i nic a nic nie traci na popularności. Czytają ja dorośli, czyta młodzież (no może niezbyt chętnie, bo to jednak lektura szkolna), sięgają po nią również dzieci. 
I z tymi dziecięcymi odbiorcami był do tej pory największy problem - dostępne na naszym rynku wersje mitów przeznaczone są raczej dla starszego czytelnika. Ale ta luka właśnie została zniwelowana - pojawiła się bowiem ostatnio "Moja pierwsza mitologia", której autorką jest Katarzyna Marciniak. Jest to dwutomowe wydawnictwo przeznaczone dla dzieci - właśnie miałam przyjemność zapoznać się z pierwszym tomem składającym się z dwóch części - "Dzieciństwo bogów i ludzi" oraz "Przygody herosów".

Młody czytelnik ma w tej książce możliwość zapoznania się z dzieciństwem Zeusa, Hermesa, Afrodyty, Aresa oraz innych olimpijczyków, znajdzie tu opowieść o pierwszych ludziach stworzonych przez Prometeusza, będzie mógł śledzić przygody najsłynniejszego greckiego herosa Heraklesa, pozna dzieje Tezeusza, Jazona, Perseusza i innych bohaterów. A wszystko to w wersji niemal bezkrwawej, dostosowanej do poziomu kilkuletniego odbiorcy - tzn. kto ma zginąć ginie, ale autorka nie ekscytuje się technicznymi opisami zadawanej śmierci.

Każda opowieść składa się z trzech części - mitu opowiadanego przez dorosłych dzieciom (często są to zwierzęta, np. orły, sowy czy mrówki), wyjaśnienia łączących się z danym mitem związków frazeologicznych oraz historyjki obrazującej współczesne zastosowanie owych frazeologizmów.
Tak więc książka przede wszystkim bawi, ale również uczy. Oczywiście dziecko raczej nie zapamięta od razu wszystkich określeń, ale nic nie stoi na przeszkodzie aby do książki sięgać jeszcze wielokrotnie, prawda?
A duma rodzicielska kiedy nasza pociecha użyje we właściwym znaczeniu "stajni Augiasza", 'puszki Pandory" czy "tytanicznego wysiłku" będzie najlepszą rekompensatą za poniesione na zakup książki wydatki.

Tak więc drodzy rodzice, ciocie, wujkowie, dziadkowie - wydaje mi się, że "Moja pierwsza mitologia"  Katarzyny Marciniak to może być nadzwyczaj trafiony prezent mikołajkowy lub świąteczny.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Wielkie polskie kino sprzed lat

Corocznie nasza polska kinematografia wzbogaca się o kilkanaście nowych dzieł - dramatów, komedii, filmów artystycznych lub popularnych, niskobudżetowych i superprodukcji. Widzowie mogą wybierać pomiędzy różnymi gatunkami, filmy cieszą się mniejszą lub większą popularnością, ale nawet te, których widownię liczy się w milionach nie mają gwarancji, że staną się produkcjami kultowymi.

Andrzej Klim to dziennikarz, historyk sztuki i archiwista. Współpracował z licznymi czasopismami oraz z telewizją TVN, ma również na swoim koncie kilka książek, m.in. "Życie towarzyskie lat 60.", "Seks, sztuka i alkohol" czy "Jak w kabarecie. Obrazki z życia PRL", Najnowsza jego praca, poświęcona filmowi polskiemu, nosi tytuł "Tak się kręciło. Na planie 10 kultowych filmów PRL".

Owe kultowe obrazy o których można przeczytać w tej książce to "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy, "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego, "Sami swoi" (cała trylogia) Sylwestra Chęcińskiego, "Rejs" Marka Piwowskiego, "Ziemia obiecana" Andrzeja Wajdy, "Noce i dnie" Jerzego Antczaka, "Miś" Stanisława Barei, "Seksmisja" Juliusza Machulskiego, "Krótki film o zabijaniu" Krzysztofa Kieślowskiego i "Przesłuchanie" Ryszarda Bugajskiego. 
Filmy powstały na przestrzeni trzydziestu lat, różnią się gatunkiem i sposobem kreacji obrazu, reżyserowie i scenarzyści należą do trzech różnych pokoleń, a odtwórcy głównych ról to wielkie gwiazdy, początkujący debiutanci oraz zupełni amatorzy. Nie sposób się właściwie doszukać jakichś cech wspólnych, które mogłyby pomóc w odpowiedzi na pytanie - jak stworzyć filmowe arcydzieło?
Jak to się dzieje, że niektóre filmy idą w zapomnienie a inne, pomimo upływu lat, budzą wciąż niesłabnące zainteresowanie. Co stoi za ich wyjątkowością? Reżyser? Scenariusz? Genialnie obsadzeni aktorzy? A może jeszcze coś innego?

Najprostsza i chyba najbliższa prawdy będzie odpowiedź, ze na wyjątkowość filmu składają się wszystkie wymienione wyżej czynniki. Wizja reżyserska i świetny scenariusz to połowa sukcesu. Jednak od aktorów, ich zaangażowania, emocji, wreszcie warunków fizycznych będzie zależało czy, mówiąc potocznie, widz to kupi. 
I tak jak mówimy o kultowym filmie, tak samo można powiedzieć o kultowej roli. Prosty przykład - czy gdyby w "Przesłuchaniu" zamiast Krystyny Jandy zagrała Joanna Szczepkowska (taki był pierwotny zamiar) czy film odniósłby taki sukces? Nie ujmując nic pani Szczepkowskiej, która jest bardzo dobrą aktorką, to jednak trudno mi ją sobie wyobrazić w roli Toni Dziwisz...

Autor książki prześledził cały cykl powstawania omawianych filmów - od pomysłu, poprzez mniejsze lub większe problemy z akceptacją scenariusza (czasy PRL-u to przecież wszechobecna cenzura), kompletowanie obsady, wreszcie kręcenie zdjęć i montaż na kolaudacji, czyli pierwszym, zamkniętym pokazie kończąc. Rozmawiał "w miarę możliwości, z twórcami i aktorami, oraz z innymi osobami, które w taki czy w inny sposób związane były z powstającymi dziełami. Relacje wzbogacone są anegdotami, wspomnieniami oraz opiniami krytyków. Jeślibym miała wymienić jakieś minusy tej pracy to bardzo skromny materiał fotograficzny - tego typu opracowania aż się proszą o większą ilość fotosów z planu zdjęciowego.

"Tak się kręciło" to ciekawa, dobrze napisana książka, która powinna zainteresować każdego wielbiciela dobrego polskiego kina, jak również wszystkich tych, którzy dopiero zaczynają swoją znajomość z arcydziełami naszej kinematografii. 

sobota, 12 listopada 2016

Kupiłom, przeczytałom i zadumałom się...

To była chyba najbardziej wyczekiwana premiera roku. Oto po sześciu latach Marta Kisiel ugięła się pod naporem próśb, pochlebstw, żądań, gróźb mniej lub bardziej karalnych i napisała kontynuację kultowego już "Dożywocia".

Podobnie jak rzesze innych zalichotkowanych czytelników oczekiwałam z ogromną ciekawością ale i z obawą - co spotka Konrada Romańczuka i jego dożywotników w nowych okolicznościach przyrody. Czy pokochają nowe miejsce tak jak kochali Lichotkę, jak ułoży im się wspólne mieszkanie z wikingopodobnym Turu Brząszczykiem, wreszcie czy nie będzie im (a przy okazji również mnie) brakować tych, którzy z różnych przyczyn nie przenieśli się do podmiejskiego domu.

W targową sobotę udało mi się nabyć drogą kupna egzemplarz "Siły niższej". Z czytaniem musiałam jednak zaczekać do świątecznego piątku, ale jak już zaczęłam to nie odłożyłam aż dotarłam do ostatniej strony. I teraz mam nadzieję, ze uda mi się ubrać w słowa wrażenia z tej lektury...

Nowy dom, oprócz tego, że niestety nie jest Lichotką, ma jeszcze jedną potężną wadę - generuje rachunki... Konrad jako jedyny żywiciel oryginalnej rodziny stara się sprostać sytuacji, pracując i zajmując się domem. W konsekwencji jest ciągle zmęczony i zdenerwowany co odbija się na reszcie domowników. Jedynym wytchnieniem są dla niego cotygodniowe wypady do supermarketu, który staje się namiastką raju i synonimem wysp szczęśliwych dla umęczonej konradowej duszy. W czasie jednej z tych wypraw Konrad ze zdumieniem odkrywa, ze nie jest jedynym posiadaczem anioła stróża. Znajomość ze spotkanym w sklepie Pawłem ma jednak nieoczekiwany skutek - do grona konradowych dożywotników dołącza kolejny  - anioł imieniem Tzadkiel. A jakby tego było mało do domu wprowadza się Carmilla, agentka Konrada, w stanie jak najbardziej błogosławionym. Nad domkiem zbierają się czarne chmury, konflikt pomiędzy nie do końca dobranym towarzystwem wisi w powietrzu, a siła niższa już nie chichocze złośliwie tylko zarykuje się ze śmiechu...

Liczyłam, że i ja będę się owym śmiechem zarykiwać tak jak przy czytaniu "Dożywocia", ale... No cóż, były momenty, przy których, jak mawiało się jeszcze parę lat temu, "micha mi się cieszyła", było kilka niekontrolowanych wybuchów śmiechu (aczkolwiek tu starałam się przez rozum powstrzymywać, bo rzecz działa się nocą ciemną, a nie ma nic gorszego niż niespodziewanie rozbudzona rodzina), ale do tamtego dożywociowego zacieszu bardzo mi było daleko.
Czyli erupcji wesołości nie było. A co było? Było wzruszenie, polały się łzy (tu akurat szczęśliwie nocną porą, więc się nikomu tłumaczyć nie musiałam), była złość, zaciskanie kciuków na okoliczność "niech im się uda, niech im się uda", było wreszcie uczucie ulgi i jakieś takie ciepełko koło serducha...
Chylę czoła i zginam kolano przed Ałtorką Martą Kisiel - twórczynią owej cudnej (rzekłabym wręcz genialnej - ale muszę sobie zostawić coś na okoliczność następnej odsłony Licha i spółki) powieści.

Nie wiem czy taki był zamysł, czy to tylko moja nadinterpretacja, ale mam wrażenie, że "Siła niższa" to powieść o odpowiedzialności, a szczególnie o odpowiedzialności rodzicielskiej. Zagoniony Konrad, który nie poświęca Lichu czasu (tzn. dba, żeby było nakarmione i jakoś ubrane, ale nic poza tym), osamotnione i zagubione Licho, które nie potrafi przystosować się do nowej rzeczywistości, Paweł oddający Tzadkiela całkiem obcej osobie, Carmilla szukająca ojca swojego dziecka aby wydusić z niego pieniądze dla mającego przyjść na świat malucha  - to antyteza zwykłej rodziny. Wszyscy dorośli zapomnieli co w życiu jest najważniejsze, a Licho jest za małe, żeby spowodować ich zmianę. Chociaż z drugiej strony... Te bamboszki...

Serdecznie namawiam do lektury "Siły niższej", nawet jeśli nie znacie "Dożywocia". To piękna, wzruszająca, miejscami zabawna, dająca do myślenia historia. I jeśli uśmiechniecie się czytając o lokatorach strychu czy pocieknie wam łezka nad niedolami Licha, a po lekturze książki pójdziecie na nieplanowany spacer z potomstwem własnym (lub inną bliską osobą) to znaczy, że książka spełniła swoje zadanie.

I nie wiem czy teraz należy naciskać Ałtorkę, żeby pisała "Dożywocie III" czy raczej poczekać, aż sama dojrzeje do tej decyzji i stworzy arcydzieło? No nie wiem.

PS. Taki mały bonusik - lubicie bohaterów "Nomen Omen"? Na chwilkę, bo na chwilkę, ale pojawiają się w tej książce.


wtorek, 1 listopada 2016

Przejść na drugą stronę cienia...


W ciągu ostatnich 12 miesięcy odeszli:


22.11.2015 - Monika Szwaja


19.02.2016 - Umberto Eco


19.02.2016 - Harper Lee


04.03.2016 - Pat Conroy


07.03.2016 - Aleksander Minkowski


31.03.2016 - Imre Kertesz


12.05.2016 - Maria Czubaszek



20.07.2016 - Włodzimierz Odojewski



13.10.2016- Dario Fo