sobota, 12 listopada 2016

Kupiłom, przeczytałom i zadumałom się...

To była chyba najbardziej wyczekiwana premiera roku. Oto po sześciu latach Marta Kisiel ugięła się pod naporem próśb, pochlebstw, żądań, gróźb mniej lub bardziej karalnych i napisała kontynuację kultowego już "Dożywocia".

Podobnie jak rzesze innych zalichotkowanych czytelników oczekiwałam z ogromną ciekawością ale i z obawą - co spotka Konrada Romańczuka i jego dożywotników w nowych okolicznościach przyrody. Czy pokochają nowe miejsce tak jak kochali Lichotkę, jak ułoży im się wspólne mieszkanie z wikingopodobnym Turu Brząszczykiem, wreszcie czy nie będzie im (a przy okazji również mnie) brakować tych, którzy z różnych przyczyn nie przenieśli się do podmiejskiego domu.

W targową sobotę udało mi się nabyć drogą kupna egzemplarz "Siły niższej". Z czytaniem musiałam jednak zaczekać do świątecznego piątku, ale jak już zaczęłam to nie odłożyłam aż dotarłam do ostatniej strony. I teraz mam nadzieję, ze uda mi się ubrać w słowa wrażenia z tej lektury...

Nowy dom, oprócz tego, że niestety nie jest Lichotką, ma jeszcze jedną potężną wadę - generuje rachunki... Konrad jako jedyny żywiciel oryginalnej rodziny stara się sprostać sytuacji, pracując i zajmując się domem. W konsekwencji jest ciągle zmęczony i zdenerwowany co odbija się na reszcie domowników. Jedynym wytchnieniem są dla niego cotygodniowe wypady do supermarketu, który staje się namiastką raju i synonimem wysp szczęśliwych dla umęczonej konradowej duszy. W czasie jednej z tych wypraw Konrad ze zdumieniem odkrywa, ze nie jest jedynym posiadaczem anioła stróża. Znajomość ze spotkanym w sklepie Pawłem ma jednak nieoczekiwany skutek - do grona konradowych dożywotników dołącza kolejny  - anioł imieniem Tzadkiel. A jakby tego było mało do domu wprowadza się Carmilla, agentka Konrada, w stanie jak najbardziej błogosławionym. Nad domkiem zbierają się czarne chmury, konflikt pomiędzy nie do końca dobranym towarzystwem wisi w powietrzu, a siła niższa już nie chichocze złośliwie tylko zarykuje się ze śmiechu...

Liczyłam, że i ja będę się owym śmiechem zarykiwać tak jak przy czytaniu "Dożywocia", ale... No cóż, były momenty, przy których, jak mawiało się jeszcze parę lat temu, "micha mi się cieszyła", było kilka niekontrolowanych wybuchów śmiechu (aczkolwiek tu starałam się przez rozum powstrzymywać, bo rzecz działa się nocą ciemną, a nie ma nic gorszego niż niespodziewanie rozbudzona rodzina), ale do tamtego dożywociowego zacieszu bardzo mi było daleko.
Czyli erupcji wesołości nie było. A co było? Było wzruszenie, polały się łzy (tu akurat szczęśliwie nocną porą, więc się nikomu tłumaczyć nie musiałam), była złość, zaciskanie kciuków na okoliczność "niech im się uda, niech im się uda", było wreszcie uczucie ulgi i jakieś takie ciepełko koło serducha...
Chylę czoła i zginam kolano przed Ałtorką Martą Kisiel - twórczynią owej cudnej (rzekłabym wręcz genialnej - ale muszę sobie zostawić coś na okoliczność następnej odsłony Licha i spółki) powieści.

Nie wiem czy taki był zamysł, czy to tylko moja nadinterpretacja, ale mam wrażenie, że "Siła niższa" to powieść o odpowiedzialności, a szczególnie o odpowiedzialności rodzicielskiej. Zagoniony Konrad, który nie poświęca Lichu czasu (tzn. dba, żeby było nakarmione i jakoś ubrane, ale nic poza tym), osamotnione i zagubione Licho, które nie potrafi przystosować się do nowej rzeczywistości, Paweł oddający Tzadkiela całkiem obcej osobie, Carmilla szukająca ojca swojego dziecka aby wydusić z niego pieniądze dla mającego przyjść na świat malucha  - to antyteza zwykłej rodziny. Wszyscy dorośli zapomnieli co w życiu jest najważniejsze, a Licho jest za małe, żeby spowodować ich zmianę. Chociaż z drugiej strony... Te bamboszki...

Serdecznie namawiam do lektury "Siły niższej", nawet jeśli nie znacie "Dożywocia". To piękna, wzruszająca, miejscami zabawna, dająca do myślenia historia. I jeśli uśmiechniecie się czytając o lokatorach strychu czy pocieknie wam łezka nad niedolami Licha, a po lekturze książki pójdziecie na nieplanowany spacer z potomstwem własnym (lub inną bliską osobą) to znaczy, że książka spełniła swoje zadanie.

I nie wiem czy teraz należy naciskać Ałtorkę, żeby pisała "Dożywocie III" czy raczej poczekać, aż sama dojrzeje do tej decyzji i stworzy arcydzieło? No nie wiem.

PS. Taki mały bonusik - lubicie bohaterów "Nomen Omen"? Na chwilkę, bo na chwilkę, ale pojawiają się w tej książce.


18 komentarzy:

  1. Czytałom i ja ;) I czytałom z wielkim bananem na twarzy. Na szczęście nie musiałam czekać aż 6 lat na kontynuację, bo "Dożywocie czytałam w tym roku. Mam nadzieję, że autorka nie każe nam czekać kolejnych 6.

    Ps. Nie czytałam jeszcze "Nomen Omen". Gdzie w "Sile niższej" pojawili się bohaterowie tej powieści?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterowie "Nomen omen" pojawiają się na konwencie w rozdziale 22 - młodzian określany jako Niedaś, drobna blondynka, która ustawia go do pionu, wysoka rudowłosa dziewczyna z warkoczem i drugi chłopak do kompletu :)

      Usuń
  2. Ja też czytałom i się popłakałom tak się wzruszyłom. I nad losem swym zapłakałom, że bamboszków jeszcze nikomu nie zrobiłom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to nie pozostaje nic innego jak łapać za druty albo szydełko ;)

      Usuń
  3. Bo (wiem, że nie zaczyna się zdania od "bo"), nie zna życia kto nie służył w marynarce i nie pojmie prawd w "Sile ..." ukrytych ten, co nigdy nie miał domu na łbie. Rzekłem! :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam jeszcze książek mej imienniczki...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, przekonałaś mnie. Idę zamówić. Zbliżają się święta to i duszoszczypatielnyj temat będzie jak znalazł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej, że i świąteczny czas w książce występuje :)

      Ach, ależ się boję odpowiedzialności - bo co będzie jak się nie spodoba?
      W Lichu nadzieja, że jednak będziesz zadowolona :)

      Usuń
    2. A to Ałtorka odpowiedzialność poniesie, nie Ty :D "Dożywocie" mi się podobało, ma fajny klimat. "Nomen Omen" nie podszedł mi, ale Licho owszem :)
      Krakers jest?
      A utopce? :)

      Usuń
    3. Virtualo ma świetną promocję! Opłaci mi się ebook, bo na fincie jest taki koszt (podobnie w księgarni + przesyłka), że jakbym potem puszczała książkę na fincie, to zwróci mi się mniej niż kosztuje ebook w promocji. I nie ma zamieszania.
      Do tego w cudnej cenie najnowsza Fryczkowska, grzech nie wziąć. Nie ma problemu z półkami na dodatkowe tomy, kombinowaniem gdzie opchnąć (skoro znam mordercę to przeczytam po raz drugi? NIE).
      Kocham ebooki!

      Usuń
  6. Za pierwszym razem pisałam "Kocham Lichotkę" (za pierwszym, czyli jak przeczytałam "Dożywocie"), teraz to kocham Licho.

    Ha, a na konwencie w Opolu, na którym to miałam przyjemną przyjemność uczestniczenia w spotkaniu autorskim z Ałtorką, dowiedziałam się, skąd się wzięło imię Licho :)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)