wtorek, 30 kwietnia 2013

W krainie zimnych fiordów i gorących uczuć

Norwegia - kraj znany mi tylko z kolorowych zdjęć, z podręczników historii czy wreszcie z filmów o Wikingach. Kraj gdzie jeszcze dzisiaj człowiek musi zmagać się z groźną choć piękną przyrodą i jedno z ostatnich miejsc w Europie gdzie owa przyroda nie została zdominowana przez ludzką działalność.
Może kiedyś uda mi się zobaczyć fiordy w naturze, ale na razie muszę się zadowolić ich literackim portretem, który wyszedł spod pióra i z serca Sigrid Undset, wybitnej norweskiej pisarki, laureatki Nagrody Nobla z 1928 roku.

"Krystyna, córka Lavransa" to trzytomowa, wielowątkowa opowieść o miłości i nienawiści, powołaniu i odpowiedzialności za własne czyny, poświęceniu i namiętnościach. Tytułową bohaterkę poznajemy jako kilkuletnie dziecko, stojące u progu życia i towarzyszymy jej do śmierci. Poznajemy jej najbliższych, rodziców, przyjaciół, ludzi z którymi przyjdzie jej spędzić długie lata i tych spotkanych przelotnie w różnych punktach jej życiowej drogi.

Rodzice Krystyny to ludzie zamożni, pochodzący ze starych i szanowanych rodów, i chociaż od lat osiadli w swoim gospodarstwie w dolinie Jorund, to szanowani przez sąsiadów oraz mający pewne znaczenie także poza rodzinnymi stronami. Dziewczynka jest ulubienicą ojca, który na wiele jej pozwala, ale wychowuje ją zgodnie z religią i tradycją. Zaręczona z Szymonem synem Andrzeja dziewczyna zostaje wysłana na rok do klasztoru w Oslo, aby tam pod okiem zakonnic zyskać dodatkowe wykształcenie i ogładę. Przypadkowo poznaje Erlenda syna Mikołaja i jest to punkt zwrotny w jej życiu. Niepomna na posłuszeństwo winne rodzicom, na narzeczonego i własny honor Krystyna daje się ponieść namiętności. Zdaje sobie sprawę z tego, ze Erlend to człowiek z przeszłością, który uwiódł cudzą żonę, ma z nią dwójkę nieślubnych dzieci i był skazany na wygnanie; ma świadomość, że ukochany również wobec niej nie postępuje zbyt honorowo, jest przecież przyrzeczona innemu - uczucie jest jednak silniejsze i Krystyna wbrew wszystkim postanawia walczyć o swoje szczęście. Jednak nie zawsze to czego najbardziej pragniemy jest dla nas najlepsze...

Krystyna i Erlend to dwoje ludzi kochających się z ogromną siłą i namiętnością, to przykład związku, gdzie jedna osoba nie potrafi żyć bez drugiej. Równocześnie jest to stadło ze wszech miar niedobrane charakterologicznie - pomimo, że on jest od niej kilka lat starszy i bardziej doświadczony życiowo to właśnie Krystyna jest osobą bardziej odpowiedzialną, to ona w przeciwieństwie do lekkomyślnego małżonka przyjmuje na siebie większość obowiązków, to ona również bierze na siebie brzemię ich wspólnego grzechu.
Czytając książkę przez cały czas miałam wrażenie, że chociaż akcja umiejscowiona jest w XIV wieku to Krystyna jest niezwykle współczesna ze swoimi problemami i wyborami życiowymi. To niezwykle silna osobowość, świadoma własnych pragnień, mająca odwagę wystąpić przeciwko obowiązującym normom i obyczajom, a równocześnie potrafiąca przyznać się do własnych błędów.

Książka Sigrid Undset to również niezwykle piękny i plastyczny hymn na cześć przyrody norweskiej oraz ludzi, którzy żyli w tych niezwykle trudnych warunkach. Opisy niedostępnych gór i zamieszkałych dolin, zmieniający się cykl pór roku, walka o zapewnienie godziwych warunków bytowania, ale również piękno romańskich budowli, rytuały uroczystości religijnych, uczty i zabawy dające choćby chwilowe odprężenie od codziennych kłopotów - to wszystko sprawia, że historia Krystyny, Lavransa, Erlenda i ich bliskich czyta się z ciekawością, pomimo, że powieść do najkrótszych nie należy.

Jeśli ktoś jeszcze nie zna 'Krystyny, córki Lavransa" to zachęcam do jak najszybszego nawiązania znajomości.

Zdecydowanie warto.


poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Morderczy pawilon gimnastyczny

Ekskluzywna szkoła dla dziewcząt niedaleko Londynu prowadzona jest już od wielu lat przez pannę Bulstrode. Uczęszczają do niej przede wszystkim dziewczęta z najlepszych angielskich rodzin, jest kilka panien z kontynentu ale zdarzają się również bardziej egzotyczne uczennice - w tym trymestrze edukację w Meadowbank ma rozpocząć pewna arabska księżniczka.
Jednak aby dostać się do szkoły nie wystarczy samo nazwisko i pieniądze - przełożona sama decyduje o przyjęciu (lub nieprzyjęciu) każdej kandydatki. Z tego też powodu pomiędzy wysoko urodzonymi uczennicami znajdują się również nieutytułowane dziewczęta - panna Bulstrode stawia przede wszystkim na potencjał jaki w nich dostrzega.
Szkoła od lat już należy do najlepszych w Anglii  i nikt nie spodziewa się, że w przeciągu kilku tygodni jej renoma i ciężko budowana opinia mogą się zawalić jak domek z kart.

"Kot wśród gołębi" to kolejna książka Agaty Christie należąca do cyklu o Herculesie Poirot. Jest to jednak powieść dosyć nietypowa - detektyw pojawia się właściwie jako postać drugoplanowa, chociaż oczywiście on rozwiązuje zagadkę morderstw popełnionych w Meadowbank. Hercules już od lat jest na emeryturze, jego sława właściwie już przebrzmiała i, co jest pewnie bardzo bolesne dla jego miłości własnej, wiele osób zupełnie nie zdaje sobie sprawy z kim ma do czynienia.
Na pierwszy plan wysuwają się w tej powieści przedstawiciele młodego pokolenia - Adam Goodman, funkcjonariusz tajnych służb oraz Julia Upjohn, jedna z uczennic, przez przypadek wmieszana w kryminalną aferę.

Agatha Christie tworząc tę powieść posłużyła się schematem, który gości w wielu jej książkach. Szkoła to w miarę zamknięte środowisko i właściwie od początku wiadome jest, że morderca to ktoś z personelu. Jak się okazuje  wśród pracowników jest kilka osób, które, pomimo drobiazgowej kontroli przy podejmowaniu pracy u panny Bulstrode, mają pewne niewygodne tajemnice i nie do końca są tymi, za których się podają.

Chyba dla nikogo nie będzie niespodzianką, że po raz kolejny nie udało mi się rozwiązać zagadki zabójstw w pawilonie gimnastycznym przed Herculesem Poirot...

Ciekawa książka, ciekawa intryga - warto przeczytać.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Błękitna krew w nowym wydaniu

Na spokojnym warszawskim osiedlu umiera w niejasnych okolicznościach żona byłej gwiazdy telewizji. Jakiś czas później zamordowany zostaje syn znanego scenarzysty, a nieznani sprawcy puszczają z dymem samochód będący oczkiem w głowie pewnego kasowego reżysera. Wydaje się, że motywem może być wielki historyczny film (a właściwie ogromne pieniądze przeznaczone na jego produkcję) kręcony na okoliczność 600. rocznicy zwycięstwa pod Grunwaldem.
Prowadzący śledztwo komisarz Robert Nemhauser uważa jednak, że chodzi o coś innego. W tym przekonaniu utwierdza go zagadkowe samobójstwo pewnego zapomnianego, a dawniej bardzo popularnego pisarza. 
Wyjaśnienia tych spraw trzeba szukać w przeszłości poszkodowanych...

"Granatowa krew" to pierwsza książka z cyklu miejskich kryminałów autorstwa Wiktora Hagena. Oprócz niej ukazały się do tej pory jeszcze dwie książki ("Długi weekend" oraz "Dzień Zwycięstwa"). Akcja wszystkich toczy się w Warszawie, a głównymi bohaterami są komisarz Nemhauser oraz jego partner Mario. 
Policyjny duet skonstruowany jest na zasadzie przeciwieństw - Nemhauser to absolwent historii, człowiek  inteligentny, łagodny i kulturalny, od kilku lat szczęśliwy mąż i ojciec czteroletnich bliźniąt. Bardziej pasowała by do niego praca naukowa niż uganianie się po mieście za złoczyńcami - tego też nie robi zresztą zbyt często, bowiem zmorą jego egzystencji (jak również całej rzeszy jego współpracowników) są tony papierkowej roboty. Ma nietypowe jak na policjanta hobby, a mianowicie gotowanie i nawet całkiem nieźle na nim dorabia do pensji.
Jego przeciwieństwem jest Mario - facet z typu tych, co najpierw leją w pysk, a dopiero potem szukają dowodów winy. Obca jest mu jakakolwiek finezja czy delikatność w działaniu, wyznaje zasadę, że każdy ma coś na sumieniu i wystarczy tylko odpowiednio z nim "porozmawiać" aby się do wszystkiego przyznał. Jednak od czasu do czasu wychodzi na jaw jego głęboko skrywana wrażliwość.

Mario i Nemhauzer ( my razem z nimi) przemierzają ulice stolicy: od willowych osiedli poprzez blokowiska Ursynowa aż po odrapane rudery na Pradze - powieść bardzo silnie tkwi w realiach topograficznych i społecznych. Bohaterowie drugoplanowi i epizodyczni to galeria przeróżnych typów ludzkich - sympatycznych lub nie, karierowiczów i zagubionych we współczesnym świecie, tacy jakich spotkamy codziennie na ulicy, w sklepie czy w pracy. I to stanowi największą chyba siłę tej powieści - prawdziwy obraz rzeczywistości. 

Jeżeli kiedyś będziecie mieli możliwość przeczytać tę książkę serdecznie polecam


środa, 24 kwietnia 2013

3 razy "D"

Uff...
Wczoraj był Dzień Książki, święto wszystkich wielbicieli słowa pisanego, co oczywiście miało swój oddźwięk na blogach. Mnie szczególnie ruszyły wpisy dwóch blogerek Kasi.eireInwentaryzacji krotochwil - mogę tylko przyznać rację. Aczkolwiek czynię to z wielkim żalem...
Ja niestety nie obeszłam święta należycie a to z powodu egzaminów gimnazjalnych, które się wczoraj były zaczęły, a które zdaje jedna z uczonych przeze mnie klas. I wczoraj właśnie z historii test pisali, więc był taki mój prywatny sądny dzień. Wyniki dopiero pod koniec czerwca, ale sprawdzili sobie już odpowiedzi w internecie i nie jest źle;)

**********************************

Ale nie o moich uczniach miało być a o przeczytanych w ostatnich dniach książkach. Od razu zaznaczam, że miałam otępienie wiosenne w najcięższym stadium, więc były to czytadełka i jeśli ktoś szuka literatury wysokiej to niech sobie ten wpis odpuści;)
Wspólną cechą tych powieści jest pierwsza litera tytułu - wszystkie zaczynają się na literkę "D".

"Dla ciebie wszystko" Nicholasa Sparksa to historia Amandy i Dawsona. Poznali się w szkole średniej, spędzili ze sobą jeden rok a potem ich drogi się rozeszły, bowiem ta znajomość nie miała zbyt wielkiej przyszłości. Ona pochodziła z tzw. "dobrego domu", z małomiasteczkowej śmietanki towarzyskiej, on był synem alkoholika i przestępcy, a  jego rodzina była największymi zakałami całej okolicy. 
Teraz po ponad 20 latach spotykają się powtórnie - odżywają wspomnienia i obydwoje wiedzą, że uczucie które połączyło ich przed laty trwa nadal. Niestety Amanda ma męża i trójkę dzieci... Los i przyjaciel z dawnych lat darują im wspólne trzy dni, ale równocześnie zmuszają do podjęcia pewnych decyzji. Decyzji tym trudniejszych, że nie dotyczących tylko ich samych.

Jeśli chodzi o pana Sparksa to mój stosunek do niego jest raczej pozytywny. Nie popadam w zachwyt nad jego produkcjami, ale czytam je bez większych oporów. Pisze klarownie, jego historie nie są specjalnie zagmatwane, a wątek romansowy nie stanowi 90% fabuły. To raczej powieści obyczajowe z romansem w tle. Tak też było z tą książką. Niestety, zakończenie jakie nam zafundował (dla tych co czytali - chodzi mi o relację Dawson -Jared) spaprało dokładnie tę skądinąd niezłą powieść. Szkoda...

***************************************

Nora Roberts to niekwestionowana, współczesna królowa romansu. Jak dopada mnie chandra to właśnie po jej książki sięgam najczęściej. Tym razem było to "Dziedzictwo" w skład którego wchodziły dwie powieści z czterotomowego cyklu "Księstwo Cordiny", a mianowicie "Księżniczka i tajny agent" oraz "Książę i artystka".

Cordina to niewielkie europejskie księstwo leżące gdzieś na francuskiej Riwierze. Rządzi nim senior rodu Bissetów, książę Armand, ojciec trójki dorosłych dzieci: Gabrielli, Alexandra i Benneta. Książę jest dobrym władcą, kraj chociaż niewielki jest dosyć zamożny i żyje się tam prawie jak w raju. Piszę prawie, bo niestety Armand narobił sobie poważnych wrogów pomagając Interpolowi w schwytaniu groźnego przestępcy. Jego przyjaciele chcą go uwolnić a przy okazji zemścić się na rodzinie książęcej. Pierwszą ofiarą owej zemsty jest Gabriella, która zostaje porwana. Udaje jej się co prawda uciec, jednak zapada na amnezję. W powrocie do normalnego życia pomaga jej przyjaciel rodziny, były policjant Reeve MacGee.

Nora Roberts jak zwykle w niezłej formie, chociaż zdarzały się jej lepsze utwory;)
Tak przy okazji - powala mnie na łopatki znajomość geografii naszego kontynentu prezentowana przez amerykańskich twórców. Co jakiś czas tworzą w filmach i powieściach obyczajowych jakieś fikcyjne państwa - najsłynniejszym chyba takim "geograficznym potworkiem" było Księstwo Mołdawii, występujące w serialu "Dynastia" w latach 80-tych. 
To taki wielki wysiłek wygooglać sobie mapę polityczną Europy?

*****************************************

Z Mają Wolny po raz pierwszy spotkałam się przy okazji "Kary", natomiast teraz, dzięki pewnej miłej biblionetkowiczce dane mi było przeczytać "Dom tysiąca nocy".

Pięćdziesięcioletnia Malwina to kobieta po przejściach - zmarł jej jedyny syn, małżeństwo się rozpadło, a ona sama zostaje bez środków do życia. Uśmiechem losu zdaje się być propozycja wyjazdu do pracy do włoskiego Sorrento. Carla Rossi, podopieczna Malwiny to starsza pani z bogatym życiorysem. Rewolucjonistka, uwikłana w niedobrane małżeństwo, porzuciła swoją maleńką córeczkę i męża, aby walczyć w imię swoich przekonań. Początkowo nieufna wobec nowej opiekunki, zaczyna się przed nią coraz bardziej otwierać i szuka w Malwinie bratniej duszy i zrozumienia. Bo chociaż dzieli je wiek i doświadczenia życiowe mają ze sobą wiele wspólnego.

Pomiędzy tymi dwoma kobietami pojawia się trzecia osoba dramatu - Bruno, wnuk Carli. Matka porzuciła go, powielając swoje własne doświadczenia życiowe, a babka stara się odpokutować niespełnione macierzyństwo otaczając go, często nadmierną, opieką. Dla Malwiny Bruno początkowo jest substytutem utraconego syna, jednak wkrótce ich wzajemne relacje zmieniają się i obydwoje ulegają wzajemnej fascynacji. Bruno pisze książkę o związku jaki połączył w jego rodzinnym mieście młodego Fryderyka Nitzschego z kilkanaście lat starszą Malwidą von Meysenburg,  a Malwina staje się jego muzą i wprowadza go w świat kobiecej duszy. Bruno i Malwina stają się współczesnymi odtwórcami tej historii...

Maja Wolny ma szczególną umiejętność zawierania w kilku, zdawałoby się zwyczajnych, słowach niesamowitego ładunku emocji. Paradoksalnie, chociaż w życiu Carli i Malwiny było wiele smutku i tragedii, to książka nie jest przygnębiająca, można wręcz powiedzieć, że niesie ze sobą sporą dawkę optymizmu - być może jest tak dzięki umieszczeniu akcji w pięknym, słonecznym, niemal idyllicznym krajobrazie Sorrento.
Książka dotyka wielu problemów, zmusza do zastanowienia się nad pewnymi sprawami, a równocześnie jest pochwałą miłości i kobiecości, uczuć i pragnień. I szukania spełnienia tych pragnień...

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Niewiele kobiet detektywów może dorównać Jane Marple

Moja znajomość z Jane Marple jest raczej krótka i mocno wybiórcza, ale zdążyłam już serdecznie polubić tę sympatyczną starą pannę z St. Mary Mead. Inteligentna, spostrzegawcza, dyskretna, hołdująca staroświeckim zasadom stała się panna Marple jedną z najbardziej rozpoznawanych postaci światowej literatury. 
Z tego też powodu, zdarza się często, że specjaliści od promocji lansują książki z kobietą detektywem w roli głównej jako "nową pannę Marple". A jak to z taką "porównawczą" promocją jest to pewnie większość z Was wie...

Piszę o tym, ponieważ w ostatnich dniach przeczytałam trzy tomiki z cyklu o przygodach pani detektyw Agathy Raisin ("Perfekcyjna pani domu", "Upiorna plaża", "Mordercze święta"), którą wydawca promuje właśnie jako nowe wcielenie wspomnianej panny Jane. Autorką tych książeczek jest M.C. Beaton, którą brytyjskie media okrzyknęły (a jakże!) "królową powieści kryminalnej". Przeczytane przeze mnie tomiki należą do środkowej części cyklu, ale jak to w takich wypadkach bywa, nie stanowi o większego problemu przy lekturze - każdy dotyczy innej sprawy, a wiąże je ze sobą postać głównej bohaterki oraz jej współpracowników i przyjaciół.
Mircester to miasteczko w pobliżu Oxfordu. To tam  działa  agencja detektywistyczna prowadzona przez Agathę Raisin, jednak praca nie do końca ją satysfakcjonuje, bowiem głównie zajmuje się poszukiwaniem zaginionych zwierzaków, nastolatków uciekających z domu oraz zbieraniem dowodów w sprawach rozwodowych. Ale od czasu do czasu zdarza jej się jakaś niesamowita sprawa z morderstwem w tle...

Przyznam, że moje odczucia po lekturze tych historii są mocno mieszane. Niewątpliwym plusem jest kreatywność autorki jeśli chodzi o kryminalną intrygę - morderstwa są pomysłowe, wcale nie jest oczywiste kto i jak zabił, właściwie do końca nie ma pewności jakie będzie rozwiązanie zagadki. Jest kilka ciekawie zarysowanych postaci - chociażby pani pastorowa Bloxby, czy sir Charles Fraight, przyjaciel Agathy.
Niestety sama Agatha jest postacią zdecydowanie antypatyczną - egoistka, przewrażliwiona na własnym punkcie, zazdrosna o sukcesy odnoszone przez innych i, co chyba najważniejsze, niespecjalnie inteligentna. Gdzie jej do błyskotliwej panny Marple... Włąściwie mają dwie cechy wspólne - mieszkają na wsi i przyjaźnią sie z żonami pastorów. To chyba trochę mało, żeby twierdzić, że Agatha to młodsze wcielenie Jane, prawda?
Uważam też, że pakowanie do historii kryminalnej wątku romansowego nie jest co prawda zakazane, ale motyw miłości Agathy do byłego męża jest całkowicie niedopracowany i, jakiś taki, bez sensu...
Co mnie jednak najbardziej denerwowało w tych książkach to płaskie i drętwe dialogi. Autorka całkiem nieźle radzi się z częściami opisowymi, natomiast przy rozmowach zupełnie się gubi i mamy dialogi jak z latynoamerykańskiej telenoweli.

Czy polecam książki o pani detektyw? Nie mam zdania, niestety...

czwartek, 18 kwietnia 2013

Co nowego słychać w Mechlinie?

Po pierwsze informuję, że żyję, ale nawał pracy (we wtorek będzie dzień sądu - moi uczniowie zdają egzamin gimnazjalny z zakresu historii), różne uroczystości rodzinno-towarzyskie (m.in. urodziny własnego dziecka), pogoda (no bo jak tu normalnie funkcjonować, kiedy rano jest -2, a w południe +22 stopnie?) oraz konieczność prac rolniczo-porządkowych w domu i zagrodzie kilkakrotnie przerasta moje możliwości:(
Coś tam czytam, ale pisanie mi całkiem nie idzie...
Staram się jednak przełamać i efektem tego jest dzisiejszy wpis:


Od dwóch lat elegancki dom w Mechlinie koło Śremu ma pięć lokatorek. Niby nic szczególnego, chociaż... Wszystkie noszą to samo imię i nazwisko - Natalia Sucharska (dla ułatwienia posługują się zdrobnieniami lub drugimi imionami i tak mamy, w kolejności starszeństwa, Annę, Natalię, Natę, Magdę i Natkę), co więcej są przyrodnimi siostrami i jeszcze dwa lata temu nie miały pojęcia o swoim istnieniu... Początki znajomości pań Sucharskich poznać można dzięki lekturze książki Olgi Rudnickiej pt. "Natalii 5", natomiast ja chciałam napisać kilka zdań o kontynuacji tej powieści, czyli "Drugim przekręcie Natalii", który pojawił sie na księgarnianych półkach na początku bieżącego roku.

Wydawać by się mogło, że życie sióstr ustabilizowało się  - wspólnie prowadzą dom, opiekują się dwójką dzieci Natalii, Anna prowadzi własną firmę, Natalia, Magda i Natka studiują, natomiast Nata pisze książkę o tym co wydarzyło się w ich życiu przed dwoma laty. Książka wprowadza spore zamieszanie, ponieważ opisane w niej osoby nie do końca zgadzają się z wizją autorki, jednak ten konflikt blednie wobec większego problemu.
W tajemniczych okolicznościach zaginął bowiem Janusz Zawada, przyjaciel Jarosława Sucharskiego. W jego mieszkaniu policja znajduje bezgłowe zwłoki, a kilka dni później odnalezione zostaje spalone auto Zawady z ludzkimi szczątkami w środku... Siostry nie wierzą w śmierć starszego pana i postanawiają przeprowadzić własne dochodzenie. I nie przeszkodzą im w tym nawet zadomowieni u nich policjanci...

Olga Rudnicka po raz kolejny serwuje nam kryminalną historię z ogromną dawką dobrego humoru. Natalie w dalszym ciągu są wojownicze, uparte i niezależne, często dochodzi pomiędzy nimi do scysji, jednak przeciwko innym osobom zawsze działają wspólnie - nieważne czy jest to jakiś szemrany typ, czy narzeczony jednej z nich. Kto zechce wejść pomiędzy siostry Sucharskie lepiej, żeby od razu pisał testament.
Oprócz głównych bohaterek spotka czytelnik w książce kilka innych osób, które poznał przy okazji lektury pierwszego tomu ich przygód - komisarza Adriana Potockiego, narzeczonego Natalii; komisarza Marcina Kurka obecnego/byłego chłopaka Naty; Darka, chłopaka Magdy oraz Przemka i Anielkę, dzieci Natalii. Szczególnie młode pokolenie wykaże się ogromną aktywnością i kreatywnością w działaniu, gmatwając, już i tak pokręconą, intrygę. Do grona osób związanych z mieszkankami Mechlina dołączy jeszcze para poznańskich policjantów, Donata Bryt i Marian Jaglecki, a w tle pojawią się pracownicy CBŚ-u  - jednak nawet takie natężenie pracowników organów ścigania nie jest w stanie przeszkodzić siostrom Sucharskim w realizacji ich zamierzeń...

Do tego garnca miodu na cześć "Drugiego przekrętu Natalii" muszę jednak dołożyć niewielką łyżeczkę dziegciu. Jest niestety kilka błędów - chociażby dotyczących wieku bohaterek (w pierwszym tomie Nata była 5 lat młodsza od Anny, a w tym już tylko o 3) czy nazwisk (np. Marcin Kurek co jakiś czas jest Marcinem Potockim). Nie mnie sądzić kto ponosi winę za te niedopatrzenia, jednak jeśli ktoś czytał pierwszą część przygód sióstr Sucharskich to takie błedy rzucą się pewnie  woczy.

Jednak mimo wszystko serdecznie polecam tę książkę - dobra zabawa gwarantowana.

środa, 10 kwietnia 2013

I kudłate, i łaciate, pręgowane i skrzydlate...

Kiedy byłam dzieckiem, bardzo lubiłam nadawany w poniedziałkowe popołudnia program dla dzieci i młodzieży pt. "Zwierzyniec". Pamiętam prowadzącego go Michała Sumińskiego - postawny, z charakterystycznymi wąsami, zawsze w mundurze leśniczego, w niezwykle barwny sposób opowiadał o swoich spotkaniach z leśnymi zwierzętami. Kiedy wiele lat później, już jako osoba całkiem dorosła trafiłam na inny program o zwierzętach, był to "Zwierzowiec" prowadzony przez panią Dorotę Sumińską, myślałam, że córka, pod nieco zmienionym tytułem, kontynuuje program stworzony przez ojca.
Szybko się okazało, że to przypadkowa zbieżność nazwisk, ale państwa Sumińskich łączy poza tym jeszcze znajomość świata zwierząt, chociaż poznawali go w różny sposób - pani Dorota jest lekarzem weterynarii a pan Michał był (zmarł w 2011 roku) zapalonym myśliwym.
Pierwsze literackie spotkanie z Dorotą Sumińską zaliczyłam przy okazji "Jak wychować dziecko, psa, kota... i faceta" a w tych dniach miałam możliwość przeczytania kolejnej książki jej autorstwa. Książki szczególnej, bo autobiograficznej.

"Autobiografia na czterech łapach" to historia życia autorki, ale również jej rodziców, dziadków i pradziadków.
Korzeni rodu Sumińskich jak i Fersterów (to rodowe nazwisko matki pani Doroty) szukać należy na Kresach Wschodnich - tych pierwszych na Wołyniu, tych drugich na Wileńszczyźnie. Wojenna zawierucha rzuciła obydwie rodziny do Warszawy, gdzie w czasie studiów przecięły się drogi Edwarda Sumińskiego i Zofii Ferster.
Zwierzęta były nieodłączną częścią życia tak dziadków jak i rodziców Doroty Sumińskiej, nic więc dziwnego, że dziewczynkę od najmłodszych lat otaczały psy i koty, ale i bardziej egzotyczni przedstawiciele fauny - np. Tora, wilczyca, którą dziadek Piotr Sumiński znalazł w lesie i uratował od pewnej śmierci. Kiedy Dorota dorosła postanowiła wzorem ojca studiować weterynarię i połączyć zainteresowania z pracą zawodową.

Chociaż książka jest historią życia autorki to na pierwsze miejsce wysuwają się jednak historie zwierzaków - tych domowych, które przez wiele lat żyły razem z nią i jej rodziną, ale również tych, z którymi los przypadkowo zetknął Dorotę Sumińską, czy to z racji obowiązków zawodowych, czy w zaprzyjaźnionych domach, czy wreszcie w czasie podróży lub pracy nad kolejnymi odcinkami "Zwierzowca".

Książkę czyta się z ogromną przyjemnością - autorka ma prosty, jasny styl i niewątpliwy talent gawędziarski. Dodatkowo każda historia wzbogacona jest licznymi fotografiami  z archiwum autorki, tak, że poznajemy ie tylko krewnych ale również rodzinne zwierzaki. Z każdej kartki, z każdego niemal zdania wręcz bije miłość do przyrody, do naszych braci mniejszych.
Niestety jest również kilka smutnych historii o zwierzakach skrzywdzonych przez ludzkie okrucieństwo, złośliwość czy chociażby brak wyobraźni...

Serdecznie polecam lekturę tej opowieści:)

wtorek, 9 kwietnia 2013

Taka prośba:)



Kochani odwiedzacze tego bloga:)

Mam taką prośbę trochę prywatną i liczę na zrozumienie:)

Otóż moje klasowe dzieciaki są zobowiązane w tym roku wykonać tzw. "projekt gimnazjalny" czyli opracować w grupie wybrany przez siebie temat i zaprezentować na forum szkoły efekty swojej pracy. Kilka dziewczynek z mojej IIB, pod kierunkiem pani uczącej ich geografii opracowuje temat "Człowiek kontra żywioły". Ponieważ idzie im to całkiem nieźle, a dziewczyny potrafiły się zorganizować to zgłosiły swój projekt do konkursu "Projekt z klasą" organizowanego przez Wydawnictwo "Nowa Era".

Projekt został zakwalifikowany do konkursu i od wczoraj rozpoczęło się głosowanie internautów. 10 wybranych tą drogą propozycji ma szansę na nagrodę pieniężną. Głosowanie potrwa do 22 kwietnia - z tego co zrozumiałam można codziennie oddawać jeden głos.

Głosować można TUTAJ (trzeba wypełnić krótki formularz) i NIC to nie kosztuje. Moje dzieciaki będą wdzięczne za każdy głos:)



poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Obejrzane<->przeczytane: "Lampart"

Moja młodość durna i chmurna przypadała na lata 80-te ubiegłego wieku. W telewizji dominowało nasze rodzime kino, przeplatane z kinematografią bratnich narodów Europy południowo-wschodniej, a od czasu do czasu (najczęściej w sobotę wieczorem) pojawiały się filmy ze zgniłego Zachodu. Amerykańskich produkcji (poza serialami kryminalnymi) jakoś nie pamiętam, natomiast w pamięć wbiły mi się filmy francuskie - głównie przygodowe, tzw. "płaszcza i szpady", komedie i kryminały. 

Niekwestionowanymi gwiazdorami tamtego okresu byli Jean-Paul Belmondo i Alain Delon. Mnie szczególnie podobał się ten drugi i starałam się oglądać filmy z jego udziałem. W ten sposób poznałam jeden z bardziej znaczących filmów w jego karierze, powstałego w 1963 roku "Lamparta", którego reżyserował Luchino Visconti. Delon zagrał tam Tankreda, cynicznego siostrzeńca głównego bohatera, a partnerowali mu m.in. Burt Lancaster i Claudia Cardinale.
Dopiero później dowiedziałam się, że film jest ekranizacją powieści pod tym samym tytułem, której autorem był włoski pisarza Tomasi di Lampedusa. Musiało minąć jeszcze kilka lat i oto jestem świeżo po lekturze tej książki.

Głównym bohaterem jest książę Fabrizio Salina, stojący na czele jednego z najznamienitszych sycylijskich rodów. Akcja powieści toczy się w niezwykle ważnym dla Włoch okresie, w czasie działań dążących do zjednoczenia wszystkich ziem włoskich w jedno państwo. 
Salina zdaje sobie sprawę, że na jego oczach pada stary świat feudalny, a razem z nim stara arystokracja, której on sam jest przedstawicielem. W walce i ogniu rodzi się nowy porządek społeczny, a szlachetnie urodzonych zastępują ludzie bez rodowodu, ale za to z pieniędzmi. Książę z jednej strony czuje wewnętrzny bunt przeciwko tej sytuacji, ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę z tego, że zmian nie da się już cofnąć - symbolem jego pogodzenia się z losem jest zgoda na małżeństwo siostrzeńca Tankreda z piękną i bogatą, ale pochodzącą z nizin, Angeliką.

Książkę Lampedusy można rozpatrywać na różnych płaszczyznach. To powieść historyczna, bowiem pojawiają się w niej postacie autentyczne, opisuje również wydarzenia, które miały miejsce na Sycylii w latach 60-tych XIX wieku. Jest to również powieść psychologiczna obrazująca przemianę zachodzącą w starym księciu. Wreszcie jest to również, a może przede wszystkim, świetna historia obyczajowa prezentująca ludzi, przyrodę, obyczaje i życie codzienne mieszkańców południowych Włoch - od arystokracji, poprzez burżuazję na biedocie kończąc. Pisarz maluje przed naszymi oczami sycylijskie krajobrazy spalone letnim słońcem lub zalewane jesiennymi i zimowymi deszczami, biedne miasteczko czy wreszcie siedzibę Salinów w Donnafugacie - na pozór monumentalną budowlę, a w rzeczywistości nieco zaniedbaną i popadającą w ruinę.

Chociaż książka bardzo dobra, to uczciwie trzeba przyznać, że czyta się ciężkawo - głównie tym, którzy, podobnie jak ja, nie przepadają za zbyt wydłużonymi opisami przyrody. Ale wydaje mi się, że warto sięgnąć po tę lekturę.

piątek, 5 kwietnia 2013

Kuchnia inspirowana namiętnościami

Nie jestem fanką bardzo modnych ostatnio powieści "z gotowaniem w tle" - to znaczy czytuję, ale nie mam odruchu natychmiastowego wypróbowywania zawartych w nich przepisów. Takie książki zazwyczaj podrzucam później mojej mamie i czekam na efekty lektury;)
I kiedy Sardegna w swoim wyzwaniu zaproponowała na ten miesiąc książkę z wątkiem kulinarnym to aż sobie westchnęłam, bo zupełnie nie miałam pomysłu na tego typu literaturę - przecież nie będę czytać "Kuchni regionalnej" o którą się nie tak dawno wzbogaciłam...
Aż nagle przyszło olśnienie - jest jeden tytuł, który już dawno chciałam przeczytać i jakoś tak mi schodziło, a teraz będzie jak znalazł. I tak oto jestem po lekturze książki meksykańskiej pisarki Laury Esquivel pt. "Przepiórki w płatkach róży".

Tita i Pedro pokochali się pierwszą młodzieńczą miłością. Niestety, ich związek nie może dojść do skutku, ponieważ dziewczyna jest najmłodszą córką w rodzinie i według tradycji musi poświęcić się opiece nad matką, rezygnując tym samym z własnego szczęścia. Pedro jednak nie ustępuje, prosi Mamę Elenę o rękę Tity, a kiedy ta kategorycznie odmawia, żeni się z Esperanzą, starszą siostrą swojej ukochanej. Uważa, że jest to jedyna możliwość przebywania w pobliżu Tity. Rozumowanie dosyć karkołomne i, jak się szybko okazuje, niosące za sobą masę kłopotów.

I tak oto rozpoczyna się barwna, magiczna i niezwykle emocjonalna historia ich życia pod jednym dachem. Tita nie może jawnie okazywać swoich uczuć, ale ponieważ jest niezwykle utalentowaną kucharką jej potrawy mówią za nią. Tita ma niezwykłą zdolność doprawiania przygotowywanych dań swoimi uczuciami - co więcej uczucia te niezwykle silnie oddziaływają na wszystkich, którzy chociaż spróbują jej potraw. Miłość, namiętność, smutek, żal i gorycz - to wszystko co przeżywa młoda kobieta przekłada się na smak, kolor, zapach i wygląd jej kulinarnych osiągnięć.
Opowieść podzielona jest na 12 części -  12 miesięcy i 12 potraw, na które przepisy znajdziemy na kartach powieści. Serwowane tu meksykańskie potrawy są niezwykle wykwintne i pracochłonne. Tita udowadnia, że jeżeli coś robi się z pasją, to nawet zwykła fasola może emanować magią. 

Właściwie trudno jednoznacznie określić jaki gatunek reprezentuje ta książka - w zależności od nastroju można ją rozpatrywać jako dramat miłosny albo zabawną farsę. Z pewnością ogromny wpływ na losy bohaterów ma apodyktyczna Mama Elena - Esperanza posłusznie wychodzi za mąż za Pedra, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że mężczyzna kocha jej młodszą siostrę; Tita, która jest jej bezwzględnie podporządkowana na skutek przeżytego szoku wyzwala się częściowo z tej kurateli, jednak matka ma na nią wpływ nawet po śmierci; trzecia z sióstr Gertrudis, chociaż uciekła z domu to podświadomie stara się zaimponować groźnej i bezwzględnej rodzicielce.

Nie wiem czy to najszczęśliwsze porównanie, ale mnie ta książka przypomina w pewnym sensie "Pachnidło". Bo tak jak tam przy lekturze wręcz czuło się produkowane przez głównego bohatera perfumy, tak tutaj przeżyć można (nawet przy znikomej wyobraźni) prawdziwą ucztę smaków.

Serdecznie polecam tę książkę, a przy okazji dodam, że książka została zekranizowana przez męża autorki, meksykańskiego reżysera Alfonso Arau.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Metamorfoza Eufrozyny Romanowej

Eufrozyna Andriejewna Romanowa - lat 36, żona przy mężu, z wykształcenia harfistka, z usposobienia hipochondryczka, uroda mierna, charakter nijaki, umiejętności życiowe - żadne, zainteresowania - lektura kryminałów. Generalnie - mało sympatyczna postać.

Eufrozyna jest jedynaczką, a co gorsza miała nadopiekuńczą mamusię, która sterowała nią na każdym kroku, łącznie z ożenkiem z Michaiłem Gromowem, niezwykle przystojnym i rzutkim biznesmenem. Mąż przejął od teściowej władzę nad Eufrozyną, otoczył ją najczulszą opieką i starał się usuwać każdą, nawet najmniejszą przeszkodę. I wszystko pewnie toczyłoby się swoim torem, gdyby nie to, że pewnego dnia Romanowa dowiedziała się, że mąż ją zdradza...
Zrozpaczona kobieta postanawia popełnić samobójstwo i rzuca się pod koła samochodu prowadzonego przez Katię, która tylko ją potrąca, a następnie zabiera  do swojego domu.
Zapytana o imię i nazwisko niedoszła samobójczyni przedstawia się jako Eulampia, a jej wybawczyni proponuje jej posadę gosposi. Szkopuł w tym, że Eulampia (w skrócie Lampka) nie ma bladego pojęcia o praniu, sprzątaniu czy gotowaniu. Nawet kawy zaparzyć nie potrafi...
Szybko się okazuje, że to najmniejszy problem - Katia zostaje porwana, a Lampka ma dwa tygodnie na odnalezienie pewnych dokumentów. Jeśli nie zdąży Katia pożegna się z życiem.

Daria Doncowa to rosyjska pisarka, autorka kryminałów o humorystycznym zabarwieniu. Na naszym rynku pojawiło się do tej pory 10 (wg BiblioNETki) powieści jej autorstwa podzielonych, ze względu na osoby głównych bohaterek na dwie serie "Dasza Wasiliewa" i "Eulampia Romanowa".

Pisarka jest często porównywana do Joanny Chmielewskiej i chyba słusznie. Eulampia w wielu momentach przypomina Joannę, chociażby umiejętnością pakowania się w kłopoty. Co różni styl Doncowej od naszej królowej kryminału to to, że trzyma akcję w karbach i łatwiej można się, kolokwialnie mówiąc, połapać o co chodzi w wielowątkowej fabule.

"Manikiur dla nieboszczyka" to pierwsza książka z serii o Eulampii i chociaż wątek kryminalny jest oczywiście najważniejszy, to jednak równie ciekawa jest metamorfoza jaką przechodzi główna bohaterka. Rozmemłana, wiecznie chora, leniwa i zupełnie nieprzystosowana do życia dziamdzia zmienia się w całkiem sympatyczną kobitkę. Okazuje się, że jest inteligentna, potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach i, co najważniejsze, szybko przyswaja sobie nowe umiejętności. Za okazane jej serce odwdzięcza się tym samym, nawet z narażeniem życia.

Daria Doncowa to kolejna w ostatnich dniach autorka, z którą spotkałam się po raz pierwszy. I tak jak w przypadku jej poprzedniczek, mam nadzieję, że nie ostatni.

środa, 3 kwietnia 2013

Pierwsze spotkanie z policyjną analityczką

Najnowsze doniesienia z frontu pogodowego - przestał padać śnieg, zaczął deszcz...

Pogoda taka bardziej barowa, więc najlepsze co można zrobić to zapaść w jakimś kącie z ciekawą książką. Jak zwykle w każdym kącie mam coś zaczęte, więc pozostaje tylko właściwy kącik wybrać. I tak w dniu dzisiejszym okupowałam kuchnię a przy okazji czyniłam pierwsze kroki na drodze znajomości z Anastazją Kamieńską, bohaterką cyklu książek jednej z najpoczytniejszych rosyjskich kryminalistek Aleksandry Marininy.

Anastazja pracuje jako analityk w Moskiewskim Wydziale Śledczym. Początkowo nieco lekceważona przez kolegów dosyć szybko zdobywa sobie uznanie i szacunek. Nastia nie uczestniczy w akcjach w terenie, ale jej praca jest niezwykle ważna w czasie ich planowania. Kiedy rozpoczyna się akcja  "Kolacji z zabójcą", pierwszej książki z cyklu o jej przygodach, już od sześciu lat jest członkiem zespołu stworzonego przez Wiktora Aleksiejewicza Gordiejewa  i jej pozycja jest już ugruntowana.

Głównym wątkiem "Kolacji z zabójcą" jest śmierć Iriny Fiłatowej, kryminologa z Instytutu Naukowo Badawczego MSW. Kobieta bardzo się komuś naraziła, bo osoba ta wynajęła płatnego zabójcę, jednego z najlepszych "specjalistów" w kraju. Tylko przypadek sprawił, że zwłoki kobiety zostały znalezione zbyt wcześnie - jeszcze kilka godzin i każdy śledczy uznałby, że Fiłatowa zmarła porażona prądem z zepsutej kuchenki.
W czasie śledztwa Kamieńska szybko dochodzi do wniosku, że zleceniodawcy zabójstwa należy szukać wśród wysoko postawionych pracowników MSW...

Aleksandra Marinina przez wiele lat pracowała w moskiewskiej milicji więc opisywane przez siebie środowisko zna od podszewki. Można sądzić, że bohaterowie jej książek mają swoje prototypy wśród byłych współpracowników pisarki - to postacie wielowymiarowe, z problemami osobistymi, kompleksami, pragnieniami i marzeniami, bardzo prawdziwe. 

Anastazja to kobieta o niezwykle chłonnym umyśle, kierująca się w pracy żelazną logiką, ale kiedy trzeba potrafi być kreatywna i wychodzi poza utarte schematy. Życiowo nie jest już taka poukładana - w domowych pieleszach Nastia jest leniwa i niezorganizowana, co paradoksalnie dodaje jej swoistego wdzięku.

Książkę przeczytało mi się całkiem miło, choć nie obyło się bez pewnych dłużyzn - ale ponieważ to książka otwierająca cykl autorka chciała zapewne jak najlepiej przedstawić swoich bohaterów, a to ma wpływ na wartkość akcji.
Natomiast odczuwam pewien niedosyt jeśli chodzi o jeden z wątków pobocznych - gwałt na córce pewnego polityka - początkowo sprawa ta jest równorzędna z zabójstwem Fiłatowej, a od pewnego momentu gdzieś znika, tak jakby śledczy się znudzili i przestali nią zajmować, i dopiero na  samym końcu książki jest skwitowana jednym zdaniem komentarza. Trochę to dziwne.

Pomimo tych drobnych mankamentów "Kolacja z zabójcą" to kawałek dobrej lektury - serdecznie polecam:) I liczę, że Oisaj pożyczy mi kolejne tomy przygód Nastii Kamieńskiej.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Kradzież, pobicie, anonimy i morderstwo - czy tak wygląda spokojna angielska wieś?

Littlebourne to niewielka miejscowość niedaleko Londynu, jedna z tych gdzie czas płynie powoli a wszyscy się znają. Niestety spokój ten zostaje zakłócony - w lesie na obrzeżach wsi znalezione zostały brutalnie okaleczone zwłoki młodej kobiety. Miejscowi stróże prawa zawiadamiają Scotland Yard i na miejsce zbrodni przybywa nadinspektor Richard Jury.

Tak rozpoczyna się "Pod Anodynowym Naszyjnikiem", kryminał autorstwa amerykańskiej pisarki Marthy Grimes  - trzecia książka z kilkutomowej serii o w/w policjancie.
Jury po przybyciu na miejsce dowiaduje się o kilku innych wypadkach, w których ucierpieli mieszkańcy Littlebourne - przed rokiem miało miejsce włamanie do domu lorda Kenningtona, gdzie skradziono niezwykle cenny szmaragdowy naszyjnik zaś dwa tygodnie wcześniej została napadnięta w londyńskim metrze córka właścicielki pubu, Katie O'Brien, która jeździła do miasta na lekcje skrzypiec, a przy okazji dorabiała sobie graniem na jednym z dworców. Inspektor zostaje również poinformowany o serii dziwacznych anonimów, które jakiś czas temu otrzymało kilkoro mieszkańców wsi.
Bardziej intuicyjnie niż w oparciu o dowody Jury dochodzi do wniosku, że wszystkie te sprawy są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Kilka śladów prowadzi do obskurnego londyńskiego pubu "Pod Anodynowym Naszyjnikiem"...

Richard Jury to osobnik nieco melancholijny, jednak niezwykle bystry i inteligentny. Zdaje sobie sprawę, że społeczeństwo żywi nieuzasadniony uraz do stróżów prawa i niezbyt chętnie dzieli się z nimi posiadaną wiedzą, dlatego też prosi o pomoc przyjaciela - Melrose'a Planta. Dystyngowany młody człowiek ma niezwykłą umiejętność zdobywania potrzebnych mu informacji, więc jest wymarzonym partnerem w śledztwie.

Kryminał jak to kryminał, rządzi się swoimi prawami, jednak udało się autorce, niejako przy okazji, stworzyć ciekawą, pełną humoru opowieść. Wioskę zamieszkuje spora grupa oryginałów, kontakt z którymi wymaga od Jury'ego i Planta niezwykłej cierpliwości i opanowania. Poczynając od miejscowego arystokraty sir Milesa Bodenheima i jego rodziny, poprzez autorkę kryminałów Polly Praed a na Ernestine Craigie, prezesce Królewskiego Towarzystwa Obserwowania Ptaków w Hertfield kończąc (że wymienię tylko kilkoro mieszkańców Littlebourne) wszyscy mają swoje własne teorie na temat tego co się wydarzyło w ich wsi. Nadinspektor i jego przyjaciel muszą odbyć wiele męczących rozmów i spotkań aby odnaleźć interesujące ich poszlaki.
Jest jednak w wiosce ktoś, kto rzeczywiście coś wie, jednak swoją wiedzą nie chce się dzielić - dziesięcioletnia Emily Louise Perk to osóbka niezwykle stanowcza i obaj panowie będą się musieli nieźle napocić, aby skłonić ją do zwierzeń.

Spędziłam w towarzystwie Jury'ego i  Planta bardzo miłe świąteczne popołudnie - to moje pierwsze spotkanie z książkami pani Grimes i mam nadzieję, że nie ostatnie.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Całkiem poważne podsumowanie

Pomimo, że dzisiaj Prima Aprilis to wpis jak najbardziej poważny będzie.
Bo sami powiedzcie, czy to co za oknem to nie jest jakiś paskudny żart? Tak wygląda mój balkon 1 kwietnia, w samo południe:


*******************************

Na wielu blogach co miesiąc pojawiają się podsumowania: ile kto przeczytał, co się podobało, co nie, niektórzy przeliczają to na strony, niektórym chce się liczyć ile za zadrukowaną stronę trzeba wydać pieniążków, itp.
Nie robię takich podsumowań, bo mi się zwyczajnie nie chce, ale ponieważ w tym roku postanowiłam ograniczyć finansowe ekscesy jeśli chodzi o książkowe wydatki to co kwartał będę się z tego rozliczać;)

Czuję się trochę jak nałogowiec walczący z uzależnieniem dlatego oświadczam:

Jestem nałogowym kupowaczem książek, ale staram się pracować nad sobą. Wciągu pierwszego kwartału 2013 roku tylko trzy razy złamałam swoje postanowienie niekupowania niczego nowego do biblioteczki.

A to dowody mojej winy:



Książki kupione to te po prawej stronie - wszystkie trzy stanowią kolejne części tomów, które mam w domu i nabyłam je celem kontynuacji. To całkiem niezłe tłumaczenie, prawda?

Stos po lewej tworzą egzemplarze pochodzące z wymianki, wygrane w konkursach i recenzyjne. Brak tu tylko książek dla dzieci, które dostałam z wydawnictwa Znak Emotikon, ponieważ wywędrowały na pożyczki do różnych rodzinnych małolatów.