wtorek, 31 maja 2016

Trylogia na maj, czyli prokurator Szacki po raz ostatni

Ostatnie spotkanie z prokuratorem Teodorem Szackim - szkoda, bo chociaż nie należy on do najmilszych bohaterów literackich zdążyłam go polubić...

Po świetnym "Uwikłaniu", jeszcze lepszym "Ziarnie prawdy" przyszła pora na "Gniew" Zygmunta Miłoszewskiego. Jeszcze przed lekturą miałam duże oczekiwania w stosunku do tej powieści, a rozmaite znajome czytelnicze dusze, które już książkę znały, nie szczędziły zachwytów. A teraz po przeczytaniu owego dzieła mam trochę mieszane odczucia. Ale do rzeczy.

Teodor Szacki po raz kolejny zmienia miejsce pracy i zamieszkania - tym razem trafia do Olsztyna, którego to miasta szczerze i serdecznie nie lubi. Nie lubi swojej pracy, nie przepada za zwierzchnikami ani współpracownikami, nawet ze swoją aktualną kobietą nie ma jakichś gorących relacji. Co więcej, razem z nim w Olsztynie wylądowała jego córka, i nawet z nią nie potrafi się porozumieć.

Pewnego dnia zostaje wezwany do, zdawałoby się, rutynowej sprawy - w czasie prac budowlanych natrafiono na szkielet, najprawdopodobniej z czasów II wojny światowej. Przepisy wymagają zawiadomienia prokuratury, więc Szacki udaje się na miejsce budowy. Szybko załatwia papierkową robotę i sądzi, że na tym sprawa się zakończy. 
Tak się nie dzieje - okazuje się, że znalezione kości są znacznie młodsze niż przypuszczano, a ich właściciel jeszcze kilka tygodni wcześniej cieszył się dobrym zdrowiem. 
Jaki był powód jego śmierci, i co ważniejsze, w jaki sposób zginął?
A co gorsza szybko się okazuje, że zabójca może uderzyć po raz kolejny...

Tak jak pisałam na początku miałam co do tej książki duże oczekiwania, które nie do końca się spełniły. Owszem dużo się dzieje, czytelnik jest wciąż zaskakiwany nagłymi zwrotami akcji, językowo jest bez zarzutu, ale bohaterowie... Szackiego się już raczej nie da zepsuć, całkiem nieźle wyszła Miłoszewskiemu Helena Szacka - nastolatka wyrwana z naturalnego środowiska, która z Warszawy musi przenieść się na prowincję, dorastająca "córeczka tatusia" obwiniająca ojca o caałe zło świata tego i trochę podświadomie zazdrosna o jego pracę i to by było na tyle. Reszta jest jakaś płaska, jednowymiarowa, przerysowana - nie wiem, może taki był zamysł autora, ale mnie to nie przekonało.

A już zupełnie rozłożyło mnie zakończenie - nie nie zdradzę co się stało z Szackim na ostatniej stronie, ale nie do końca rozumiem koncepcje pana Miłoszewskiego...

Gdybym miała ustawić kolejne części trylogii o Teodorze Szackim na sportowym podium to zdecydowanie wygrałoby "Ziarno prawdy", drugie miejsce przypadłoby "Uwikłaniu", natomiast "Gniew" zająłby miejsce trzecie.

Co by nie powiedzieć - seria o Szackim autorstwa Zygmunta Miłoszewskiego to literatura godna polecenia.


czwartek, 26 maja 2016

Młodociani detektywi na tropie

Rasmus i Pontus mają po jedenaście lat i chodzą do czwartej klasy. Na świecie króluje wiosna, a oni muszą siedzieć w szkole, chociaż serce wyrywa im się do Wszawego Dołka, do którego właśnie zjechało wesołe miasteczko. 

Tak zaczyna się książka Astrid Lindgren pt. "Rasmus, Pontus i pies Toker" - powieść powstała w 1957 roku, a jej najnowsze wydanie sygnowane jest przez Naszą Księgarnię.

Największą sensacją wesołego miasteczka jest Alfredo, słynny połykacz noży. Chłopcy bardzo chcą obejrzeć jego występ ale brakuje im pieniędzy, więc postanawiają wejść bez biletu. Plan mają całkiem niezły, jednak nie udaje się go zrealizować, przypadkowo przerywają występ i stają oko w oko z rozzłoszczonym Alfredem. Nie mają pojęcia, że to spotkanie będzie miało daleko idące skutki...
Można powiedzieć, że pechowe spotkanie z połykaczem noży rozpoczęło wyjątkowo urozmaicony okres w życiu chłopców, bowiem następnej nocy są świadkami kradzieży i, oczywiście, postanawiają samodzielnie schwytać złoczyńców.

Rasmus i Pontus to sympatyczne, inteligentne i pomysłowe dzieciaki. Ich przyjaźń jest z gatunku tych prawdziwych, od serca - kiedy Rasmus chce pomóc swojej starszej siostrze  Pontus idzie "na akcję" razem z nim, nie bacząc na fakt, że plan przyjaciela zakłada potajemne nocne wejście do obcego domu. 
Chłopcy mają fantazję, poczucie humoru, potrafią wywołać bójkę na ulicy, ale potrafią się również wykazać odwagą i lojalnością. Mają dobry kontakt ze swoimi rodzicami, chociaż jak każdy młody człowiek w ich wieku uważają, ze rodzina nie zawsze traktuje ich poważnie.

Powieść, jak na kryminalną historię przystało, ma kilka nagłych zwrotów akcji, znajdzie się jakiś niewielki zbieg okoliczności, a dobro oczywiście zwycięży.

"Rasmus, Pontus i pies Toker" to, podobnie jak wiele innych książek Astrid Lindgren, powieść ponadczasowa, która pomimo dosyć słusznego już wieku spodoba się współczesnym dzieciakom. Bo niezależnie od czasów w których przyszło nam żyć przyjaźń i lojalność nigdy nie stracą na wartości.

wtorek, 17 maja 2016

Przyjaciel zasługuje na prawdę

W Polsce typowa zima ostatnich lat - trochę śniegu i mrozu, ale zdecydowanie więcej mgły, zimnego wiatru i roztopionej brei na ulicach. Za to w Egipcie piękna słoneczna pogoda, lazurowa woda i piaszczysta plaża - wymarzone miejsce na spędzenie ferii zimowych. Czy aby na pewno? 

Anna Łacina to jedna z moich ulubionych autorek powieści młodzieżowych, chociaż sama już dawno młodzieżą nie jestem... Każdą jej książkę czytam z ogromnym zainteresowaniem i nieodmiennie nie mogę wyjść z podziwu jak pisarka świetnie rozumie młodych ludzi. Tak jest i z jej najnowszą powieścią pt. "Niebo nad pustynią", która wydała ostatnio Nasza Księgarnia.

W słonecznych egipskich dekoracjach spotyka się czwórka młodych ludzi - Anastazja, Damian, Klara i Albert. Mają szansę na spędzenie dwóch wspaniałych tygodni, jednak okazuje się to nie takie proste - każde z nich przywozi ze sobą niewidzialny bagaż problemów z rodzaju tych nie do przezwyciężenia.

Damian żyje w świecie gier komputerowych. Jest nimi zafascynowany do tego stopnia, że nawet kontakty z dziewczętami traktuje jak kolejny level.
Anastazja pod licznymi bransoletkami i rzemykami skrywa blizny na nadgarstkach, a jej rodzina tylko z pozoru jest idealnie szczęśliwa.
Klara cały czas martwi się o pozostawione w domu rodzeństwo, a na plażę wychodzi w długich spodniach i szczelnie zapiętej czarnej koszuli.
Albert wydaje się ideałem - kulturalny, inteligentny, świetnie dogaduje się zarówno z dziećmi jak i starszymi paniami, zna arabski...
Dwa tygodnie w egzotycznym kurorcie stanowią dla nich wszystkich szansę aby coś zmienić w swoim życiu. Tylko czy ją wykorzystają?

"Niebo nad pustynią" to na pierwszy rzut oka opowieść o młodzieńczych fascynacjach, pierwszych uczuciach, o kompleksach i międzypokoleniowym braku zrozumienia. Ale kiedy zagłębimy się w lekturę to po kilku stronach dotrze do nas, że byliśmy w błędzie, bowiem nic nie jest takie jakie się wydaje. Anastazja i Klara dźwigają na swoich barkach ciężary, którym nie dałaby rady niejedna dorosła kobieta, Damian, który w wirtualnym świecie jest superbohaterem w realu nie radzi sobie zupełnie, Albert skrzętnie broni swojej prywatności, ale równocześnie okazuje się świetnym obserwatorem i znawcą młodzieńczej psychiki.
Niecodzienna sytuacja w jakiej znalazła się cała czwórka, znajomość, która może się skończyć razem z powrotem do Polski sprawia, że bohaterowie mogą otworzyć się przed sobą - paradoksalnie łatwiej zwierzyć się obcej osobie niż najbliższym.

Anna Łacina po raz kolejny zaserwowała nam świetną, wielowątkową, dynamiczną opowieść z zaskakującym zakończeniem, po którą zdecydowanie warto sięgnąć.




środa, 11 maja 2016

Przyjaźń ponad wszystko

W normalnych warunkach raczej nigdy by się nie zaprzyjaźniły. Więcej - w normalnych warunkach nigdy by się nie spotkały. Niestety, wybuchła wojna i w tym momencie skończył się normalny świat...

Alice jest córką pastora z niewielkiej nadmorskiej miejscowości Crowmarsh Priors. Jej ojciec zmarł, więc wraz z matką musiały opuścić plebanię i zamieszkać we wsi. Alice jest zaręczona ze swoim wieloletnim przyjacielem i ma nadzieję w niedługim czasie zostać panią Richardową Fairfax.

Antoinette zwana w rodzinie Tanni jest córką austriackiego lekarza żydowskiego pochodzenia. Po zajęciu Austrii przez hitlerowców rodzice pragnąc uchronić ją przed prześladowaniami wydają ją za mąż za syna znajomej, który przed wojną wyjechał na studia do Anglii i tam pozostał jako pracownik naukowy - może więc legalnie zabrać tam Tanni jako swoją żonę. Kiedy Niemcy atakują Wielką Brytanię Tanni z maleńkim dzieckiem zostaje ewakuowana na wieś.

Ojciec Frances jest admirałem i wysoko postawionym urzędnikiem w ministerstwie wojny. Córka nic sobie nie robi z jego pozycji i wywołuje skandal za skandalem, więc zirytowany tatuś wysyła ją do ciotki na prowincję.

Elsie pochodzi z jednej z robotniczych dzielnic Londynu. Kiedy wybucha wojna i władze starają się wywieźć z miasta jak najwięcej mieszkańców, szczególnie dzieci, dziewczyna trafia jako służąca do wiejskiego domu w południowo - wschodniej Anglii.

Evangeline pochodzi z jednej z najlepszych rodzin w Nowym Orleanie. Rodzice planują wydać ją za mąż za zamożnego, ale sporo od niej starszego sąsiada. Niestety dziewczyna jest poważnie zaangażowana w inny związek, który z różnych przyczyn nie ma szans na akceptację rodziny - postanawia więc uciec z domu, a swoje plany wiąże z goszczącym w mieście brytyjskim oficerem Richardem Fairfaxem...

Te pięć młodych kobiet to pierwszoplanowe bohaterki debiutanckiej powieści "Oblubienice wojny" pióra Helen Bryan. Poznają się w Crowmarsh Priors do której to wioski trafiają na początku wojny i przez kolejne miesiące i lata żyją tam, pracują, martwią się o swoich bliskich, uprawiają warzywa, szyją i robią na drutach różne części garderoby, oszczędzają na wszystkim co tylko się da i czekają aż to wojenne szaleństwo wreszcie się zakończy. 
Wszystkie mają swoje marzenia i plany na przyszłość, wszystkie chcą być kochane i mieć szczęśliwe rodziny, jednak na przeszkodzie staje im wojna - większość młodych mężczyzn znajduje się na froncie lub w inny sposób jest zaangażowana w walkę z wrogiem. W wiejskim świecie Crowmarsh Priors pojawiają się jedynie sporadycznie, na kilka ulotnych chwil, aby zaraz wrócić do swoich mniej lub bardziej tajemniczych działań.

Helen Bryan stworzyła piękną, wciągającą i barwną historię. Postacie bohaterek są bardzo realne, dziewczęta nie mają w sobie nic z posągowych heroin - owszem muszą sobie radzić z wojenną rzeczywistością, ale nieobcy jest im strach, zmęczenie czy zwątpienie. Są wobec siebie lojalne i mogą wzajemnie na siebie liczyć, ale równocześnie każda z nich ma swoje tajemnice o których przyjaciółki nie mają pojęcia. Dziewczęta pochodzą z różnych środowisk, odebrały bardzo różne wychowanie i wykształcenie, różni je nawet religia, ale łączy prawdziwa przyjaźń - taka, której nie zniszczy ani czas ani odległość.

Na koniec chciałabym jeszcze dodać kilka słów na temat tła historycznego: autorka starannie odmalowała warunki w których przyszło egzystować jej bohaterkom - naloty na Londyn i ich skutki, problemy z aprowizacją, pracę w rozmaitych organizacjach społecznych (m.in "Land Girls", która to praca na plakatach wyglądała radośnie i lekko a w rzeczywistości była ciężka, brudna i nieprzyjemna) oraz nastroje społeczne, łącznie z dosyć, niestety, popularnym w Wielkiej Brytanii antysemityzmem. 

Co jednak ważne - książka pomimo niewesołej scenerii oraz tematyki napisana jest lekko i świetnie się ją czyta. A jeśli ktoś ma oczy na tzw. mokrym miejscu powinien sobie przygotować duży zapas chusteczek.

Serdecznie zachęcam do lektury tej książki.

środa, 4 maja 2016

Trochę spóźniona trylogia kwietniowa

Nie ma to jak przeleżeć majowy weekend w towarzystwie wyjątkowo paskudnej infekcji, takiej co to wiecie: ani ręką, ani nogą człowiek nie jest w stanie poruszać...

Trójksiąg zaplanowany na kwiecień nie jest trylogią w dosłownym znaczeniu - to raczej trzy zbiory opowiadań połączone tematyką i częścią bohaterów. Ale po ich lekturze stwierdzam, że wzajemnie się dopełniają i stanowią konkretną całość.

Trzy lata temu wręcz pochłonęłam dwie przecudowne książki autorstwa Karola Olgierda Borchardta, a mianowicie "Znaczy kapitan" oraz "Szaman morski". Już wtedy rozmaite autorytety, m.in. ZwL, doradzały przeczytanie trzeciej morskiej opowieści czyli "Krążownika spod Samosierry", tyle, że niestety znikąd nie mogłam tej książki zdobyć. Udało się to dopiero teraz, więc z niekłamaną przyjemnością przeniosłam się w czasie i przestrzeni by po raz kolejny wejść w świat wspaniałej morskiej przygody.

Chociaż na kartach "Krążownika" po raz kolejny odżywają wspomnienia ze Szkoły Morskiej w Tczewie, pojawiają się nietuzinkowe postacie prawdziwych wilków morskich, a marynarze i oficerowie wykazują się odwagą, lojalnością jak również poczuciem humoru, to jednak różni się ta książka zasadniczo od swoich dwóch poprzedniczek. Większość opowiadań poświęcona jest wojennym dziejom naszej floty, konwojom morskim, walce z nieprzyjacielem i, niestety, niejednokrotnie ostatnim chwilom okrętów i ich załóg. Ale nawet te trudne czasy nie były w stanie zabić ducha w marynarskich piersiach. Pojawia się też iskierka nadziei, że to co zapoczątkowała tczewska szkoła i stary szkolny żaglowiec "Lwów" nie zginie, a nowe kadry dla przyszłej powojennej floty rozpoczęły naukę w szkole morskiej w Southampton.

"Krążownik spod Samosierry" składa się z 26 opowiadań ułożonych w kolejności chronologicznej. Serdecznie ubawił mnie "Egzamin" (które to opowiadanie uczy jak zdać egzamin z języka angielskiego bez jego znajomości), rozczulił "Kazio" (dzieci to bardzo wdzięczny temat), wzruszył "Pikrat! Pikrat! Wylecimy w powietrze" (ostatnie chwile statku "Chrobry" pływającego w konwojach do Norwegii). Ale hitem, przynajmniej moim skromnym zdaniem, jest "Nie dokończony reportaż" o przyjęciu jakiego doznał warszawski żurnalista na pokładzie jednego ze statków w porcie w Gdyni - kto czytał ten wie, kto nie czytał niech przeczyta - chociażby dla tego jednego opowiadania warto sięgnąć po tę książkę.

Nieustająco polecam wszystkie trzy książki Karola Olgierda Borchardta - bo chociaż powstały wiele lat temu i opisują świat, którego już nie ma to w dalszym ciągu są ciekawe i wciągające.