piątek, 29 czerwca 2012

I mamy wakacje...

Strasznie długi był ten rok szkolny. A jego końcówka to już, używając określenia moich uczniów, "totalna masakra". Na szczęście już mamy wakacje, moje pierwszaczki (niestety nie wszystkie) są już "drugaczkami", kolejna grupa naszych gimnazjalistów pożegnała się z nami i ruszyła w świat, papierologia w większości odrobiona (jeszcze coś tam zostało, ale to już sama drobnica) więc mogę co nieco odetchnąć. Przez ostatni miesiąc nazbierało się znów trochę zaległości, które trzeba nadrobić, ale najważniejsza sprawa jest taka, że dotarła do mnie wymiankowa paczka od Meme. Po prawdzie dotarła już kilka dni temu, ale dopiero dzisiaj się nią chwalę:)



Paczuszka dotarła do mnie z przepięknej Wielkopolski (byłam tylko raz i to przelotem ale mam nadzieję, że uda mi się kiedyś poznać ją dokładniej) i po otwarciu ukazały się takie oto cuda:



Najważniejsze są oczywiście książki:



Jak widać dzięki Meme odwiedzę Dziki Zachód, z bohaterami Nory Roberts odwiedzę Wschodnie Wybrzeże USA a trzecia książka zabierze mnie w moje ulubione Bieszczady.
Do paczki dołączona była płyta z prezentacją na temat rodzinnej miejscowości Meme - Ocieszyna.

Serdecznie dziękuję Meme za miłą przesyłkę, a Sabince za zorganizowanie kolejnej wymianki:)

***************************************************************************

A jak już przy książkach jesteśmy to od razu się pochwalę tymi, które (na krócej lub dłużej) zagościły u mnie w ciągu ostatniego miesiąca:



Patrząc od dołu:

  • "Skarb w Srebrnym Jeziorze" K. May - wymianka
  • "Podszepty" B. Abratowicz - j.w.
  • "Schwytana gwiazda" N. Roberts - j.w.
  • "Złota mucha" J. Chmielewska - wymiana na LC
  • "Carska roszada" M. Medard - wygrana na blogu uKlaudyny
  • "Srebrzynek i ja" J.R. Jimenez - wędrująca książka z Biblionetki
  • "Po zmierzchu" H. Murakami - lektura z DKK
  • "Saga podlaska" M.P. Rawinis - do renenzji od portalu Na Kanapie
  • "Ta kobieta. Wallis Simpson" A. Sebba - do recenzji od Znak literanova
  • "Dziwny przypadek Rockefellera" M. Seal - j.w.
  • "Kora jest samotna" H. Webb - wygrana w konkursie w Literadarze (to dla Piotrka książeczka jest)
  • "Franek i duch drzewa"L. Zaciura - j.w.
  • "Księga kłamców" M. Zielke - do recenzji od autora
  • "Cichy wielbiciel" O. Rudnicka - z biblioteki
  • "Martwe jezioro" O. Rudnicka - j.w.
Brakuje tu jeszcze dwóch książek, a mianowicie "Każdy szczyt ma swój Czubaszek" Artura Andrusa i Marii Czubaszek i "Nadziei" Katarzyny Michalak o których to książkach pisałam kilka dni temu, ale odbywają właśnie pielgrzymkę po zaprzyjaźnionych domach:)

środa, 27 czerwca 2012

Piramidy, chamsin i baklawa czyli z wizytą w Egipcie

Lato mamy w pełni i chociaż co nieco się ochłodziło (na ten przykład dzisiaj rano termometr za moim oknem wskazywał zaledwie 10 stopni ciepła) to zapewne większość z nas ma już jakieś wakacyjne plany, spakowane walizki i plecaki i tylko czeka na pierwszy dzień urlopu. 
Ja niestety (a może na szczęście) będę spędzać wakacje w domu a wszelkie podróże dalsze i bliższe będą literackie li tylko... I właśnie o jednej z takich literackich podróży chciałabym napisać słów kilka.

Jarosław Kret to znany chyba wszystkim sympatyczny "pan od pogody" - ze swoich kilkuminutowych występów tworzy całe spektakle i nawet jak zapowiada burzę z gradobiciem to robi to w taki sposób, że człowiek jest w stanie ową nawałnicę polubić. Prowadzi również cykl programów "Polska według Kreta" i tu nie mogę się powstrzymać od prywaty: w kwietniu pan Jarek zawitał w moje rodzinne strony, konkretnie do sąsiedniej wsi, która nazywa się Wielkanoc, oraz do mojego powiatowego Miechowa. Jak ktoś ciekawy to TUTAJ można obejrzeć jak u nas na wsi wczesna wiosna wygląda oraz moich gimnazjalistów, którzy się produkowali w legendzie o Wielkanocy.
Niewiele jednak osób wie, że Jarosław Kret z wykształcenia jest egiptologiem. Z racji takiego właśnie kierunku studiów w latach 1987/88 przebywał na rocznym stypendium w Kairze. Pobyt ten zaowocował wielu znajomościami, przyjaźniami, zachwytami orientalną kulturą oraz niesłabnącą sympatią do kraju i ludzi. W późniejszych latach wiele jeszcze razy bywał w kraju faraonów a swoje wspomnienia zamieścił w książce "Mój Egipt". 

Każdy z nas ma pewnie jakieś swoje metody na poznawanie nowych kultur. Przy lekturze tej książki odniosłam wrażenie, że Jarosław Kret stosuje metodę słuchowo-smakowo-węchową. Próżno by szukać w jego opowieści opisów najważniejszych zabytków egipskiej cywilizacji, niewiele też znajdziemy opisów przyrody. Dowiemy się za to jak czuje się turysta na egipskim bazarze, gdzie najlepiej się udać aby spróbować przysmaków orientalnej kuchni, w jaki sposób poruszać się po kairskiej ulicy, jak kupować żeby nie przepłacić i wielu jeszcze praktycznych wskazówek, których na próżno by szukać w profesjonalnych przewodnikach.
Książkę czyta się z przyjemnością - autor ma świetny styl (chociaż zdarzyło mu się parę razy zamotać w zbyt obrazowe opisy i porównania), widać, że to o czym pisze jest mu bliskie, swoje wspomnienia doprawia poczuciem humoru oraz autoironią (wszak jego pierwsze kroki na egipskiej ziemi do najłatwiejszych nie należały) a do tego jest tu cała masa zdjęć, które wprowadzają w nastrój targowisk, uliczek, świątyń i sklepików.

Już dawno doszłam do wniosku, że kiedy wybieramy się w jakieś egzotyczne miejsce to należałoby si o nim jak najwięcej dowiedzieć. I to nie z folderów reklamowych czy oficjalnych przewodników ale z takich książek jak ta o której tu piszę - których autorzy opisują swoje własne przeżycia  i doświadczenia a także podają pewne wiadomości dzięki którym podróż i pobyt za granicą będzie łatwiejszy i bezpieczniejszy.
Dlatego też zachwalam "Mój Egipt" wszystkim, którzy planują zobaczyć piramidy w realu, ale również tym, którzy podobnie jak ja, będą te dalekie podróże odbywać tylko w wyobraźni.

sobota, 23 czerwca 2012

Mały, biały, bez łap czyli lato zaczynam w Poziomce:)

Wczoraj oficjalnie zaczęło się lato a za tydzień, równie oficjalnie rozpoczną się wakacje, na które w tym roku czekam z wyjątkowym utęsknieniem. Powodem tego stanu jest 27 diabląt w dokumentacji występujących jako klasa Ib Gimnazjum Publicznego. Same diablęta stanowią dosyć sympatyczne stadko ale papierzyska, które na ich cześć muszę odrobić już takie przyjemne nie są:( Siedzę nad tą papierologią od kilku godzin i  odczuwam już znaczne przegrzanie zwojów mózgowych objawiające się m.in. tym, że dodawanie w zakresie 20 zaczyna mnie przerastać...

Postanowiłam sobie dać chwilę oddechu i napisać słów parę na temat mojej wczorajszej lektury. Książka, którą zainaugurowałam mój osobisty letni sezon czekała na swoją kolej od ponad pół roku. Nabyta drogą kupna w czasie Targów Książki w Krakowie, opatrzona dedykacją autorki, obeszła już chyba większość rodzinnych opłotków i wreszcie wróciła "na ojczyzny łono". 

"Powrót do Poziomki" Katarzyny Michalak jest kontynuacją "Roku w Poziomce", o którym pisałam TUTAJ. Po raz kolejny spotykamy Ewę Złotowską i jej najbliższych - męża Witolda, córeczkę Julijkę, najbliższego przyjaciela Andrzeja, który wraz z żoną Karoliną oczekuje właśnie narodzin bliźniąt oraz poziomkowy zwierzyniec, czyli Pepsi, Gapę i Tosię. Poznajemy też nowe osoby - Jasię, nianię Julci, leśniczego Lipę, aspiranta Skałę z miejscowego posterunku oraz... a nie tego już nie powiem, żeby za dużo nie zdradzić ale zapewniam, że wielkim światem powieje. Nie zabraknie również "Tej Michalak", która kilka razy znacząco wpłynie na losy mieszkańców Poziomki.

Ci, którzy znają pierwszą część przygód Ewy Złotowskiej wiedzą, że jest to osoba niezwykle spontaniczna, optymistycznie nastawiona do świata, kochająca wszystkie żywe istoty (no, może z wyjątkiem krwiożerczych meszek) i niesamowicie wręcz roztrzepana. I faktycznie można odnieść wrażenie, że macierzyństwo i małżeństwo nie wpłynęło nic a nic na Ewusin charakterek - bo tylko tak można tłumaczyć fakt, że sama sobie... ukradła samochód. Nie brakuje Ewie również wyobraźni, która działa z siłą wodospadu i nawet niewinnie rzucony żarcik przetwarza w mrożącą krew w żyłach historię. 

Wydawać by się mogło, że Ewie nic do szczęścia nie brakuje - ma swój ukochany domek, męża i córeczkę, odnalazł się jej ojciec, własna firma daje jej utrzymanie, czyli żyć nie umierać. Niestety, jak to najczęściej bywa szczęście nie trwa wiecznie - jej wydawnictwo zaczyna mieć kłopoty finansowe, mąż wyjeżdża do pracy aż do Korei a Andrzej musi uciekać przed Urzędem Skarbowym i prokuraturą, zostawiając Karolinę i bliźniaki w Poziomce. 
Ewa z dnia na dzień staje się odpowiedzialna za dwie rodziny, a to jeszcze nie koniec, bo los i Ta Michalak szykują dla niej jeszcze jedno odpowiedzialne zadanie...

Kolejna książka Katarzyny Michalak, którą czyta się z uśmiechem na twarzy ale i z łezką w oku (chociaż więcej tu do śmiechu niż do płaczu), idealna na letnie popołudnie, chociaż jak to często w książkach tej autorki bywa pomiędzy wierszami przemycony jest jakiś ważny problem, nad którym nie można się nie zatrzymać, zastanowić i, być może, spróbować coś zmienić.

Serdecznie zapraszam na wizytę w Poziomce i okolicach a ja wracam do liczenia frekwencji, średnich, czytelnictwa i już sama nie wiem czego...


środa, 20 czerwca 2012

Jak dwie królowe o jednego króla walczyły

Gdyby mnie ktoś zapytał, którą z naszych władczyń uważam za najwybitniejszą to na 99% (zawsze trzeba zostawiać jakiś margines) wybrałabym drugą żonę króla Zygmunta Starego - Bonę. Co prawda wśród współczesnych nie miała, oględnie mówiąc, zbyt dobrej opinii, kolejne pokolenia nie pozostawiały na niej suchej nitki i dopiero całkiem niedawno została doceniona i zrehabilitowana. Bona znacznie wyrastała nad czasy w których przyszło jej żyć, jej gospodarność przeszła wręcz do legendy, starała się wzmocnić władzę królewską, co przysporzyło jej tłumy wrogów wśród szlachty oraz, a może przede wszystkim, była zdeklarowanym wrogiem Habsburgów i Hohenzollernów, jakby przeczuwając, że z ich strony będzie kiedyś groziło Polsce ogromne niebezpieczeństwo.

Jako, że Bona przez kilka dziesięcioleci miała ogromny wpływ na to co się działo w Polsce nie mogło jej zabraknąć wśród bohaterów historycznego cyklu Kraszewskiego. I w istocie jest ona jedną z tytułowych postaci powieści "Dwie królowe". Druga wymieniona w tytule królowa to pierwsza synowa Bony,  Elżbieta Habsburżanka, zaś akcja powieści obejmuje lata 1543 - 1545, czyli okres jej małżeństwa z Zygmuntem Augustem.
Małżeństwo to było zaplanowane wiele lat wcześniej, kiedy Zygmunt i Elżbieta byli jeszcze dziećmi i od początku stanowiło zarzewie konfliktu pomiędzy stronnikami Bony i Zygmunta Starego. Wygrała opcja prohabsburska i królowa musiała się pogodzić z zaistniałymi faktami. Nie znaczy to jednak, że zupełnie odpuściła i spoczęła na laurach. Ze wszystkich sił stara się nie dopuścić do zacieśnienia więzów pomiędzy młodymi małżonkami, posuwa się do tego, że patronuje romansowi syna z jedną ze swoich dwórek, piękną Dżemmą. Synowej okazuje jawne lekceważenie, uprzykrza jej życie mniejszymi i większymi złośliwościami, nie bacząc, że wszystko to odbija się na jej najstarszej córce Izabeli, królowej Węgier. Jeżeli dodać do tego, że Elżbieta to młoda, zahukana i poważnie chora dziewczyna to jasnym się staje, że Bona jest na najlepszej drodze do osiągnięcia swoich celów. I pomimo, że wcześniej była przeciwna wysłaniu Zygmunta Augusta na Litwę, teraz popiera ten projekt z całych sił - wszak odległość między Krakowem, w którym zostaje Elżbieta, a Wilnem gdzie ma zamieszkać młody król jest najlepszą gwarancją na to, że młodzi się, kolokwialnie mówiąc, nie dogadają...
Na tle wydarzeń historycznych maluje Kraszewski jeszcze jedną romansową historię - w Dżemmie zakochany jest jeden z dworzan królewskich Petrek Dudycz. Zdaje on sobie sprawę z tego, że z Augustem nie ma żadnych szans, ale przewiduje, że romans królewski nie będzie trwał wiecznie, a wtedy on będzie mógł zdobyć piękną Włoszkę.

Po raz kolejny przy okazji tej powieści muszę skrytykować Kraszewskiego za stronniczość. Przedstawia bowiem Elżbietę i Bonę jako anioła i potwora a portrety tych dwóch kobiet są skomponowane na zasadzie skrajności. Wydawać by sie mogło, że w czasach kiedy Kraszewski pisał swoją powieść, kiedy Polska znajdowała się pod zaborami, Bona powinna być jedną z bardziej pozytywnych postaci - przecież na ponad 200 lat przed pierwszym rozbiorem przekonywała do walki ze wpływami Habsburgów, była zwolenniczką całkowitej likwidacji państwa zakonnego, sprzeciwiała się tworzeniu Prus Książęcych - że wspomnę o jej najważniejszych politycznych przekonaniach. A tymczasem JIK ukazuje nam jakąś megierę, furiatkę, zaślepioną gniewem, zachowującą się wręcz prostacko - jednym słowem koszmarne babsko...

Jakby nie było książkę czyta się z przyjemnością - to jedna z ciekawszych pozycji cyklu "Dzieje Polski".

piątek, 15 czerwca 2012

Uśmiałam się jak norka:D

Mam chyba ostatnio nosa do książek, które wręcz same sie czytają - jedną z nich jest niewątpliwie "Każdy szczyt ma swój Czubaszek", wspólne dzieło Artura Andrusa i Marii Czubaszek. Od razu przyznam się do tego, że poczucie humoru prezentowane przez pana Artura, które miałam możliwość poznać przy okazji jakichś jego telewizyjnych występów, nie do końca mnie przekonuje natomiast panią Marię kojarzę głównie z tekstami piosenek oraz audycją radiową "Bieg przez plotki", którą podsłuchiwałam dawniej (aczkolwiek mocno nieregularnie) w programie I PR. Na dzień dzisiejszy radia nie mam, telewizji nie oglądam więc i z twórczością zarówno Marii Czubaszek jak i Artura Andrusa kontakt mi się urwał, ale większość znajomych zachwyca się serialem komediowym "Spadkobiercy" w którym obydwoje występują.

"Każdy szczyt ma swój Czubaszek" to wywiad - rzeka, bardzo modna ostatnio forma przepytywania osobistości ze świata kultury, polityki, sportu, itp. O poziomie tego typu książki decyduje nie tylko osobowość osoby przepytywanej ale również ten kto przepytuje. I tu muszę bardzo pochwalić Artura Andrusa - jest go w tej książce bardzo niewiele, w pytaniach nie stara się zabłysnąć własną elokwencją (koronny błąd wielu dziennikarzy przeprowadzających wywiady), od czasu do czasu w zabawny sposób puentuje wypowiedzi swojej interlokutorki oraz ma anielską wprost cierpliwość... Bo pani Maria nie przywiązuje uwagi do dat (twierdzi, że nie pamięta np. kiedy wyszła za mąż za Wojciecha Karolaka), nie archiwizuje własnej twórczości (tzn. archiwizuje, ale na zasadzie "a gdzieś tam leży"), często zbacza z tematu, a kiedy ma już dosyć przepytywań na okoliczność własnej przeszłości przestaje odbierać telefony i unika spotkania - normalnie koszmar dla wywiadowcy. Mam wrażenie, że ta książka powstała tylko i wyłącznie dzięki temu, że Maria Czubaszek i Artur Andrus przyjaźnią się w życiu prywatnym i zbyt sobie tę przyjaźń cenią aby ją utracić przez jakąś, choćby najlepszą książkę. 

Książkę przeczytałam w ciągu jednego popołudnia, ubawiłam się setnie, a po odłożeniu na półkę westchnęłam sobie "Szkoda, że to już koniec..."

Tymczasem jak się okazało to nie był koniec, bowiem w dniu wczorajszym miałam możliwość uczestniczyć w spotkaniu autorskim z panią Marią Czubaszek zorganizowanym w naszej gminnej bibliotece. Autorka na żywo jest jeszcze lepsza niż w wersji pisanej - gejzer energii, dystans do swojej , było nie było, sławnej osoby, ogromne poczucie humoru, to wszystko sprawiło, że uczestnicy spotkania, niezależnie od wieku świetnie się bawili. Czas przeznaczony na spotkanie minął jak z bicza strzelił, pani Maria rozdała autografy i musieliśmy się pożegnać...
Na pamiątkę pozostanie książka z podpisem autorki i kilka zdjęć:)

Fotografię z panią Marią mam dzięki uprzejmości pewnego Damiana  z klasy IIIa:)

wtorek, 12 czerwca 2012

Gdzie jesteś Nadziejo?

Katarzyna Michalak, lub jak kto woli Kejt Em to jedna z moich ulubionych polskich autorek. Mam wszystkie jej książki (no dobra, prawie wszystkie, bo brak mi "Powrotu do Ferrinu" ale jego w normalnej dystrybucji chyba nie było?), chociaż nie wszystkie jeszcze przeczytane, ponieważ rozmaite rodzinne baby mi je podbierają i ja, prawowita jakby nie było właścicielka, zostaję zepchnięta na koniec kolejki...
W ubiegłym tygodniu do moich rąk trafiło najmłodsze dziecię pisarki czyli "Nadzieja". Mając na uwadze swoje doświadczenia po lekturze "Poczekajki", Zachcianka", "Poziomki" i "Jagódki"przygotowałam się na wzruszenia ale i na sporą porcję dobrej zabawy. O 20.30 dziecko poszło spać, małżonek wsiąkł przed telewizorem (EURO! EURO!) a ja z kubkiem owocowej herbatki i paczką chusteczek higienicznych pod ręką (bo  mam oczy na tzw. "mokrym miejscu") zabrałam się do lektury. Cztery godziny i trzy paczki chusteczek później odłożyłam przeczytaną książkę na szafkę i westchnęłam "Kejt Em jak mogłaś mi to zrobić...". Bo zamiast spodziewanej wzruszająco-zabawnej baśni do jakich byłam przyzwyczajona otrzymałam poruszającą, zapadającą w serce, dramatyczną opowieść o miłości i nienawiści, poświęceniu i odrzuceniu,bólu, strachu i o nadziei, której nie wolno porzucać nawet w najgorszych chwilach swojego życia.

Sześcioletnia Lila i dwa lata starszy Aleksiej poznali się w nietypowych okolicznościach. Dziewczynka znalazła w lesie rannego chłopca i sprowadziła do niego pomoc. To wydarzenie rozpoczęło wieloletnią i bardzo burzliwą znajomość, która przechodziła przez przeróżne stadia, ale która była dla nich czymś najważniejszym na świecie. Obydwoje odrzuceni przez środowisko - Lila mieszkająca z ojcem pijakiem i brutalem, nie mająca oparcia w macosze ani w przybranej siostrze, wyśmiewana przez inne dzieci ponieważ się jąkała i Aleks, pochodzący z łemkowskiej rodziny mieszkającej w Czarnobylu, przez wiejskie środowisko uważany za "Ruska", sierota, którego rodzice zginęli w czasie katastrofy elektrowni, wychowywany przez daleką krewną przylgnęli do siebie od pierwszej chwili, Przeżyli jedno wspaniałe lato, wspomnienie którego musiało im wystarczyć na dalsze, pełne przeszkód i problemów życie. Jesienią Aleks ze swoją ciotką wyprowadzili się a Lila została pozbawiona jedynych osób, które ją rozumiały i kochały. Ponownie zobaczyli się dopiero za kilka lat i od tej pory drogi tych dwojga co jakiś czas sie spotykały -  jednak po dawnych wzajemnych relacjach, zaufaniu i przyjaźni nie pozostało nawet śladu. Wychowywani i dorastający w całkiem odmiennych warunkach nie potrafili się już porozumieć, a każde kolejne spotkanie niosło za sobą ból i cierpienie...  
Czy Lila i Aleks zdołają odnaleźć drogę do siebie nawzajem? Czy uratują choćby cząstkę tego co ich łączyło w dzieciństwie? Czy uda im się odnaleźć Nadzieję? Cóż, o tym przekonacie się sięgając po najnowszą książkę Katarzyny  Michalak.

Czytając pierwsze rozdziały książki przypomniało mi się moje własne dzieciństwo - na szczęście w moim rodzinnym domu nie było alkoholu i przemocy, ale kilkoro z moich kolegów i koleżanek nosiło widoczne ślady działań wychowawczych rodziców a i nocne ucieczki z domu, bywało, że w samej bieliźnie i boso też nie były czymś niezwykłym. Jeżeli ktoś miał szczęście i udało mu się wyrwać z tego rodzinnego bagienka miał szansę na bardziej normalne życie. Inni dorastali i powielali zachowania swoich najbliższych stając się ofiarami przemocy bądź też  odgrywali się za własne problemy na innych. Tak też potoczyło się życie Lili - poniewierana przez ojca, siostrę a i po trosze przez macochę rozpaczliwie  szukała kogoś kto by ją pokochał, a równocześnie nie potrafiła odwzajemnić prawdziwego uczucia jakim darzył ją Aleksiej. 
Przyznam się, że kilka razy miałam chęć potrząsnąć tą całą Lilką, która jak demoniczna Lilith była przekleństwem dla Aleksa ale i dla siebie również. Jednak za chwilę przychodziła refleksja, że tak naprawdę to głęboko nieszczęśliwa dziewczyna a potem kobieta, samotna, nie radząca sobie ze swoimi uczuciami, pełna kompleksów i poczucia niższości, ktoś o kim mówi się, że to "urodzona ofiara", nie kochana i nie rozumiana przez nikogo...

Zachęcam do poznania tego nowego, zupełnie innego oblicza Kejt Em. 
A ja w ramach odreagowania tej niezwykle emocjonalnej historii zapoznam się z dalszymi losami innej z bohaterek urodzonych w wyobraźni "Tej Michalak" - na swoją kolej czeka bowiem "Powrót do Poziomki" - to idealna lektura na pierwszy dzień lata, nieprawdaż?

sobota, 9 czerwca 2012

TOP10 - ulubione polskie filmy


Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć ulubionych polskich filmów.


No i w końcu wyjdzie na jaw, że mam gust filmowy mało wyrobiony, że nie kumam kina ambitnego, moralnego niepokoju, awangardowego i jakiegoś tam jeszcze też nie kumam... I co gorsza nie staram się zakumać, nie szukam w kinie kultury wysokich lotów (bo się jeszcze biedna o sufit poobija i wyrzuty sumienia będę miała...) - film ma dla mnie wartość jako czysta rozrywka li tylko. A jak już bardzo byłoby mi potrzeba pooglądać ludzkie dramaty to w każdej chwili mogę sobie zapodać jakiś program informacyjny i mam po 15 minutach dość na czas dłuższy.

Tak więc moje zestawienie to w większości takie leciutkie bzdurki są. Ale zanim o tych lżejszych filmach będzie najpierw chciałabym wymienić trzy filmy, które w różnych okresach mojego życia potrząsnęły mną i dały do myślenia. A są to


"Człowiek z marmuru" Andrzeja Wajdy
Reżyser wielkim Artystą ponoć jest - może to i prawda, ale ja go osobiście nie trawię. Wyjątkiem są dwa filmy: wspomniany "Człowiek z marmuru" i "Pan Tadeusz" (ale ten to ze względu na cudnej urody zdjęcia Edelmana i muzykę Kilara oraz kilku grających tam aktorów). Nie przepadam również za Jandą i Radziwiłłowiczem grającymi główne role - więc to po prostu film musi być świetny. I już.


"Przesłuchanie" Ryszarda Bugajskiego
Jakikolwiek komentarz jest tu chyba zbędny.


"Tato" Macieja Ślesickiego
Historia może nie najoryginalniejsza, ale jak zagrana. Szczególnie zapadły mi w pamięć role Doroty Segdy, Teresy Lipowskiej i... Krystyny Jandy (Ale i tak jej nie lubię - no może nie tyle jej samej co jej sposobu grania, zdarza jej się przeszarżować z okazywaniem emocji. W teatrze musi być genialna, ale w filmie bywa zbyt "teatralna" właśnie).

A teraz rozrywkowo będzie czyli jakaś sensacja, komedia, itp.


"Psy" Władysława Pasikowskiego


"Sara" Macieja Ślesickiego


"Vinci" Juliusza Machulskiego


"Rozmowy kontrolowane" Sylwestra Chęcińskiego


"Nie ma róży bez ognia" Stanisława Barei


"Kiler" Juliusza Machulskiego



"Sami swoi" Sylwestra Chęcińskiego


czwartek, 7 czerwca 2012

W poszukiwaniu idealnego zapachu

Od dawna jestem zwolenniczką teorii, że jeżeli jest powieść i jej ekranizacja to, w miarę możliwości, lepiej najpierw poznać książkę a dopiero potem film – bo wiadomo, że wersja kinowa (chociażby z racji ograniczeń czasowych) może być w stosunku do oryginału okrojona lub co gorsza (co się niestety często zdarza) z pierwowzorem łączy ją jedynie tytuł. Ale nie wszystko w życiu układa się według nawet najlepszych teorii i od czasu do czasu zdarza mi się poznawać jakieś dzieło w odwrotnej kolejności, czyli film przed książką. Tak było w przypadku „Pachnidła” Patricka Süskinda – film widziałam już kilka lat temu, natomiast książkę przeczytałam dopiero teraz, na potrzeby naszego bibliotecznego klubu dyskusyjnego. I od razu powiem, że moim zdaniem ekranizacja nie ustępuje wersji książkowej.
Ale do rzeczy.
„Pachnidło” to historia niezwykłego geniusza – Jan Baptysta Grenouille posiada bowiem węch doskonały. I jest to właściwie jedyny prezent od losu, bo poza tym od pierwszej chwili jego życia spotykają go same trudności. Urodzony pod straganem z rybami i rzucony przez matkę na stertę odpadów tylko zbiegowi okoliczności zawdzięcza, że przeżył. Oddany do przytułku, przechodzi z rąk do rąk, aż trafia do warsztatu garbarskiego. Wykonywał tam pracę ponad siły kilkuletniego dziecka, żył w warunkach urągających jakiejkolwiek żywej istocie, narażony na kontakt z trującymi oparami substancji stosowanych przy garbowaniu skór, wbrew wszystkim przeciwnościom udało mu się przeżyć, a nawet uzyskać pewne polepszenie własnej sytuacji.
Pewnego dnia jego arcyczuły nos wychwytuje nieznany mu cudowną woń, idzie za nią i trafia na podwórze, gdzie spotyka młodziutką dziewczynę – to jej aromat, zapach rozkwitającej kobiecości tak go zachwycił i stał się jego największą obsesją na resztę życia. Grenouille ma bowiem od tej pory jeden cel w życiu – stworzyć perfumy doskonałe, pachnidło, któremu nikt nie będzie się w stanie oprzeć. I tak krok po kroku, nie zważając na przeszkody, dokonując potwornych zbrodni dąży do urzeczywistnienia swoich pragnień.
Książka Süskinda to jedna z tych pozycji, które wciągają od pierwszej kartki, oplatają czytelnika swoimi mackami i nie puszczają dopóki nie przeczyta ostatniego zdania. Nie jestem w stanie ocenić czy „Pachnidło” to literackie arcydzieło czy tylko świetnie napisane czytadło. Wiem jedno – trzeba nie lada umiejętności, żeby napisać tak wciągający tekst, w którym nie ma prawie wcale dialogów, natomiast jest masa opisów – XVIII-wieczny Paryż, brudny i cuchnący, nieskazitelnie czyste ostępy i góry Owernii, aromatyczna Prowansja, perfumeryjne zagłębie Europy. Czytając łapałam się na tym, że zwracam baczniejszą uwagę na zapachy wokół siebie. Nie mam oczywiście nawet ułamka zdolności Jana Baptysty, jednak jeśli zacznie się bardziej świadomie używać zmysłu węchu efekty są widoczne, a raczej wyczuwalne, natychmiast.
Nie podejmuję się również ocenić postępowania bohatera powieści – bo z jednej strony to wręcz wcielenie zła, potwór w ludzkiej skórze, ale z drugiej strony było mi go zwyczajnie żal. Bo jego zachowanie nosi cechy zwyrodnienia i patologii, jednak trzeba pamiętać o tym, że nie miał właściwie żadnych wzorców do naśladowania, a jego dzieciństwo i wczesna młodość to nieustanna walka o życie. I nie wiadomo jakby się potoczyły jego losy gdyby przyszedł na świat w kochającej się rodzinie… 

wtorek, 5 czerwca 2012

Jak król Kazimierz Jagiellończyk opiekował się pewnym sierotą

Nie sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego napiszę, ale stało się - wynudził mnie Kraszewski jak mało kto... Oczywiście nie chodzi tu o ogół jego twórczości, ale o jeden tom, który męczyłam w ciągu ostatnich kilku tygodni.

To konkretne dzieło nosi tytuł "Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik" i opowiada o czasach panowania Kazimierza Jagiellńczyka oraz jego dwóch synów Jana Olbrachta i Aleksandra. Głównym bohaterem a zarazem narratorem (w końcu jest to pamiętnik) jest dworzanin królewski Jaszko, którego z racji sieroctwa w młodości nazwano Orfanem (w języku łacińskim słowo to oznaczało sierotę właśnie, dosłownie "bez ojca") i taki przydomek pozostał mu już na całe życie. Jaszko pochodzi z Wilna, wychowywał się w domu Gajdysa, książęcego stajennego, jednak wiedział, że to nie są jego rodzice. Co więcej w pamięci ma obraz pięknej kobiety, swojej matki i jego największym pragnieniem jest odnalezienie rodziców, pomimo, że całe dorosłe otoczenie dosyć stanowczo odradza mu czynienie jakichkolwiek wysiłków w tym kierunku. Ktoś jednak czuwa nad chłopcem, któremu oprócz utrzymania w domu przybranych rodziców zapewniona została edukacja, zaś po objęciu przez Kazimierza Jagiellończyka tronu polskiego chłopiec wyjeżdża do Krakowa, gdzie kontynuuje naukę w Akademii Krakowskiej a następnie zostaje przyjęty w poczet sług królewskich. Jego oczyma widzimy najważniejsze wydarzenia jakie miały miejsce w Krakowie w tamtym okresie (np. zamordowanie Jędrzeja Tęczyńskiego przez mieszczan krakowskich czy spór pomiędzy królem a kapitułą na temat obsadzania wakujących biskupstw), spotykamy również wiele znaczących postaci tamtego okresu - znanych z poprzednich części cyklu kardynała Zbigniewa Oleśnickiego czy biskupa Grzegorza z Sanoka ale również Jana Kantego, Macieja Miechowitę czy kanclerza Jana Lutka z Brzezia. Możemy też prześledzić proces zwiększania uprawnień szlachty i tworzenia się polskiej monarchii parlamentarnej - wszak pierwszy sejm walny w skład którego wchodził Senat i izba poselska miał miejsce za panowania Jana Olbrachta w 1493 roku.
Głównym jednak tematem tego bardzo obszernego utworu jest poszukiwanie rodziców przez Jaszka i przeróżne komplikacje w które wpada on przy okazji tych działań, bowiem rodzice raczej nie po to oddali go na wychowanie obcym ludziom aby teraz się ujawniać. Mamy więc porwania, ucieczki, pościgi i cudowne zbiegi okoliczności czyli to co autorzy umieszczają zazwyczaj w powieściach przygodowych. 

Dlaczego więc powieść mi się niemożliie dłużyła? Chyba ze względu na głównego bohatera - Jaszko, skądinąd dosyć rozgarnięty młody człowiek w pewnych momentach swojego życia wykazuje się nieogarniętą wręcz tępotą. Przykładowo w czasie podróży z Wilna do Krakowa, w przydrożnej karczmie spotyka orszak kobiety, w której rozpoznaje swoją matkę (pamięta ją bowiem, dosyć mgliście, z Wilna) i dowiaduje się jak się nazywa, czyją jest żoną i gdzie mieszka. A następnie jakby nigdy nic rozpacza, że nic o swoich rodzicach nie wie. Dalej, będąc już na dworze krakowskim poznaje historię pewnego romansu, który miał miejsce  Wilnie, a którego heroiną była jego matka, poznaje personalia jej kochanka a także dowiaduje się, że z tego związku urodził się syn - średniointeligentny młodzian dodałby sobie jedno do drugiego i miałby odpowiedź na nurtujące go pytania na temat własnego pochodzenia. Tymczasem Jaszko biadoli, wygląda boskiej pomocy a zupełnie wyłącza myślenie i robi z siebie popisowego nieudacznika... 
Tak, że moim skromnym zdaniem,  tym razem JIK zmarnował ogromny potencjał kryjący się w pomyśle na tę powieść. A szkoda...

niedziela, 3 czerwca 2012

I znowu hurtowo będzie...

Mam nadzieję, że to już ostatni taki post z cyklu "szwarc, mydło i powidło" ale chcę raz na zawsze odrobić wszystkie zaległości. 
Kurczę, zaczynam się zachowywać jak uczeń przed końcem roku - przez kilka miesięcy się obija (w moim wypadku cały maj to był) a na finiszu dostaje takiego przyspieszenia, że hej;)

Ale do rzeczy - po pierwsze stos. Właściwie stosik, ale cieszy oko:)

A w stosie, patrząc od dołu, możemy podziwiać:

  • "Byle dalej: W 888 dni dookoła świata" M. Owczarek, B. Skowroński - do recenzji od Świata Książki
  • "Księga kłamców" M. Zielke - do recenzji od autora:)
  • "Spełnione marzenia" L.M. Montgomery - z wymiany na LC
  • "Irlandzki sweter"N.R. Dickson - j.w.
  • "Tajemnica Abigel" M. Szabo - zakup własny, pierwszy w tym roku (ależ mam silną wolę) - po prostu musiałam mieć:)
  • "Chilijski nokturn" R. Bolano - wędrująca książka z BiblioNETki.
***********************************************************

Po drugie OTAGOWANA czyli odpowiadam na pytania od Patrycji:

1. Czy napisałeś/aś kiedyś list do autora książki, którą akurat przeczytałeś/aś? Albo myślisz o tym?

List to trochę za dużo powiedziane - napisałam kiedyś maila do Kasi Michalak z zachwytami nad "Poczekajką" (to była jeszcze poprzednia jej strona) i z tego wszystkiego popełniłam błąd, bo zamiast Patrycji z Chatki Wiedźmy wyszła mi Patrycja z Chatki Wdowy...
Kasia bardzo miło odpisała, zwróciła uwagę na pomyłkę a mnie się strasznie głupio wtedy zrobiło:(
Od tej pory dwa razy czytam zanim cokolwiek wyślę...
A od kiedy prowadzę bloga zdarzyło mi się z kilkoma autorami korespondować. Ale Kasia była pierwsza:)

2. Jaka jest wg Ciebie najlepsza książka z fantastyki? Poleć mi  jakiś tytuł biorąc pod uwagę, że nie czytam tego gatunku, a chcę poznać.

To trudne pytanie, bo jeżeli polecę Ci coś co nie "zaskoczy" to będę miała wyrzuty sumienia. Ale pomyślmy... W ciemno "Dożywocie" M. Kisiel. A poza tym klasyka czyli "Hobbit" Tolkiena i "Diuna" Herberta. mnie osobiście bardzo podoba się to co piszą polskie autorki - Anna Brzezińska, Ewa Białołęcka, Maja Lidia Kossakowska więc może i Tobie przypadłyby do gustu? 
Mam nadzieję, że Fenrir mnie nie połknie żywcem za te propozycje, ale nijak mi nie pasuje do Ciebie takie bardziej mroczne i krwawe fantasty, które on by preferował;)

3. Czy pamiętasz książkę, dzięki której pokochałeś swojego ulubionego autora?

Jasne:) A, że ulubionych autorów mam kilku to i książek jest kilka:
  • Joanna Chmielewska - "Wszyscy jesteśmy podejrzani"
  • Katarzyna Michalak - "Poczekajka"
  • Monika Szwaja - "Dom na klifie"
  • Małgorzata Musierowicz - "Kwiat kalafiora"
  • Lucy Maud Montgomery - "Błękitny zamek"
  • Clive Cussler - "Zabójcze wibracje"
4. Pomyśl sobie, że nie możesz czytać, powiedzmy przez jakiś czas. Nie masz dostępu do żadnej książki, co robisz, czym się zajmiesz w wolnych chwilach?

Rozwiązuję krzyżówki i liczę dni do chwili kiedy będę mogła złapać jakąś książkę:)

5. Lubisz Targi Książkowe?

I tak, i nie. 
Nie lubię tłoku w żadnych okolicznościach a na takiej imprezie nie da się go ominąć. Targi w Krakowie, na których byłam jesienią wymęczyły mnie setnie - za dużo ludzi, gwaru, gorąco, duszno, ciasno... No nie lubię i już - widać nie jestem zwierzęciem stadnym...
Ale z drugiej strony można zamienić chociaż jedno zdanie z ulubionym autorem, spotkać się z innymi maniakami literatury (np. gdyby nie Targi raczej nie spotkałabym Engi, Kingi czy Leny bo zwyczajnie za daleko od siebie mieszkamy...), czy kupić coś fajnego:)

6. Jak wypowiadasz słowo 'wydawnictwo' pierwsza myśl, to?

Chciałabym mieć swoje własne:)

7. Zakładka do książki to dla Ciebie...?

Każda rzecz może awansować do tej odpowiedzialnej funkcji - kiedyś założyłam książkę dowodem rejestracyjnym do samochodu. Robert się później ze trzy dni do mnie nie odzywał, bo miał jakieś bardzo ważne spotkanie, nie mógł znaleźć tego dowodu, w końcu pożyczył samochód od szwagra ale i tak się spóźnił. Na szczęście sprawę udało mu się załatwić, bo w innym wypadku to chyba bym na dzień dzisiejszy była już po rozwodzie:(
Natomiast listy, rachunki, karty do bankomatu to standard jest. Co dziwne, mam całą szufladę przeróżnych zakładek, więc nie potrafię wytłumaczyć dlaczego ich nie używam...

8. Czy jakaś książka Cię zawstydziła?

Zawstydziła to może nie, natomiast po kilku książkach pozostał mi niesmak. Ale nie chcę o nich wspominać.

9. Lubisz poezję? Czy jest wiersz, tomik do którego wracasz?

Lubię. Najbardziej Pawlikowską-Jasnorzewską, Tuwima, Gałczyńskiego,Szymborską, Stachurę. 
A ukochany wiersz? "Prośba o wyspy szczęśliwe" Gałczyńskiego.

10. Jaki jest Twój ulubiony cytat?

Trudno wybrać tylko jeden. Kilka bardzo dla mnie ważnych cytatów jest TUTAJ

11. Książka, której teraz wyczekujesz, to...?

To są dwie książki - "Róża z Wolskich" M. Gutowskiej-Adamczyk i "Nadzieja K. Michalak.

*******************************************************

Po trzecie TOP10

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięciu ulubionych bohaterów dziecięcych.

Żeby sprawiedliwie było 5 będzie książkowa a 5 filmowa.

Jeśli chodzi o literackie portrety najmłodszych to nikt nie przebije 


Mikołajka.

Tylko troszeczkę ustępuje mu rodzeństwo Chabrowiczów. 


Janeczka i Pawełek 
to bohaterowie serii książek, której autorką jest Joanna Chmielewska.

Większość pewnie zna "Tajemniczy ogród" F.H. Burnett. Z tej książki pochodzi mój kolejny ulubieniec


Dick 
To ten z wiewiórką na ramieniu.

I wreszcie chłopiec, który zawitał na Zielone Wzgórze w drugim tomie przygód Ani czyli 


Tadzio Kent

Filmowa piątka przedstawia się następująco:


Flora McGrath z filmu "Fortepian" 


Anakin Skywalker z filmu "Gwiezdne wojny. Mroczne widmo"


Filip z serialu "Rodzina zastępcza"


Syn z serialu "Tata, a Marcin powiedział..."


Michelle z serialu "Pełna chata"

piątek, 1 czerwca 2012

Dla młodego czytelnika

Że dzisiaj Dzień Dziecka to pewnie nikomu nie trzeba przypominać. Moje dziecię zostało obdarowane książką (to od mamy), słodyczami (tu ukłon w stronę dziadków) oraz obietnicą zakupu chomika (tatuś postanowił przebić wszystkich). Siedzi teraz w pokoju, niszczy zęby na landrynkach i roztrząsa z tatą szczegóły techniczne dotyczące obiecanego zwierzątka (mam wrażenie, że do Roberta właśnie zaczęło docierać w jaki kanał się sam osobiście wpuścił...), natomiast ja chciałam napisać kilka słów o książce, która zasiliła dzisiaj biblioteczkę mojego dziecka.

Książka nosi tytuł "Ludzkie ciało", światło dzienne ujrzała w wydawnictwie Wilga i należy do serii wydawniczej "Aktywna nauka". To wspaniała pozycja dla młodego, ciekawego świata człowieka w wieku 6-10 lat. Znajdują się w niej podstawowe informacje na temat funkcjonowania ludzkiego organizmu a także liczne ciekawostki na jego temat. W książce są duże, kolorowe ilustracje oraz schematy zrozumiałe dla kilkulatka. Są również "wmontowane" trójwymiarowe modele, a także liczne "okienka", które pokazują co znajduje się we wnętrzu danego organu - mózgu, serca czy płuc. 
Dodatkiem, który wprawił moje dziecię w niemy zachwyt jest jednak umieszczony na okładce czerwony guziczek po naciśnięciu którego znajdujące się obok serce zaczyna pulsować, słychać jego bicie, a w umieszczonym pod spodem okienku pojawia się zapis akcji serca. Natomiast kiedy już napatrzymy się na okładkę i otworzymy książkę rozlega się płacz niemowlęcia... To płaczące niemowlę oraz grafika przedstawiająca kolejne etapy rozwoju płodu sprowokowała mojego Piotrka do pierwszej rozmowy z serii "Skąd się biorą dzieci?". Mam wrażenie, że udało mi się wybrnąć z niej bez uszczerbku na rodzicielskim autorytecie...

Jeżeli ktoś z Was będzie szukał prezentu dla dociekliwego malucha to jest to pozycja godna uwagi. Ma tylko jedną wadę - jest szatańsko droga. Ja kupiłam ją za 25 zł na szkolnym kiermaszu ale sprawdziłam w internetowych księgarniach i włosy stanęły mi na głowie - 65-75 zł za kilkustronnicową książkę dla dziecka, nawet z najfajniejszymi bajerami to zdecydowana przesada... Ale może znajdziecie ją gdzieś taniej, tak jak mnie się to udało.

Przy okazji dodam, że w serii ukazały się jeszcze "Owady" (tej książki nie mamy) oraz "Dinozaury" - ta w domu jest i też zakupiona na kiermaszu, więc trochę taniej:) A tak wygląda okładka (Dinozaur mruga okiem, a po otwarciu książki rozlega się krzyk dinozaurzego dziecka).