Od dawna jestem zwolenniczką teorii, że jeżeli jest powieść i jej ekranizacja to, w miarę możliwości, lepiej najpierw poznać książkę a dopiero potem film – bo wiadomo, że wersja kinowa (chociażby z racji ograniczeń czasowych) może być w stosunku do oryginału okrojona lub co gorsza (co się niestety często zdarza) z pierwowzorem łączy ją jedynie tytuł. Ale nie wszystko w życiu układa się według nawet najlepszych teorii i od czasu do czasu zdarza mi się poznawać jakieś dzieło w odwrotnej kolejności, czyli film przed książką. Tak było w przypadku „Pachnidła” Patricka Süskinda – film widziałam już kilka lat temu, natomiast książkę przeczytałam dopiero teraz, na potrzeby naszego bibliotecznego klubu dyskusyjnego. I od razu powiem, że moim zdaniem ekranizacja nie ustępuje wersji książkowej.
Ale do rzeczy.
„Pachnidło” to historia niezwykłego geniusza – Jan Baptysta Grenouille posiada bowiem węch doskonały. I jest to właściwie jedyny prezent od losu, bo poza tym od pierwszej chwili jego życia spotykają go same trudności. Urodzony pod straganem z rybami i rzucony przez matkę na stertę odpadów tylko zbiegowi okoliczności zawdzięcza, że przeżył. Oddany do przytułku, przechodzi z rąk do rąk, aż trafia do warsztatu garbarskiego. Wykonywał tam pracę ponad siły kilkuletniego dziecka, żył w warunkach urągających jakiejkolwiek żywej istocie, narażony na kontakt z trującymi oparami substancji stosowanych przy garbowaniu skór, wbrew wszystkim przeciwnościom udało mu się przeżyć, a nawet uzyskać pewne polepszenie własnej sytuacji.
Pewnego dnia jego arcyczuły nos wychwytuje nieznany mu cudowną woń, idzie za nią i trafia na podwórze, gdzie spotyka młodziutką dziewczynę – to jej aromat, zapach rozkwitającej kobiecości tak go zachwycił i stał się jego największą obsesją na resztę życia. Grenouille ma bowiem od tej pory jeden cel w życiu – stworzyć perfumy doskonałe, pachnidło, któremu nikt nie będzie się w stanie oprzeć. I tak krok po kroku, nie zważając na przeszkody, dokonując potwornych zbrodni dąży do urzeczywistnienia swoich pragnień.
Książka Süskinda to jedna z tych pozycji, które wciągają od pierwszej kartki, oplatają czytelnika swoimi mackami i nie puszczają dopóki nie przeczyta ostatniego zdania. Nie jestem w stanie ocenić czy „Pachnidło” to literackie arcydzieło czy tylko świetnie napisane czytadło. Wiem jedno – trzeba nie lada umiejętności, żeby napisać tak wciągający tekst, w którym nie ma prawie wcale dialogów, natomiast jest masa opisów – XVIII-wieczny Paryż, brudny i cuchnący, nieskazitelnie czyste ostępy i góry Owernii, aromatyczna Prowansja, perfumeryjne zagłębie Europy. Czytając łapałam się na tym, że zwracam baczniejszą uwagę na zapachy wokół siebie. Nie mam oczywiście nawet ułamka zdolności Jana Baptysty, jednak jeśli zacznie się bardziej świadomie używać zmysłu węchu efekty są widoczne, a raczej wyczuwalne, natychmiast.
Nie podejmuję się również ocenić postępowania bohatera powieści – bo z jednej strony to wręcz wcielenie zła, potwór w ludzkiej skórze, ale z drugiej strony było mi go zwyczajnie żal. Bo jego zachowanie nosi cechy zwyrodnienia i patologii, jednak trzeba pamiętać o tym, że nie miał właściwie żadnych wzorców do naśladowania, a jego dzieciństwo i wczesna młodość to nieustanna walka o życie. I nie wiadomo jakby się potoczyły jego losy gdyby przyszedł na świat w kochającej się rodzinie…
uwielbiam tę powieść:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie chcę kiedyś przeczytać.
OdpowiedzUsuńdużo słyszałam o tej książce, aczkolwiek do tej pory nie miałam okazji przeczytać
OdpowiedzUsuńw przyszłości pewnie nadrobię zaległości:)
Również film za mną a książka przede mną :) Ciekawym jest fakt małej ilości dialogów. Skoro mimo tego książka tak wciąga to muszę przełamać swoją niechęć (film mnie odrobinę przerażał, plus francuskie kino do najlżejszych nie należy) i zaraz po sesji sięgnąć po ten inny typ literatury :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i najbardziej przypadł mi do gustu język książki, po prostu mnie oczarował. Dzięki niemu lektura była przyjemna nawet wtedy, gdy nic się nie działo. Trochę brakowało mi akcji.
OdpowiedzUsuńJa również byłam oczarowana "Pachnidłem" w wersji książkowej. Film także obejrzałam, podobał mi się ale to już nie było to samo. Obiecałam sobie przeczytać kolejną książkę Süskinda, tak z ciekawości, dla porównania.
OdpowiedzUsuńNajpierw czytałem, a potem oglądałem i też jestem zdania, że to świetna adaptacja. Ekranizacje są chyba zresztą najlepszymi recenzjami książek. Pozytywnymi recenzjami. A Pachnidło intryguje niesamowitym pomysłem. Podziwiam wczucie się w postać przez autora. Co do wpływu środowiskowego to w tym wypadku raczej marginalny. Bohater urodził się z tym niesamowitym zmysłem. A czy przerabiałby dziewice na maść jako urodzony książę z większym rozmachem, czy wolałby kremować księżniczki to temat na następną książkę.
OdpowiedzUsuńBardziej chodziło mi o to, że być może (ale tylko być może) gdyby był dzieckiem kochanym, akceptowanym przez najbliższych, miał wpojone pewne normy postępowania nie stał by się potworem?
UsuńBo 90% tego kim jesteśmy zależy od tego co się z nami działo w pierwszych kilku latach życia.
Pewnie, że są zwyrodnialcy pochodzący z dobrze funkcjonujących rodzin a i z patologicznych środowisk wychodzą nierzadko wspaniali ludzie, ale t są raczej wyjątki potwierdzające regułę.
Tymczasem Grenouille, który musi wszystkie swoje siły poświęcić temu żeby przeżyć nie ma ani czasu ani możliwości zastanowić się, czy to co robi jest, kolokwialnie mówiąc, dobre czy złe.
Masz oczywiście rację. Nie miał uczuć bo się z czymś takim nie spotkał. Pozdrawiam.
UsuńMiałam podobne dylematy co do bohatera po lekturze. Potępić czy współczuć? Ostatecznie potępiłam, o czym piszę tu: http://mcagnes.blogspot.com/2009/06/pachnido-patrick-suskind.html
UsuńCzytałam i bardzo mi się książka nie podobała. Odrzucała mnie, a postępowanie bohatera było okropne, obrzydliwe. Czytając powieść, przy niektórych fragmentach byłam zniesmaczona.
OdpowiedzUsuńa ja bardzo chętnie przeczytam :D
OdpowiedzUsuńOglądałam film i chciałam przeczytać książkę, ale natknęłam się na kilka negatywnych recenzji co mnie zniechęciło i nadal niestety się nie czuję zachęcona, choć nie mówię definitywnego nie ;)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam jako,że obejrzałam film a nie jestem fanką łączenia obu tych rzeczy.Historia wstrząsająca i pozostająca w pamięci..
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam na długo przed ekranizacją. Pamiętam, że był to duszny wrzesień w Bułgarii, zaraz po pierwszym roku studiów. Na plaży topiłam się wprost z gorąca, ale jednak nie mogłam oderwać się od tej powieści by iść na chwilę ochłodzić się do morza.
OdpowiedzUsuńW dodatku w kurzu tamtejszych ulic, w mocno wówczas postkomunistycznych okolicznościach przyrody (było to przed wstąpieniem Bułgarii do UE!) znajdowałam pewne powiązania z przedziwnymi zapachami otaczającymi miejsca gdzie przebywał Grenouille.
Powieść Suskinda mnie zafascynowała, wciągnęła w świat niesamowity, fantastyczny wprost, lecz z drugiej strony przerażający, odrażający i bolesny. Bardzo mocno też zapadła mi w pamięć.
Jakiś czas potem w kinach pojawiła się ta słynna ekranizacja. Z niej zapamiętałam tylko długie, rude, pofalowane pukle. Niespecjalnie zatem moim zdaniem oddała klimat tej genialnej powieści.