środa, 29 lutego 2012

O tym jak Eragona szkoliły elfy a Rorana samo życie

Jestem właśnie po lekturze "Najstarszego", drugiej części serii "Dziedzictwo" Christophera Paoliniego. (O pierwszej części,  czyli "Eragonie" pisałam TUTAJ) I uczucia mam co najmniej mieszane... 
Ale od początku.

Po wygranej bitwie z wojskami Imperium Eragon wraz z Saphirą udają się do Ellesmery, krainy elfów, aby tam kontynuować szkolenie rozpoczęte przez Broma. Towarzyszy im Arya, ambasadorka elfów przy władcy Vardenów, oraz Orik, przedstawiciel władcy krasnoludów, mający nadzorować naukę Eragona - wszak Smoczy Jeździec jest niezwykle cenny dla wszystkich ras.
Tymczasem czarne chmury zbierają się nad głową Rorana, kuzyna Eragona. Dowiaduje się o śmierci ojca oraz zniknięciu Eragona i wraca do rodzinnej wioski. Jego tropem podążają Ra'zacowie - tylko dzięki pomocy przyjaciół Roranowi udaje się uniknąć niebezpieczeństwa. Niestety opór wieśniaków ma tragiczne skutki - żołnierze otaczają wieś i wszystkim grozi śmierć lub niewola.
Jest tylko jeden sposób aby tego uniknąć - Roran przekonuje mieszkańców Carvahall aby opuścili swoje domy i udali się w długą i niebezpieczną podróż do Surdy, kraju poza granicami Imperium.
A wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że kolejne, być może decydujące starcie z wojskami Galbatorixa zbliża się milowymi krokami.

Nie ukrywam, że z nadzieją sięgnęłam po kolejny tom przygód Eragona - autor w międzyczasie wydoroślał i liczyłam, że również książka będzie dojrzalsza niż pierwszy tom. I tu niestety nieco się zawiodłam - z przykrością stwierdzam, że jeśli chodzi o fabułę to "Najstarszy" jest słabszy niż "Eragon". Jest sporo dłużyzn, opis szkolenia Eragona i Saphiry rozciągnięty do granic możliwości i podobnie jak w tomie pierwszym opisowa "sztuka dla sztuki"czyli niezwykle dopracowane i plastyczne opisy nic nie wnoszące do treści książki, no, może poza objętością... Aczkolwiek przyznaję, że czytało mi się bez większej przykrości.
Zdecydowanie lepsze, bo dynamiczniejsze, są fragmenty opowiadające o Roranie i jego przygodach. Chłopak staje się mężczyzną, bierze odpowiedzialność za swoich ludzi, podejmuje kontrowersyjne decyzje w imię wyższego dobra - Roran jest bardziej interesujący niż Eragon.
Udały się też autorowi w tym tomie postacie kobiece - Arya, Nasuada, Angela, wieśniaczki z wioski Rorana są wyraziste i bywa, że bardziej zdeterminowane niż mężczyźni. Podobało mi się też rozwiązanie jakie zaproponował Paolini w temacie stosunków Arya - Eragon, bo bałam się, że pójdzie w kierunku ogranego love story - na szczęście nic z tych rzeczy.
I mam jeszcze jeden ogromny żal do autora - jakieś takie niesympatyczne te jego elfy, już wolę krasnoludy...

Jakby nie było, książka może nie najlepsza, ale i nie najgorsza a zakończenie dało mi impuls do zapoznania się z kolejnym tomem serii czyli "Brisingrem". 

A za użyczenie "Najstarszego" dziękuję Kubie z mojej wspaniałej IB.

wtorek, 28 lutego 2012

Na szlaku pierwszej krucjaty

Paul Doherty to brytyjski historyk i pedagog, dyrektor jednej z większych szkół średnich w kraju oraz pisarz mający w swoim dorobku literackim niemal 100 książek. Przez wiele lat publikował je pod różnymi pseudonimami (CL Grace, Michael Clynes, Ann Dukthas, Paul Harding, Anna Apostolou i Vanessa Alexander) jednak już od kilku lat wydaje swoje prace tylko pod własnym nazwiskiem.

Pisarz zajmuje się szeroko pojętą historią – jego książki osadzone są w realiach starożytnego Egiptu, klasycznej Grecji, średniowieczu jak również w czasach panowania dynastii Tudorów. Doherty tworzy zarówno prace popularnonaukowe jak i beletrystykę. Na polskim rynku ukazały się dwie jego książki – „Templariusz” i „Templariusz czarownik” (obydwie nakładem wydawnictwa Bellona) będące częścią planowanej trylogii o losach najsłynniejszego ale również najbardziej tajemniczego zakonu rycerskiego.
„Templariusz” pomyślany jest jako kronika pierwszej krucjaty, która wyruszyła do Ziemi Świętej w 1096 roku i po trzech latach, w lipcu 1099 roku, zajęła Jerozolimę. Autorką kroniki jest Eleonora de Payens, siostra Hugona de Payens i przyjaciółka Gotfryda z St. Omer – krzyżowców i założycieli Zakonu Ubogich Rycerzy Świątyni, popularnie zwanych templariuszami. Znakomita większość bohaterów książki to postacie znane z kart historii, opisywane wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości a autor pisząc swoją książkę opierał się na autentycznych dokumentach i relacjach uczestników krucjaty oraz na opracowaniach historycznych.

Oczami Eleonory oglądamy przygotowania do wyprawy, trudności jakie musieli pokonywać krzyżowcy wędrując przez południową Europę i Bizancjum a przede wszystkim krwawe bitwy toczone z Saracenami, roczne walki o Antiochię a wreszcie oblężenie Jerozolimy i ostateczne zwycięstwo rycerstwa europejskiego nad muzułmanami. Eleonora to młoda kobieta, ogarnięta, podobnie jak wiele osób tamtej epoki, zapałem religijnym podsycanym przez duchowieństwo. Początkowo naiwnie wierzy, że wszystkimi uczestnikami krucjaty powodują religijne pobudki, ale dosyć szybko zaczyna dostrzegać inne, nie mniej ważne, powody dla których tysiące ludzi porzuciło swoje dotychczasowe życie i wyruszyło w nieznane – chociażby chęć zysku, ucieczkę przed sprawiedliwością czy poszukiwanie przygód. W miarę upływu czasu Eleonora traci swój idealizm i zaczyna wątpić w słuszność sprawy oraz boską opiekę nad Armią Boga.

Warto nadmienić, że autor nie ograniczył się tylko do opisu krucjaty – w opowieści mamy przygodę, tajemnicę, poszukiwanie skarbu a także wątek romansowy, które wzbogacają fabułę i pomagają odetchnąć od opisów okrucieństw wobec wrogów stosowanych przez obydwie strony konfliktu.

Książka Paula Doherty’ego jest bardzo trudna do sklasyfikowania w jakimś jednym gatunku literackim. Nie jest bowiem pozycją popularnonaukową, gdyż występują w niej osoby fikcyjne (choćby sama Eleonora) a jak na powieść historyczną jest napisana zbyt poważnym językiem. W filmowym żargonie jest takie określenie „fabularyzowany dokument” i „Templariusz” jest takim właśnie utworem – to zbeletryzowana wersja pracy naukowej. Czy to dobrze? Uważam, że tak, gdyż daje nieco inne spojrzenie na jeden z najpopularniejszych motywów literackich.

Legenda krucjat, zakonów rycerskich w ogóle a templariuszy w szczególe to temat wielu książek i filmów. I niestety obraz który możemy w nich znaleźć bardzo często jest wyidealizowany a przez to zwyczajnie przekłamany. Doherty pokazuje krzyżowców i ich wyprawę w całkiem innym świetle – krucjata to nie rycerska przygoda, którą można opiewać w utworach trubadurów, to wędrówka, często w głodzie i chłodzie, to krwawe walki, nieludzkie wręcz okrucieństwo wobec wrogów, stosy niepogrzebanych ciał, brak żywności prowadzący nawet do aktów kanibalizmu. A i uczestnicy wyprawy niewiele mają wspólnego z idealnymi bohaterami na miarę Cyda czy Rolanda – to, jakże często, ludzie pozbawieni zasad, okrutni, mściwi, zachłanni, skłóceni między sobą, bez skrupułów wykorzystujący innych do swoich celów.

„Templariusz” nie jest kolejną rozrywkowo-sensacyjną historią o rycerzach-zakonnikach. To pozycja, która zmusza do refleksji, nie tylko nad historią, ale również, a może przede wszystkim nad ludzką naturą. Bo jak wytłumaczyć, że w imię Chrystusa, głosiciela pokoju i miłosierdzia popełniano najokrutniejsze zbrodnie i mordowano niewinnych w imię woli bożej?
Na to pytanie sami musimy spróbować znaleźć odpowiedź…

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Na Kanapie


niedziela, 26 lutego 2012

Lektury małoletniej Ani - odc. 2

Zastanawiałam się komu lub czemu poświęcić kolejny odcinek wspomnieniowego cyklu...
W końcu padło na pierwszą w moim życiu powieść epistolograficzną, a mianowicie "Tajemniczego opiekuna" Jean Webster i jej kontynuację pt. "Kochany Wrogu".

Autorka to amerykańska pisarka, żyjąca w latach 1876 - 1916. Przez matkę spokrewniona była z Markiem Twainem, natomiast jej ojciec był wydawcą tego świetnego pisarza. Dorobek pisarski Jean to osiem powieści dla młodzieży, z których połowa została wydana również u nas. Oprócz wspomnianych wyżej w ręce polskiego czytelnika trafiły jeszcze "To właśnie Patty" (inna wersja tytułu "Patty") i "Wesołe kolegium" (inna wersja tytułu "Patty i Priscilla").
Jean studiowała filologię angielską i ekonomikę w Yassar College, a po ukończeniu studiów współpracowała z lokalnymi gazetami stanu Nowy Jork oraz wizytowała  sierocińce i domy poprawcze. Poczynione w czasie tej pracy obserwacje umocniły ją w przekonaniu, że wychowankowie tych instytucji mogliby, przy pewnej pomocy z zewnątrz, osiągnąć w życiu to samo, co ich rówieśnicy wychowani w "normalnych" rodzinach. Wymagałoby to tylko pewnych zmian w systemie opieki społecznej. I na fali tych przemyśleń powstał "Tajemniczy opiekun".

Bohaterką książki jest siedemnastoletnia Agata Abbot, sierota przebywająca w Domu Wychowawczym im. Johna Griera. Dostaje ona od losu ogromną szansę - otóż jeden z opiekunów zaintrygowany jej szkolnym wypracowaniem postanowił umożliwić dziewczynie dalsze kształcenie i opłacił jej studia w college'u. Agata w zamian powinna się jak najlepiej uczyć oraz raz w miesiącu pisać list do swojego dobroczyńcy opisując w nim swoje postępy w nauce. Dziewczyna nic nie wie na jego temat poza tym, że jest wysoki i szczupły, a swoje listy ma adresować do Johna Smitha.

I tak oto czytelnik zapoznaje się poprzez listy Agaty z życiem w żeńskiej szkole wyższej. Panna Abbot początkowo ma pewne problemy (chociażby nie zna większości książek dla dziewcząt, które czytały jej szkolne koleżanki - w sierocińcu nie było bowiem biblioteki), jednak stara się  nadrobić braki, żeby nie odstawać od koleżanek. Listy w niezwykle humorystyczny sposób obrazują życie szkolne i prywatne dorastających panien, Agata posiada zmysł obserwatorski oraz ma, co jest ogromnie ważne, dystans do samej siebie.
Powieść powstała w 1912 roku, zyskała ogromną popularność i bardzo szybko doczekała się adaptacji filmowej z Mary Pickford (ówczesna megagwiazda)  w roli głównej - film był niemy.

Trzy lata później opublikowała Jean Webster kontynuację "Tajemniczego opiekuna" - powieść pt. "Kochany wrogu".
Podobnie jak pierwowzór jest to również książka pisana w formie listów. Ich autorką jest Sallie McBride - szkolna koleżanka Agaty, która w wyniku splotu rozmaitych okoliczności zostaje po ukończeniu college'u zarządzającą Domu Wychowawczego w którym kiedyś wychowywała się Agata.
Tytułowym Wrogiem jest doktor Robin MacRae, miejscowy lekarz. Siłą rzeczy kontakty Sallie z doktorem są dosyć częste - wszak pod jej opieką znajduje się kilkadziesiąt dzieciaków. I od samego początku staje się jasne, że pomiędzy ponurym lekarzem a młodą zarządzającą stosunki będą co najmniej napięte...

W tej książce autorka przedstawia obraz idealnej placówki opiekuńczo-wychowawczej. Zaczynając od wyglądu zewnętrznego domu, poprzez regulamin, który ma na celu przybliżyć sierotom zasady funkcjonowania normalnej rodziny (podział obowiązków, opieka starszego rodzeństwa nad młodszym), kończąc na indywidualnym podejściu do wychowanków. A wszystko to okraszone humorystycznymi a czasem wzruszającymi historyjkami z życia codziennego sierocińca.

Rok po wydaniu tejże książki pisarka zmarła w wieku 40 lat.

Pamiętam emocje, które towarzyszyły lekturze tych książek, szczególnie drugiej z nich. Ileż ja łez wylałam nad losem nieszczęsnych sierotek z Domu Wychowawczego im. Johna Griera. Nie bardzo potrafiłam sobie wyobrazić takie życie - nawet przy pominięciu metod wychowawczych pani Lippett...
Zdarzyło się później w moim życiu, że będąc w szkole średniej należałam do drużyny harcerskiej, która współpracowała z jednym z krakowskich domów dziecka. Współpraca polegała m.in. na zabieraniu dzieciaków na spacery, do parku czy na krótkie wycieczki - tylko raz byłam na takiej akcji... Nie dałam rady, kiedy jeden z chłopców zapytał czy zabiorę go do domu...

Wracając do tematu - książki Jean Webster to świetna lektura dla dziewcząt (a i dla chłopców też) w każdym wieku. Agata i Sallie to zwykłe dziewczyny, które lubią się ładnie ubrać, bawić i śmiać, ale równocześnie niezwykle wrażliwe i potrafiące zrobić coś dla słabszych od siebie.

I na koniec jeszcze jedna sprawa - to dzięki "Tajemniczemu opiekunowi" dowiedziałam się o jeszcze innej cudownej książce, którą też przeczytałam we wczesnej młodości - były to "Małe kobietki" L.M. Alcott. Po raz kolejny sobie ją podczytuję, więc może za kilka dni o tej właśnie książce parę słów napiszę;)



sobota, 25 lutego 2012

TOP10 - pisarze, którzy powinni wydać nowe książki:)



Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięciu pisarzy, którzy powinni wydać nowe książki:)


Zestaw mi wyszedł całkowicie krajowy - bo lubię naszą rodzimą literaturę, a poza tym, może któryś z wymienionych poniżej zajrzy tu przez przypadek i weźmie sobie do serca moją pisaninę...


Wojciech Cejrowski

Koniecznie jakąś podróżniczą książkę powinien napisać - bo te trzy, które już są przeczytałam i chcę jeszcze... 


Maciej Grabski

Dwie książki o księdzu Rafale z parafii Gródek, to stanowczo za mało! 
Zresztą, nie musi to koniecznie być kolejna książka na ten temat - po prostu urzekł mnie styl pana Grabskiego, więc niech nawet pisze o  konserwatorce powierzchni płaskich (w zamierzchłych czasach zwanej sprzątaczką) - byle by pisał tak pięknie jak w tych dwóch, które stoją na mojej półce:)


Małgorzata Gutowska - Adamczyk

Marzy mi się kolejna saga rodzinna...


Marta Kisiel

Wydaje mi się, że nie tylko ja marzę o kolejnej dawce Licha, Krakersa, utopców i Zmory. I mam ogromną nadzieję, że powstanie "Dożywocie 2":)


Katarzyna Michalak

No wiem, że pisze, że wydawnicze plany są na najbliższe dwa lata;) Ale tu to mam marzenie super specjalne - tak się zastanawiam co słychać u Patrycji i Łukasza po kilku latach związku? Czy Patrycja wybaczyła Kręgowi ich machinacje, czy Hanka radzi sobie z Gabrielem (bo to dwa niezależne charakterki się spotkały), czy krowa dalej żre komórki, czy... 
Ech, chcę do Poczekajki...


Małgorzata Musierowicz

Już nie wiem ile czekam na kolejną część "Jeżycjady"...


Olga Rudnicka

Pani Olga to jedno z moich odkryć ubiegłego roku. I baaardzo jestem ciekawa dalszych losów pięciu Natalii:)


Andrzej Sapkowski

"Wiedźmin" mnie zachwycił, "Trylogia husycka" jeszcze przede mną, ale potem co? Tym bardziej, że ostatnia powieść tego autora wydana została już trzy lata temu. Coś nowego by się przydało:)


Jacek Skowroński

Tylko dwie powieści? Trochę chyba mało... "Muchę" pochłonęłam już dawno, "Był sobie złodziej" już czeka na półce więc chyba już czas na kolejny kryminał przy którym można boki zrywać...


Monika Szwaja

Pani Monika też nie próżnuje, jesienią wyszła jej najnowsza książka, ale ja i tak najbardziej czekam na coś ze Szczecinem w tle i ze znanymi już postaciami - na czele z Lilą, Różą i Noelem...

piątek, 24 lutego 2012

Niespodziewany stos na koniec lutego:)

Miało już nie być stosiku w lutym, ale w ostatni poniedziałek tyle przybyło tyle na mojej półce, że nie mogłam się powstrzymać;)
Oto więc niespodziewany stos na koniec miesiąca:



Od dołu:

  • "Wywiad z historią" O. Fallaci - do recenzji od Świata Książki :)
  • "Wilcze dziecko" I. Jacobs - też ze Świata Ksiązki - dziękuję:-)
  • "Był sobie złodziej" J. Skowroński - wymiana na LC
  • "Pismak" M. Harny - j.w.
  • "Na szczyt góry" A. Dahl - wygrana w konkursie Syndykatu ZwB
  • "Biały książę" J.I. Kraszewski - z biblioteki
  • "Dyliżans warszawski" M. Kuncewiczowa - j.w. - na potrzeby akcji u Lirael
  • "Dwanaście" M. Świetlicki - kolejna lektura DKK
  • "Księga dżungli" R. Kiplinga - z biblioteki - audiobook słuchany przez mojego Piotrka. Ja też słucham... z książką w ręku. Nie sprawdzam oczywiście, czy lektor wszystkie słówka czyta, ot, jak się wyłączę to sobie z książeczki doczytuję to co mi umknęło.
Na zdjęciu powyżej brak jeszcze jednej książeczki "do słuchania", która wzbogaciła w tym tygodniu moje dziecko - są to "Gwiazdy na dobranoc" - utwory napisane przez znanych i lubianych polskich artystów i przez nich czytane. Świetna rozrywka dla najmłodszych, a i dla mam również - u nas w Małopolsce kończą się ferie, pogoda całkiem do niczego, dziecko zaczyna już chodzić po ścianach, ciągle jęczy, żeby z nim:
  • rysować
  • malować
  • oglądać kreskówki
  • grać w "Spadające małpki" i "Epokę dinozaurów"
  • śpiewać piosenki
  • czytać
  • i robić jeszcze milion różnych rzeczy...
Na szczęście audiobooki zadziałały, więc już sam włącza sobie odtwarzacz a ja mam czas żeby... no niekoniecznie poczytać;( Bo trzeba ugotować obiad, posprzątać, zrobić pranie, coś tam uprasować. itd., itd., ...


Thriller w nazistowskich dekoracjach

Jeffery Deaver to amerykański autor serii bestsellerowych thrillerów, których głównymi bohaterami są sparaliżowany policjant Lincoln Rhyme oraz młoda pani detektyw Amelia Sachs - zapewne wiele osób kojarzy ekranizację "Kolekcjonera kości" gdzie w główne role wcielili się Denzel Washtington oraz Angelina Jolie. Jednak ta seria, chociaż genialna, to tylko niewielki wycinek jego twórczości. Ponieważ autora znałam tylko ze wspomnianej wyżej serii to z ogromną ciekawością wzięłam do ręki jego "Ogród bestii" i... nie wypuściłam dopóki nie przeczytałam do ostatniej kartki.

Jest w Berlinie taki park, który nazywa Tiergarten - nazwę można przetłumaczyć jako ogród zwierząt, ewentualnie ogród bestii, co wskazywałoby na to, że na terenie tego parku w dawnych wiekach organizowano polowania dla cesarza i jego dworu. Jednak nadając książce taki tytuł miał autor na myśli całkiem inne bestie niż te do których strzelali dla rozrywki Hohenzollernowie...

Paul Schumann to niezwykle skuteczny żołnierz nowojorskiej mafii. Perfekcyjnie rozpracowuje swoje cele a po wykonaniu zlecenia znika jak duch, nie zostawiając żadnych śladów. Jednak 13 lipca 1936 roku ma pecha - wpada w zasadzkę spreparowaną przez wywiad Marynarki Wojennej. Dostaje ultimatum - albo zostanie przekazany policji, co zakończy się pewnie wyrokiem śmierci, albo wykona jeszcze jedną, ostatnią egzekucję - tyle, że tym razem nie dla mafii a dla dobra kraju. Wybór jest taki jakby go nie było i kilkanaście dni później Paul przybywa do Berlina, gdyż jego cele jest Reinhard Ernst, jeden z najważniejszych urzędników III Rzeszy, główny architekt niemieckiej remilitaryzacji.

Zadanie do najłatwiejszych nie należy, tym bardziej, że niemal od samego początku tropem Paula podąża Willi Kohl, niezwykle przenikliwy inspektor berlińskiej kripo (policja kryminalna). Czy Paulowi uda się wykonać zadanie i ujść z życiem a przy okazji przechytrzyć niemieckiego policjanta? Odpowiedź znajdziecie na kartach książki...

Książka jest niezwykle wciągająca i do samego końca trzyma w napięciu - tak jak wszystkie znane mi utwory Dezvera. Jednak ta ma w sobie jeszcze coś. Autor z ogromną dbałością o szczegóły przedstawił Niemcy w połowie lat 30-tych. Przybliża czytelnikowi najważniejszych twórców tego szaleństwa, które opanowało niemal cały naród - Hitlera, Goebbelsa, Goringa, Himmlera czy Ernsta (który jest co prawda postacią fikcyjną, ale jego dokonania były jak najbardziej realne, tyle, że zajmowało się tym wiele osób) i to oni są tymi tytułowymi bestiami.

Czas akcji obejmuje cztery gorące lipcowe dni, kiedy to Berlin przygotowywał się do wielkiego międzynarodowego wydarzenia jakim były Igrzyska Olimpijskie. Razem z Paulem wędrujemy przez miasto pełne policji i faszystowskich bojówek. Niemcy starają się pokazać światu, że są państwem prawa, a jednocześnie przygodny obserwator spotyka się na każdym kroku z okrucieństwem, antysemityzmem, szpiegostwem i donosicielstwem. Ci, którzy myślą inaczej niż naziści albo wyjechali z kraju, albo się ukrywają lub, jeśli nie mieli szczęścia, zostają wywiezieni do podberlińskiego Oranienburga, który pod koniec lata 1936 roku został przemianowany na obóz koncentracyjny Sachsenhausen.
Mamy też obraz berlińskiej ulicy, braków w zaopatrzeniu, polityki gospodarczej, która miała uniezależnić Niemcy od towarów z zewnątrz, a doprowadziła przede wszystkim do ogromnego zubożenia narodu, czarnorynkowych interesów i wszechobecnej korupcji.

Książka Deavera to przede wszystkim świetna lektura dla wszystkich wielbicieli thrillerów i sensacji, ale też dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć jak wyglądała codzienność w kraju rządzonym przez ogarnięte szaleństwem bestie...

środa, 22 lutego 2012

Prowincjonalna podróż wędrówką w głąb siebie

Po raz kolejny miałam niewątpliwą przyjemność spotkać się z twórczością Izabeli Sowy, a to za sprawą jej książki "Części intymne". Pomimo, że nie jestem zwolenniczką oceniania książki po okładce to pierwsze co mnie urzekło to właśnie oprawa graficzna powieści - nostalgiczna i bardzo klimatyczna.
Zdarza się co prawda, że piękna okładka kryje nieco mniej piękne wnętrze, ale tym razem na szczęście tak się nie stało a ja przez kilka godzin śledziłam losy pewnego pisarza w czasie podróży promocyjnej po polskiej prowincji.

Janusz Świstak jest autorem kilku powieści podróżniczych, które zyskały sobie niemały rozgłos. Czytelnicy nie wiedzą jednak o pewnej wstydliwej tajemnicy - otóż swoje książki pisze nie ruszając się z mieszkania, a wszystkie przygody ich głównego bohatera, utożsamianego z autorem,są od początku do końca zmyślone.
Za namową swojego przyjaciela (który jest również po trosze jego agentem) Janusz wybiera się w podróż po prowincjonalnych bibliotekach i działających przy nich klubach książki. Sama decyzja o wyjeździe stanowi dla niego ogromne wyzwanie - najlepiej czuje się we własnych czterech ścianach w towarzystwie swojego króliczka Normana. Decyzja jednak zapadła i pewnego jesiennego dnia mężczyzna wsiada do autobusu mającego zawieźć go w nieznane.
Oczami Janusza możemy obserwować ludzi żyjących w miasteczkach i wsiach leżących na jego trasie. Większość osób z którymi się spotyka to starsze panie, emerytki, dla których spotkanie w bibliotece ze znanym pisarzem stanowi ogromne wydarzenie w ich nudnawej codziennej egzystencji. Te spotkania wyzwalają w Januszu wspomnienia, stają się swego rodzaju pretekstem do analizy swojego życia. A wnioski z tych przemyśleń nie są zbyt optymistyczne. 
Czy Janusz pod ich wpływem coś zmieni w swoim życiu, czy wręcz przeciwnie - wróci do swojego mieszkania na krakowskim Podgórzu i szybko o wszystkim zapomni?

Po raz kolejny pod pozorem leciutkiej historyjki przemyca autorka kilka ważnych pytań - o życiu, uczciwości wobec samego siebie i innych, odwadze w dążeniu do realizacji własnych marzeń. 
Portretuje również współczesne media - Janusz musi wszak, zgodnie z umową podpisaną z wydawnictwem, udzielać wywiadów czy występować w różnych programach. Obraz ten jest bardzo niekorzystny - przyznaję, że gdybym czytała jakieś kolorowe czasopisma to po lekturze "Części intymnych" zdecydowanie bym przestała to robić...

Książka Izabeli Sowy to jedna z tych lektur po które warto sięgnąć - może i w naszej głowie odblokuje się jakaś klapka, tak jak to się stało w przypadku Janusza? 

I tylko mam do niej jedną uwagę - w wiejskich klubach książki spotykają się nie tylko emerytki - w naszym nie ma ANI JEDNEJ:) 

poniedziałek, 20 lutego 2012

TOP10 - moi muzyczni idole:)




Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięciu muzycznych idoli;)


Trudno było, że nie wiem co...
Wychodzi na to, że stawiam na pracę zespołową, bo żaden solista się nie ostał, chociaż Elvis Presley do ostatniej chwili na liście był - przepadł w konfrontacji ze Skorpionami dopiero. I może kiedyś powstanie lista 10 solistów?
Przy okazji wybrałam swoje ulubione piosenki tych zespołów.
Kolejność - taka w jakiej pojawiali się na muzycznej scenie - od razu widać, że 1965 to był dobry rok:)


The Beatles 1960


Czerwone gitary 1965


Skaldowie 1965


Scorpions 1965




Queen 1970


Abba 1973


Budka Suflera 1974


Maanam 1975


Perfect 1977


Stare Dobre Małżeństwo 84

niedziela, 19 lutego 2012

Jak król Kazimierz państwo umacniał

Większość historyków jest zgodna co do tego, że Kazimierz Wielki to jeden z wybitniejszych (jeśli nie najwybitniejszy) naszych władców. Udało mu się bowiem państwo dopiero co scalone w krwawych bojach przez jego ojca podnieść do rangi mocarstwa, z którym liczyli się sąsiedzi. Kazimierz kiedy mógł wojen unikał, nawet z Krzyżakami spory załatwiał przed sędziowskim stołem, ukrócił nadmiernie rozpanoszone rycerstwo (głośna sprawa Maćka Borkowica) i rozumiejąc, że siła państwa opiera się na bogactwie jego mieszkańców dbał o rozwój gospodarczy swojego kraju.

Biorąc do ręki kolejny tom "Dziejów Polski" Kraszewskiego sądziłam, że autor skupi się na tym gospodarczym aspekcie panowania Kazimierza Wielkiego - sam tytuł "Król Chłopów" też taką a nie inną tematykę sugerował. Tymczasem nic z tych rzeczy - jest owszem w powieści ukazany Mikołaj Wierzynek, najmożniejszy z mieszczan krakowskich, wspomniane są żupy wielickie z których dochód szedł do skarbu państwa, jest opowieść o chłopie Wiaduchu z Prądnika do którego król miał przy okazji łowów w gości zaglądać, ale to tylko poboczne historie są.
Głównym tematem powieści są bowiem perypetie osobiste króla - nieszczęśliwe małżeństwa, liczne kochanki na czele z legendarną Esterką, prawowite córki i synowie z nieprawego łoża - złośliwie można by powiedzieć, że powieść powinna nosić tytuł "Król Bab" a nie "Król Chłopów".

Kazimierz jawi się jako człowiek głęboko nieszczęśliwy w życiu prywatnym naznaczonym przekleństwem Amadejów - jako młody chłopak Kazimierz miał w czasie pobytu na Węgrzech uwieść niejaką Klarę Zach pochodzącą z tego właśnie rodu. Jej ojciec chcąc pomścić hańbę rzucił się w trakcie uczty z mieczem na siostrę Kazimierza Elżbietę, królową węgierską i jej męża Karola Roberta. Felicjan Zach zginął na miejscu, Klarę wydano na tortury i ścięto, a resztę rodziny również srogo ukarano - niektórym jej członkom udało się zbiec do Polski. Tradycja głosiła, że każdorazowe spotkanie króla z którymś z Amadejów wróżyło jakiś nieszczęśliwy wypadek.
I każde niepowodzenie osobiste kieruje króla ku sprawom państwowym - spisanie praw jednakowych dla całego kraju, budowa zamków, zakładanie nowych miast i wsi, opieka nad mieszczaństwem, przywileje dla Żydów i wiele innych działań króla mających umocnić i wzbogacić Królestwo Polskie.

Powieść składa się z ośmiu obrazów w których oprócz historii królewskich romansów ukazuje Kraszewski niezwykle malownicze tło obyczajowe charakterystyczne dla średniowiecza - pochody biczowników, obyczaje panujące na dworach rycerskich, życie mieszczan i chłopów - po raz kolejny udowadnia Kraszewski, że jest prawdziwym mistrzem słowa i maluje niezwykle sugestywne obrazy z dawnych czasów.

Jeśli chodzi o prawdę historyczną to po raz kolejny autor nagina ją do swoich potrzeb - chociażby sugeruje, że Maciej Borkowic został ukarany śmiercią za rozsiewanie oszczerstw przeciwko ostatniej żonie króla Jadwidze Żagańskiej - tymczasem w chwili ślubu Kazimierza z Jadwigą Maćko już od 4 lat nie żył...
Niestety tym razem JIK podpadł mi fatalnie. Szukałam bowiem w jego książce śladów mojej krajanki - kasztelanki sieciechowskiej Cudki, która wedle tradycji była żoną królewskiego rycerza Niemierzy z Gołczy, królewską kochanką i matką jego trzech synów. Tymczasem nic o niej nie ma a jej synów Jana, Pełkę i Niemierzę przedstawia Kraszewski jako dzieci Estery...

Pomijając moje osobiste żale książka warta jest przeczytania - trochę romans, trochę powieść obyczajowa - tylko broń Boże nie traktować jej jako źródło wiedzy o panowaniu Kazimierza Wielkiego zwanego popularnie Królem Chłopów.

sobota, 18 lutego 2012

Czarna seria po raz kolejny

Patrząc na kraje z których pochodzą czytane przeze mnie książki zaczynam zauważać, że coraz wyżej pnie się w rankingu literatura szwedzka. Dzieje się to za przyczyną szwedzkich kryminałów wydawanych przez wydawnictwo Czarna Owca w tzw. "Czarnej Serii". 
Kolejną pozycją z owej serii, którą miałam niekłamaną przyjemność przeczytać jest "Niemiecki bękart" Camilli Läckberg. To piąty tom cyklu, którego głównymi bohaterami są pisarka Erika Falck i policjant Patrik Hedström. A morderstwo wokół którego toczy się akcja książki dotyczy ich niemal bezpośrednio - zamordowany mężczyzna przyjaźnił się w czasie wojny z matką Eriki.

Erika porządkując rzeczy tragicznie zmarłej matki natrafiła na kilka tajemniczych przedmiotów - pamiętnik z okresu drugiej wojny światowej, zakrwawioną niemowlęcą koszulkę oraz niemiecki medal. Z tym ostatnim znaleziskiem udała się do Erika Frankela, emerytowanego nauczyciela historii oraz pasjonata II wojny światowej. Niestety nie uzyskała od niego żadnej informacji, a kilka tygodni później dwóch chłopców, którzy włamali się do domu Frankela odkryło jego rozkładające się zwłoki.
Policja rozpoczyna śledztwo a coraz więcej poszlak wskazuje na to, że śmierć starszego pana jest związana z jego wojenną przeszłością.

"Niemiecki bękart" to kolejna książka w której spotkałam się z rozważaniami na temat roli Szwecji w czasie II wojny światowej. Podręczniki szkolne przedstawiają Szwecję jako kraj neutralny. Ta neutralność dotyczyła polityki, bo jeżeli chodzi o gospodarkę to już nie obowiązywała i szwedzkie firmy prowadziły interesy zarówno z Anglikami jak i Niemcami. I mam takie wrażenie, że te kontakty gospodarcze z reżimem hitlerowskim stanowią dla współczesnych Szwedów niezacieralną plamę na ich narodowym honorze. 
Autorka poruszyła również temat organizacji neonazistowskich i rasistowskich - to też taki dyżurny temat w szwedzkiej literaturze współczesnej, a w każdym razie w tej części z którą miałam się przyjemność zapoznać.

Jest jeszcze jedna sprawa, która mnie w książce pani Läckberg uderzyła i co tu dużo mówić zwyczajnie rozbawiła. Otóż Erika i Patrik są rodzicami rocznej Mai. Erika właśnie skończyła swoją część urlopu wychowawczego i wraca do pracy (pisze książkę) natomiast Patrik rozpoczyna urlop ojcowski. Nie jestem, broń Boże, przeciwniczką brania urlopu wychowawczego przez tatusia, uważam, że dla dziecka kontakt z tatą jest bardzo ważny, ale zachowanie Eriki to już trochę przesada. Erika robi z siebie męczennicę, która przez rok była uwiązana z dzieckiem w domu, więc kiedy opiekę nad Mają przejmuje Patrik zupełnie się od pomocy przy dziecku odcina. I jeszcze się oburza, bo on był 2 godziny na zakupach a ona musiała zająć się dzieckiem w tym czasie - a to przecież jego obowiązek. Pewnie powinien dzieciaka zabrać do tego supersamu, apteki, warzywniaka i gdzie tam jeszcze był - bo przecież nie dobro dziecka jest najważniejsze a to, że tatuś ma się nim opiekować... 
Nie jestem jakąś Matką-Polką poświęcającą się dla dziecka, mój mąż pomagał przy synku, ale zawsze stawialiśmy na rozsądek a nie na superrównouprawnienie. I już wiem, że pani Eriki Falck to ja raczej nie polubię, bo na czoło jej cech, przynajmniej w moim odczuciu, wysuwa się egoizm.

Książka jest wielowątkowa, historia przeplata się ze współczesnością, a rozwiązanie zagadki kryminalnej do samego końca nie jest oczywiste. Autorka obdarzyła swoich bohaterów nie tylko zaletami, mają liczne słabostki, przez co stają się nam bliżsi i budzą sympatię. Historia wciąga właściwie od pierwszej strony i co ważne, oprócz intrygi kryminalnej mamy ciekawe tło a policjanci przedstawiani są także poza pracą. Autorka wykazała się też poczuciem humoru, szczególnie tworząc szefa posterunku policji Bertila Mellberga.

I pomimo niechęci do pani Falck uważam, że to świetna książka a tym samym zachęcam wszystkich do jej lektury:)

piątek, 17 lutego 2012

Stosikowo i zimowo:)

Po pierwsze to zdjęcie, które miało się pojawić wczoraj, ale kabelek od aparatu jest najbardziej złośliwym przedmiotem w moim domu i ginie zawsze wtedy, kiedy go najbardziej potrzebuję:(


To jak najbardziej rękodzieło jest (nie moje niestety) a nie żadne cukierniane zakupy;)

W tych dniach dotarła do mnie kolejna Włóczykijka:

A ze wszystkich książek z ostatnich dwóch tygodni zebrał się taki oto stosik:


Od dołu:
  • "Król Chłopów" J.I. Kraszewski - z biblioteki
  • "Jelita" J.I. Kraszewski - j.w.
  • "Rzeka szaleństwa" M.P. Wiśniewski - Włóczykijka
  • "Sherlockista" G. Moore - wymiana na LC
  • "Lilith" O. Rudnicka - j.w.
  • "Templariusz" P. Doherty - do recenzji od nakanapie.pl
A na koniec kilka zimowych obrazków i mała zagadka:)

To widok z mojego okna
Kazan też lubi zimę:)
Moja własna Narnia...
Kiełbaska z ogniska w lutym?
Czemu nie;)
A teraz obiecana zagadka.

Co to takiego?


czwartek, 16 lutego 2012

TOP10, wymianka i radio:)




Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć  książek, które ponownie chciałabym przeczytać po raz pierwszy.


Są książki, które mogę czytać wciąż i wciąż chociaż znam je niemal na pamięć, ale są również takie, które szalenie mi się podobały jednak jakoś nie potrafię po nie sięgnąć po raz drugi, bo to już nie będzie ten sam efekt.
I tylko czasem marzy mi się, że znowu sięgam po nie pierwszy raz w życiu...


Filary ziemi


Forrest Gump


Kane i Abel


Popiół i diament


Rebeka


Stowarzyszenie Umarłych Poetów


Tam gdzie spadają anioły


Wichrowe Wzgórza


Zabić drozda


Zły

***********************************************

Rusza kolejna, już VI edycja wymianki organizowanej przez Sabinkę - tym razem pod hasłem "Kryminalna majówka"


Wszystkie informacje można znaleźć TUTAJ

***************************************************

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na pewien gadżet, który pojawił się w pasku bocznym, a mianowicie stronkę radia nakanapie.fm Od kilku dni na tej stronie można słuchać sobie "powieści w odcinkach", ewentualnie po przesłuchaniu fragmentu zdecydować się na kupno audiobooka.
Przyznam, że sama osobiście nie przepadam za audiobookami, bo jako typowy wzrokowiec muszę widzieć co czytam, ale "Sługę bożego" Piekary chyba przy pomocy rzeczonego radia poznam. Co prawda 20-minutowy odcinek słucham na trzy razy...

środa, 15 lutego 2012

Brak religii nie przeszkadza w godnym życiu

Przez długi czas nazwisko Mariusza Szczygła kojarzyło mi się tylko z programem "Na każdy temat" który w latach 90-tych nadawany był przez telewizję Polsat. Od razu powiem, że skojarzenie do najbardziej pozytywnych nie należało, bo programów typu talk-show zwyczajnie nie lubię, a co za tym idzie i ich prowadzących nadmierną sympatią nie darzę...
Wszystko zmieniło się w ubiegłym roku, kiedy wpadł w moje ręce "Gottland". Czytając tę książkę zobaczyłam całkiem inne oblicze Mariusza Szczygła - człowieka z pasją, potrafiącego pisać o tym co go interesuje w niezwykle ciekawy sposób a przy tym obiektywnie przedstawiającego fakty historyczne. I jasne się stało, że gdy tylko będę miała możliwość to z pewnością sięgnę po kolejne książki tego autora.

W ostatnich dniach miałam możliwość po raz kolejny spotkać się z twórczością Mariusza Szczygła, a to za sprawą książki "Zrób sobie raj".
Autor po raz kolejny zabiera czytelnika w podróż za naszą południową granicę - sam o sobie mówi, że jest czechofilem i ta tematyka jest mu najbliższa.
Na książkę składa się kilkanaście tekstów pisanych w różnych latach, a  tematem przewodnim większości z nich jest wiara w Boga, a właściwie jej brak i to jak ten stan wpływa na kształt Czech jako państwa oraz na samych Czechów.

Gdyby porówać losy Czechów i Polaków na przestrzeni dziejów znajdzie się wiele podobieństw - jednym z najważniejszych jest fakt, że przez wiele lat obydwa narody żyły w niewoli. I będąc w owej niewoli i jedni i drudzy starali się zachować świadomość narodową. Polakom, nękanym głównie przez prawosławnych Rosjan i luterańskich Prusaków pomagał w tym kościół katolicki, będący ostoją języka, tradycji i kultury. Zupełnie inaczej Czesi, którzy do kościoła rzymskiego mieli zadawnione pretensje o Jana Husa, podstępnie uwięzionego i spalonego na stosie w XV wieku i nie czuli specjalnego związku z tą akurat doktryną religijną. Jeżeli dodać do tego fakt, że w Austrii, która przez kilkaset lat sprawowała władzę zwierzchnią nad ziemiami czeskimi, katolicyzm był religią dominującą, to nie ma się co dziwić, że kiedy w 1918 roku powstała niepodległa Czechosłowacja to jej władze, na czele z Tomaszem Masarykiem, prowadziły politykę antykościelną. A jakby tego było mało, trzeba pamiętać o latach powojennych, kiedy kraj znajdował się pod wpływem Związku Radzieckiego...
Biorąc pod uwagę te wszystkie okoliczności trudno się dziwić, że zdecydowana większość Czechów to ateiści, kościoły świecą pustkami lub zmieniono je w budynki użyteczności publicznej a większość kleru pochodzi z Polski.

Dla przeciętnego Polaka (wszak ponad 90% naszych rodaków deklaruje wyznanie katolickie) taki brak religii jest nie do pomyślenia - jak bez Boga przeżyć chrzest, ślub, pogrzeb,Wielkanoc czy Boże Narodzenie, że wymienię tylko te najważniejsze okazje. Nie wspominając o codziennym życiu, które powinno opierać się na dekalogu...

Mariusz Szczygieł rozmawiał na temat wiary ze swoimi czeskimi znajomymi, ale również prowadził dyskusję w internecie - okazuje się, że brak Boga wcale nie przeszkadza tym ludziom żyć godnie i według uniwersalnych zasad. Co więcej, potrzeba takiego życia nie jest narzucona przez odgórne instytucje a wypływa z osobistej potrzeby, nawet jeśli dana osoba deklaruje wyznanie katolickie.
Najprostszy przykład - nasz rodak często idzie w niedzielę do kościoła, bo "tak wypada" i "co ludzie powiedzą", natomiast Czech kieruje się w to miejsce wtedy, kiedy czuje potrzebę bliższego kontaktu z Bogiem.

Oczywiście, książka nie traktuje tylko o religii, znalazły się w niej również artykuły na temat współczesnych twórców kultury (pisarz Egon Bondy, fotograf Jan Saudek, rzeźbiarz David Cerny i in.) i ich widzenia świata. Jednak uczciwie mówię, że jakoś nie do końca ich dzieła do mnie przemawiają i, co przyznaję pomimo obaw, że zostanę posądzona o zaściankowość, wydają mi się (żeby użyć kulturalnego określenia) obsceniczne... Nie jestem jednak w żadnym wypadku znawcą współczesnej sztuki, więc moje odczucia na temat twórczości w/w artystów są tylko i wyłącznie subiektywne.

Mariusz Szczygieł stworzył książkę, która stanowi portret Czechów i ich ojczyzny zupełnie niepodobny do panujących stereotypów - bo przecież w obiegowej opinii każdy Czech to taki poczciwy wesołek, trochę jak Szwejk, zajadający knedliki i wypijający hektolitry piwa. Tymczasem ta wesołość jakże często była wymuszona, a pod pozorami dobroduszności i beztroski skrywano ogromne tragedie.
Bo naród, który liczy 10 mln obywateli nie może sobie pozwolić w chwilach kryzysu na jakieś wielkie zrywy z bronią w ręku. Taki naród aby przetrwać musi opanować umiejętność dostosowania się do panujących warunków i ukrywania tego co naprawdę myśli.
I o tym trzeba pamiętać oceniając naszych sąsiadów zza Sudetów.

wtorek, 14 lutego 2012

To też książka o wielkiej miłości;)

Jaki dzisiaj dzień, oprócz tego, że wtorek?
Tak, tak... Walentynki... Jeden z tych koszmarków marketingowych, które na stałe zadomowiły się w naszym polskim krajobrazie. W moim domu się na szczęście nie przyjęły, chociaż dziecię właśnie smaruje dla tatusia jakieś arcydzieło w temacie (z telewizji się dowiedział, że to dziś jest ten dzień) - przed chwilą zajrzałam do niego i na szczęście Robert nie dostanie banalnego serducha a portret szczęśliwej i kochającej się... kurzej rodziny (kogut, kura, kurczak-chłopczyk, kurczak-dziewczynka i jajko płci jeszcze nieokreślonej).
Ale nie o arcydziełach mojego genialnego synusia miało być a o miłości;) I to Miłości przez duże "M".
Takie bowiem uczucie wręcz wylewa się spomiędzy stronic książki Anny Dziewit-Meller i Marcina Mellera pt. "Gaumardżos. Opowieści z Gruzji".

Przeciętnemu Polakowi Gruzja kojarzy się z wojnami, które co jakiś czas wybuchają w tamtym rejonie, Stalinem, Batumi, winem i, jeśli to ktoś ze starszej generacji, przystojnym czołgistą Grigorijem, mechanikiem z czołgu Rudy 102 ("Czterej pancerni i pies"). Mellerowie, znane dziennikarskie małżeństwo udowadniają w swojej książce, że to tylko cienka wierzchnia warstwa, pod którą kryje się prawdziwa Gruzja i Gruzini.

Pierwszy do Gruzji trafił Marcin - w latach 90-tych był korespondentem wojennym w czasie konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego. Już wtedy kraj go zafascynował do tego stopnia, że postanowił tam wrócić w spokojniejszym czasie. Swoją pasją zaraził narzeczoną do tego stopnia, że kiedy postanowili wziąć ślub to jedyną braną pod uwagę lokalizacją na wesele było Tbilisi - gruzińska stolica.

Mellerowie opowiadają o swoich gruzińskich przyjaciołach, o kaukaskiej kuchni, o dzikiej i pięknej przyrodzie ale nie stronią też od poważniejszych tematów. Historia Gruzji, zwłaszcza najnowsza, obfituje w tragiczne wydarzenia - pracując jako korespondent Marcin Meller nie raz znajdował się nieomal w centrum walk, widział tragedię ludności cywilnej a i sam narażał się na niebezpieczeństwo. Te fragmenty musiały się znaleźć w tej książce, bo bez nich obraz byłby niepełny. Jednak większość opowieści tryska humorem i niepohamowaną radością życia z której słyną Gruzini - biesiady organizowane w ciągu kilku minut, gościnność, jeszcze większa niż w Polsce, przepiękne śpiewy, czytając chciałoby się samemu zakosztować tej atmosfery, spróbować chaczapuri, posłuchać niekończących się toastów, wychylić kielich (właściwie ozdobny róg) gruzińskiego wina - nawet mając świadomość niedogodności związanych z syndromem dnia następnego.

Książka Mellerów nie jest w żadnym razie profesjonalnym przewodnikiem. Bliżej jej do książki podróżniczej, chociaż to też nie do końca prawda. To przede wszystkim zbiór wspomnień, obrazków utrwalonych w pamięci jak na kliszy fotograficznej.
Przy okazji - tekst uzupełnia mnóstwo zdjęć, które chociaż w części pomagają czytelnikowi wyobrazić sobie jaka jest ta Gruzja, miejsce, które według tamtejszej legendy Bóg chciał zachować dla siebie (z powodu jego piękna) ale kiedy przyszli do niego pozbawieni własnego kraju Gruzini, ulitował się nad nimi i oddał im w posiadanie swój ziemski raj.

Serdecznie zachęcam do sięgnięcia po tę opowieść, a ze swojej strony dziękuję pewnej sympatycznej biblionetkowiczce za pożyczenie tej książki:)


niedziela, 12 lutego 2012

Lektury małoletniej Ani - odc. 1

Zainspirowana przez Kasię postanowiłam napisać o moich lekturach z dzieciństwa - jako, że jestem tylko trochę młodsza od dinozaurów, to wiele tych książek i pisarzy jest dzisiaj nieco zapomnianych a szkoda...
Przeglądając mój zeszyt lektur w którym zapisywałam sobie przeczytane książki dochodzę do wniosku, że już wtedy miałam historycznego bzika - bo najczęściej są to powieści historyczne, ewentualnie literatura "płaszcza i szpady" czyli przygoda w realiach XVI - XVII wieku.

Na pierwszy ogień słów kilka o pani Antoninie Domańskiej, autorce powieści historycznych dla młodych panienek. 
Antosia Kremerówna na świat przyszła w Kamieńcu Podolskim jesienią 1853 roku. W 1865 roku Kremerowie przenieśli się do Krakowa. Kilka lat później Antonina poznała profesora Stanisława Domańskiego, neurologa, wykładowcę Uniwersytetu Jagiellońskiego, za którego wkrótce wyszła za mąż.
W 1890 roku pani profesorowa zadebiutowała jako autorka - jej opowiadanie ukazało się w czasopiśmie "Wieczory rodzinne". W kolejnych latach powstawały dalsze utwory - na potrzeby czasopism dla dzieci, ale również samodzielne wydawnictwa.
Profesor Domański oprócz pracy naukowej zajmował się również działalnością społeczną i polityczną - przez wiele lat był członkiem Rady Miasta Krakowa, a w 1904 roku piastował urząd wiceprezydenta miasta. W związku z tymi funkcjami męża pisarki Stanisław Wyspiański pisząc "Wesele" stworzył jej nieco karykaturalny (była ciotką Lucjana Rydla) portret umieszczając ją w dramacie jako Radczynię.

Ciekawostką może być fakt, że profesorostwo Domańscy byli właścicielami willi w położonej kilkanaście kilometrów od Krakowa Rudawie. W tejże willi w 1908roku spędzał wakacje Henryk Sienkiewicz - napisał tam kilka nowel, oraz fragment powieści "Wiry". Oprócz pracy pisarskiej Sienkiewicz rozkoszował się wiejskim powietrzem i kosztował wiejskich przysmaków, a codziennie rano mleko przynosił mu niejaki Staś Tarkowski...

Antonina Domańska zmarła w styczniu 1917 roku. Pochowana jest na najstarszej krakowskiej nekropolii - Cmentarzu Rakowickim. 

Największą popularność przyniosły pisarce wspomniane wyżej powieści historyczne dla młodzieży. Ich akcja w większości osadzona jest w XV i XVI wieku. 

"Historia żółtej ciżemki", najbardziej znana z książek pani Domańskiej, do dnia dzisiejszego jest lekturą szkolną w większości szkół podstawowych. Jak pewnie większość z Was wie opowiada o małym Wawrzusiu, który nade wszystko lubił wycinać w drzewie różne figurki. Po wielu niebezpiecznych przygodach trafia do pracowni Wita Stwosza, gdzie uczy się snycerstwa i pracuje przy najważniejszym arcydziele polskiego gotyku - monumentalnym ołtarzu w Kościele Mariackim. 

Akcja kolejnej (mojej ulubionej) powieści noszącej tytuł "Paziowie króla Zygmunta" toczy się w latach 20-tych XVI wieku. Jej bohaterowie to siedmiu młodych chłopców z najprzedniejszych rodów Litwy i Korony, którzy pełnią służbę na dworze Zygmunta Starego i Bony. Służba nie jest zbyt ciężka, a że chłopaków trzymają się psie figle postanawiają urządzić zawody - wygra ten, który wymyśli najbardziej oryginalną psotę. Zaręczam, że pomysłowością chłopcy nie ustępują dzisiejszym nastolatkom:)

Trzecia z czytanych przeze mnie książek tej autorki to "Krysia Bezimienna". Krysią, małą sierotką, o której pochodzeniu nić nie wiadomo opiekuje się królewna Anna Jagiellonka mieszkająca na zamku w Jazdowie (Ujazdowie). Po jej ślubie ze Stefanem Batorym dziewczynka wraz z opiekunką przenosi się do Krakowa i tam bardzo szybko okazuje się, że dziewczynka ma jakichś potężnych wrogów, którzy zrobią wszystko żeby ją zgładzić...

Domańska napisała jeszcze kilka innych powieści, opowiadań i baśni - niestety nie przetrwały one próby czasu i dzisiaj próżno ich szukać na półkach bibliotek czy księgarń.
Jej utwory cechuje ogromna dbałość o realia historyczne i obyczajowe. Ich akcja toczy się w Krakowie, czyli w scenerii doskonale znanej autorce, a opisy wydarzeń historycznych, które umieściła w swoich powieściach są oparte na źródłach historycznych.

No, tośmy sobie powspominali... A kolejny odcinek literackich wspomnień w którąś następną niedzielę się pojawi:)