Po raz kolejny miałam niewątpliwą przyjemność spotkać się z twórczością Izabeli Sowy, a to za sprawą jej książki "Części intymne". Pomimo, że nie jestem zwolenniczką oceniania książki po okładce to pierwsze co mnie urzekło to właśnie oprawa graficzna powieści - nostalgiczna i bardzo klimatyczna.
Zdarza się co prawda, że piękna okładka kryje nieco mniej piękne wnętrze, ale tym razem na szczęście tak się nie stało a ja przez kilka godzin śledziłam losy pewnego pisarza w czasie podróży promocyjnej po polskiej prowincji.
Janusz Świstak jest autorem kilku powieści podróżniczych, które zyskały sobie niemały rozgłos. Czytelnicy nie wiedzą jednak o pewnej wstydliwej tajemnicy - otóż swoje książki pisze nie ruszając się z mieszkania, a wszystkie przygody ich głównego bohatera, utożsamianego z autorem,są od początku do końca zmyślone.
Za namową swojego przyjaciela (który jest również po trosze jego agentem) Janusz wybiera się w podróż po prowincjonalnych bibliotekach i działających przy nich klubach książki. Sama decyzja o wyjeździe stanowi dla niego ogromne wyzwanie - najlepiej czuje się we własnych czterech ścianach w towarzystwie swojego króliczka Normana. Decyzja jednak zapadła i pewnego jesiennego dnia mężczyzna wsiada do autobusu mającego zawieźć go w nieznane.
Oczami Janusza możemy obserwować ludzi żyjących w miasteczkach i wsiach leżących na jego trasie. Większość osób z którymi się spotyka to starsze panie, emerytki, dla których spotkanie w bibliotece ze znanym pisarzem stanowi ogromne wydarzenie w ich nudnawej codziennej egzystencji. Te spotkania wyzwalają w Januszu wspomnienia, stają się swego rodzaju pretekstem do analizy swojego życia. A wnioski z tych przemyśleń nie są zbyt optymistyczne.
Czy Janusz pod ich wpływem coś zmieni w swoim życiu, czy wręcz przeciwnie - wróci do swojego mieszkania na krakowskim Podgórzu i szybko o wszystkim zapomni?
Po raz kolejny pod pozorem leciutkiej historyjki przemyca autorka kilka ważnych pytań - o życiu, uczciwości wobec samego siebie i innych, odwadze w dążeniu do realizacji własnych marzeń.
Portretuje również współczesne media - Janusz musi wszak, zgodnie z umową podpisaną z wydawnictwem, udzielać wywiadów czy występować w różnych programach. Obraz ten jest bardzo niekorzystny - przyznaję, że gdybym czytała jakieś kolorowe czasopisma to po lekturze "Części intymnych" zdecydowanie bym przestała to robić...
Książka Izabeli Sowy to jedna z tych lektur po które warto sięgnąć - może i w naszej głowie odblokuje się jakaś klapka, tak jak to się stało w przypadku Janusza?
I tylko mam do niej jedną uwagę - w wiejskich klubach książki spotykają się nie tylko emerytki - w naszym nie ma ANI JEDNEJ:)
brzmi ciekawie, muszę się za nią rozejrzeć:)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :)
OdpowiedzUsuńNo a ja trochę pokaprysiłam przy tej książce. Głównie za obraz prowincji. Nieciekawie nas widzą.:)
OdpowiedzUsuńMoja mama uwielbia autorkę, ale może i ja się wreszcie skuszę.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się czemu najpierw zwróciłaś uwagę na okładkę, kiedy ją zobaczyłam w księgarni nie mogłam wyjść z podziwu jakie to cudeńko. :)
Pozdrawiam :)
Fajna recenzja książke chyba sobie odpuszcze.
OdpowiedzUsuńOprócz Zielonego jabłuszka i Smaku świeżych malin żadna książka Sowy mi nie podeszła, no nie wiem...
OdpowiedzUsuńZielone jabłuszko wręcz kocham :))
Ta książka już jakiś czas temu rzuciła mi się w oczy, jak widzę mój wybór nie był nietrafiony... cieszy mnie, że jest to mądra i sympatyczna lektura.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście okładka ma swój klimat :)
OdpowiedzUsuńChyba się na nią skuszę...
Mam kilka książek tej autorki na półce i żadnej jeszcze nie przeczytałam :) Ale skoro piszesz, że to nie tylko typowe czytadło, to może sięgnę w końcu...
OdpowiedzUsuńa ja mam zwyczaj oceniać książkę po okładce i ta wyjątkowo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń