niedziela, 31 marca 2019

Powrót do sprawdzonych bohaterów

O ile nie mam jakoś nabożeństwa do telewizyjnych seriali, o tyle bardzo lubię książkowe serie - zarówno te kilku jak i kilkunastotomowe. Jedną z ulubionych jest seria książek sensacyjnych opowiadających o przygodach Dirka Pitta, której autorem jest Clive Cussler. Większość tomów mam w swojej biblioteczce, a te, których mi brakuje sukcesywnie sobie dokupuję. Jednym z ostatnich nabytków są "Zabójcze wibracje", które powstały co prawda ponad 20 lat temu, ale w dalszym ciągu nie straciły na aktualności.

Dirk Pitt wraz ze swoimi współpracownikami z NUMA (Narodowa Agencja Badań Podwodnych i Morskich) bada anomalie na Morzu Tasmana, gdzie w niewyjaśnionych okolicznościach dochodzi do masowej zagłady zwierząt morskich. Trafia na Wyspę Seymoura, gdzie w jaskini odnajduje grupę pasażerów wycieczkowego statku. Jak się okazuje cudem ocalałą z katastrofy - pozostali pasażerowie "Polar Queen" i cała załoga zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Jedną z ocalałych osób jest Maeve Fletcher, przewodniczka wycieczki, która niemal od razu wpada Dirkowi w oko.
Badania ciał pasażerów "Polar Queen" oraz fok i pingwinów nie pozwalają ustalić powodu śmierci - wydaje się, że nastąpiła ona z powodu zbyt dużego hałasu. Tę mało prawdopodobną teorię potwierdzają jednak kolejne śmiertelne wypadki. Pitt zaczyna poszukiwania źródeł zabójczego hałasu - głównym podejrzanym staje się multimilioner Arthur Dorsett, tajemniczy potentat rynku handlu diamentami, prywatnie ojciec pięknej Maeve...

"Zabójcze wibracje" to trzynasty, bynajmniej nie pechowy, tom serii. Dirk to już nie młodzieniaszek, chociaż wciąż jest w formie i niejeden raz ucieka śmierci sprzed nosa, chociaż najczęściej dosyć mocno poobijany. Również jego najbliższy przyjaciel Al Giordino, chociaż wydaje się niezniszczalny, zaczyna odczuwać upływ czasu. Co nie zmienia faktu, że obydwaj nie wahają się podjąć walki w obronie świata przed katastrofą. 
Jeśli chodzi o powieści Cusslera to najczęściej chodzi o katastrofy ekologiczne - tak jest i w tym wypadku, bowiem generowane przez zakłady Dorsetta wibracje niszczą wszelkie formy życia w swoim zasięgu. Ale to nie wszystko - Arthur Dorsett ma jeszcze inny plan - plan, który zachwieje światową gospodarką...

Na koniec taka ciekawostka - Dirk Pitt, podobnie jak James Bond spotyka na swojej drodze wiele pięknych kobiet. Jest wobec nich szarmancki, uprzejmy i opiekuńczy, jednak żadna z nich nie może raczej liczyć na jakieś większe zaangażowanie z jego strony. Maeve Fletcher to jedna z niewielu (konkretnie trzech) kobiet, z którymi Dirk chciał się związać na stałe.

****************************************************

W ubiegłym miesiącu rozpoczęłam przygodę z "Trylogią arturiańską", której autorem jest Bernard Cornwell - wtedy przeczytałam część pierwszą pt. "Zimowy monarcha" a teraz przyszedł czas na jej kontynuację czyli tom pt. "Nieprzyjaciel Boga". Po raz kolejny historię opowiada Derfel - kiedyś jeden z najbliższych Arturowi wojowników, teraz mnich.

Arturowi udaje się zwyciężyć najeżdżających ziemie Brytów Saksonów i zawrzeć w miarę trwały pokój. To spełnienie jego największych pragnień, więc wydaje mu się, że wszyscy powinni być szczęśliwi tak jak on. Niestety, to tylko pobożne życzenie.
Merlin a wraz z nim Derfel wyrusza do Irlandii w poszukiwaniu legendarnego artefaktu - kotła, który według legendy przekazali ludziom bogowie. Ginewra rozczarowana brakiem ambicji Artura szuka spełnienia w religijnych misteriach ku czci bogini Izydy, a rozgoryczony Lancelot szuka sposobu aby się wzbogacić i zdobyć władzę.
Pragnienia osób najbliższych Arturowi nijak się mają do jego wizji szczęścia i wiadomo, że w którymś momencie musi dojść do wybuchu. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Artur sam stworzył sobie największego przeciwnika - chrześcijanie go nie tolerują, bo jest poganinem. Co może się wydać dziwne to fakt, że jest on ogólnie niezbyt religijny, a wszystkich traktuje z jednakową tolerancją i szacunkiem. I to, paradoksalnie, przysparza mu jeszcze więcej wrogów.
W tym tomie autor przedstawia swoją wizję kilku najważniejszych legend arturiańskich - tej o Tristanie i Izoldzie, o poszukiwaniu Świętego Grala, o Okrągłym Stole i jego rycerzach czy wreszcie o zdradzie Ginewry i Lancelota. Pojawia się Persifal i Bors a Galahad, najbliższy przyjaciel Derfla jest przyrodnim bratem Lancelota. Pojawiają się również najbardziej związane z Arturem i Merlinem miejsca - Camelot i Avalon.

Po raz kolejny autor zostawia czytelnika w miejscu przełomowym - katastrofa następuje, Artur musi spojrzeć prawdzie w oczy i porzucić swój idealizm, Merlin jest coraz starszy i słabszy, Ginewra przegrywa wszystkie swoje plany i marzenia. Jedynym w miarę spokojnym i spełnionym człowiekiem jest Derfel, chociaż i jego los nie oszczędzał. Tylko ciekawe na jak długo?
Cóż, o tym dowiem się dopiero po lekturze ostatniego tomu tej trylogii.


wtorek, 26 marca 2019

Czy powstanie to właściwe miejsce dla młodej dziewczyny?

Powstanie Warszawskie nie od wczoraj budzi liczne kontrowersje. 63 dni walki to z jednej strony niespotykany heroizm i patriotyzm mierzony krwią powstańców, z drugiej to śmierć setek żołnierzy i cywili zamieszkujących miasto, a i Warszawa stała się morzem gruzów.
Gdyby zapytać samych powstańców (niewielu już ich niestety zostało...) co dzisiaj, po latach sądzą o tamtych letnich dniach 1944 roku to większość z nich pewnie powiedziałaby, że tak było trzeba. I to pomimo tego, że właściwie od początku wiadomo było, że będzie trudno, a po kilku dniach nadzieja na zwycięstwo zaczęła się ulatniać z dymem kolejnych burzonych przez Niemców domów.

Wśród powstańców było wiele dziewcząt - pełniły obowiązki pielęgniarek i łączniczek, przenosiły meldunki, opatrywały rany, trzymały za rękę umierających żołnierzy, niektóre walczyły z bronią w ręku. Dziennikarka Anna Herbich,  autorka "Dziewczyn z powstania" dotarła do kilkunastu z nich i namówiła na wspominki dotyczące tamtych wydarzeń. Jedną z powstańczych dziewczyn występujących w książce jest Irena z Wilgów Herbich, babcia autorki.

Bohaterki książki pochodzą z różnych środowisk, mają różną sytuację rodzinną, niektóre są w konspiracji, inne próbują normalnie żyć i przetrwać w tych nienormalnych czasach. Każda z nich trochę inaczej widzi tamte dni: Halina na kilka godzin przed wybuchem powstania urodziła syna, Jacuś, synek Ireny miał dopiero cztery miesiące - obydwie były gotowe zrobić wszystko aby uratować dzieci; Jadwiga do Warszawy przedziera się z Kresów gdzie już rozpoczęły się rządy władzy ludowej; Anna, pochodząca z jednej z najważniejszych rodzin II Rzeczpospolitej trafia do radzieckiej niewoli, która jest jeszcze gorsza niż walka w zniszczonej stolicy, a jeszcze Sławka, Zosia, Teresa...  Tym co je łączy jest siła i wola przetrwania.

"Dziewczyny z powstania" opisane przez Annę Herbich to tak naprawdę normalne, zwykłe młode kobiety, które chciały kochać i być kochane, które cieszyły codzienne drobiazgi i chwile spędzane z najbliższymi. Wojna im to zabrała, a one stanęły w powstańczym szeregu aby odzyskać to co straciły - jeśli nie dla siebie, to dla swoich dzieci i wnuków. I my, pokolenie ich wnuków i prawnuków nie możemy o tym zapomnieć, nie ważne jaki mamy osobisty stosunek do powstania i tych, którzy go wywołali.

wtorek, 12 marca 2019

Idy marcowe czyli koniec pewnej historii

Trochę ponad trzy lata temu zachwycałam się dwoma książkami z cyklu "Kronik Zapomnianego Legionu" - "Zapomnianym Legionem" (opinia TU) i "Srebrnym orłem" (opinia TU), a dzisiaj chciałabym napisać parę słów na temat "Drogi do Rzymu", która stanowi zwieńczenie tej trylogii.

Akcja powieści rozpoczyna się zimą 48r. p.n.e. w Aleksandrii. Przewrotny los krzyżuje na kilka chwil losy Romulusa i Fabioli - rozdzielone kilka lat wcześniej rodzeństwo rozpoznaje się w aleksandryjskim porcie. Niestety, nie dane jest im nawet zamienić słowa - Fabiola opuszcza ogarnięte walkami miasto na jednym z okrętów, Romulus wcielony wcześniej na siłę do XXVIII legionu musi walczyć z siłami wrogimi Cezarowi. W czasie tych walk młody legionista ponosi jeszcze jedną stratę - ranny Tarkwiniusz znika gdzieś w bitewnej zawierusze i chłopak zostaje sam. Przy życiu trzyma go właściwie tylko myśl o Fabioli - marzy aby wrócić do Rzymu i odnaleźć siostrę. Niestety nie jest to takie proste, bowiem Cezar nie planuje powrotu do stolicy, a nad Romulusem pojawia się kolejne niebezpieczeństwo - na jaw wychodzi jego przeszłość. Odwaga i poświęcenie w czasie walk zostają natychmiast zapomniane, gdy okazuje się, ze młody legionista jest zbiegłym niewolnikiem. Wydaje się, że nic ani nikt nie uratuje mu życia i Romulus zginie w cyrku ku uciesze gawiedzi...

Również Fabiola przeżywa ciężkie chwile - jest niemal pewna, że zna nazwisko tego, kto brutalnie zgwałcił jej matkę. To najpotężniejszy obywatel Rzymu i zemsta za krzywdę jest niemal niemożliwa. Jednak dziewczynie nie brakuje determinacji i pomysłowości - postanawia zorganizować spisek mający na celu zamordowanie... Cezara. Aby łatwiej tego dokonać a przy okazji mieć dobrą przykrywkę do swoich działań kupuje Lupanar, dom publiczny w którym kiedyś pracowała - nikogo raczej nie zdziwi, że do tego przybytku uczęszczać będzie grupa bogatych i wpływowych mężczyzn. Niestety o nią też upomina się przeszłość w postaci Scewoli, szefa bandy łowców niewolników, z którym zadarła kilka lat wcześniej w Pompejach. Życie Fabioli po raz kolejny zawiśnie na włosku.

Właściwie najbezpieczniejszy żywot wiedzie Tarkwiniusz, który po odłączeniu się od swojego legionu leczy rany w Aleksandrii, a przy okazji studiuje tam rękopisy zgromadzone w słynnej Bibliotece Aleksandryjskiej. Z Egiptu udaje się na Rodos, a następnie do Rzymu, gdzie ponownie spotyka Romulusa oraz poznaje Fabiolę.
Tymczasem zbliża się marzec 44r. p.n.e. i jeden z najważniejszych dni w historii republiki rzymskiej - 15 marca, czyli idy marcowe...

Będę się tutaj powtarzać, bo pisałam o tym już przy okazji poprzednich tomów - Ben Kane jest świetnym pisarzem, opowiadana przez niego historia wciąga bez reszty i chociaż wiadomo, że Cezar zginie to mimo wszystko ma się nadzieję, że jednak coś lub ktoś odwróci jego losy. Bohaterowie to postacie z krwi i kości, mają wady i zalety, podejmują nie zawsze dobre decyzje, nie są też żadnymi superbohaterami o niezwykłych mocach i nadprzyrodzonym szczęściu. Bywają weseli i smutni, radośni i przerażeni, a zaatakowani nie zawsze są się w stanie obronić i wyjść bez szwanku z potyczki. Są po prostu prawdziwi.

Całość "Kronik Zapomnianego Legionu" obejmuje okres 10 lat. Fabiola i Romulus z początku opowieści to dwójka nastolatków brutalnie rozdzielona i skazana właściwie na życie bez przyszłości. Determinacja, inteligencja i zaradność tej dwójki sprawiają, że udaje im się wygrać z losem, a lata walki o swoje wpływają na to jakimi stają się dorosłymi. Żadne z nich nie ma lekko, ale wydaje mi się, że cięższą szkołę życia przechodzi Fabiola. Oczywiście Romulus musi na co dzień walczyć o życie, ale zarówno w szkole gladiatorów jak i wojennych wypraw ma przy sobie przyjaciół, na których może liczyć. Życie jego siostry przez większość czasu nie jest bezpośrednio zagrożone, ale dziewczyna jest sama, nie ma się na kim oprzeć. Owszem jest jej protektor Decimus Brutus, jednak Fabiola w chwili kiedy go poznaje nie potrafi już zaufać mężczyźnie, bowiem spotkało ją zbyt wiele krzywd. Paradoksalnie Romulus zagrożony strzałami, włóczniami i mieczami wrogów gdzieś na rubieżach imperium jest bezpieczniejszy niż jego siostra w samym centrum ówczesnego cywilizowanego świata.

Serdecznie polecam tę książkę oraz oczywiście dwa poprzednie tomy "Kronik".