Moja młodość durna i chmurna przypadała na lata 80-te ubiegłego wieku. W telewizji dominowało nasze rodzime kino, przeplatane z kinematografią bratnich narodów Europy południowo-wschodniej, a od czasu do czasu (najczęściej w sobotę wieczorem) pojawiały się filmy ze zgniłego Zachodu. Amerykańskich produkcji (poza serialami kryminalnymi) jakoś nie pamiętam, natomiast w pamięć wbiły mi się filmy francuskie - głównie przygodowe, tzw. "płaszcza i szpady", komedie i kryminały.
Niekwestionowanymi gwiazdorami tamtego okresu byli Jean-Paul Belmondo i Alain Delon. Mnie szczególnie podobał się ten drugi i starałam się oglądać filmy z jego udziałem. W ten sposób poznałam jeden z bardziej znaczących filmów w jego karierze, powstałego w 1963 roku "Lamparta", którego reżyserował Luchino Visconti. Delon zagrał tam Tankreda, cynicznego siostrzeńca głównego bohatera, a partnerowali mu m.in. Burt Lancaster i Claudia Cardinale.
Dopiero później dowiedziałam się, że film jest ekranizacją powieści pod tym samym tytułem, której autorem był włoski pisarza Tomasi di Lampedusa. Musiało minąć jeszcze kilka lat i oto jestem świeżo po lekturze tej książki.
Głównym bohaterem jest książę Fabrizio Salina, stojący na czele jednego z najznamienitszych sycylijskich rodów. Akcja powieści toczy się w niezwykle ważnym dla Włoch okresie, w czasie działań dążących do zjednoczenia wszystkich ziem włoskich w jedno państwo.
Salina zdaje sobie sprawę, że na jego oczach pada stary świat feudalny, a razem z nim stara arystokracja, której on sam jest przedstawicielem. W walce i ogniu rodzi się nowy porządek społeczny, a szlachetnie urodzonych zastępują ludzie bez rodowodu, ale za to z pieniędzmi. Książę z jednej strony czuje wewnętrzny bunt przeciwko tej sytuacji, ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę z tego, że zmian nie da się już cofnąć - symbolem jego pogodzenia się z losem jest zgoda na małżeństwo siostrzeńca Tankreda z piękną i bogatą, ale pochodzącą z nizin, Angeliką.
Książkę Lampedusy można rozpatrywać na różnych płaszczyznach. To powieść historyczna, bowiem pojawiają się w niej postacie autentyczne, opisuje również wydarzenia, które miały miejsce na Sycylii w latach 60-tych XIX wieku. Jest to również powieść psychologiczna obrazująca przemianę zachodzącą w starym księciu. Wreszcie jest to również, a może przede wszystkim, świetna historia obyczajowa prezentująca ludzi, przyrodę, obyczaje i życie codzienne mieszkańców południowych Włoch - od arystokracji, poprzez burżuazję na biedocie kończąc. Pisarz maluje przed naszymi oczami sycylijskie krajobrazy spalone letnim słońcem lub zalewane jesiennymi i zimowymi deszczami, biedne miasteczko czy wreszcie siedzibę Salinów w Donnafugacie - na pozór monumentalną budowlę, a w rzeczywistości nieco zaniedbaną i popadającą w ruinę.
Chociaż książka bardzo dobra, to uczciwie trzeba przyznać, że czyta się ciężkawo - głównie tym, którzy, podobnie jak ja, nie przepadają za zbyt wydłużonymi opisami przyrody. Ale wydaje mi się, że warto sięgnąć po tę lekturę.
Mam tę sama książkę od lat i film przygotowany do oglądania, gdyż jakoś nigdy go do tej pory nie oglądnęłam. I to czeka na bodziec. Może się uda w tym roku, gdyż wyczytuję po kolei swoje kolibry.
OdpowiedzUsuńMoja młodość przypadła na lata 60 te i 70-te i wówczas kochałam kino obłędnie, ale jakoś na "Lamparta" się nie wybrałam. Chociaż lubiłam oglądać filmy w tak doborowej obsadzie. W sumie szkoda.))
Mnie, jako wieśniaczce, pozostawała telewizja, w której zdarzały się ciekawe filmy (a w każdym razie częściej niż teraz coś wartościowego można było zobaczyć).
UsuńI książkę, i film polecam - kolejność obojętna:)
Ale dla mnie jednak nie. Najpierw książka, a później film. Wtedy można sobie dopiero wyrobić zdanie o filmie choćby był najpiękniejszy istotne dla mnie jest na ile jest wierny książce.)
UsuńKsiążka jest świetna (podobno film również) - ja tam nie zauważyłem w niej niczego ciężkawego. To dowód na to, że prawdziwa literatura spokojnie się broni, a że nie wszystkim się podoba to już rzecz gustu.
OdpowiedzUsuńAle mnie się książka podobała - wg BiblioNETkowej skali ocen dałam 5,5/6,0.
UsuńTylko tak jak pisałam - nie przepadam za książkami, gdzie większość treści stanowią opisy. Poza tym ja najczęściej czytam "w biegu" a "Lamparta" się tak nie da (próbowałam) - trzeba sobie znaleźć spokojny kącik i zarezerwować na lekturę nieco więcej czasu, nie da się czytać po kawałeczku, bo zwyczajnie ginie wątek...
Tak, to prawda - "Lampart" to książka do smakowania, zdecydowanie nie do czytania "w przelocie" :-)
Usuń