Nie jestem fanką bardzo modnych ostatnio powieści "z gotowaniem w tle" - to znaczy czytuję, ale nie mam odruchu natychmiastowego wypróbowywania zawartych w nich przepisów. Takie książki zazwyczaj podrzucam później mojej mamie i czekam na efekty lektury;)
I kiedy Sardegna w swoim wyzwaniu zaproponowała na ten miesiąc książkę z wątkiem kulinarnym to aż sobie westchnęłam, bo zupełnie nie miałam pomysłu na tego typu literaturę - przecież nie będę czytać "Kuchni regionalnej" o którą się nie tak dawno wzbogaciłam...
Aż nagle przyszło olśnienie - jest jeden tytuł, który już dawno chciałam przeczytać i jakoś tak mi schodziło, a teraz będzie jak znalazł. I tak oto jestem po lekturze książki meksykańskiej pisarki Laury Esquivel pt. "Przepiórki w płatkach róży".
Tita i Pedro pokochali się pierwszą młodzieńczą miłością. Niestety, ich związek nie może dojść do skutku, ponieważ dziewczyna jest najmłodszą córką w rodzinie i według tradycji musi poświęcić się opiece nad matką, rezygnując tym samym z własnego szczęścia. Pedro jednak nie ustępuje, prosi Mamę Elenę o rękę Tity, a kiedy ta kategorycznie odmawia, żeni się z Esperanzą, starszą siostrą swojej ukochanej. Uważa, że jest to jedyna możliwość przebywania w pobliżu Tity. Rozumowanie dosyć karkołomne i, jak się szybko okazuje, niosące za sobą masę kłopotów.
I tak oto rozpoczyna się barwna, magiczna i niezwykle emocjonalna historia ich życia pod jednym dachem. Tita nie może jawnie okazywać swoich uczuć, ale ponieważ jest niezwykle utalentowaną kucharką jej potrawy mówią za nią. Tita ma niezwykłą zdolność doprawiania przygotowywanych dań swoimi uczuciami - co więcej uczucia te niezwykle silnie oddziaływają na wszystkich, którzy chociaż spróbują jej potraw. Miłość, namiętność, smutek, żal i gorycz - to wszystko co przeżywa młoda kobieta przekłada się na smak, kolor, zapach i wygląd jej kulinarnych osiągnięć.
Opowieść podzielona jest na 12 części - 12 miesięcy i 12 potraw, na które przepisy znajdziemy na kartach powieści. Serwowane tu meksykańskie potrawy są niezwykle wykwintne i pracochłonne. Tita udowadnia, że jeżeli coś robi się z pasją, to nawet zwykła fasola może emanować magią.
Właściwie trudno jednoznacznie określić jaki gatunek reprezentuje ta książka - w zależności od nastroju można ją rozpatrywać jako dramat miłosny albo zabawną farsę. Z pewnością ogromny wpływ na losy bohaterów ma apodyktyczna Mama Elena - Esperanza posłusznie wychodzi za mąż za Pedra, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że mężczyzna kocha jej młodszą siostrę; Tita, która jest jej bezwzględnie podporządkowana na skutek przeżytego szoku wyzwala się częściowo z tej kurateli, jednak matka ma na nią wpływ nawet po śmierci; trzecia z sióstr Gertrudis, chociaż uciekła z domu to podświadomie stara się zaimponować groźnej i bezwzględnej rodzicielce.
Nie wiem czy to najszczęśliwsze porównanie, ale mnie ta książka przypomina w pewnym sensie "Pachnidło". Bo tak jak tam przy lekturze wręcz czuło się produkowane przez głównego bohatera perfumy, tak tutaj przeżyć można (nawet przy znikomej wyobraźni) prawdziwą ucztę smaków.
Serdecznie polecam tę książkę, a przy okazji dodam, że książka została zekranizowana przez męża autorki, meksykańskiego reżysera Alfonso Arau.
Z tymi książkami "z gotowaniem w tle" to zazwyczaj jest tak, że są zbyt "zagramaniczne" i podawane w przepisach składniki są niedostępne "namacalnie" w małych miejscowościach lub niedostępne ze względów finansowych.
OdpowiedzUsuńTrufle, syrop klonowy, egzotyczne przyprawy... eee!
Zdecydowanie wolę o tym poczytać, niż wcielać w życie w kuchni.
"Przepiórki..." czytałam, magiczne i zmysłowe. Jest druga część, ale tej nie znam/nie mam.
Sama mam problem z tą kategorią Trójki, najwyżej powtórzę sobie "Zupę z granatów", którą skądinąd serdecznie Ci polecam.
Nie wszystkie książki tak mają - moja mama z powodzeniem wykorzystuje przepisy z "Rozlewiska" Kalicińskiej, a trójsernik z pierwszego tomu "Sklepiku z niespodzianką" K. Michalak to nawet takie beztalencie jak ja potrafi zrobić;)
UsuńA kategoria faktycznie niełatwa...
Czytałam tą książkę jakiś czas temu, i choć historia dość smutna, to te wszystkie smaki i zapachy, które aż można było poczuć czytając sprawiły, że zapamiętałam tą książkę jakoś pozytywnie :)
OdpowiedzUsuńJa wiem czy smutna? Chyba tak jak życie - czasem wesoło, czasem smutno... Grunt to potrafić zawalczyć o swoje:)
UsuńZ polecania skorzystam :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTo podskakuję z radości, bo właśnie w zeszłym tygodniu kupiłam tę smakowitą lekturę i już do mnie wędruje. :)
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa jak Ci się spodoba:)
UsuńNa pewno zrelacjonuję wrażenia. Może dojdzie też do jakichś inspiracji kulinarnych. :)
Usuń