sobota, 11 lutego 2017

Oddać czy zostawić? Oto jest pytanie! (cz. 1)

To, że jestem uzależniona od książek wiem już od dawna. Wie to również moja rodzina i większość znajomych. Nie mam pojęcia ile książek jest w domu, ale mąż mój Robert prorokuje, że w końcu strop nie wytrzyma obciążenia makulaturą i któregoś ranka weźmie się i zarwie, a my obudzimy się u mojej mamy (mama mieszka na parterze a my na piętrze)... 
Żeby zminimalizować zagrożenie katastrofą budowlaną (to wersja oficjalna, nieoficjalna jest taka, że potrzebuję miejsca na nowe tomy) od jakiegoś czasu część moich zbiorów oddaję naszej gminnej bibliotece. Obydwie strony są zadowolone - ja, bo mam twardy dowód dla szanownego małżonka, że poważnie przejmuję się jego opiniami, a biblioteka to wiadomo - każda nowa książka mile widziana.
Na moich półkach sporo jest takich książek, które kupiłam w porywie chwili, bo bardzo chciałam je przeczytać, a później tak mi jakoś zeszło i albo o nich zapomniałam, albo nie miałam nastroju - no dość na tym, że pokrył je kurz i pajęczyny.
I tu dochodzimy do sedna sprawy - wybierając książki do przekazania dla biblioteki trafiam na te nieprzeczytane bidulki i muszę zdecydować co z nimi zrobić A żeby podjąć decyzję trzeba przecież książkę przeczytać, prawda? I tak się zrodził pomysł na cykl "Oddać czy zostawić?", czyli notatki (bo to jednak nie będą recenzje czy opinie w pełnym tego słowa znaczeniu) o tych odkurzonych skarbach.

Joanna Chmielewska "Byczki w pomidorach"

Joanna Chmielewska to moja najulubieńsza kryminalistka. Uwielbiam jej starsze książki (z wyjątkiem "Lesia"), niestety z tymi nowszymi mam pewien problem. Bo niby większość bohaterów ta sama, miejsca też dobrze znane, ale historie już tak nie porywają, komizm taki trochę na siłę, a i z językiem (który moim zdaniem jest największym atutem książek pani Joanny) też się coś niedobrego porobiło...
"Byczki w pomidorach" przenoszą czytelnika do Danii, gdzie w domu Alicji roi się od mniej lub bardziej zaprzyjaźnionych osób i gdzie zatrzymuje się pewna kłopotliwa para z Polski. Pani Julia i pan Wacław od pierwszej chwili podpadają stałym bywalcom kuchni i ogrodu, ale prawdziwy kłopot powstaje kiedy Wacław najpierw zaginie, a następnie odnajdzie się w charakterze zwłok. Policja policją, Joanna i spółka postanawiają na własną rękę rozwikłać tajemnicę zejścia pana Buckiego. 

Książka raczej przeciętna, typowy dla Chmielewskiej galimatias zmienia się w chaos niekontrolowany, głodomór Marianek (który w zamyśle miał chyba śmieszyć) wywołuje swoją bezdenną głupotą tylko i wyłącznie zgrzytanie zębami, inni bohaterowie też specjalnie nie zachwycają... W szkolnej skali ocen 3+.

Pomimo, że nie zachwyca to jednak zostaje - Chmielewskiej (nawet najgorszej) nie oddam!

Clive Cussler "Sahara"

"Sahara" to jedenasta książka z Dirkiem Pittem w roli głównej, a druga która została zekranizowana. Przyznaję się od razu, że film widziałam już dawno (właściwie mi się podobał, chociaż grający główną rolę Matthew McConaughey to jakaś pomyłka) a po książkę sięgnęłam dopiero teraz. I jak to przy adaptacjach bywa film od książki rożni się zasadniczo.
Dirk i jego najbliżsi przyjaciele, Al Giordino i  Rudi Gunn zajmują się niepokojącym rozrostem pewnego rodzaju glonów, które występują u wybrzeży Afryki. Jeżeli nie uda się zahamować tego zjawiska światu grozi kataklizm. Trop prowadzi do Mali, rządzonego przez generała Kazima. Również do Mali trafia doktor Eva Rojas, która wraz z grupą pracowników WHO szuka źródła epidemii dziesiątkującej miejscową ludność. Na miejscu okazuje się, że w sprawę zamieszany jest francuski multimilioner Yves Massarde, który dla zysku nie cofnie się przed niczym...

"Sahara" to jedna z najlepszych książek Cusslera jaką do tej pory czytałam. Ma wszystkie atuty powieści sensacyjnej - wciągającą intrygę, wartką akcję, pomysłowych i przebojowych bohaterów. Pomimo, że mnie więcej wiedziałam o co chodzi czytało mi się świetnie.

Zdecydowanie zostaje - Cusslera, podobnie jak Chmielewskiej, nie oddam.

Asa Hellberg "Ostatnia wola Sonji"

Literatura szwedzka kojarzyła mi się jak dotąd wyłącznie z Astrid Lindgren oraz ze współczesnymi kryminałami.  "Ostatnia wola Sonji" trafiła do mnie podczas którychś targów książki, nazwisko autorki nic mi nie mówiło, tytuł sugerował jakąś ostateczność a okładka... No cóż nie grała mi zupełnie z tytułem ani z krajem powstania...
Książka rozpoczyna się od pogrzebu - umiera Sonja Gustavsson. Jej trzy przyjaciółki - Susanne, Rebecka i Maggan dowiadują się od adwokata, że zmarła posiadała ogromny majątek a one są jej jedynymi spadkobierczyniami, bowiem Sonja nie miała rodziny. Jednak przejęcie spadku obwarowane jest pewnymi warunkami - wszystkie trzy kobiety muszą podjąć wyzwania jakie przygotowała dla nich pani Gustavsson. Muszą porzucić swoje dotychczasowe życie a nawet kraj, bowiem Sonja zaplanowała dla nich zadania w Paryżu, Londynie oraz na Majorce. Co więcej - żadna nie może się wyłamać - żeby otrzymać spadek muszą wszystkie podjąć grę...

Książka może nie jest najwyższych lotów, ale czyta się ją całkiem przyjemnie. Bohaterki to kobiety po przejściach, z bagażem doświadczeń i lat, którym trudno jest zmienić przyzwyczajenia i zmierzyć się z nieznanym, jednak wszystkie podejmują wyzwanie Sonji. "Ostatnia wola Sonji" to powieść obyczajowa, chociaż nieznacznie dryfująca w stronę romansu, doskonała jako relaks po długim pracowitym dniu.

Wędruje do biblioteki - chociaż sympatyczna, to raczej drugi raz po nią nie sięgnę. Niech trafi do innych czytelników.

8 komentarzy:

  1. Cusslera czytałam. I też bym nie oddała. Bardzo lubię jego powieści.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężko oddawać. Chmielewską zostaw.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też dzielę się z z najbliższą biblioteką swoimi zbiorami i równie ciężko jest gdy przychodzi do wyboru zostawić czy oddać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś podzieliłam się z biblioteką dwustoma książkami. To był odruch związany z chwilowym stanem psychicznym a później żałowałam niektórych pozycji. I tak jest do dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana! Cierpisz, tak jak ja zresztą, na „Tsundoku - czyli kupowanie książek i pozostawianie ich nieprzeczytanych, zazwyczaj poprzez ułożenie ich na półkach lub na podłodze wraz z innymi nieprzeczytanymi książkami."
    Okazuje się, że ta przypadłość ma japońską nazwę i dotyka wiele osób :) Nie jesteś sama :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chmielewską mus zostawić. Też bym nie oddała.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak fajnie czyta się " własne myśli" co do książek Chmielewskiej - tej pozycji nie znam,a chętnie poznam początki twórczości, choć 3+ to tak niewiele :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach, ja niczego bym się nie pozbywała, a tu coraz większe stosy książek, gier i innych... Raz w roku robimy akcję "Uwolnij" ze znajomymi: książki / płyty / gry, które są w dobrym stanie, a oddamy / oddacie w kolejne ręce lub trafią do biblioteki. Niestety jakoś tak zawsze się kończy, że więcej książek przygarniamy, niż się pozbywamy....

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)