poniedziałek, 12 października 2015

Portret listami pisany

Na początku muszę się do czegoś przyznać.
Chociaż staram się nie oceniać dokonań postaci historycznych według własnej sympatii bądź antypatii do nich jako ludzi, to, niestety, jest parę osób, których po prostu nie cierpię...

Jednym z takich moich prywatnych "antybohaterów" jest niejaki Napoleon Bonaparte. Nie lubiłam go już w czasach szkolnych, a studia i konieczność poznania się z nim bliżej jeszcze tę niechęć utrwaliły. Może i był genialnym strategiem, może i był Bogiem Wojny, może i był nieprzeciętną osobowością - nie przeczę, ale nie lubię gościa i już. Moim zdaniem miał spore zadatki na rasowego psychopatę, był manipulatorem, egoistą i zakompleksionym kurduplem...

Dlaczego o tym piszę? A dlatego, że właśnie przeczytałam firmowany przez Wydawnictwo Poznańskie wybór listów Napoleona i jego żony Józefiny. Po raz pierwszy opublikowano je w roku 1833, szerokiej publiczności udostępniła je Hortensja de Beauharnais, córka Józefiny z pierwszego małżeństwa. Była to swego rodzaju odpowiedź na wspomnienia osób przebywających wraz z Bonapartem na zesłaniu na Wyspie Świętej Heleny. Ich autorzy w bardzo niepochlebnym świetle ukazywali związek Napoleona z Józefiną, twierdząc, że powtarzają tylko to co sam Bonaparte mówił na temat swojego pierwszego małżeństwa. 

Listy pochodzą z czasów całego małżeństwa Napoleona i Józefiny, jak również z okresu po ich rozwodzie, kiedy cesarz, powodowany koniecznością zapewnienia sukcesji ożenił się po raz drugi z Marią Ludwiką, córką cesarza Austrii. Ponieważ są ułożone chronologicznie, można bez problemu śledzić dzieje uczuć generała, następnie konsula a wreszcie cesarza do małżonki. 

I cóż wynika z tych listów? Pierwszy okres małżeństwa, czyli czas kiedy Bonaparte był jeszcze generałem i wojował we Włoszech to czas wielkich emocji (przynajmniej ze strony Napoleona). Mąż pisze do żony niemal codziennie, zapewnia ją o swoich uczuciach, prosi, a czasem wręcz nakazuje, aby do niego dołączyła. A kiedy Józefina nie spełnia tych próśb to Napoleon złości się, zarzuca jej brak przywiązania, czy wręcz narzeka, że woli ona zabawy towarzyskie z przyjaciółmi od niego. Z tych listów wyłania się człowiek zakochany, trochę zazdrosny i (co będzie bardziej widoczne w dalszej korespondencji) mały domowy tyran próbujący narzucać swoje zdanie. Tak przy okazji - chyba trafiła kosa na kamień, bo Józefina do najpokorniejszych nie należała...

Właściwie nie bardzo da się określić kiedy temperatura uczuć Napoleona spadła - w dalszym ciągu pisze do żony bardzo często, ale to już bardziej biuletyny o stanie zdrowia i wojennych postępach niż listy zakochanego człowieka. Owszem zapewnia żonę o swoim przywiązaniu ale czyni to bardziej z obowiązku niż z potrzeby serca. Żywo interesuje się sprawami dzieci Józefiny (zwłaszcza Hortensji) oraz jej wnuków. Tu przy okazji nie mogę się powstrzymać od takiej dygresji - Napoleon jak każdy facet, który zdradza ma wyrzuty sumienia i najgoręcej zapewnia o uczuciach i niezmąconej wierności w chwili kiedy w najlepsze romansuje z Marysią Walewską...

Przyznam się, że jakoś najbardziej interesowały mnie listy z okresu po zakończeniu małżeństwa państwa Bonaparte. no bo to trochę karkołomna sprawa pisywać do byłej żony, którą się w tempie ekspresowym wymieniło na sporo nowszy i młodszy model. O dziwo - w tych listach pobrzmiewa szczera (czyżby?) troska o los Józefiny, coś jakby wyrzuty sumienia (czy aby prawdziwe?) oraz echo dawnych wspólnych dni...

Dodam jeszcze, że ostatnią część książki zajmują listy Józefiny do męża i córki, które w pewien sposób dopełniają korespondencję Napoleona.

Czy książka wyczerpuje temat związku Napoleona i Józefiny? Zdecydowanie nie - listy to źródła, że tak powiem, subiektywne, brak tu jakichś opinii z zewnątrz. Jeżeli dodamy do tego fakt, że wyboru tych nadających się do prezentacji publicznej dokonała córka cesarzowej, czyli osoba jak najbardziej zainteresowana oczyszczeniem imienia matki od słusznych czy niesłusznych zarzutów, to ich wartość merytoryczna jest jeszcze mniejsza.
Ale, co może być ważne dla ewentualnego czytelnika, w tych listach można zobaczyć w miarę prawdziwego Napoleona i w miarę prawdziwą Józefinę. Bo kiedy odrzucimy sentymentalne ozdobniki (w sposobie pisania listów można się dopatrzeć pewnej pozy "na młodego Wertera") co nam pozostaje? Egocentryczny, zapatrzony w siebie i swoje wojenne sukcesy Korsykanin z prowincjonalnego miasteczka i lekkomyślna, rozrzutna i dość (niestety) interesowna arystokratka, która cudem uniknęła gilotyny a przy okazji zrobiła najlepszy interes na rynku matrymonialnym...

Na koniec powiem tak - moja opinia o Napoleonie raczej się nie zmieniła. Ale listy cesarza i jego żony były bardzo ciekawą lekturą. Do której niniejszym zachęcam :) 

3 komentarze:

  1. Ciut nie Sobieski z Marysieńką?
    A swoją drogą, też nie lubię Napoleona. Zauważyłam, że najwięksi dowódcy w historii świata to kurduple z przerośniętym ego - Napoleon, Czyngis Chan, Hitler.

    OdpowiedzUsuń
  2. Od autobiografii trzymam się z daleka, ale listy i pamiętniki postaci, które już dawno przeniosły do wieczności w dziwny sposób mnie pociągają. Jako źródło wiedzy oczywiście wymagają nałożenia tych wszystkich filtrów i zastrzeżeń, o których piszesz, ale i tak jestem zdania, że sporo można z nich wyczytać. Napoleon też nigdy nie należał do moich ulubieńców, ale przy okazji rozejrzę się za tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam szczerze, że dotychczas nie miałam wyrobionego zdania na temat Napoleona, ale czytając Twoją recenzję, podejrzewam, że jednak Bonaparte nie zdobyłby mojej sympatii. ;-)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)