poniedziałek, 9 listopada 2015

A ja lubię książki sensacyjne

Moje dziecko doszło do tego etapu, kiedy młodego faceta coraz bardziej zaczyna interesować płeć przeciwna. Nie wiem czy wszyscy chłopcy tak mają, czy mój jest wyjątkiem, ale na swoje koleżanki patrzy przez pryzmat... mamy. To znaczy nie tyle na ich wygląd (pierwszeństwo mają niebieskookie blondynki) co na zainteresowania. I tu zaczynają się schody - większość panien w stosownym wieku wielbi kolor różowy (którego mama organicznie nie trawi), jest pod urokiem rozmaitych wampiropodobnych przystojniaków (mamusia o najsłynniejszym z nich wyraża się per "smętny Edzio") i nie ma bladego pojęcia co to jest blaster (a mama to wie). To tylko kilka przykładów, ale synek mój jedyny posunął się nawet do poddania w wątpliwość faktu, że jego mama była kiedyś dziewczynką...
Z całą stanowczością oświadczam, że mama była wiele lat temu nieletnim dziewczęciem, tyle, że z dosyć nietypowymi zainteresowaniami. I tak koleżanki zaczytywały się Siesicką a ja wolałam serię o Panu Samochodziku Zbigniewa Nienackiego, one chadzały do kina na "Pożegnanie z Afryką" ja zdecydowanie wolałam "Zaginionego w akcji", one ekscytowały się "Modą na sukces" a ja przepadałam za "Battlestar Galactica". Nic więc chyba dziwnego, że jednym z moich ulubionych współczesnych pisarzy jest niejaki Clive Cussler, autor kilku serii książek sensacyjno- przygodowych, z których największą popularnością cieszy się cykl o przygodach Dirka Pitta. Większość książek Cusslera już za mną, aczkolwiek dopiero w tych dniach udało mi się przeczytać tę od której wszystko się zaczęło...

Debiutancka powieść Cusslera pt. "Afera śródziemnomorska" ujrzała światło dzienne w 1973 roku, natomiast w Polsce pojawiła się dopiero 17 lat później. Co ciekawe, książka ostatecznie stanowi drugi tom serii, bowiem dziewięć lat później, w 1982 roku, Cussler napisał "Wir Pacyfiku" opowiadający o zdarzeniach chronologicznie wcześniejszych niż te opisywane w "Aferze".

Akcja "Afery Śródziemnomorskiej" zamyka się w kilku letnich dniach, a jej scenerię stanowi grecka wyspa Thasos. Znajduje się tam baza lotnicza Stanów Zjednoczonych, natomiast w odległości kilku mil kotwiczy "Pierwsze podejście", statek badawczy NUMA (Narodowa Agencja Badań Podwodnych i Morskich). Pewnego sobotniego popołudnia bazę atakuje niemiecki myśliwiec z czasów... I wojny światowej. Samolocik wyrządza całkiem spore szkody w zgromadzonym na lotnisku sprzęcie, na szczęście zdezorientowanym lotnikom przychodzi z pomocą dwójka przyjaciół - Dirk Pitt i Al Giordano lecą właśnie na statek NUMA i słysząc wezwanie z bazy przeganiają intruza. 
Pitt i Giordano zostali wezwani na "Pierwsze Podejście" przez komandora Rudiego Gunna - na statku ma miejsce kilka wypadków i dowódca podejrzewa zorganizowaną akcję sabotażową.
Pitt widzi związek pomiędzy atakiem na lotnisko oraz wypadkami na statku i dosyć szybko odkrywa kto za tym stoi, ale to dopiero początek przygody. Przeciwnik ma nieograniczone wręcz możliwości i wszystko wskazuje na to, że życie majora Pitta i jego przyjaciół zawisło na włosku...

Książka jest niewielka objętościowo tak, że można ją przeczytać w jedno popołudnie, co przy powieściach tego typu stanowi zaletę. Główni bohaterowie mają dużo szczęścia (w końcu cykl powieściowy nie może się skończyć na jednej pozycji...), aczkolwiek zdarzają im się bardzo niebezpieczne przygody, z których wychodzą mocno potłuczeni.
Dirk Pitt to twardziel z niekonwencjonalnym poczuciem humoru, który zawsze potrafi znaleźć celną ripostę, nawet mając pistolet przystawiony do głowy. Ponieważ, jak już wspomniałam, czytałam późniejsze tomy, to trochę mnie zaskoczyło jego zachowanie - Pitt bywa tu chwilami chamowaty, brutalny i niemal nie rozstaje się z papierosami. Z tego wniosek, ze bohater wraz z cyklem (i panującą modą) przeszedł kilka przeobrażeń i Dirk z ostatnich tomów różni isę od tego z pierwszych. Chociaż z drugiej strony trudno się dziwić - tylko krowa nie zmienia przyzwyczajeń.

Książka całkiem, całkiem, chociaż do "Zabójczych wibracji" (mój ulubiony tom) się nie umywa. No ale to przecież debiut był, a od tego momentu autor bardzo się rozwinął.

5 komentarzy:

  1. Też wolałam Samochodzika od Siesickiej :) A Cusslera coś czytałam, nie pamiętam teraz tytułu, ale jedno co mnie drażni w tych książkach to ich wydanie... kiepski papier + mała czcionka = nie do końca mnie kuszą kolejne tytuły. Bo już sama książka nienajgorsza :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tę książkę jak i z 20 innych Cusslera ;) Mam nawet domową kolekcję kilkunastu albo i ponad 20 jego książek, nie pamiętam już, bo całą dużą półkę mam jego książek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnią książkę Cusslera wydali w końcu większą czcionką, bo do tej pory czytałam i klęłam na druk.
    I też wolałam Nienackiego od Siesickiej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja zachwycałam się wtedy książkami Makuszyńskiego...

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja radzę zapamiętać moje nazwiskoi polecać młodemu moje utwory bo piszę opowiadania kryminalen a one są ciekawe taka ta moja twórczość takie moje kroczenie ściezką lireraryt
    e eytrt













































    l

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)