niedziela, 6 marca 2016

Polska od morza do morza

Chociaż w naszej historii jest całkiem sporo radosnych i pełnych chwały kart, nie wiedzieć czemu, najczęściej zajmujemy się klęskami i niepowodzeniami. Przykład z mojego własnego powiatu - co roku hucznie obchodzona jest rocznica sromotnej klęski z czasów powstania styczniowego (tzw. bitwa miechowska), natomiast rocznica bitwy pod Racławicami (umiarkowanego, ale jednak, sukcesu) przechodzi właściwie bez echa...
Często, jako wytłumaczenie rozmaitych nieszczęść, które spadały na nasz kraj, podawane jest niesprzyjające położenie geograficzne - w sensie, że znajdujemy się pomiędzy Wschodem a Zachodem Europy, i z tego powodu jesteśmy szczególnie narażeni na napaści ze strony sąsiadów. Poniekąd jest to prawda, ale jest jeszcze druga strona medalu - takie położenie jest idealne, jeśli ktoś myśli o zdobywaniu nowych terenów...

Michael Morys-Tworowski jest absolwentem prawa i amerykanistyki na Uniwersytecie Jagiellonskim. Jest również doktorem historii (doktorat również na UJ). Jest współautorem trzech monografii oraz licznych prac naukowych dotyczących głównie Śląska Cieszyńskiego. Kilka tygodni temu ukazała się jego książka pt. "Polskie imperium. Wszystkie kraje podbite przez Rzeczpospolitą".

Jak wskazuje tytuł, autor w swojej publikacji chce udowodnić, że Polska była mocarstwem, prowadziła liczne wojny i zdobywała nowe tereny. I od razu dodam, że rzecz mu się udaje. 
Przykłady?
A proszę bardzo. Wystarczy tylko wymienić kilka stolic naszych sąsiadów zdobytych przez Polaków:
  • Bolesław Chrobry podporządkowuje sobie Kijów;
  • polski możnowładca Jaksa (najprawdopodobniej mój krajan Jaksa Gryfita z Miechowa) panuje nad Kopanicą, która w przyszłości stanie się jedną z dzielnic Berlina;
  • hetman Stanisław Żółkiewski zdobywa Moskwę (jest to jedyny tego typu wypadek w historii stolicy Rosji, bowiem Napoleon wszedł do opuszczonego i spalonego miasta);
  • rotmistrz Samuel Łaski, mając tylko 11 podkomendnych zajmuje Sztokholm...
A to zaledwie kilka przykładów, bowiem pod polskim panowaniem znajdowała się niemal cała Ukraina, Rumunia, Łotwa, Estonia, część Słowacji, że o Litwie i Białorusi nie wspomnę. 
Były również bardziej egzotyczne posiadłości - włoskie księstwa Bari i Rossano (dziedzictwo królowej Bony) czy leżące nad Morzem Czarnym Kaffa i Białogród. 
Ale i tak wszystko przebija karaibska wysepka Tobago, na której wzorowana była wyspa Robinsona Cruzoe, oraz znajdująca się w zachodniej Afryce Wyspa Kunta Kinte - one również (a właściwie ich władca książę Kurlandii) uznawały polskie zwierzchnictwo.

Oczywiście te podboje rozciągają się w czasie od XI do XVII wieku, ale fakt pozostaje faktem - byliśmy europejską potęgą, z którą musieli się liczyć sąsiedzi. I żeby zapobiec ewentualnym wątpliwościom - autor nie koloryzuje, a jego wywody mają silne oparcie w materiale źródłowym.

Na koniec chciałam jeszcze dodać, że książka jest świetnie napisana, autor jest wspaniałym gawędziarzem, w swoją historię wplata liczne anegdoty, a język narracji w niczym nie przypomina nudnego akademickiego wykładu. 
Ech, gdyby ktoś taki jak Michael Morys-Twarowski chciał pisać szkolne podręczniki...

2 komentarze:

  1. Zapomniałaś jeszcze o Pradze :-) Pewnie Czesi, Rosjanie, Węgrzy, Niemcy i Szwedzi też wspominają jak to było miło przechodzić się po Warszawie jako po swoich włościach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapomniałam - autor jej nie ujął w swojej pracy, więc się w opinii pojawić nie mogła.

      No cóż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...

      Usuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)