niedziela, 29 października 2017

O Targach w Krakowie słów kilka i zdjęć też kilka

W Krakowie właśnie zakończyły się kolejne Targi Książki.
Podobnie jak w ubiegłym roku byłam na nich z moimi gimnazjalnymi dzieciakami. Na szczęście są już na tyle duże, że mogłam ich puścić samopas (chociaż co jakiś czas spotykaliśmy się i dzielili wrażeniami) i coś samej też zobaczyć. 

Kto raz był na Targach ten wie jak to jest - duszno, ciasno i gorąco, tłumy ludzi, wąziutkie alejki i inne tego typu przyjemności. Ale pomimo tych wszystkich niedogodności co roku wracam bo to przecież Targi - niesamowita atmosfera, tysiące książek, które tylko czekają żeby je wziąć do ręki i czytać, czytać, czytać...
I tylko jedna rzecz nurtuje mnie już od trzech lat - jakim trzeba być mózgowcem, żeby budynek w którym odbywa się taka impreza zlokalizować na takim zadupiu, bez dojazdu (bo tę uliczkę to trudno nazwać dojazdem) i z parkingiem mniejszym niż pod byle marketem. Aż strach pomyśleć co by się działo gdyby wybuchł pożar czy jakiś inny wypadek się przydarzył. 

Po raz drugi towarzyszył mi mój syn - głównie ze względu na Ewę Wachowicz, która jest jego ulubioną telewizyjną kucharką. Ale ogólnie młody załapał w ubiegłym roku bakcyla więc nawet gdyby pani Ewy nie było to i tak na Kraków by pojechał.

Wyjazd z młodzieżą ma jeden niezaprzeczalny plus - jechaliśmy autokarem, więc dojechaliśmy pod samą halę. Chwilę poczekaliśmy, a wiatrzysko było ogromne, i weszliśmy do budynku. I tu pierwsza niespodzianka - ochrona sprawdziła nasze bagaże, pani wpuszczająca nas do budynku pokrzyczała (do nas, nie na nas) a moje dzieciaki tak skołowało, że jak karnie stały w parach do kontroli tak później równie karnie i w parach podeszły do szatni a następnie bez szmeru (i dalej w parach...) ruszyły w kierunku hali Wisła. Chyba trzeba coś takiego w szkole wprowadzić...

Same wędrówki po sali to wiadomo jak wyglądają, ale na szczęście byliśmy z Piotrkiem świetnie przygotowani - spisane w domu godziny dyżurów autorskich i numerów stoisk ułatwiły nawigację między stoiskami. Jak było widać na zdjęciach:

Gimnazjaliści spokojnie jak baranki stoją parami w kolejce do szatni ;)

"Groch z kapustą" kupiliśmy w czerwcu aż w Pelplinie i wlekliśmy tę cegłę przez pół
Polski do domu. Ale się opłaciło - pani Elżbieta była szczerze zdziwiona, że to mamy,
bo książka aktualnie właściwie nie do zdobycia.

Nie dotykać Zenka!

Renata Piątkowska podpisuje swoją książkę. Będzie prezentem dla mojej siostrzenicy.

Książka Wiesława Drabika również powędruje do Uli.

Państwa Kuźmińskich udało mi się zaskoczyć egzemplarzem jednej  z ich najstarszych
książek czyli "Klątwy Konstantyna"

Po sali krążyły rozmaite maskotki.

Przypadkowe spotkanie zaowocowało nabyciem książki i autografem Davida Gaboriauda

Zdjęcie z Gandalfem to targowa tradycja

Moje chłopaki (syn i siostrzeniec) zaskoczyli pana ze stoiska znajomością historii misia Wojtka


Taki kapelusz ponoć pomaga podróżować w czasie

I wydało się - Thor tak naprawdę jest dziewczyną...

To spotkanie było już od dawna marzeniem Piotrka

Jeden z ulubionych bohaterów dzieciństwa

A to już Ulka z przywiezioną z Targów książeczką

3 komentarze:

  1. Ależ zazdroszczę możliwości bycia na Targach. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Targi mają niesamowitą atmosferę, wynagradzającą niedogodności :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Za rok zmienimy chyba na stolicę. Choć pewnie, jak znam życie, obskoczymy obydwie imprezy :P Fajna fotorelacja :) Ja w tym roku na żywioł, za to Starszy ze skrupulatnie realizowanym planem :)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)