Większość zainteresowanych już o tym pisała, ale z kronikarskiego obowiązku i ja się wypowiem - oto moja wizja Targów Książki w Katowicach.
Po pierwsze to dziękuję
Jankowi, bo gdyby nie on, to raczej stolicy Górnego Śląska bym nie wizytowała. A szkoda by było...
Wyruszyliśmy sobotnim, zachmurzonym rankiem z Krakowa. Ja pełna entuzjazmu - bo Targi, bo blogerzy, bo książki, bo Katowice (byłam tam jak dotąd tylko raz w życiu, ale za to owocnie - zdałam w Katowicach prawo jazdy...), bo Spodek - no same atrakcje. Oisaj jakoś specjalnie nie gasił mojego entuzjazmu, aczkolwiek nie ukrywał, że Katowice to jednak nie Kraków.
Po kilkudziesięciu minutach i dwóch punktach poboru opłat na autostradzie dojeżdżamy do Katowic i zastanawiamy się czy uda sie znaleźć jakieś miejsce parkingowe w miarę blisko Spodka. Nie wierzymy własnemu szczęściu, kiedy okazuje się, że bez problemu możemy się zatrzymać tuż przed wejściem... I już to powinno nas zastanowić, ale jakoś nie zastanowiło.
Wchodzimy. Wewnątrz kilka osób, kasa, szatnia (maleńka, tak na oko 100 wieszaczków) i brak jakiegokolwiek oznaczenia gdzie mają się zgłaszać blogerzy. Stojąca nieopodal dziewczyna (później okaże się, że to
Ania) uśmiecha się sympatycznie i pyta czy ja to ja (o Matko, moja sława mnie przerasta...), a kiedy potwierdzam swoje dane personalne kieruje mnie do boksu gdzie króluje pani z laptopem - podaję imię i nazwisko, pani sprawdza czy jestem na liście zgłoszeń i dostaję bilecik. Ojsaj takoż.
W porównaniu z Krakowem to wypada na plus - nie trzeba było nic drukować, ani wypełniać jakichś bzdurnych papierków przy kasie.
 |
Prezenty, prezenciki... |
W holu spotykamy
Agatę Adelajdę - ona i Ojsaj licytują się koszulkami z adresami blogów, a ja podejmuję mocne postanowienie dorobienia się takiej eleganckiej reklamowej szaty przed przyszłorocznymi TK w Krakowie. Wybija 10.00 i panowie ochroniarze wpuszczają nas na teren Targów - rzucają się w oczy stoiska antykwariatów, ale my szukamy sali w której mają się odbywać panele dla blogerów. Spotykamy
Silaqui i już razem wędrujemy do sali nr 1. A tam...
Ktrya,
Sardegna, Agnes,
Archer, które witają nas gromkimi okrzykami - czuję się jak celebrytka jakaś. Wspaniale zobaczyć znajome twarze, ale i te nieznajome też :) Zresztą szybko przestają być nieznajome - na wejściu dostajemy identyfikatory które wypełniamy i już wiadomo kto jest kim.
To też wielki plus, a chyba nie wymagało jakiegoś ogromnego zachodu - tak myślę, że gdyby w Krakowie zamiast lizaka dać blogerom taki identyfikator to miałoby to dużo większy sens.
Rozpoczyna się pierwszy panel, który prowadzi Marta (Archer), a dotyczy zagadnienia "Czy na blogach książkowych chcemy czytać tylko o książkach?". Opinie są różne i zdania podzielone - wychodzi na to, że po części jestem parentingowa, bo zdarza mi się coś o dzieciu własnym (lub o tych szkolnych) od czasu do czasu napisać ;) Należy podkreślić, że dyskusja przebiega w miłej atmosferze, nie skaczemy sobie do gardeł, nie przekrzykujemy się i co najważniejsze, nikt nie próbuje narzucić innym swojej wizji blogowania. Super :)
 |
Spotkanie potargowe - lewa część stołu,
gdzie króluje Mała Ruda :) |
W przerwie pomiędzy panelami idziemy do hali targowej i tu konsternacja... O tym, ze narty i buty do nich zajmują dużą część miejsca pisali już wszyscy przede mną, więc nie będę się nad tematem rozwodzić. O tym, że dużo rękodzieła (niektóre okołoksiążkowe, ale część zupełnie od czapy...) też już pisano. Niestety, co dla mnie szczególnie niefajne - to ubożuchna oferta książkowa... Dla dorosłych prawie nic, nieco lepiej z literaturą dziecięcą, aczkolwiek raczej dla dzieci młodszych - dla mojego dziewięciolatka nic specjalnego nie wypatrzyłam :(
 |
Spotkanie potargowe - prawa część stołu. |
Wracamy na drugi panel, który prowadzi
Ilona, a rzecz dotyczyć ma komentowania na blogach. Dyskusja co chwilę zbacza na inne ścieżki (aczkolwiek też o blogowych sprawach), a
Szyszka, która kiedyś zajmowała się tym zawodowo, daje kilka rad na temat jak poprawić zasięg bloga, zwiększyć jego statystyki (niektóre triki nawet ciekawe, aczkolwiek do lajkowania własnych postów nikt mnie nie przekona).
Oprócz ciekawych dyskusji ŚBK przygotowali dla nas przemiłą niespodziankę w postaci toreb z upominkami (notesy, zakładki, długopisy i książki - mnie trafił się "Piękny dzień" Elin Hilderbrand, co mnie ucieszyło, bo poprzednie spotkanie z tą autorką było bardzo udane) oraz najnowszego numeru magazynu "Książki".
Był również ciekawy konkurs, w którym, nie chwaląc się nadmiernie, udało mi się zająć zaszczytne drugie miejsce - wzbogaciłam się o powieść historyczną "Oblubienica z Azincourt" autorstwa Joanny Hickson.
Panele skończyły się przed 14-tą a blogerskie spotkanie potargowe umówione było na 17-tą. Całe trzy godziny czasu i co tu robić? Na szczęście wśród stoisk działała kawiarenka, więc w kilka osób postanowiliśmy tam posiedzieć (tyle co się nasiedziałam w czasie tych targów, to na następne dwa tygodnie mam odrobione...). Dołączyła do nas jeszcze
Iza i już w mniejszym gronie dyskutujemy o aferach i skandalach, które ostatnimi czasy wstrząsały blogosferą. Przy okazji z wielką uciechą obserwujemy Oisaja, który zajął strategiczne miejsce przy kasie kawiarenki i napadał (celem zdobycia autografów) przechodzących pisarzy.
Część ŚBK nie może sobie jednak pozwolić na odpoczynek, ponieważ zorganizowali wymianę książkową, która cieszyła się ogromnym powodzeniem.
Chylę czoła, bo to właśnie wasze zaangażowanie sprawiło, że impreza nie okazała się całkowitą klapą.
 |
Spotkanie potargowe - centralna część stołu. |
Czas w miłym towarzystwie mija szybko, zbliża się godzina 17.00 więc przenosimy się restauracji CityRock, gdzie przy jadle i napitku kontynuujemy blogerskie pogaduchy. Tutaj czekała na nas kolejna niespodzianka -
Jan, który nie dał rady być na samych Targach zjawił się na spotkaniu z plecakiem książek - każdy mógł sobie wybrać coś dla siebie i w ten sposób wzbogaciłam się o "Wychowanie dziewcząt w Czechach" Michala Viewegha. Przy okazji - Jan zakłada antykwariat :)
Niestety wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć - opuszczamy z Oisajem przemiłe śląskie towarzystwo (jest nam przykro ich zostawiać do tego stopnia, że zapominamy o zapłaceniu rachunku...) i odjeżdżamy do domu. Ponieważ Oisaj był tak miły, że zaproponował mi odwóz do mojej rodzinnej miejscowości (nadłożył przy tym spory kawałek drogi) to z wdzięczności przez całą powrotną drogę mieliłam ozorem na zdwojonych obrotach - wcale się nie zdziwię, jeśli od tej pory będzie udawał, że mnie nie zna :(
Podsumowując - Targi jakie były to wszyscy wiedzą, ale nawet gdyby było jeszcze biedniej to dla samych Śląskich Blogerów Książkowych pojechałabym jeszcze raz. Dziękuję Kochani!