czwartek, 14 maja 2015

Kobiety wychodzą z cienia

Na tę książkę czekałam z ogromną ciekawością, ale i pewną obawą - rodzina Kossaków to jeden z bardziej interesujących mnie tematów i staram się czytać wszystko co no nich napisano. Szczególnie, że Joanna Jurgała-Jureczka zajęła się kobietami związanymi z tą rodziną, które nierzadko znajdowały się w cieniu swych sławnych mężczyzn. Oczywiście o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Magdalenie Samozwaniec czy Zofii Kossak-Szczuckiej słyszał prawie każdy, ale już ich matki są postaciami znanymi niewielu osobom.
Tak więc moje oczekiwania były całkiem spore. Czy zostały zaspokojone? I tak, i nie. Ale po kolei.

Bohaterkami książki są oczywiście żony i córki Juliusza, Wojciecha i Tadeusza Kossaków. Oprócz nich autorka umieściła w swojej książce jeszcze teściową Juliusza, czyli Anielę z Kurnatowskich Gałczyńską, oraz jego wnuczkę Jadwigę z Unrugów Witkiewiczową - nie nosiły one co prawda nigdy nazwiska Kossak, ale ich rola w dziejach rodziny była na tyle duża, że miejsce w publikacji jak najbardziej im się należy. 
Jeżeli ktoś ma chociażby niewielkie pojecie o Kossakach to od razu zauważy pewne braki w tym spisie. Chodzi mianowicie o rodzinę Jerzego Kossaka - w książce nie ma nawet krótkiej wzmianki o jego dwóch żonach i córkach. Tak, że to pierwszy poważny mankament jaki zauważyłam w tej publikacji.

Ponieważ "Kobiety Kossaków" nie są opracowaniem ściśle naukowym autorka nie zawsze trzyma się kolejności chronologicznej, pozwala sobie na liczne dygresje oraz nieco gawędziarską stylistykę. Robi to całkiem miłe wrażenie, aczkolwiek jest miejsce gdzie się zupełnie nie sprawdza - w części poświęconej Annie z Kisielnickich Kossakowej. Tak matka jak i babka pani Tadeuszowej Kossakowej nosiły imię Anna, co więcej matka była również z domu Kisielnicka... Tak, że były chwile, że zupełnie nie mogłam się połapać o którą Annę Kisielnicką chodzi - w tym przypadku chronologiczne ujecie tematu wiele by ułatwiło.

Pisząc swoją książkę Joanna Jurgała-Jureczka opierała się na bogatym archiwum dotyczącym rodziny - listach, wspomnieniach oraz opracowaniach naukowych. Zdarzało się, że różne osoby podawały różne daty niektórych wydarzeń, różna też była interpretacja pewnych wydarzeń - to akurat zrozumiałe, więc dobrze, że autorka starała się dotrzeć do różnych źródeł. Jednak pewnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, ze na stronie 232 cytowany jest fragment pamiętnika Anieli z Gałczyńskich, a w przypisie stoi, że jest to fragment listu Marii Kossakowej... Tak, wiem, większość czytelników nie zwraca uwagi na przypisy, ale ja mam skrzywienie zawodowe i zwracam. Przy okazji - w tekście też jest błąd, bowiem pani Aniela nazwisko Gałczyńska nosiła po zamążpójściu, a z domu była Kurnatowska.
Jeśli już jesteśmy przy błędach, to rzuciły mi się w oczy dwa poważne błędy rzeczowe.
Pierwszy z nich dotyczy synów Wojciecha i Tadeusza Kossaków. Na stronie 237 możemy przeczytać co następuje: "Z listów Wojciecha Kossaka wynika, że wzięli pod opiekę Jurka, który przeniósł się do nich z Kośmina, żeby pobierać nauki razem z Witoldem. Wojciech traktował go jak syna". Niby się zgadza, ale nie do końca - synem Wojciecha był Jerzy, a z Kośmina na Kossakówkę przyjechał Witold...
Drugi duży błąd znajduje się pod zdjęciem Anny z Kisielnickich Kossakowej. Podpis głosi, że fotografia przedstawia panią Annę przy krośnie. Tymczasem nawet dziecko (sprawdzone na dziesięciolatku) zauważy, że jest to kołowrotek. Urządzenia zdecydowanie nie są do siebie podobne...
Nie było moim zamysłem tropienie pomyłek autorki, jednak te akurat nieścisłości same rzuciły się w oczy. Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko wpadki przy pracy i reszta tekstu jest pod względem merytorycznym bez zarzutu.

"Kobiety Kossaków" to pomimo wszystko ksiązka ciekawie napisana, chociaż miejscami (szczególnie jeśli chodzi o rodzinę Wojciecha Kossaka) wtórna w stosunku do "Marii i Magdaleny". Dla mnie najciekawsze były wątki Zofii Kossak (żona Juliusza) oraz jej synowej Anny, żony Tadeusza Kossaka, bo o tych paniach wiedziałam najmniej. I w tym wypadku moja ciekawość została zaspokojona.

Tak więc pomimo mankamentów o których pisałam powyżej warto dać tej książce szansę.



16 komentarzy:

  1. Ja nie tak dawno przeczytalam ksiazke o Zofii Kossak, tej samej autorki. POwiem szczerze , ze bylam rozczarowana. Czytalam chyba wszystkie ksiazki Magdaleny Samozwaniec i do wielu z nich czesto wracam . Chyba dlatego spodziwalam sie czegos innego. Ksiazka biograficzna i sama Pani Zofia byla wspanialym czlowiekiem, tego nie kwestionuje i dzieki temu, ze postac byla interesujaca , to przeczytalam ja do konca. Ksiazka wydawala mi sie taka troszke chaotyczna, a do tego brak jakiegokolwiek zdjecia bylo duzym minusem. Az prosilo sie, zeby wrzucic zdjecie Zofii Kossak, czy miejsc opisywanych. No coz, troszke zrazona tym i teraz tym , co czytam u Ciebie chyba nie zdecyduje sia na siegniecie po te pozycje, wole wrocic do ksiazek samej Zofii Kossak i Magdaleny Samozwaniec :) Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biografię Zofii Kossak chętnie bym przeczytała. Chociaż może jakąś bardziej uporządkowaną...
      W "Kobietach Kossaków" też zauważalny jest pewien chaos - nie za bardzo mi przeszkadzał w opisach tego o czym już wiedziałam (np. dzieje Marii Kossakowej i jej córek), ale kiedy dotyczyły one nieznanych mi bliżej faktów i postaci był już meczący.
      Tu akurat trochę zdjęć jest, chociaż niewiele. Umieszczone są na wkładce w środku książki - prywatnie wolę jak są w tekście (nawet jeśli będą gorszej jakości), bo zdjęcie powinno ilustrować to co się właśnie czyta.

      Usuń
  2. Kupiłam ją sobie, czeka na dobry moment, mam nadzieję, że się nie zawiodę.

    OdpowiedzUsuń
  3. To znakomicie, że potrafiłaś dzięki swojemu zainteresowaniu rodziną i wiedzy wyłapać te wszystkie nieścisłości i stworzyłaś tak analityczny post.
    Szkoda natomiast, że Autorka nie dała wcześniej do przeczytania rękopis komuś, kto by takiej korekty dokonał. Uniknęła, by tych błędów.

    Kiedyś czytałam "Marie i Magdalenę" i pamiętam, że książka mnie wówczas zauroczyła opowieścią, jaką snuła Magdalena Samozwaniec o sobie swojej siostrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje zainteresowanie Kossakami zaczęło się właśnie od "Marii i Magdaleny" :)

      Masz rację - szkoda, że zawiodła redakcja. Tym bardziej, ze tą artystyczną rodziną interesuje się sporo osób...

      Usuń
    2. Ja chyba też pójdę tą drogą (od MM), hm.

      Usuń
  4. To ważne, żeby prostować takie błędy. Najgorzej jak są powielane w następnych pracach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ważne, ważne...
      Tym bardziej, że książkę firmuje PWN, czyli wydawnictwo z tradycjami.

      Usuń
    2. Widocznie nikt się tam nie zna na kołowrotkach.
      Ja np nie wiem czy bym aj-cosie rozróżniła, choć może smartfona od tabletu to jednak tak ;)

      Usuń
    3. Aj-cosiów nie rozróżniam :(

      Ale kołowrotek do krosien ma się tak jak smartfon do plazmy na pół ściany... Już sam gabaryt urządzenia powinien zastanowić podpisującego fotkę i tego kto po nim sprawdzał ;)

      Usuń
  5. Piękna okładka :) O Kossakach mam boleśnie małe pojęcie, ale może uda mi się to nadrobić - w zapowiedziach Wydawnictwa Literackiego natknęłam się na książkę o Simonie Kossak. Może w końcu odkręcę swoją niewiedzę :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapoznawanie się z Kossakami proponowałabym rozpocząć od "Marii i Magdaleny" Magdaleny Samozwaniec - to najlepsza książka na początek.

      Dzięki za wiadomość o książce na temat Simone - to między innymi jej brakowało mi w omawianym wydawnictwie.

      Usuń
  6. Tez miałam wrażenie chaosu, ale z tej ksiazki dowiedziałam sie, ze Zofia Kossak-Szczucka mieszkała w Górkach Wielkich, koło Brennej, o czym nie miałam zielonego pojęcia, a to przecież u nas, na Śląsku Cieszynskim. Ostatnio tez widziałam wywiad z wnuczka Zofii, która podjęła sie stworzenia w dawnym dworku muzeum pisarki

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)