poniedziałek, 18 stycznia 2016

O "recenzowaniu" klasyków słów kilka

Ubiegły tydzień miałam tak zarobiony, że nawet zapomniałam o piątych urodzinach bloga... 
Koniec półrocza (w tym roku Małopolska feriuje się w pierwszym terminie), a więc rada w szkole (poniedziałek) i wywiadówka (czwartek), we wtorek byłam z moją klasą w teatrze ("Arszenik i stare koronki" w Teatrze im. Słowackiego - jak ktoś z Krakowa lub okolic to serdecznie polecam, chociażby dla wspaniałej kreacji Anny Polony) a w piątek mieliśmy w szkole Noc Filmową (całkiem fajna i udana impreza, ale odespałam ją dopiero wczoraj...).

Tak więc pięciolecie "Lektur" przeszło bez echa. Nic to, nadrobimy w przyszłym roku. O ile nie trafię wcześniej za kratki, bo dzisiaj wyczytałam, że te moje wypociny to podchodzą pod... prawo prasowe i jakby się kto uparł to można mnie (i innych blogerów również) ukarać za brak rejestracji. Mam jednak nadzieję, że jestem za mała, żeby się mnie ktoś chciał czepiać. Co innego wielkie i sławne blogery...

Ale zastanawiając się nad dzisiejszym wpisem wpadł mi w oko jeszcze inny temat, który poruszył literacko-książkowy światek. Otóż chodzi mi o zamieszanie związane z "Recenzjami z Lubimy Czytać", która to stronka bije rekordy popularności na FB.
W skrócie wygląda to tak - około miesiąc temu powstała strona na której umieszczane są opinie użytkowników Lubimy Czytać na temat dzieł polskich i obcych klasyków. W większości przypadków chodzi o lektury szkolne, ale nie tylko. W ubiegłym tygodniu w "Dużym Formacie" pojawił się artykuł Wojciecha Orlinskiego na temat owej strony i rozpętało się piekiełko...
LC rzuca groźby w kierunku twórców "Recenzji", stronka ma coraz więcej fanów, a rozmaite osoby wypowiadają się na temat tego czy wolno czy nie wolno krytykować klasyków...

Ja akurat uważam, że wolno, tyle tylko, że żeby krytykować to trzeba mieć o nich jakiekolwiek pojęcie...

Przykład pierwszy z brzegu - "Pan Tadeusz" Adama Mickiewicza. Ktoś tam zarzuca, że bohaterowie nieciekawi, akcja praktycznie żadna i ogólnie nudna ta książka i koniec. Mogę się  z tą opinią nie zgadzać, bo akurat ten utwór bardzo lubię (w przeciwieństwie do takich "Dziadów" na ten przykład), ale rozumiem, że gusta są różne. 

Natomiast nóż się w kieszeni otwiera, kiedy czytam zarzut " Nigdy jednak nie mogłam zrozumieć słów LITWO, OJCZYZNO MOJA. Powinno brzmieć - POLSKO, OJCZYZNO MOJA. Czy to nie bardziej patriotycznie? ". Z całym szacunkiem dla autorki - no przecież Mickiewicz Litwinem był i na Litwie mieszkał. Fakt, przez lata Polska i Litwa połączone były unią, najpierw personalną a później realną, jednak to dwa odrębne narody były... Tak po prawdzie to Mickiewicz nigdy w życiu w Polsce (nawet w rozumieniu przedrozbiorowej Korony) nie był. I to nie są wcale tajne wiadomości - wystarczy ze zrozumieniem przeczytać chociażby najkrótszy życiorys wieszcza. 
Inna opiniotwórczyni zarzuca Mickiewiczowi stosowanie archaizmów. No litości, przecież "Pan Tadeusz" powstał niemal 200 lat temu - język cały czas się zmienia. Równie dobrze można by postawić zarzut, że Hrabia rysuje sobie widoczki zamiast robić im fotografie...

Rozwalił mnie również zarzut w stosunku do "Antygony", że akcja dzieje się w ciągu jednego dnia i prawie wszyscy umierają. W zamierzchłych czasach, kiedy pobierałam nauki w szkole (nie pomnę czy "Antygonę"" czytałam jeszcze w podstawówce czy już w liceum) zanim zabraliśmy się do interpretacji tekstu polonistka zrobiła nam lekcję o dramacie antycznym i jego cechach (m.in. o zasadzie trzech jedności). Czyżby teraz tego nie było? A może autor/ka tej akurat opinii przespała tę lekcję?

Przywoływane na stronie opinie w większości pokazują, że osoby je piszące nie zadały sobie trudu zastanowienia się nad kontekstem (chociażby historycznym) omawianej książki. A niestety klasyka tak ma, że chcący ją zrozumieć trzeba ją poznawać przez pryzmat historii, warunków politycznych, społecznych czy religijnych. Bo np. "Mistrz i Małgorzata" (genialny moim zdaniem) czytany i oceniany bez szczątkowej chociażby wiedzy na temat tego co się działo w Rosji w latach trzydziestych ubiegłego wieku raczej nie zostanie zrozumiany.

Żeby nie było - są na tej stronie wpisy, które trafiają w punkt (chociażby o przeroście formy nad treścią u Gombrowicza, dłużyznach u Manna, czy zawiłym języku Marqueza), jednak są one w mniejszości. Zdecydowana większość to popis ignorancji osoby piszącej. I co gorsza, odnoszę wrażenie, że niektórzy są wręcz dumni z tej swojej niewiedzy...

16 komentarzy:

  1. To, że klasycy mogą się nie podobać to nic nowego - wystarczy przypomnieć Gałkiewicza i jego "Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?". Rzecz gustu i wrażliwości. Ale kiedy ktoś pisze o dłużyznach u Manna, to przypomina mi się anegdotka, kiedy to po "Uprowadzeniu z seraju", podchodzi do Mozarta cesarz Józef II i mówi "za dużo nut" :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że jestem nudna z tą moją miłością do gatunku muzycznego, jakim są musicale, ale tak mi się też skojarzyło, że szlak mnie trafiał, jak zarzutem w stosunku do ekranizacji musicalu Les Miserables u niektórych widzów było to, że za dużo w nim było muzyki i śpiewania. :( to apropos dłużyzn u np. Prousta (o Mannie nie wspomnę, bo nie czytałam). Gratulację z okazji pięciu latek, ja chyba też tak jakoś w tym roku na tej platformie, więc jesteśmy prawie równolatki.

      Usuń
    2. Marlow - tę anegdotkę o Mozarcie słyszałam, tylko za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć o jaki utwór chodziło - tak, ze dziękuję bardzo :)
      No niestety, na Mannie, podobnie jak na Prouście (chyba tak się to odmienia???) poległam kilkakrotnie, choć cały czas mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie na nich właściwy czas. I to nawet nie chodzi o dłużyzny, bo jakoś specjalnie mi nie przeszkadzają (uwielbiam "Nad Niemnem", a chyba bardziej przeopisywanej książki nie ma...) tylko całokształt taki jakiś... no za ciężki dla mnie.

      Usuń
    3. Guciamal - no tak, muzyka i śpiew w musicalu... Jak tak można? ;)

      Gratulacje przyjmuję i nawzajem równolatce życzę wszystkiego dobrego na kolejne pięciolatki :)

      Usuń
    4. Aniu, ja z zachwytem pochłonęłam część pierwszą Prousta, część drugą przeczytałam i się podobało, ale potem coś mnie zastopowało i nie mogę zabrać się za ciąg dalszy. Czyli musi nadejść ta właściwa chwila, a wtedy pójdzie jak z płatka.

      Usuń
    5. Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca??

      PS1 Jak miło przeczytać, że jeszcze ktoś lubi Nad Niemnem.
      PS2 Ze wstydem przyznaję się do nieznajomości "W poszukiwaniu..." poza kilkoma niekończącymi się frazami, które kazano nam rozbierać na części i analizować prawie pod mikroskopem. Efekt - Proust czeka aż mi trauma przejdzie. Inna sprawa - ile w tej polskiej wersji Boya a ile Prousta... sama byłabym ciekawa się dowiedzieć.
      PS 3 Gratulacje i stu lat pisania!

      Usuń
  2. Popieram Cię, uważam bardzo podobnie, klasyka nie musi automatycznie zachwycać, ale warto by było jednak znać jakikolwiek kontekst. Wiele z tych opinii to dowód totalnej ignorancji, tak wielkiej, że ja się zastanawiam, czy te osoby totalnie przespały lekcje polskiego. Nawet jeśli podstawy programowe są teraz okrojone, to jednak taką choćby "Antygonę" omawia się przecież w kontekście tragedii antycznej... Co do tekstu o Litwie, to mnie zatkało na chwilę, palce zablokowało i nie wiem co napisać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Antygona" jest teraz omawiana w gimnazjum i polonistki z mojej szkoły (a myślę, że i z większości innych również) wprowadzają podstawowe wiadomości na temat dramatu antycznego. Niestety prawda jest taka, że tylko niewielka część uczniów zadaje sobie trud przyswojenia tych wiadomości. Ja nawet rozumiem, że młodzież szkoły nie lubi, bo myśmy za swoją też nie przepadali. No ale duma z tego, że jest się, przepraszam za określenie, totalnym głąbem? I głoszenie tego wszem i wobec? Tego nie jestem w stanie zrozumieć.

      Usuń
  3. Z tą Litwą to rzeczywiście przesadzili... Gratuluję 5 lat! Życzę kolejnych lat radości w blogowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję piątych urodzin bloga! A o facebookowym "Recenzje na Lubimy Czytać" pewnie nie usłyszałabym, gdyby nie wpis na LC - teraz chętnie zaglądam na ów fanpage, gdzie niektóre wpisy wywołują u mnie śmiech. Cóż, wydawało mi się, że nic mnie już nie zaskoczy, ale jednak znajdują się jeszcze ludzie, którym się to udaje. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Administracja LC zrobiła "Recenzjom" reklamę najlepszą z możliwych ;) Wiele osób właśnie z tego wpisu się o stronie dowiedziało.

      Usuń
  5. "Arszenik i stare koronki" pamiętam z wersji telewizyjnej z I. Kwiatkowską i bardzo podobny spektakl TV "Upiór w kuchni".

    W szkole Noc Filmowa?? No, no, o tym jeszcze nie słyszałam. Ciekawe jakie filmy oglądała młodzież i o której na noc się skończyła?
    Ciekawy pomysł.

    A co do tych recenzji... cóż, właśnie dlatego czytam Pani blog, bo widać, że Pani wie o czym pisze, zna się na tym, a za razem nie są to jakieś "ciężkie" czy "napuszone" recenzje.
    Pozdrawiam i życzę kolejnych długich blogowych lat. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak - Irena Kwiatkowska i Barbara Ludwiżanka :) Też widziałam ten spektakl. Zresztą "Upiora" również - Teatr TV "Kobra" to była świetna sprawa.

      "Noc filmowa" jak to noc zakończyła się rankiem ;) Doszliśmy do wniosku, że nie będziemy rodziców po nocy zrywać, a po ciemku samych dzieciaków też nie można było przecież wypuścić. Repertuar był różnorodny - horror, komedia, film sensacyjny, przygodówka - tak, żeby każdy coś dla siebie znalazł :)

      Za miłe słowo dziękuję - powiem tylko: Staram się :)

      Usuń
  6. Pokolenie gimnazjum... brak słów. Na fb u niektórych pisarzy widzę czasami zamieszczane zdjęcia "cud(ow)nych" recenzji, normalnie ręce opadają.

    Z okazji piątych urodzin życzę blogowi kolejnych ciekawych wpisów, a Tobie wytrwałości i chęci do jego prowadzenia. Najlpesiejszego! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Tak po prawdzie to Mickiewicz nigdy w życiu w Polsce (nawet w rozumieniu przedrozbiorowej Korony) nie był. I to nie są wcale tajne wiadomości - wystarczy ze zrozumieniem przeczytać chociażby najkrótszy życiorys wieszcza."

    Naprawdę??? A gdzież to bywał Mickiewicz na przełomie 1831 i 1832 roku? Konkretnie od sierpnia 1831 r. do marca 1832 r.

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)