Małgorzatę Kalicińską polubiłam przy okazji rozlewiskowej trylogii, wzruszyła mnie „Fikołkami na trzepaku” (całkiem nieźle pamiętam okres PRL-u, więc to były i moje wspomnienia) więc bardzo chętnie skorzystałam z propozycji koleżanki z pracy i pożyczyłam od niej „Zwyczajnego faceta”. Książka odleżała swoje na półce aż wreszcie kilka dni temu zabrałam się za jej lekturę. I niestety rozczarowałam się…
Wiesiek – bohater powieści to mieszkaniec jednego z nadmorskich miast, były stoczniowiec, inżynier od kadłubów, który po okresie bezrobocia znalazł pracę w Finlandii. Ma żonę Joannę, dwoje dorosłych dzieci - Kasię i Tomka, dwóch przyjaciół Roberta i Ryśka, domek jednorodzinny i całkiem spaprane życie. Żona Wieśka to kobieta z ogromnymi problemami emocjonalnymi – egocentryczna, zaborcza i zazdrosna, a przy tym niezwykle utalentowana w manipulowaniu otoczeniem. Jej mąż to facet spokojny, uległy, gotowy dla świętego spokoju zrobić wszystko – wyrzec się przyjaciół, niemal zerwać stosunki z własną matką i ogólnie wdać sobie wejść na głowę. Dopiero po wyjeździe i wyrwaniu się spod wpływu Joanny Wiesiek spogląda z dystansu na swoje życie i chce w nim coś zmienić.
Opowieść jakich wiele i pewnie większość z nas podobne historie zna z własnej obserwacji. Dlaczego więc jestem nieco rozczarowana?
Otóż jakoś nie przemawia do mnie postać Wieśka – w tym człowieku prawie wcale nie ma życia. Aśka niszczy go na każdym kroku, ośmiesza w pracy i wśród znajomych, obraża i poniża wobec dzieci a on stoi jak cielę i nic… Nie chcę przez to powiedzieć, że powinien stłuc żonie buzię ale przysłowiową pięścią w stół chociaż raz mógłby uderzyć – a tu taka jakaś galareta nie facet.
Poza tym narracja jest prowadzona w pierwszej osobie – i to też nie był chyba najlepszy pomysł. Mało jest autorów, którzy potrafią się wiarygodnie wczuć w płeć przeciwną – niestety pani Małgorzata Kalicińska do tej grupy nie należy.
I tak teraz sobie myślę, że może gdyby historia „Zwyczajnego faceta” opowiadana była z perspektywy postronnego obserwatora to byłaby bardziej prawdziwa a jej bohater mniej papierowy?
Miałam wielką ochotę przeczytać tą książkę ale Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, iż nie warto. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńByć może inaczej odbierałabyś tę powieść przy innym narratorze, ale to co najważniejsze - czyli np. beznadziejność głównego bohatera, zmianie by nie uległy, więc nawet taka zmiana perspektywy na niewiele mogłaby się zdać ;)
OdpowiedzUsuńJakoś po "Fikołkach na trzepaku" straciłam ochotę na inne powieści...
OdpowiedzUsuńA może on wcale takim "kryształowym Wieśkiem" nie był? Trudno tak z jednej perpektywy oceniać -wiele kobiet (szczególnie skrzywdzonych w życiu)twierdzi, że ta książka to jedno wielkie oszustwo. Ja przestałam się wypowiadać, ale jeśli jesteś ciekawa, to poczytaj komentarze, które pojawiły pod tą książką na moim blogu. :)
OdpowiedzUsuńhm... książka od grudnia czeka na przeczytanie a ja wciąż mam coś innego do przeczytania, coś mi się wydaje, że będzie musiała jeszcze poczekać
OdpowiedzUsuńJakoś nie pociągają mnie powieści autorki i raczej nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że zajrzałaś. I kto by pomyślał, że ta prosta (tak by się wydawało) powieść wywoła taką dyskusję i takie emocje... Myślę, że to taka książka, która naciąga pewną strunę w człowieku -tę już mocno nadwyrężoną, tylko w każdym jego własną. Dlatego tak wiele opinii. Jednak myślę też, że Kalicińska przesadziła. Wiem też dlaczego...
OdpowiedzUsuńKsiążka warta jest poznania, ale z realnym spojrzeniem. :)
Pozdrawiam.
jakoś miałam wyczucie, że ona nie dla mnie. Inne czytałam i lubię, ale ta akurat wydawała mi się od razu 'coś nie tego'. Niestety
OdpowiedzUsuńMery - ta książka ma tak różne recenzje, że trudno się nimi sugerować:)
OdpowiedzUsuńFutbolowa - mnie bardziej chodziło o to, że Wiesiek w tym wydaniu myśli... po kobiecemu i to jest takie mało przekonujące dla mnie. Natomiast gdyby historia była opowiadana z punktu widzenia obserwatorki to i czytelnik patrzyłby na to trochę inaczej. Poza tym te "męskie" dialogi są za bardzo wydumane. Nie mówię, że od razu muszą "rzucać mięchem" co drugie słowo, no ale ten Wersal na każdym kroku to taki mało prawdziwy jest...
Sabinka - a mnie się "Fikołki" podobały - ale tak jak pisałam to i moje wspomnienia były w wielu momentach:)
Beatrix73 - wypowiedziałam się u Ciebie, tu jeszcze tylko dodam, że myślimy często stereotypami - jeśli kat to facet, jeśli ofiary to żona i dzieci. Niestety w wielu wypadkach to dosyć dalekie od prawdy jest...
Archer - znajdź może jednak czas - czyta się szybko i łatwo. Ciekawa jestem co Ty będziesz o niej myśleć:)
Pandorcia - no mówi się trudno:(
Kasia.eire - ja się może dlatego rozczarowałam, bo też te poprzednie książki mi się podobały.
Mam ją na półce, pewnie przeczytam bo lubię się sama "przekonać co w trawie piszczy". Recenzja świetna :)
OdpowiedzUsuńW 100% to nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńMuszę się szczerze przyznać, że jakoś nie przekonuje mnie ta pani. Nie czytałam Jej książek, ale kiedy oglądałam z Nią jakieś wywiady, wydawała mi się strasznie "na siłę", nie umiem tego opisać. :)
OdpowiedzUsuńAle z racji takiej, że uwielbiam przełamywać sobie książkowe zniechęcenia, pewnie jak tylko będzie mi dane sięgnę po jakąś Jej książkę, w końcu to nasza rodzima autorka :) Pozdrawiam
Z Kalicińską spotkałam się tylko podczas czytania Domu nad Rozlewiskiem. Niestety drugiej części nie czytałam ponieważ obejrzałam serial i jakoś mnie nie ciągnie do Miłości nad Rozlewiskiem. A tej książki raczej nie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńKasia - to czekam na Twoje wrażenia:)
OdpowiedzUsuńDomi - to nie zaczynaj przełamywania sie od tej konkretnie książki...
Bujaczek - ale ten serial to poprostu jakaś masakra była - obejrzałam dwa odcinki i poległam. A książki czytało mi się świetnie.