środa, 24 czerwca 2015

Warszawianka na prowincji

Pola ma mega pecha. Bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy rodzina opuszcza ukochaną Warszawę i przenosi się do jakiejś dziury zabitej dechami. Bo Wiśniowa Góra, chociaż urocza i pięknie położona pośród malowniczych jezior, to jednak dziura...

Pola, przez rodzinę zwana Bobikiem (jej rodzeństwo, kilkuletnie bliźnięta płci zróżnicowanej znane są jako Groszek i Fasolka) jest główną bohaterką najnowszej powieści Barbary Kosmowskiej pt. "Panna Foch", która ukazała się kilka tygodni temu nakładem Naszej Księgarni. 

Pola jest bardzo niezadowolona z przeprowadzki na wieś - w stolicy została jej najlepsza przyjaciółka Kinga oraz pewien Julek, do którego dziewczyna skrycie wzdychała. Niestety tato, pracownik naukowy jednej z warszawskich uczelni, postanowił spełnić swoje marzenie i wyhodować cud-fasolę, a tego czynu nie można niestety dokonać w mieszkaniu. Mama również widzi przyszłość w jasnych barwach - otworzy w Wiśniowej Górze gabinet dentystyczny, a dzieciaki tylko zyskają na kontakcie z naturą. Pola musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości - na szczęście, pomimo pozorów, jest osobą pogodną i otwartą na świat...

Warto nadmienić, że Barbara Kosmowska porusza w swojej książce problem stereotypów, które często zaciemniają młodym ludziom prawdziwy obraz świata. Wychowana w Warszawie Pola niejednokrotnie patrzy na swoich nowych znajomych przez pryzmat takich właśnie obiegowych opinii, przez co popełnia masę nietaktów - dość wymienić tu nieporozumienie pomiędzy nią a pracującym u jej ojca Jankiem Malickim - ponieważ chłopak podejmuje w czasie wakacji pracę zarobkową Pola zakłada, że ma problemy z nauką... 
Chociaż główną bohaterką jest Pola to muszę wspomnieć o bliźniętach - mają wyjątkowy talent do pakowania się w kłopoty, ale równocześnie potrafią sobie wszystkich owinąć dookoła małych paluszków. Niejednokrotnie osoby w jakiś sposób poszkodowane przez szatański duecik błagały rodziców o darowanie kary małym psotnikom. Największym nieszczęściem Groszka i Fasolki był fakt, że każdą wypowiedź brały dosłownie - i tak usłyszawszy przy kolacji, że sąsiadom się nie przelewa postanowiły naprawić ten stan przy pomocy węża ogrodowego... 

Wydaje mi się, że "Panna Foch" z założenia miała być książką dla gimnazjalistek (główna bohaterka jest uczennicą gimnazjum), jednak moim zdaniem mogą po nią sięgnąć i młodsze dziewczęta, bowiem problemy z którymi boryka się Pola nie są im obce.

8 komentarzy:

  1. Znam książkę "Gorzko" Barbary Kosmowskiej. To było dla mnie niesamowite odkrycie. Bardzo chętnie poznam którąś pozycję przeznaczoną dla młodszego czytelnika. A przygody bliźniąt, wspomniane w recenzji - przypomniały mi przeurocze książki Krystyny Boglar...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moje pierwsze spotkanie z tą autorką - myślę, że się polubimy ;) Szukając jakichś informacji na temat pani Kosmowskiej zauważyłam, że pisze nie tylko dla młodszych, więc chętnie (o ile czas i inne okoliczności będą sprzyjać) poznam inne oblicze pisarki.

      Hmm... Krystyna Boglar... Ze wstydem przyznaję, że w młodości nie zdarzyło się spotkać z jej książkami. Pewnie trzeba to będzie nadrobić :)

      Usuń
  2. Zaciekawił mnie tytuł,a tu lektura dla nastolatek .... choć podobno niektóre pozycję są o niebo lepsze niż dla kobiet ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z racji wykonywanego zawodu dosyć często zdarza mi się sięgać po powieści dla nastolatków. Fakt, niektóre są takie sobie (i nie mówię tu o paranormalach i młodzieżowej fantastyce) ale jest całkiem zacne grono dobrych autorów piszących dla tej grupy wiekowej.
      A jeśli ktoś ma nastolatka w domu, to takie książki powinny być lekturą obowiązkową - może pomogą lepiej zrozumieć młodego buntownika?

      Usuń
  3. Z tego co piszesz można wyciągnąć wniosek, że nie tyle bohaterka książki ma problem ze stereotypami co jej autorka, czyżby nie była z Warszawy? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż sprawdziłam - pani Kosmowska pochodzi z Pomorza i tam też mieszka w dalszym ciągu, wiec chyba nie ma syndromu "stolycy" ;)

      Pola wieś widywała tylko w telewizji, więc początkowo nie ogarnia tego co ją otacza. Ale stara się zrozumieć - i to jest cenne. Bo co prawda początkowo jej ulubionym powiedzonkiem jest "u nas w Warszawie", ale po jakimś czasie zaczyna myśleć "u nas w Wiśniowej Górze".
      Ja sama jestem z urodzenia i zamieszkania wieśniaczka, ale do szkół chadzałam w wielkim mieście Krakowie. Zdarzyło się, że w czasie wakacji odwiedzili mnie jacyś znajomi - trafili paskudnie, bo w sam środek żniw (wtedy kombajn był jeszcze rzadkością) i z lekka burzową pogodę... Po kilku godzinach pracy przy zwożeniu pszenicy popadali jak muchy (a wydawało im się, że kondycję mają super...) i poprzysięgli więcej na wieś nie przyjeżdżać. No chyba, że na kulig ;)
      Przy czytaniu tej książki przypomniała mi się tamta sytuacja - młodzież w mieście (o ile nie ma jakiejś rodziny na wiosce) nie miała i w dalszym ciągu nie bardzo ma pojęcie jak wygląda życie "na łonie natury"...

      Usuń
    2. Ja trochę nie o tym, z tego co piszesz można wysnuć wniosek, że dziewczynka patrzy na nowe środowisko z poczuciem wyższości bo jest ze "stolycy". I to jest dopiero stereotyp - myślenie o tym, że jeśli ktoś się z Warszawy to będzie oceniał prowincjusza z góry. Widzę w tym bardziej kompleksy autorki niż odzwierciedlenie rzeczywistości.

      Usuń
    3. O to faktycznie nie do końca cię zrozumiałam...
      I spieszę donieść, że Pola nie uważa się za kogoś lepszego ponieważ jest ze stolicy. Ona zwyczajnie nie ma pojęcia o życiu na wsi. I często, mając najlepsze chęci trafia jak kulą w płot...

      Usuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)