Pola
ma mega pecha. Bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy rodzina
opuszcza ukochaną Warszawę i przenosi się do jakiejś dziury
zabitej dechami. Bo Wiśniowa Góra, chociaż urocza i pięknie
położona pośród malowniczych jezior, to jednak dziura...
Pola, przez rodzinę zwana Bobikiem (jej rodzeństwo, kilkuletnie bliźnięta płci zróżnicowanej znane są jako Groszek i Fasolka) jest główną bohaterką najnowszej powieści Barbary Kosmowskiej pt. "Panna Foch", która ukazała się kilka tygodni temu nakładem Naszej Księgarni.
Pola jest bardzo niezadowolona z przeprowadzki na wieś - w stolicy została jej najlepsza przyjaciółka Kinga oraz pewien Julek, do którego dziewczyna skrycie wzdychała. Niestety tato, pracownik naukowy jednej z warszawskich uczelni, postanowił spełnić swoje marzenie i wyhodować cud-fasolę, a tego czynu nie można niestety dokonać w mieszkaniu. Mama również widzi przyszłość w jasnych barwach - otworzy w Wiśniowej Górze gabinet dentystyczny, a dzieciaki tylko zyskają na kontakcie z naturą. Pola musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości - na szczęście, pomimo pozorów, jest osobą pogodną i otwartą na świat...
Warto nadmienić, że Barbara Kosmowska porusza w swojej książce problem stereotypów, które często zaciemniają młodym ludziom prawdziwy obraz świata. Wychowana w Warszawie Pola niejednokrotnie patrzy na swoich nowych znajomych przez pryzmat takich właśnie obiegowych opinii, przez co popełnia masę nietaktów - dość wymienić tu nieporozumienie pomiędzy nią a pracującym u jej ojca Jankiem Malickim - ponieważ chłopak podejmuje w czasie wakacji pracę zarobkową Pola zakłada, że ma problemy z nauką...
Chociaż główną bohaterką jest Pola to muszę wspomnieć o bliźniętach - mają wyjątkowy talent do pakowania się w kłopoty, ale równocześnie potrafią sobie wszystkich owinąć dookoła małych paluszków. Niejednokrotnie osoby w jakiś sposób poszkodowane przez szatański duecik błagały rodziców o darowanie kary małym psotnikom. Największym nieszczęściem Groszka i Fasolki był fakt, że każdą wypowiedź brały dosłownie - i tak usłyszawszy przy kolacji, że sąsiadom się nie przelewa postanowiły naprawić ten stan przy pomocy węża ogrodowego...
Wydaje mi się, że "Panna Foch" z założenia miała być książką dla gimnazjalistek (główna bohaterka jest uczennicą gimnazjum), jednak moim zdaniem mogą po nią sięgnąć i młodsze dziewczęta, bowiem problemy z którymi boryka się Pola nie są im obce.
Znam książkę "Gorzko" Barbary Kosmowskiej. To było dla mnie niesamowite odkrycie. Bardzo chętnie poznam którąś pozycję przeznaczoną dla młodszego czytelnika. A przygody bliźniąt, wspomniane w recenzji - przypomniały mi przeurocze książki Krystyny Boglar...
OdpowiedzUsuńTo moje pierwsze spotkanie z tą autorką - myślę, że się polubimy ;) Szukając jakichś informacji na temat pani Kosmowskiej zauważyłam, że pisze nie tylko dla młodszych, więc chętnie (o ile czas i inne okoliczności będą sprzyjać) poznam inne oblicze pisarki.
UsuńHmm... Krystyna Boglar... Ze wstydem przyznaję, że w młodości nie zdarzyło się spotkać z jej książkami. Pewnie trzeba to będzie nadrobić :)
Zaciekawił mnie tytuł,a tu lektura dla nastolatek .... choć podobno niektóre pozycję są o niebo lepsze niż dla kobiet ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Z racji wykonywanego zawodu dosyć często zdarza mi się sięgać po powieści dla nastolatków. Fakt, niektóre są takie sobie (i nie mówię tu o paranormalach i młodzieżowej fantastyce) ale jest całkiem zacne grono dobrych autorów piszących dla tej grupy wiekowej.
UsuńA jeśli ktoś ma nastolatka w domu, to takie książki powinny być lekturą obowiązkową - może pomogą lepiej zrozumieć młodego buntownika?
Z tego co piszesz można wyciągnąć wniosek, że nie tyle bohaterka książki ma problem ze stereotypami co jej autorka, czyżby nie była z Warszawy? :-)
OdpowiedzUsuńAż sprawdziłam - pani Kosmowska pochodzi z Pomorza i tam też mieszka w dalszym ciągu, wiec chyba nie ma syndromu "stolycy" ;)
UsuńPola wieś widywała tylko w telewizji, więc początkowo nie ogarnia tego co ją otacza. Ale stara się zrozumieć - i to jest cenne. Bo co prawda początkowo jej ulubionym powiedzonkiem jest "u nas w Warszawie", ale po jakimś czasie zaczyna myśleć "u nas w Wiśniowej Górze".
Ja sama jestem z urodzenia i zamieszkania wieśniaczka, ale do szkół chadzałam w wielkim mieście Krakowie. Zdarzyło się, że w czasie wakacji odwiedzili mnie jacyś znajomi - trafili paskudnie, bo w sam środek żniw (wtedy kombajn był jeszcze rzadkością) i z lekka burzową pogodę... Po kilku godzinach pracy przy zwożeniu pszenicy popadali jak muchy (a wydawało im się, że kondycję mają super...) i poprzysięgli więcej na wieś nie przyjeżdżać. No chyba, że na kulig ;)
Przy czytaniu tej książki przypomniała mi się tamta sytuacja - młodzież w mieście (o ile nie ma jakiejś rodziny na wiosce) nie miała i w dalszym ciągu nie bardzo ma pojęcie jak wygląda życie "na łonie natury"...
Ja trochę nie o tym, z tego co piszesz można wysnuć wniosek, że dziewczynka patrzy na nowe środowisko z poczuciem wyższości bo jest ze "stolycy". I to jest dopiero stereotyp - myślenie o tym, że jeśli ktoś się z Warszawy to będzie oceniał prowincjusza z góry. Widzę w tym bardziej kompleksy autorki niż odzwierciedlenie rzeczywistości.
UsuńO to faktycznie nie do końca cię zrozumiałam...
UsuńI spieszę donieść, że Pola nie uważa się za kogoś lepszego ponieważ jest ze stolicy. Ona zwyczajnie nie ma pojęcia o życiu na wsi. I często, mając najlepsze chęci trafia jak kulą w płot...