Na letnie upały najlepszym remedium jest lekka książkowa historia i zimny kompot z rabarbaru - to prawda stara jak świat. Zacieniony balkon kusi, kompocik prosto z lodówki wypełnia szklankę więc trzeba tylko wybrać odpowiednią lekturę. Tym razem padło na książkę "Nieboszczyk wędrowny", której autorką jest Małgorzata J. Kursa.
Marylka i Sławek to młode małżeństwo na dorobku. Obydwoje są farmaceutami, mieszkają w Lublinie, wynajmują niewielkie mieszkanie i raczej nie mają przed sobą jakichś oszałamiających perspektyw. Dlatego spadek który Marylka otrzymuje po ciotce stanowi dla nich wręcz cud. Pani Teresa, również farmaceutka, mieszkała w Kraśniku i prowadziła tam własną aptekę. Z niewiadomych przyczyn pominęła w testamencie własnego syna, a dorobek życia przekazała bratanicy i jej mężowi. Młodzi ludzie przeprowadzają się do Kraśnika i rozpoczynają nowe życie.
Niestety szczęście nie trwa długo, bowiem po kilku dniach wracając do domu zastają w nim ludzkie zwłoki. Co gorsza istnieją przyczyny dla których nie bardzo mogą wezwać policję, więc muszą sami pozbyć się niecodziennego gościa...
Małgorzata J. Kursa jest autorką kilku książek (najnowsza jest 7 z kolei) bardzo dobrze przyjętych przez liczne grono czytelniczek. Ja sama nie miałam jak dotąd możliwości zapoznać się z jej twórczością, więc lekturę "Nieboszczyka" rozpoczynałam z ogromną ciekawością. I już po kilku chwilach dałam się wciągnąć w intrygę do tego stopnia, że książkę pochłonęłam w ciągu jednego popołudnia.
Co stanowi największy atut tej książki? Moim zdaniem styl i poczucie humoru autorki. Owszem fabuła jest ciekawa, bohaterowie sympatyczni, akcja toczy się wartko, nie ma jakichś niepotrzebnych wypełniaczy czy pisania "na ilość", ale tym co najbardziej przypadło mi do gustu jest dowcipna narracja i zabawne dialogi. A już pomysł, aby na ludzi spojrzeć oczami kota uważam za bardzo interesujący - Belzebub (tak się nazywa ukochany kot Marylki) ma bardzo trzeźwy pogląd na świat i chociaż lubi swoich dwunożnych niejednokrotnie uważa ich za istoty nieporadne i wymagające jego kociej opieki.
Książka bardzo mi się podobała, chociaż muszę przyznać, że dwa czy trzy razy byłam nieco zagubiona. Otóż pani Małgorzata w rolach bohaterów drugiego planu umieściła postacie z innych swoich książek i napomykają one o zdarzeniach czy ludziach o których ja, nie znając poprzednich powieści, nie miałam pojęcia. Nie wpływa to jakoś zasadniczo na odbiór książki, jednak wolę o tym napisać dla porządku.
Polecam :)
Jako remedium na upały (które uwielbiam) na pewno świetna jest lekka, pełna humoru książką, kompot z rabarbaru to już niekoniecznie ;)
OdpowiedzUsuńOj chciałabym przeczytać!
OdpowiedzUsuńPodobała się mi i też połknęłam ją w jedno popołudnie. Z narracją z pozycji kota spotkałam się już wcześniej w "Historii kotem się toczy" R. Górskiej (polecam). Te postaci z innych powieści p. Kursy rzeczywiście lekko mylące, ale ogólnie fajne czytadło!;)
OdpowiedzUsuńLubię koty i lubię książki o trupach :D ha, znalazłam coś dla siebie :D
OdpowiedzUsuń