Zasadniczo nie obchodzę amerykańskich świąt - tych różnych Hallowenów, Walentynek czy czego tam jeszcze. Ale życie nic sobie nie robi z moich uprzedzeń i na przełomie stycznia i lutego funduje mi widok rozmaitych amorków, serduszek, całusków i całego tego walentynkowego szaleństwa. Zauważyłam, że wiele wydawnictw przygotowało specjalną ofertę na święto zakochanych – no właściwie każda okazja żeby promować dobrą książkę jest dobra więc… niech żyją Walentynki:)
Czy zastanawialiście się kiedyś która z książek o miłości jest najpiękniejsza? Tak sobie myślę, że pewnie w różnych okresach naszego życia byłyby to różne tytuły – wpływ tu będzie miała choćby różnica płci, inaczej postrzega miłość nastolatka, inaczej kobieta dojrzała, różnić się będą odczucia osoby żyjącej w szczęśliwym związku od kogoś komu taki związek właśnie się rozpadł. Gdybym musiała wybrać tylko jedną jedyną opowieść o miłości byłaby to moja najukochańsza z ukochanych książek - "Błękitny Zamek" L.M. Montgomery. Chociaż od jej powstania minęło wiele lat jest nadal aktualna i chętnie czytana przez dziewczęta i kobiety, właściwie bez ograniczeń wiekowych. Miłość, ta pierwsza w życiu, która spotyka bohaterkę książki to nie młodzieńczy wybuch fajerwerków i motyle w brzuchu -Joanna nie jest wszak podlotkiem, tylko dojrzałą 29-letnią kobietą. Jej otoczenie uznaje ją już za starą pannę, która tak na prawdę przegrała swoje życie... Edward też nie jest bohaterem z romansu - ciemny typ, skrywający jakieś życiowe tajemnice i rozczarowania, któremu otoczenie przypisuje wszystkie możliwe zbrodnie. I ich związek również nie jest w żadnej mierze tradycyjny i romantyczny. Edward od początku stawia sprawę jasno - małżeństwo z Joanną to układ, zrobiło mu się żal zakompleksionej, śmiertelnie chorej dziewczyny. Nie wiadomo kiedy pomiędzy tą dwójką rodzi się uczucie - miłość cicha, zwyczajna, bez wybuchów namiętności a przez to cudowna, dająca oparcie w trudnych chwilach i trwała. I wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach, w czasach kobiet wyzwolonych, singielek z wyboru a nie z konieczności niejedna z nas w głębi serca marzy o takiej miłości jaka stała się udziałem Joanny i Edwarda - związku, który ma szansę przetrwać całe życie a nie tylko kilka tygodni...
Ja w każdym razie o takiej miłości marzyłam i kilka lat temu taką znalazłam...
O, cóż widzę! Przy pierwszym czytaniu obśmiewałem się jak norka, niech się schowa cała romansowość, niech żyje wyzwolona Joanna:) Przy okazji rekomenduję zdobycie pełnej wersji, ta jest przedwojenna i powycinana, z zupełnie niezrozumiałych powodów.
OdpowiedzUsuńCudowna książka!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńWspomnień czar... W dzieciństwie uwielbiałam L.M. Montgomery, zwłaszcza "Anię z Zielonego Wzgórza" choć i "Błękitny Zamek" mi się podobał :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZacofany.w.lekturze - nie wiedziałam prawdę mówiąc, że jest jakaś inna wersja, ale teraz pewnie jej poszukam. I nie wiem obśmiałeś mnie, opinię, czy generalnie książkę. Możesz się kulać ze śmiechu ja się nie obrażę, a "Błękitny Zamek" nadal będzie mój najukochańszy:)
OdpowiedzUsuńTo chyba wyraziłem się nieprecyzyjnie. Wątek romansowy mógłby nie istnieć, czytam to wyłącznie, żeby się napawać procesem emancypacji bohaterki (i obśmiewać z niego jak norka). A szczególnie scenami rodzinnymi:)
OdpowiedzUsuńTośmy się faktycznie nie zrozumieli...
OdpowiedzUsuńAle teraz przyznaję Ci rację, literacki portret rodziny Joanny - cudo:)
Drugi dobry portret rodzinny (ale i tak słabszy niż w "Zamku") jest w "Dzbanie ciotki Becky".
OdpowiedzUsuńCzytałam to gdzieś w dzieciństwie i chyba przyszedł czas na powtórkę...
OdpowiedzUsuńWitam :-)) Uwielbiam tą książkę. Mam swój własny egzemplarz, czytał te z mój facet, równie jak ja zachwycony. Klimatyczna bardzo, taka dość chyba odważna jak na tamte czasy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;-)
Czytałam to wiele razy, pierwszy raz jako nastolatka (i to taka dość wczesna), ostatni - kilka miesięcy temu. I pewnie jeszcze nieraz przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBo to jest jedna z tych książek do których nie sposób nie wracać:)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie, chętnie sięgnęłabym po "Błękitny zamek", choć nie wiem, czy moje serduszko będzie w stanie znieść kolejną dawkę wzruszeń... może trochę odczekam, bo ostatnio na zmianę czytam i oglądam jedynie wyciskacze łez ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!