Pytanie jak w tytule zadał mi jeden z moich uczniów - rozpaczliwie czegoś szukałam w torebce, a żeby było łatwiej, to poszczególne przedmioty wykładałam na biurko, m.in. rzeczoną książkę. Trochę bezwiednie potwierdziłam, ale później, już na spokojnie dotarło do mnie, że minęłam się z prawdą. Bo co prawda występują w niej dzielni jarlowie i ich przyboczne drużyny, ale głównymi bohaterkami "Sagi Sigrun" Elżbiety Cherezińskiej są kobiety: żony, siostry i matki normańskich wojowników.
Tytułowa bohaterka to dziecko szczęścia: ukochana jedynaczka, wypieszczona przez rodziców (szczególnie przez ojca), w wieku 16 lat wydana za bogatego i przystojnego sąsiada, jarla Regina, uwielbiana przez męża, zyskuje sobie od pierwszej chwili szacunek domowników i mężowskiej drużyny, szczęśliwa matka dwójki udanych dzieci a jakby tego było mało obdarzona niezwykłą urodą kobieta.
Sigrun snuje swoją opowieść u schyłku życia - wspomina dzieciństwo w domu rodziców, opowiada o namiętności jaka łączyła ją z mężem, roztkliwia się nad dziećmi, które dorosły zbyt szybko, opisuje troski i radości dnia codziennego w normańskim grodzie. Jednak najwięcej w jej opowieści jest tęsknoty - za ojcem, za mężem, który przez większość czasu znajduje się poza domem, za synem od najmłodszych lat szkolącym się pod okiem wojowników, aby, gdy przyjdzie czas zająć miejsce ojca. Jej życie to ciągłe czekanie - na wieści lub na powrót najbliższych, ale również na królewskiego poborcę, przed którym trzeba ukrywać zapasy i kosztowności.
"Saga Sigrun" to pierwsza z planowanego na 6 tomów cyklu "Północna droga". Akcja powieści toczy się w północnej Norwegii w drugiej połowie X wieku. W tle mamy wojnę domową, konflikt z Duńczykami, wreszcie początki chrześcijaństwa na tamtych terenach.
Elżbieta Cherezińska starannie przygotowała się do tej książki - drobiazgowo odtworzone tło historyczne i obyczajowe, szczegóły dotyczące życia codziennego, zajęć, rzemiosła, strojów czy pożywienia, plastyczny opis obrzędów religijnych, wierzeń i rytuałów - to wszystko składa się na bogaty i wielowymiarowy obraz świata i ludzi, którzy w nim żyli.
Ogromne znaczenie ma również styl autorki - bardzo poetycki, bogaty w środki stylistyczne, a przy tym prosty i zrozumiały - nawet sceny erotyczne nie raziły topornością, nie przytłaczały fizjologią, w dużej mierze pozbawione były dosłowności, bardziej przypominały lirykę niż prozę.
Czytanie tej książki to była wielka przyjemność. Pozostaje mieć nadzieję, że już niedługo uda mi się przeczytać kolejną część tej opowieści.
No i kolejna książka trafia na listę do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, jakie będą Twoje odczucia po lekturze:)
UsuńPrawdopodobnie historia kończy się na 4 tomie "Trzy pieśni", ale kto wie może jednak autorka napisze jeszcze jedną część.
OdpowiedzUsuńCykl Północna Droga to mój ukochany polski cykl.
Ten czwarty tom to chyba jakoś teraz ma wyjść, prawda?
UsuńJa tam myślę, że skoro planowała autorka 6 tomów (a te co są całkiem nieźle się sprzedają) to pewnie całą serię miała wymyśloną, przynajmniej w ogólnym zarysie. I jednak liczę, że wszystkie 6 tomów napisze.
4 tom już jest od jakiegoś czasu. Nie powiem kogo dotyczy bo zaraz znowu stodoła wyjdzie :p
UsuńSzczerze powiedziawszy to chciałabym jeszcze jedną część tym razem o Szczurze bo kobieta przypadła mi do gustu i pomimo, że trochę o niej autorka wspomina w 4 części to jednak dla mnie o wiele za mało:(
Mały chochlik w tytule, powinno być "Trzy młode pieśni" dokładnej daty wydania nie pamiętam ale ja tę część przeczytałam już w lutym.
UsuńE tam, tytuł sugeruje o kim może być czwarty tom - jedną pieśń śpiewa dziewczynka, a dwie pozostałe jej braciszek i przyjaciel braciszka, prawda?
UsuńJa myślę, że może być jeszcze historia synka Einara, bo chyba był jakiś cel, żeby go z Anglii sprowadzić i na dworze Regina wychowywać.
:)
UsuńW poniższym komentarzu spojlery jak stodoła:)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc mam mieszane uczucia. Bardzo chciałam polubić te książki. Doceniam tło historyczne, ale po drodze musimy męczyć się z bohaterkami, które autorka chyba zbyt polubiła, żeby zrobić im coś złego i to moi zdaniem jest główny problem pierwszych dwóch tomów, przez który nie mogłam się zmusić, żeby czytać dalej.
Zarówno Sigrun jak potem Haldred to dzieci szczęścia- wszystko im się udaje. Wszyscy ich kochają, a jak nie kucha to zły i zaraz umrze, zanim bohaterka zdąży mieć jakiekolwiek problemy. No, SIgrun przynajmniej się starzeje, bo przy Haldred autorka poszła na całość- nie starzeje się, wszyscy się za nią oglądają, ma najpiękniejsze dzieci, najbogatszy dwór i konia i futro i służącą i broszkę pod kolor. Napięcia równie dużo jak w starej wersji "Mój Mały Kucyk".
W dodatku autorka wpadła w pułapkę jaizmu- ja, ja, ja. Cały świat, cała moralność kręci się wokół bohaterek. Umierają im dzieci. JA SIĘ ŹLE CZUJĘ. Zostawię ukochane dzieci na na pastwę losu- bo ja cierpię, nie rozumiesz? Wartościowanie potomstwa na podstawie ojców nie jest wątpliwe moralnie, no bo robi to bohaterka. Kto się nie zgadza jest brzydki i gupi i ma wszy w pempku i nie rośnie, bo jak się tu nie zgadzać z bohaterką, która jest tu alfą i omegą.
Czytałam te książki równocześnie z "Krystyną, Córką Lavransa" i różnica jest kolosalna. Jakoś lepiej czyta mi się ksiązki, gdzie bohaterka nie wychodzi zawsze na swoje.
A tam zaraz stodoła...
Usuń"Haldred" sobie zamówiłam w bibliotece, bo jest kolejka, ale już mi koleżanka z DKK parę szczegółów zdradziła z tomu drugiego, a i z trzeciego też. Więc na razie coś tam wiem, ale oceniać będę jak przeczytam.
Tak Ci tylko zaspoileruję, że trzeci tom dotyczy wprowadzania chrześcijaństwa do Norwegii i ukazuje (przynajmniej wg słów owej koleżanki) ciemną stronę tego wydarzenia. Więc może akurat warto?
Podobnie jak Ty uważam, że Sigrun ma wyjątkowe szczęście (co zresztą napisałam w opinii) i, masz rację, to może być denerwujące... Być może większą uwagę zwracałam przy czytaniu na tło niż na główną bohaterkę i dlatego mi się podobało?
Przy okazji przypomniał mi się egzamin z historii średniowiecznej powszechnej w czasie studiów - omal wtedy na kulturze Wikingów nie poległam i znielubiłam ich zupełnie. I niesłusznie - to naprawdę ciekawa sprawa jest.
A "Krystyna" to całkiem inna liga - czytałam kilka tygodni temu więc mam porównanie. A właściwie to jednej do drugiej nie bardzo się da porównać.
W czasie pisania stodołę na szopkę przerobiłam :)
UsuńTrzeci tom ma być o łomóborzeprzenjaświętszym Einarze, nie wiem czy zdzierżę, coś mi mówi, że Haldred nie mogła kochać faceta, który miałby wady, które na dłuższą metę nie okażą się zaletami. Choć pewnie w końcu się przemogę, bo kulturę Wikingów bardzo lubię.
Ostanio czytałam chrześcijański fanfik do ichniejszych mitów czyli "Eddy" i tak sobie myślę, że gdyby ktoś to dzisiaj napisał to zarzucono by mu klozetowy humor, przesadną erotykę i chęć szokowania za wszelką cenę. Ale ma to kilkaset lat, więc to nie klozet, tylko sztuka, nawet jeśli mówi o damsko-męskich przebierankach, pijackich awanturach i nieprzyzwoitych scenach z kozą :)
Einar też chyba nie ma wad - tak mi z pierwszego tomu wyszło. Bardziej chyba chodzi o system niż o niego samego...
UsuńA nie uważasz, że wszystkie religie "pierwotne" są dla nas w jakiś sposób szokujące i rozerotyzowane?
W sumie każda religia i każde społeczeństwo ma jakieś tabu, tylko są one zupełnie inne w naturze.
UsuńA chrześcijaństwo nie jest rozerotyzowane? Jest, ale główny nurt idzie w drugą stronę- tak jak anorektyczka zafiksowana jest na jedzeniu i nikt nie przekona jej, że między postem a rozpasaniem jest masa subtelności.
Szokować może wiele rzeczy na różnych poziomach. Każda kultura ma jakieś tabu- ówcześnie dobrze urodzony Wiking wierny był rodowi, chrześcijanin miał tworzyć rodzinę z żoną, a Japończyk i Japonka epoki Heian szaleć erotycznie pod warunkiem, że nie uchybili regułom prowadzenia domu wraz z zaaranżowanym małżonkiem. (I nie rozebrali się do końca przed kochankiem, bo pani Murasaki twierdzi, że to obrzydliwe, zboczone i na golasa to się jest w łazience a nie na schadzce). W niektórych społecznościach mąż i żona nie mieszkają razem, ma się kilka żon albo kilku mężów, za opiekuna męskiego uważa się dziadków i wujów ze strony matki, ale zawsze jest coś, czego się nie robi.
Słodka jest Sigrun, to prawda, ale to się czyta, to się po prostu CZYTA.
OdpowiedzUsuń