Z przykrością stwierdzam, że jestem zmuszona włączyć opcję weryfikacji - jakiś zalew spamerów mnie nęka i nie mam siły codziennie czyścić skrzynki mailowej... Za utrudnienia przepraszam.
Dawno nic nie pisałam, bo jakiś taki trudny okres mi się w życiu trafił - do domu praktycznie tylko na noc wracałam i na nic nie miałam czasu. Ale już większość spraw się unormowała, więc nadrabiam zaległości;)
Odkąd dwa i pół roku temu pochłonęłam niemal jednym tchem "Dożywocie" czekałam z utęsknieniem (podobnie jak cała rzesza fanów Lichotki) na kolejną książkę Marty Kisiel. Wreszcie w ostatnich tygodniach moje oczekiwanie dobiegło końca, a w domowej biblioteczce zagościło "Nomen omen" tej autorki. Przyznam się, że po cichu liczyłam na kontynuację poprzedniej książki, ale szybko okazało się, że to zupełnie inna historia.
Salomea Klementyna Przygoda nie ma łatwego życia - wyrosła nad miarę dwudziestopięciolatka, z ognistorudym warkoczem i okropnym imieniem, na dodatek prześladowana przez najbliższych. Jej rodzice są ludźmi na wskroś otwartymi na świat i nie uznają żadnych ograniczeń, w związku z czym mamusia uszczęśliwia całe miasteczko opowieściami o najintymniejszych sekretach córki oraz pochwałami jej "wybujałego erotyzmu". Salomea ma brata zwanego Niedasiem, który z kolei jest oczkiem w głowie ich ojca - pan Paweł Przygoda widzi w potomku (dosyć przeciętnym jeśli chodzi o intelekt) geniusza na miarę Newtona, Einsteina i Skłodowskiej-Curie razem wziętych. Jedynie babcia Izydora rozumie wnuczkę i jest dla niej ostoją.
Salka postanawia coś zmienić w swoim życiu i przede wszystkim wyjechać gdzieś gdzie nikt jej nie zna. Przypadkiem trafia jej się możliwość pracy we Wrocławiu i uszczęśliwiona dziewczyna szybko z niej korzysta. Koleżanka ze szkolnych lat załatwia jej również pokój u pewnej staruszki. I tak Salomea trafia do mieszkania Matyldy Bolesnej. Na pierwszy rzut oka widać, że jej gospodyni nie jest przeciętną osobą, w domu dzieją się dziwne rzeczy, w telefonie słychać głosy, radio nie odbiera żadnego programu a kiedy na dodatek Niedaś (wyrzucony z akademika wprowadza się do siostry) próbuje utopić Salkę w Odrze, to już wiadomo, że dziewczyna wpakowała się w jakąś niesamowitą historię. A klucza do jej rozwiązania trzeba szukać w czasach kiedy Wrocław był jeszcze niemieckim Breslau...
Po raz kolejny Marcie Kisiel udało się stworzyć wciągającą, pełną humoru i błyskotliwą powieść. Nieprzeciętni bohaterowie (moją faworytką jest papuga...), akcja pędząca na złamanie karku, humor słowny i sytuacyjny to główne atuty tej książki.
Ale jest w "Nomen omen" coś jeszcze - obrazy ostatnich chwil twierdzy Breslau, martyrologia jej mieszkańców, gorzka ocena ludzi, którzy z racji swych uprawnień decydowali o powojennych losach miasta i o tym, kto może w nim mieszkać a kto musi je opuścić. Marta Kisiel udowodniła, że potrafi w prosty, a zarazem przejmujący sposób pisać o rzeczach ważnych i poważnych, jak choćby o odpowiedzialności za podejmowane decyzje, bo każda, zdawałoby się najmniej ważna, ingerencja w losy pojedynczego człowieka może wywołać nieprzewidziane skutki dla ogółu.
Czytając "Nomen omen" siłą rzeczy porównywałam go do "Dożywocia" - liczyłam na niepohamowane wybuchy śmiechu i świetną zabawę. Zabawa rzeczywiście była przednia, ale śmiechu jednak trochę mniej. Ale tak myślę, że gdybym musiała jednoznacznie powiedzieć, którą z książek Marty Kisiel uważam za lepszą to chyba (przy całej mojej wielkiej sympatii dla Licha i spółki) wybrałabym "Nomen omen" - to powieść dojrzalsza, z bardziej przemyślaną kompozycją, podczas kiedy "Dożywocie" to raczej zbiór opowiadań z tymi samymi bohaterami.
Serdecznie zachęcam do zapoznania się z mieszkańcami domu przy ulicy Lipowej 5 we Wrocławiu, a mnie pozostaje teraz czekać na kolejną powieść pani Marty. Oby ukazała się wcześniej niż za kolejne 4 lata...
Salomea Klementyna Przygoda nie ma łatwego życia - wyrosła nad miarę dwudziestopięciolatka, z ognistorudym warkoczem i okropnym imieniem, na dodatek prześladowana przez najbliższych. Jej rodzice są ludźmi na wskroś otwartymi na świat i nie uznają żadnych ograniczeń, w związku z czym mamusia uszczęśliwia całe miasteczko opowieściami o najintymniejszych sekretach córki oraz pochwałami jej "wybujałego erotyzmu". Salomea ma brata zwanego Niedasiem, który z kolei jest oczkiem w głowie ich ojca - pan Paweł Przygoda widzi w potomku (dosyć przeciętnym jeśli chodzi o intelekt) geniusza na miarę Newtona, Einsteina i Skłodowskiej-Curie razem wziętych. Jedynie babcia Izydora rozumie wnuczkę i jest dla niej ostoją.
Salka postanawia coś zmienić w swoim życiu i przede wszystkim wyjechać gdzieś gdzie nikt jej nie zna. Przypadkiem trafia jej się możliwość pracy we Wrocławiu i uszczęśliwiona dziewczyna szybko z niej korzysta. Koleżanka ze szkolnych lat załatwia jej również pokój u pewnej staruszki. I tak Salomea trafia do mieszkania Matyldy Bolesnej. Na pierwszy rzut oka widać, że jej gospodyni nie jest przeciętną osobą, w domu dzieją się dziwne rzeczy, w telefonie słychać głosy, radio nie odbiera żadnego programu a kiedy na dodatek Niedaś (wyrzucony z akademika wprowadza się do siostry) próbuje utopić Salkę w Odrze, to już wiadomo, że dziewczyna wpakowała się w jakąś niesamowitą historię. A klucza do jej rozwiązania trzeba szukać w czasach kiedy Wrocław był jeszcze niemieckim Breslau...
Po raz kolejny Marcie Kisiel udało się stworzyć wciągającą, pełną humoru i błyskotliwą powieść. Nieprzeciętni bohaterowie (moją faworytką jest papuga...), akcja pędząca na złamanie karku, humor słowny i sytuacyjny to główne atuty tej książki.
Ale jest w "Nomen omen" coś jeszcze - obrazy ostatnich chwil twierdzy Breslau, martyrologia jej mieszkańców, gorzka ocena ludzi, którzy z racji swych uprawnień decydowali o powojennych losach miasta i o tym, kto może w nim mieszkać a kto musi je opuścić. Marta Kisiel udowodniła, że potrafi w prosty, a zarazem przejmujący sposób pisać o rzeczach ważnych i poważnych, jak choćby o odpowiedzialności za podejmowane decyzje, bo każda, zdawałoby się najmniej ważna, ingerencja w losy pojedynczego człowieka może wywołać nieprzewidziane skutki dla ogółu.
Czytając "Nomen omen" siłą rzeczy porównywałam go do "Dożywocia" - liczyłam na niepohamowane wybuchy śmiechu i świetną zabawę. Zabawa rzeczywiście była przednia, ale śmiechu jednak trochę mniej. Ale tak myślę, że gdybym musiała jednoznacznie powiedzieć, którą z książek Marty Kisiel uważam za lepszą to chyba (przy całej mojej wielkiej sympatii dla Licha i spółki) wybrałabym "Nomen omen" - to powieść dojrzalsza, z bardziej przemyślaną kompozycją, podczas kiedy "Dożywocie" to raczej zbiór opowiadań z tymi samymi bohaterami.
Serdecznie zachęcam do zapoznania się z mieszkańcami domu przy ulicy Lipowej 5 we Wrocławiu, a mnie pozostaje teraz czekać na kolejną powieść pani Marty. Oby ukazała się wcześniej niż za kolejne 4 lata...
Tak, ja chyba muszę również włączyć weryfikację, bo mam już dosyć!
OdpowiedzUsuńKsiążka brzmi bardzo ciekawie:) Podoba mi się także okładka.
Okładka fajna - moje dziecko spojrzało i od razu komentarz "Mama, ale czacha!". Faktycznie, patrząc pod pewnym kątem, dom zmienia się w czaszkę.
UsuńA książka godna polecenia:)
Ale mnie przestraszyłaś, ten znak zapytania i "z przykrością stwierdzam", aż mi się słabo zrobiło. "Dożywocie" kocham i uwielbiam, tak mocno, że trochę boję się sięgnąć po "Nomen omen".
OdpowiedzUsuńFaktycznie - trochę niejednoznaczny tytuł opinii;(
UsuńChodzi o to, że jak ktoś nazywa się Przygoda to powinien się liczyć z tym, że może mieć różne, nie zawsze przyjemne, przygody...
Książka świetna. Zupełnie inna niż "Dożywocie", ale zdecydowanie warto po nią sięgnąć.
U mnie wkrótce będzie wywiad z Martą i szansa na wygranie Nomen Omen i Dożywocia. Oczywiście znienawidzone pytanie, kiedy następna książka, padnie na pewno :)
OdpowiedzUsuńDożywocie było ze wszech miar dowcipne i cudne (żeby nie powiedzieć cudaczne :) ), więc tym bardziej cieszy mnie fakt, że Nomen omen jest równie świetny, albo i nawet lepszy ;)
OdpowiedzUsuńNiestety też mam ostatnio problem z tym spamem :/
OdpowiedzUsuńJa książkę mam w planach, ale nie dość że opis i pochwały, to na dodatek cudowne cytaty zmuszają mnie do sięgnięcia po tę pozycję jak najszybciej. Co do spamu - wyłącz opcję anonimowych komentarzy i problem z głowy. :)
OdpowiedzUsuńWreszcie widze, że ktos ma tak samo jak ja, i pomimo szalonego śmiechu przy "Dożywociu" jednak odrobiną bardziej lubi "Nomen Omen". :)
OdpowiedzUsuńJak to dobrze zajrzeć do Ciebie i znaleźć dla siebie idealną książkę na wiosnę.
OdpowiedzUsuńNie potrzebuję dalszych losów Licha, po tym co napisałaś na pewno będę zadowolona. :-)