Każdy, kto chociaż raz czytał jakąś serię książkową zgodzi się ze mną, że chociaż każda książka może stanowić odrębna całość połączoną jedynie osobami głównych bohaterów, to najlepiej czytać je po kolei. Niestety nie zawsze się tak da, czego dowodem nasze (moje i Piotrka) spotkania z sympatyczną rodziną Ciumków, których przygody spisuje Paweł Beręsewicz. Co więcej czytamy tych Ciumków całkiem od końca (bo w takiej kolejności wzbogacamy się o kolejne tomy) - więc po "Ciumkach w szkocką kratę" przyszła kolej na "Wielką wyprawę Ciumków".
Tak to już jest, że większość rodziców stara się zarazić swoją pasją (jaka by ona nie była) własne dzieci. Rodzice Ciumko są zwolennikami aktywnego wypoczynku - najlepiej relaksują się pedałując w dal na rowerze. Z utęsknieniem więc oczekiwali chwili kiedy będą mogli odbyć jakąś wspólną rodzinną wyprawę. I wreszcie taka chwila nadeszła - Kasia urosła na tyle, że można ją było uznać za zdolną do kilkunastodniowego rajdu. Co prawda zdarzył się jej zimą przykry wypadek i złamała nogę, ale dzięki uporowi taty i codziennym ćwiczeniom była w czerwcu gotowa wyruszyć na wyprawę do dalekiej Prowansji.
Aby taka wycieczka przyniosła jej uczestnikom wiele radosnych chwil należy ją dobrze zaplanować - tym zajął się tata Ciumko. Wędrowcy nie mogą też cierpieć głodu, a kuchnia francuska nie koniecznie musi przypaść do gustu polskim podniebieniom - mama Ciumko zajęła się więc aprowizacją. Grzesiek wziął na siebie rolę rodzinnego czarnowidza, a Kasia... No cóż, Kasia jako najmłodsza nie dostała żadnego konkretnego przydziału. Nadszedł wreszcie czerwiec i pewnego pięknego letniego poranka Ciumkowie wraz z rowerami, przyczepką, namiotem, garnkami, śpiworami i całą masą innych niezbędnych akcesoriów wsiedli do samolotu lecącego do Nicei.
Kolejne dwa tygodnie obfitowały w przygody: wesołe i smutne, śmieszne i trochę straszne - jedno jest pewne, żaden z uczestników wyprawy nie mógł narzekać na nudę...
Po raz kolejny powtórzę to co pisałam przy okazji wspomnianych wyżej "Ciumków w szkocką kratę" - Paweł Beręsewicz to chyba najlepszy (piszę "chyba", bo nie znam wszystkich) współczesny pisarz tworzący dla najmłodszych czytelników. Akcja jest wartka, pełna humoru a przy okazji młody czytelnik otrzymuje sporo wiadomości na temat południowej Francji.
Idealna lektura dla dzieciaków w wieku ok. 10 lat - razem z Piotrkiem serdecznie polecamy:)
Czyli mam jeszcze jakieś 7 lat żeby skompletować serię :) Książki wydają się być interesujące ,ale faktycznie dla starszych - niż moja - pociech
OdpowiedzUsuńJa cenie sobie Onichimowską, z wierszyków Frączek, hmm... w sumie to wiele osób by się znalazło. A Beręsewicza mam w planach.
OdpowiedzUsuńNajwiększą przyjemnością po czytaniu tej recenzji jest myśl, że Polacy potrafią pisać świetne książki dla dzieci :) Za moich czasów niewiele było takich polskich pisarzy.
OdpowiedzUsuńW kwietniu zapytamy pana Pawła osobiście ile z tych przygód było udziałem jego rodziny, a ile to licentia poetica. Ciumkowie - świetni!
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam "Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek" Beręsewicza, o której napiszę w Walentynki :)
OdpowiedzUsuńAniu, dostałam dzisiaj książkę. Tak bardzo ci dziekuję!!! Marzyłam o niej. Dzięki!