Wygląda na to, że ze skowronka przeistaczam się powoli w sowę - dopiero w godzinach wieczornych mam czas na przegląd Waszych blogów i ewentualną twórczość własną. Chociaż jak już odrobię szkolną pańszczyznę (znaczy się uzupełnię dokumentację) to mam nadzieję wrócić do normalnego trybu życia.
Planowałam sobie koniec wakacji z serią Poczekajkową Katarzyny Michalak ale książki gdzieś tajemniczo przepadły razem ze Sklepikiem i Poziomką... Jak wrócą to chyba potraktuje je jak rękopisy średniowieczne i przykuję do nocnej szafki łańcuchem - zobaczymy czy znów uda im się oddalić w siną i nieprzeniknioną dal.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - przeczytałam wreszcie "Dożywocie" Marty Kisiel, które akurat wróciło z wizyty u różnych krewnych i znajomych Królika.
Książkę kupiłam już jakiś czas temu zachęcona entuzjastycznymi opiniami na różnych blogach oraz w BiblioNETce. I jak to u mnie najczęściej jest odłożyłam na półkę, bo miałam jakieś pożyczone książki, które trzeba był przeczytać na przedwczoraj a z własnymi nie ma pośpiechu. Ale wreszcie przyszła pora na zaznajomienie się z powieściowym debiutem Marty Kisiel.
Konrad Romańczuk, wschodząca sława polskiej literatury dosyć niespodziewanie dziedziczy dom - położoną na odludziu Lichotkę. W testamencie jest co prawda mowa o jakichś dożywotnikach, jednak nimi się nowy właściciel specjalnie nie przejmuje. Zrywa z dotychczasowym miejskim życiem, z projektem na narzeczoną w osobie niejakiej Majki też zrywa, wynajmuje mieszkanie koledze i rusza do swojego nowego domu. Gdy jest już niemal u celu psuje mu się samochód, więc ostatnie dwa kilometry przebywa na piechotę w nieziemskim upale i wreszcie jego umęczonym oczom ukazuje się Lichotka - willa, raczej z tych pokracznych, ozdobiona dodatkowo gotycką wieżyczką. Przy bramie Konrad spotyka tymczasowego opiekuna obiektu - Szymona Kusego i jest to pierwsza i ostatnia w miarę normalna osoba związana z tym domem. Jak się bowiem okazuje w domu zamieszkuje Anioł Stróż kolejnych właścicieli o wdzięcznym imieniu Licho - uczulony na pierze, przez co wiecznie zasmarkany wielbiciel porządków, Szczęsny - dwustuletnie widmo panicza - samobójcy, romantycznego poety i mistrza robótek ręcznych, Krakers - pradawny potwór z otchłani, który uwielbia kulinarne wyzwania i karmi mieszkańców domu oraz Zmora - kocica, bez jakiegoś widocznego talentu za to z niezwykle ostrymi pazurami. Stan osobowy uzupełniają cztery utopce zasadniczo zamieszkujące w stawie ale nie gardzące też znajdującą się na parterze łazienką.
Wszystkie te postacie to dożywotnicy Konrada, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że Romańczuk z natury rzeczy jest istotą śmiertelną zaś tamci nie mają takich ograniczeń to może raczej on jest dożywotnikiem w Lichotce...
Dawno już się tak świetnie nie bawiłam przy czytaniu, a wybuchy śmiechu wstrząsały pogrążonym we śnie domem. Książka ma szybką akcję i sympatycznych bohaterów a napisana jest barwnym językiem. Widać, że autorka świetnie się bawiła tworząc kolejne komplikacje na które napotykają mieszkańcy Lichotki. Odkładając zakończoną lekturę czułam ogromny niedosyt - ja chcę jeszcze więcej przygód Licha, Konrada i Szczęsnego... Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Marta Kisiel wróci do swoich bohaterów i powstanie kontynuacja "Dożywocia".
Ale zanim to nastąpi serdecznie zachęcam do przeczytania tej książki - mam nadzieję, że po zakończeniu lektury pomyślicie podobnie jak ja - gdzie jesteś Lichotko? Tak chciałabym w tobie zamieszkać...
brzmi ciekawie;))
OdpowiedzUsuńBardzo wesoła ta willa :) Nie słyszałam wcześniej o tej książce ale w sumie - skoro autorka ma na imię Marta to od razu zyskuje ode mnie duży kredyt zaufania :D Chyba rozejrzę się przy następnej wizycie w bibliotece za tą książką - zapowiada się świetnie! Uwielbiam komedie :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie książka dla mnie. Lubię książki które niosą w dobie dużo optymizmu :-)
OdpowiedzUsuńNawet nie myślałam, że ,,Dożywocie'' napisane jest z humorem. Cieszę się więc, gdyż już jakiś czas miałam ochotę przeczytać tę książkę, lecz szkoda mi było na nią pieniędzy. Teraz wiem, że skoro zawiera w sobie szybka akcję i sympatycznych bohaterów, to z pewnością Lichotka przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie kochających Lichotkę i jej mieszkańców :D Ja to ich UWIELBIAM wręcz, a śmiałam się też dziko przy czytaniu :) Pozwolę sobie wrzucić Twoją recenzję na fejsbukową stronę tej książki - tak w ramach motywowania autorki do odstawienia od piersi dziecka i zajęcia się pisaniem ;)
OdpowiedzUsuńZ tego co piszesz zapowiada się kupa śmiechu, a ja chętnie się pośmieję :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńRecenzja kusi by książkę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem właśnie po przeczytaniu książki i myślę o recenzji i...ja też chcę takie Licho, nawet w zestawie z Krakersem, Utopcami i Szczęsnym!!!!!
OdpowiedzUsuńJa również z chęcią poznam bohaterów Lichotki:)
OdpowiedzUsuńZapowiada się dobra zabawa podczas czytania.
Jakby mnie zamknęli w jednym pokoju z autorką, to Dożywocie najwyżej bym dostał...
OdpowiedzUsuńIzuś - i jest ciekawe:)
OdpowiedzUsuńSoulmate - koniecznie się rozejrzyj, bo warto:)
Pisanyinaczej - to megaoptymizm w czystej formie:)
Cyrysia - bo tytuł może trochę wprowadzać w błąd, ale warto przeczytać:)
Książkowo - to Twoja zasługa, że się zalichotkowałam:)
Madlen - ból brzucha ze śmiechu dołączony w pakiecie:)
Taki jest świat - :)
Patrycja - ja to i Aurelię bym nawet zniosła... Ach, gdzież ta Lichotka się skryła?
Evita - poznaj, poznaj koniecznie:)
Fenrir - obronimy panią Martę przed Tobą... Ewentualnie z panem Żuberem możesz się zamknąć w jednym pokoju. Ciekawe swoją drogą kto by gorzej wyszedł na tym kontakcie bezpośrednim;)
A ja nie wiem dlaczego, ale nie dałam się zalichotkować. Po przeczytaniu pierwszego rozdziału w Kochali się, że aż strach byłam zachwycona, kupiłam książkę, czekałam na jej lekturę i obiecywałam sobie cuda, tony śmiechu i w ogóle. I zabrałam się za nią podczas urlopu i przeczytałam, i było ciekawie, inaczej zupełnie, i nawet kilka razy się uśmiechnęłam, ale coś było nie tak. Może nie ten czas? Może po Wiedźminie nie powinnam czytać Dożywocia? Nie wiem, i bardzo żałuję, że nie potrafię podzielić tego ogólnego zachwytu. Podobało się, ale nie aż tak.
OdpowiedzUsuńŻuber? A któż to?
OdpowiedzUsuńNo to czuję się więcej niż zainteresowana,cudowna recenzja.
OdpowiedzUsuńViv - Twoje prawo:)
OdpowiedzUsuńFenrir - pan Żubr to jeden z bohaterów, niekoniecznie pozytywny... Jakoś tak założyłam, że czytałeś książkę i wiesz o kim mowa;)
AgnieszkaWawka - :)
Czytałem fragmenty, nie skojarzyłem.
OdpowiedzUsuńOj kusisz, kusisz. Zapowiada się baaaardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńHej, kolejna zalichotkowana, alleluja :)
OdpowiedzUsuńDajcie mi proszę, namiar na fb na Martę Kisiel (sama znaleźć nie umiem), złożę wyrazy uznania.
Cieszę się, że dołączyłaś do wielbicieli Kisiel, alleluja!
OdpowiedzUsuńA furtka jest dość szeroko otwarta, więc ja również podzielam Twoją nadzieję, że się Pani Marta zmoblilizuje :)
Ja również kupiłam zachęcona wieloma pozytywnymi opiniami - teraz i Twoja potwierdza, że warto było.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam.
To jest idealna książka na ciężkie dni. Wystarczy przeczytać parę stron i od razu wraca uśmiech :).
OdpowiedzUsuń