poniedziałek, 24 listopada 2014

Krakusy z wizytą u Ślązaków, czyli byłam na Targach Książki w Katowicach

Większość zainteresowanych już o tym pisała, ale z kronikarskiego obowiązku i ja się wypowiem - oto moja wizja Targów Książki w Katowicach.

Po pierwsze to dziękuję Jankowi, bo gdyby nie on, to raczej stolicy Górnego Śląska bym nie wizytowała. A szkoda by było...

Wyruszyliśmy sobotnim, zachmurzonym rankiem z Krakowa. Ja pełna entuzjazmu - bo Targi, bo blogerzy, bo książki, bo Katowice (byłam tam jak dotąd tylko raz w życiu, ale za to owocnie - zdałam w Katowicach prawo jazdy...), bo Spodek - no same atrakcje. Oisaj jakoś specjalnie nie gasił mojego entuzjazmu, aczkolwiek nie ukrywał, że Katowice to jednak nie Kraków. 
Po kilkudziesięciu minutach i dwóch punktach poboru opłat na autostradzie dojeżdżamy do Katowic i zastanawiamy się czy uda sie znaleźć jakieś miejsce parkingowe w miarę blisko Spodka. Nie wierzymy własnemu szczęściu, kiedy okazuje się, że bez problemu możemy się zatrzymać tuż przed wejściem... I już to powinno nas zastanowić, ale jakoś nie zastanowiło.
Wchodzimy. Wewnątrz kilka osób, kasa, szatnia (maleńka, tak na oko 100 wieszaczków) i brak jakiegokolwiek oznaczenia gdzie mają się zgłaszać blogerzy. Stojąca nieopodal dziewczyna (później okaże się, że to Ania) uśmiecha się sympatycznie i pyta czy ja to ja (o Matko, moja sława mnie przerasta...), a kiedy potwierdzam swoje dane personalne kieruje mnie do boksu gdzie króluje pani z laptopem - podaję imię i nazwisko, pani sprawdza czy jestem na liście zgłoszeń i dostaję bilecik. Ojsaj takoż. W porównaniu z Krakowem to wypada na plus - nie trzeba było nic drukować, ani wypełniać jakichś bzdurnych papierków przy kasie.

Prezenty, prezenciki...
W holu spotykamy Agatę Adelajdę - ona i Ojsaj licytują się koszulkami z adresami blogów, a ja podejmuję mocne postanowienie dorobienia się takiej eleganckiej reklamowej szaty przed przyszłorocznymi TK w Krakowie. Wybija 10.00 i panowie ochroniarze wpuszczają nas na teren Targów - rzucają się w oczy stoiska antykwariatów, ale my szukamy sali w której mają się odbywać panele dla blogerów. Spotykamy Silaqui i już razem wędrujemy do sali nr 1. A tam... Ktrya, Sardegna, Agnes, Archer, które witają nas gromkimi okrzykami - czuję się jak celebrytka jakaś. Wspaniale zobaczyć znajome twarze, ale i te nieznajome też :) Zresztą szybko przestają być nieznajome - na wejściu dostajemy identyfikatory które wypełniamy i już wiadomo kto jest kim. To też wielki plus, a chyba nie wymagało jakiegoś ogromnego zachodu -  tak myślę, że gdyby w Krakowie zamiast lizaka dać blogerom taki identyfikator to miałoby to dużo większy sens.

Rozpoczyna się pierwszy panel, który prowadzi Marta (Archer), a dotyczy zagadnienia "Czy na blogach książkowych chcemy czytać tylko o książkach?". Opinie są różne i zdania podzielone - wychodzi na to, że po części jestem parentingowa, bo zdarza mi się coś o dzieciu własnym (lub o tych szkolnych) od czasu do czasu napisać ;) Należy podkreślić, że dyskusja przebiega w miłej atmosferze, nie skaczemy sobie do gardeł, nie przekrzykujemy się i co najważniejsze, nikt nie próbuje narzucić innym swojej wizji blogowania. Super :)

Spotkanie potargowe - lewa część stołu,
 gdzie króluje Mała Ruda :)
W przerwie pomiędzy panelami idziemy do hali targowej i tu konsternacja... O tym, ze narty i buty do nich zajmują dużą część miejsca pisali już wszyscy przede mną, więc nie będę się nad tematem rozwodzić. O tym, że dużo rękodzieła (niektóre okołoksiążkowe, ale część zupełnie od czapy...) też już pisano. Niestety, co dla mnie szczególnie niefajne - to ubożuchna oferta książkowa... Dla dorosłych prawie nic, nieco lepiej z literaturą dziecięcą, aczkolwiek raczej dla dzieci młodszych - dla mojego dziewięciolatka nic specjalnego nie wypatrzyłam :(

Spotkanie potargowe - prawa część stołu.
Wracamy na drugi panel, który prowadzi Ilona, a rzecz dotyczyć ma komentowania na blogach. Dyskusja co chwilę zbacza na inne ścieżki (aczkolwiek też o blogowych sprawach), a Szyszka, która kiedyś zajmowała się tym zawodowo, daje kilka rad na temat jak poprawić zasięg bloga, zwiększyć jego statystyki (niektóre triki nawet ciekawe, aczkolwiek do lajkowania własnych postów nikt mnie nie przekona).

Oprócz ciekawych dyskusji ŚBK przygotowali dla nas przemiłą niespodziankę w postaci toreb z upominkami (notesy, zakładki, długopisy i książki - mnie trafił się "Piękny dzień" Elin Hilderbrand, co mnie ucieszyło, bo poprzednie spotkanie z tą autorką było bardzo udane) oraz najnowszego numeru magazynu "Książki".
Był również ciekawy konkurs, w którym, nie chwaląc się nadmiernie, udało mi się zająć zaszczytne drugie miejsce - wzbogaciłam się o powieść historyczną "Oblubienica z Azincourt" autorstwa Joanny Hickson.

Panele skończyły się przed 14-tą a blogerskie spotkanie potargowe umówione było na 17-tą. Całe trzy godziny czasu i co tu robić? Na szczęście wśród stoisk działała kawiarenka, więc w kilka osób postanowiliśmy tam posiedzieć (tyle co się nasiedziałam w czasie tych targów, to na następne dwa tygodnie mam odrobione...). Dołączyła do nas jeszcze Iza i już w mniejszym gronie dyskutujemy o aferach i skandalach, które ostatnimi czasy wstrząsały blogosferą. Przy okazji z wielką uciechą obserwujemy Oisaja, który zajął strategiczne miejsce przy kasie kawiarenki i napadał (celem zdobycia autografów) przechodzących pisarzy.

Część ŚBK nie może sobie jednak pozwolić na odpoczynek, ponieważ zorganizowali wymianę książkową, która cieszyła się ogromnym powodzeniem. Chylę czoła, bo to właśnie wasze zaangażowanie sprawiło, że impreza nie okazała się całkowitą klapą.

Spotkanie potargowe - centralna część stołu.
Czas w miłym towarzystwie mija szybko, zbliża się godzina 17.00 więc przenosimy się restauracji CityRock, gdzie przy jadle i napitku kontynuujemy blogerskie pogaduchy. Tutaj czekała na nas kolejna niespodzianka - Jan, który nie dał rady być na samych Targach zjawił się na spotkaniu z plecakiem książek - każdy mógł sobie wybrać coś dla siebie i w ten sposób wzbogaciłam się o "Wychowanie dziewcząt w Czechach" Michala Viewegha. Przy okazji - Jan zakłada antykwariat :)

Niestety wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć - opuszczamy z Oisajem przemiłe śląskie towarzystwo (jest nam przykro ich zostawiać do tego stopnia, że zapominamy o zapłaceniu rachunku...) i odjeżdżamy do domu. Ponieważ Oisaj był tak miły, że zaproponował mi odwóz do mojej rodzinnej miejscowości (nadłożył przy tym spory kawałek drogi) to z wdzięczności przez całą powrotną drogę mieliłam ozorem na zdwojonych obrotach - wcale się nie zdziwię, jeśli od tej pory będzie udawał, że mnie nie zna :(

Podsumowując - Targi jakie były to wszyscy wiedzą, ale nawet gdyby było jeszcze biedniej to dla samych Śląskich Blogerów Książkowych pojechałabym jeszcze raz. Dziękuję Kochani!

20 komentarzy:

  1. Kawa z Cynamonem również dziękują za mile spędzony czas :) Narty i zdechłe frytki będą prawdziwą ikoną tych Targów... Ale za to jaka blogosfera! Muaa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na okoliczność lekkiego zakatarzenia frytki mi jakoś specjalnie nie utkwiły w pamięci. Za to spotkanie blogerskie to coś cudownego :)
      W Krakowie było nas dużo (co z jednej strony można zaliczyć na plus, ale miało też swoje gorsze strony) anonimowych ludzików. Tu, nawet jeśli nie znałam bloga to miałam możliwość z człowiekiem pogadać. I przez całą niedzielę po tych nowych blogach skakałam z dziką uciechą :)

      Usuń
  2. Ja niestety nie byłam jeszcze na żadnych Targach... Mam nadzieję, że we Wrocławiu coś będzie, to może się wybiorę ;)
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto brać udział w takich imprezach - nawet nie ze względu na ofertę książkową (chociaż to też ważne), ale przede wszystkim po to żeby spotkać innych książkowych pasjonatów :)

      Usuń
  3. Było wspaniale! Miło było Cie poznać, porozmawiać, pośmiać się.
    Co do samych targów, ech... Ale spotkanie naładowało mi akumulatory:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również było miło :) Mam nadzieję, że był to pierwszy raz, ale nie ostatni :)

      Usuń
  4. Zawsze mi żal, że nie mogę dotrzeć na Targi, choćby było najsłabiej zaopatrzone to jednak są tam blogerzy, a spotkania w tym gronie zawsze należą do udanych :) Dziękuję za to, że przekazałaś choć odrobinę atmosfery z tego wydarzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, oferta targowa nie zależała od nas :(
      Ale tak jak pisałam w komentarzu wyżej - warto jechać nawet na najsłabiej zaopatrzone targi, jeśli wiadomo, że spotka się tam świetnych ludzi :)

      Usuń
  5. To najbardziej humorystycznie napisana relacja z tych targów jaką czytałam :)
    Czyli morał taki, że trzeba połączyć Kraków i Katowice podzielić na pół i wtedy powinno być nieźle w każdym z miejsc :P A tak na serio, to dobrze że część towarzyska nadrobiła pozostałe braki. Bo że tak uboga oferta i wolne miejsca parkingowe to już masakra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo ja z natury jestem wesołkiem :)

      Oj tak - w Katowicach nadrobiłam niedoskonałości zjazdu blogerów z Krakowa :)

      Usuń
  6. Fajnie Aniu, że udało Ci się dojechać i dobrze bawić. Ja też się nie nudziłam :) A na temat nart i TK to już krążą w internecie mema ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również dziękuję za przesympatyczne spotkanie :)

      Usuń
  7. Wygląda na to, że Katowice to czysta egzotyka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie ukrywam, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Ale ludzie wynagrodzili po tysiąckroć targową mizerię:)

      Usuń
  8. Mała Ruda i Duża Ruda pozdrawiają serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mała Ruda cudna jest :)
      Dzięki za miło spędzony czas :)

      Usuń
  9. Pod Twoim wpisem, a zwłaszcza posumowaniem podpisuję się obiema rękami i nogami na dokładkę :D Oby więcej takich spotkań! Naładowana pozytywnymi emocjami jestem jeszcze teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ajajaj blogspocie. Napisałam taki długi komentarz a co się stało przy publikowaniu? Ech...

    Po pierwsze: Janek na pewno był wdzięczny, że dużo mówiłaś - mój brat, gdy jest kierowcą do domu to się wścieka jak przysypiam po 3 godzinach.
    Po drugie: Jej, gdyby nie terminy, to byłabym... ale na moje usprawiedliwienie mam to, że prezentacja pracy inżynierskiej wyszła na 5.0 :)
    Muszę przestać się chwalić, ale to takie miłe, że duuuużo pracy daje taki wynik :)
    Po trzecie: Fajnie, że się spotkaliście - a szkoda, że wydawnictwom nie zależy. Ja wiem, że Kraków rządzi, że tylko miesiąc między jednymi a drugimi targami ale naprawdę... No.
    Po czwarte: relacja świetna! Uwielbiam twoje teksty i poczucie humoru <3
    Po piąte: przepraszam, że mnie tu za często nie ma. Studia mnie zjadły. Nie. Pożarły. I przetrawiły. Nie mam sił nic czytać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyznaję, że atmosfera była cudowna :-) A o poznanych ludziach mogę tylko powiedzieć: dobre duszki blogosfery. Nie zapomnę dyskusji o pielęgnacji brody ;-) Też muszę sobie koniecznie sprawić koszulkę firmową. I mam ogromną nadzieję, że do następnego razu:-):-):-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Najcenniejsza jest wymiana doświadczeń, również ta regionalna. Po fotorelacji widać, że spotkanie było udane, a to najważniejsze :)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)