Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale ogłaszam uroczyście: przeziębienie w tygodniu przedświątecznym to całkiem fajna sprawa jest :) Oczywiście pomijając tak nieistotne rzeczy jak ból gardła, kaszel i katar, które dostaje się w pakiecie... Człowiek sobie leży w pościeli, popija na przemian herbatkę z cytryną i sok malinowy, a domowi mężczyźni udowadniają, że też potrafią przygotować święta ;)
Tak więc Robert z Piotrkiem działali na niwie porządkowo - kuchennej, a ja sobie leżałam i czytałam dwie powieści przywiezione z tegorocznych Targów Książki: "Autorkę" Marii Ulatowskiej i Jacka Skowrońskiego (to z Krakowa) oraz "Piękny dzień" Elin Hilderbrand (a to z Katowic). Obydwie należą do gatunku "lekko, łatwo i przyjemnie", ale ich największą zaletą jest to, że nawet jak co 5 minut ktoś mi przerywał (Gdzie jest ...? Czym umyć ...? Jak zrobić ...? i najczęściej powtarzane: Czy ty na pewno nie dasz rady wstać chociaż na chwilę?) to i tak nie gubiłam wątku.
Jeśli chodzi o Jacka Skowrońskiego to czytałam jego dwie książki ("Mucha" i "Był sobie złodziej") i obydwie bardzo mi się podobały. Natomiast Maria Ulatowska nie należy do moich faworytek - czytałam większość jej powieści (jak już przyniosłam z biblioteki dla mamy, to sama też zajrzałam...) i niestety nie wzbudziły mojego zachwytu: za bardzo cukierkowe, nie podobał mi się styl autorki, a i bohaterowie niezbyt przekonujący. Bardzo więc byłam ciekawa jak będzie wyglądało wspólne dzieło tej dwójki. I chociaż widać, które z autorskiego tandemu tworzyło poszczególne fragmenty (stylu nie da się zmienić) to powstała książka ciekawa, intrygująca, taka, od której ciężko się oderwać.
Justyna Sobolewska to autorka kilku popularnych książek. Pisze właśnie kolejną, ale proces twórczy zakłóca jej były mąż, Janusz Zamorski, który nagle zapłonął chęcią posiadania pewnego obrazu będącego jej własnością. Autor obrazu to Marek Cygler, przyjaciel Janusza ze studiów, który ostatnio stał się bardzo popularny. Szybko okazuje się, że problemy z eksmałżonkiem to pestka, bowiem pisarkę zaczyna nękać jakiś psychopata - pisze do niej na Facebooku, przysyła fragmenty jakiegoś pamiętnika w którym jest mowa o morderstwie, wreszcie zaczynają ginąć czytelniczki jej książek...
Sprawę prowadzi komisarz Piotr Zawada, któremu pomaga policyjna profilerka Ewelina Zaczeska. Zawada ma akurat nie najlepszy okres w życiu, jego małżeństwo rozpada się, a na dodatek studiująca w Gdańsku córka znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Policjant próbuje pogodzić obowiązki zawodowe z ogarnięciem życia prywatnego, ale nie do końca się to udaje.
Książka, jak na kryminał przystało ma wartką akcję, kilkakrotnie sądziłam, że już wiem, kto stoi za morderstwami, ale wtedy następował zwrot akcji i moje teorie sypały się w gruzy. Chociaż na koniec okazało się, że miałam nosa i (po pewnym drobnym szczególe) udało mi się wytypować zabójcę. Aczkolwiek lojalnie uprzedzam, że zakończenie jest niekonwencjonalne i może stanowić ogromne zaskoczenie.
Jeśli chodzi o bohaterów, to w większości budzą sympatię (no, oprócz bezpośredniego szefa Zawady, ale w końcu musi być jakiś "zły glina" czyż nie?), chociaż nie są szczególnie świetlani. Ot, zwyczajni ludzie, z zaletami, wadami, problemami i tajemnicami z przeszłości. Mam jednak żal do autorskiej spółki o zmarnowanie potencjału jednej z postaci - niejaki Krzysztof pojawia się na początku, ma powód, żeby namieszać w życiu bohaterów (przez chwilę nawet go podejrzewałam o mordowanie fanek autorki) i nagle znika jak sen jaki złoty...
Ale na koniec chciałabym autorów "Autorki" pochwalić że udało im się uniknąć czegoś, co jest ogromną bolączką współczesnego polskiego kryminału, a mianowicie wulgarnego języka. Wiadomo, policjant nie archanioł, a i pracę stresującą ma, ale nikt mnie nie przekona, że nasi stróże prawa jak jeden mąż posługują się slangiem, w którym do publikacji nadają się tylko znaki przestankowe. A tak niestety wyraża się większość powieściowych gliniarzy. Komisarzowi Zawadzie zdarzy się rzucić "grubszym" słowem, ale ogólnie potrafi się posługiwać poprawną polszczyzną. I chwała mu za to :)
Elin Hilderbrandt (jeśli wierzyć notce na okładce książki) nazywana jest królową wakacyjnego romansu a akcja jej książek toczy się w romantycznej scenerii wyspy Nantucket. Tak jest i w przypadku "Pięknego dnia", aczkolwiek w żadnym wypadku nie nazwałabym tej książki romansem...
Rodzina Carmichaelów ma na wyspie dom - dawniej mieszkali w nim na stałe, teraz od czasu do czasu spędzają w nim kilka wakacyjnych tygodni. Tym razem rodzina spotyka się w wyjątkowych okolicznościach - Jenna, najmłodsza z rodzeństwa wychodzi za mąż. Na kilka dni przed planowaną uroczystością do starego domu przyjeżdża przyszła panna młoda wraz ze starszą siostrą Margot i najbliższą przyjaciółką Finn, aby dopilnować ostatnich przygotowań. Zwykle takimi sprawami zajmują się rodzice, jednak ojciec Jenny nie bardzo wie jak się zabrać za sprawę (ma zresztą problemy osobiste) natomiast matka dziewczyny od siedmiu lat nie żyje. Ale Beth Carmichael nie zostawiła swojej małej córeczki bez niczego - zanim zmarła spisała dla niej najważniejsze porady dotyczące organizacji ślubu i wesela, sukni, druhen, dekoracji, menu, prezentów, zaproszeń i wszystkiego tego co jej zdaniem może stanowić o tym, żeby ten dzień był najpiękniejszy w życiu.
Jenna i Margot nie rozstaja się z notesem matki, jednak pojawiają się problemy, których Beth nie przewidziała. Na wyspę przyjeżdżają kolejni członkowie rodziny Carmichaelów, przyjeżdża Stuart Graham, narzeczony Jenny i jego rodzina, przyjaciele państwa młodych, którzy jeszcze nie wiedzą, że ten weselny weekend wprowadzi zmiany w ich życiu. Wydaje się, że to klimat wyspy i atmosfera starego domu, w którym kiedyś wszyscy byli szczęśliwi ma taki wpływ na Jennę i jej najbliższych.
Ślub to ważny moment dla państwa młodych, ale również dla ich bliskich. Ojciec Jenny, pomimo upływu kilku lat i ponownego małżeństwa, nie jest w stanie ukoić bólu po odejściu żony. Margot, która ma za sobą małżeństwo z tzw. "wiecznym chłopcem" i samotnie wychowuje trójkę dzieci już nie wierzy w uczucie i podchodzi bardzo sceptycznie do związku siostry - nie chce jej odwodzić od podjętej decyzji, ale obawia się, aby małżeństwo nie rozczarowało Jenny. Tym bardziej, że Finn, która wyszła za mąż kilka miesięcy wcześniej jest w swoim małżeństwie nieszczęśliwa... Historia małżeństwa przyszłych teściów Jenny też nie napawa optymizmem - Graham senior na jakiś czas porzucił rodzinę i związał się z inną kobietą. I chociaż wrócił a żona mu wybaczyła, to jego zdrada cały czas stanowi rysę na ich związku...
"Piękny dzień" to opowieść o ludzkich pragnieniach i marzeniach, o uczuciach, które przemijają chociaż miały trwać wiecznie, ale też o takich, których nie zniszczyła nawet śmierć. To opowieść o tym co w życiu liczy się najbardziej - miłość, zaufanie, wierność, prawda, szczerość...
I tylko wtedy, kiedy wraz ze ślubną obrączką obdarujemy tym wszystkim siebie nawzajem to będzie prawdziwie piękny dzień.
Zdecydowanie polecam :)
Justyna Sobolewska to autorka kilku popularnych książek. Pisze właśnie kolejną, ale proces twórczy zakłóca jej były mąż, Janusz Zamorski, który nagle zapłonął chęcią posiadania pewnego obrazu będącego jej własnością. Autor obrazu to Marek Cygler, przyjaciel Janusza ze studiów, który ostatnio stał się bardzo popularny. Szybko okazuje się, że problemy z eksmałżonkiem to pestka, bowiem pisarkę zaczyna nękać jakiś psychopata - pisze do niej na Facebooku, przysyła fragmenty jakiegoś pamiętnika w którym jest mowa o morderstwie, wreszcie zaczynają ginąć czytelniczki jej książek...
Sprawę prowadzi komisarz Piotr Zawada, któremu pomaga policyjna profilerka Ewelina Zaczeska. Zawada ma akurat nie najlepszy okres w życiu, jego małżeństwo rozpada się, a na dodatek studiująca w Gdańsku córka znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Policjant próbuje pogodzić obowiązki zawodowe z ogarnięciem życia prywatnego, ale nie do końca się to udaje.
Książka, jak na kryminał przystało ma wartką akcję, kilkakrotnie sądziłam, że już wiem, kto stoi za morderstwami, ale wtedy następował zwrot akcji i moje teorie sypały się w gruzy. Chociaż na koniec okazało się, że miałam nosa i (po pewnym drobnym szczególe) udało mi się wytypować zabójcę. Aczkolwiek lojalnie uprzedzam, że zakończenie jest niekonwencjonalne i może stanowić ogromne zaskoczenie.
Jeśli chodzi o bohaterów, to w większości budzą sympatię (no, oprócz bezpośredniego szefa Zawady, ale w końcu musi być jakiś "zły glina" czyż nie?), chociaż nie są szczególnie świetlani. Ot, zwyczajni ludzie, z zaletami, wadami, problemami i tajemnicami z przeszłości. Mam jednak żal do autorskiej spółki o zmarnowanie potencjału jednej z postaci - niejaki Krzysztof pojawia się na początku, ma powód, żeby namieszać w życiu bohaterów (przez chwilę nawet go podejrzewałam o mordowanie fanek autorki) i nagle znika jak sen jaki złoty...
Ale na koniec chciałabym autorów "Autorki" pochwalić że udało im się uniknąć czegoś, co jest ogromną bolączką współczesnego polskiego kryminału, a mianowicie wulgarnego języka. Wiadomo, policjant nie archanioł, a i pracę stresującą ma, ale nikt mnie nie przekona, że nasi stróże prawa jak jeden mąż posługują się slangiem, w którym do publikacji nadają się tylko znaki przestankowe. A tak niestety wyraża się większość powieściowych gliniarzy. Komisarzowi Zawadzie zdarzy się rzucić "grubszym" słowem, ale ogólnie potrafi się posługiwać poprawną polszczyzną. I chwała mu za to :)
***********************************************
Rodzina Carmichaelów ma na wyspie dom - dawniej mieszkali w nim na stałe, teraz od czasu do czasu spędzają w nim kilka wakacyjnych tygodni. Tym razem rodzina spotyka się w wyjątkowych okolicznościach - Jenna, najmłodsza z rodzeństwa wychodzi za mąż. Na kilka dni przed planowaną uroczystością do starego domu przyjeżdża przyszła panna młoda wraz ze starszą siostrą Margot i najbliższą przyjaciółką Finn, aby dopilnować ostatnich przygotowań. Zwykle takimi sprawami zajmują się rodzice, jednak ojciec Jenny nie bardzo wie jak się zabrać za sprawę (ma zresztą problemy osobiste) natomiast matka dziewczyny od siedmiu lat nie żyje. Ale Beth Carmichael nie zostawiła swojej małej córeczki bez niczego - zanim zmarła spisała dla niej najważniejsze porady dotyczące organizacji ślubu i wesela, sukni, druhen, dekoracji, menu, prezentów, zaproszeń i wszystkiego tego co jej zdaniem może stanowić o tym, żeby ten dzień był najpiękniejszy w życiu.
Jenna i Margot nie rozstaja się z notesem matki, jednak pojawiają się problemy, których Beth nie przewidziała. Na wyspę przyjeżdżają kolejni członkowie rodziny Carmichaelów, przyjeżdża Stuart Graham, narzeczony Jenny i jego rodzina, przyjaciele państwa młodych, którzy jeszcze nie wiedzą, że ten weselny weekend wprowadzi zmiany w ich życiu. Wydaje się, że to klimat wyspy i atmosfera starego domu, w którym kiedyś wszyscy byli szczęśliwi ma taki wpływ na Jennę i jej najbliższych.
Ślub to ważny moment dla państwa młodych, ale również dla ich bliskich. Ojciec Jenny, pomimo upływu kilku lat i ponownego małżeństwa, nie jest w stanie ukoić bólu po odejściu żony. Margot, która ma za sobą małżeństwo z tzw. "wiecznym chłopcem" i samotnie wychowuje trójkę dzieci już nie wierzy w uczucie i podchodzi bardzo sceptycznie do związku siostry - nie chce jej odwodzić od podjętej decyzji, ale obawia się, aby małżeństwo nie rozczarowało Jenny. Tym bardziej, że Finn, która wyszła za mąż kilka miesięcy wcześniej jest w swoim małżeństwie nieszczęśliwa... Historia małżeństwa przyszłych teściów Jenny też nie napawa optymizmem - Graham senior na jakiś czas porzucił rodzinę i związał się z inną kobietą. I chociaż wrócił a żona mu wybaczyła, to jego zdrada cały czas stanowi rysę na ich związku...
"Piękny dzień" to opowieść o ludzkich pragnieniach i marzeniach, o uczuciach, które przemijają chociaż miały trwać wiecznie, ale też o takich, których nie zniszczyła nawet śmierć. To opowieść o tym co w życiu liczy się najbardziej - miłość, zaufanie, wierność, prawda, szczerość...
I tylko wtedy, kiedy wraz ze ślubną obrączką obdarujemy tym wszystkim siebie nawzajem to będzie prawdziwie piękny dzień.
Zdecydowanie polecam :)
Brzmią ciekawie, choć bardziej druga tym razem :)
OdpowiedzUsuńCzyli powinnam zazdrościć choroby...hmmm... :P
Sama sobie zazdroszczę ;)
UsuńA książka (ta druga) zacna bardzo. To moje drugie spotkanie z tą autorką i mam nadzieję, że się trafi kolejne.
Ja wprawdzie zaniemogłam, ale na nogę i czytać nie dam rady w tym czasie, zbyt wiele pytań i spraw... :(
UsuńAutorki nie znam, choć słyszałam o niej, także muszę zapamiętać że warto :)
Życzę zdrówka, ale i sposobności do czytania.
OdpowiedzUsuń"Autorkę" miałam okazję czytać, podobała mi się, z tego duetu tylko Skowrońskiego wcześniej czytałam.
Właśnie ze względu na Skowrońskiego sobie tę książkę kupiłam :)
UsuńJak widać nawet choroba ma swoje dobre strony ;) A z książek, podobnie jak ejotek przeczytałabym "Piękny dzień" ;) Pozdrawiam i zdrówka życzę!
OdpowiedzUsuńDzięki, już wróciłam do formy :)
UsuńA książka warta poznania:)
Najlepsze w chorowaniu jest właśnie czas na czytanie, pod warunkiem, ze choroba nie odbiera sił i chęci na czytanie.
OdpowiedzUsuńChoruję bardzo rzadko, bo moi rodzice preferowali tzw. "zimny wychów" więc zapewnili mi dosyć dużą odporność. Ale jak już mnie coś zmoże, to wtedy jak mogę, tak nadganiam opóźnienia książkowe :)
UsuńSama wybrałabym inne książki, które mogłyby mi umilić chorowanie...ale ważne, że w tym przypadku spełniły one swoje zadanie;)
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę!
Gdyby to nie był czas bardziej spokojny to pewnie też coś innego bym wzięła, ale w tej sytuacji musiały być książki takie, żeby nie tracić wątku i nie wracać co chwilę do poprzedniej strony ;)
Usuń