Ostatnio żyje w ciągłym niedoczasie - mam wrażenie, że doba się skurczyła, a ja mam o wiele więcej zajęć niż normalnie... Na szczęście znajduję chwilę na przeczytanie czegoś, aczkolwiek z napisaniem paru zdań o tych lekturach jest znacznie gorzej :(
Dlatego też dzisiejsza notka dotyczyć będzie trzech książek, które przeczytałam w ostatnich tygodniach - na osobne wpisy mogłyby się nie doczekać. A szkoda by było.
Dwie z tych książek czytałam na okoliczność Dyskusyjnego Klubu Książki, trzecia to ostatni tom cyklu, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wszystkie trzy książki zostały napisane przez kobiety i jak wskazuje tytuł posta - nasze rodaczki.
Nie będę ukrywać, że rozmaite literackie nagrody niespecjalnie do mnie przemawiają. Często się bowiem zdarza, że mają jakiś kontekst polityczny, że wyróżniony zostaje ktoś, kogo z jakiegoś powodu należy wyróżnić (chociażby nie miało to zbyt wielkiego umocowania w twórczości), oraz, że zadziałały jakieś układy i układziki.
Z tego też powodu z pewną rezerwą podchodziłam do książki Joanny Bator pt. "Ciemno prawie noc", za którą to powieść autorka została uhonorowana Nagrodą Literacką Nike 2013. No, ale jedna z członkiń naszego DKK zaproponowała tę powieść jako temat spotkania i trzeba było przeczytać. I dobrze, że zaproponowała, bo przeczytałam fantastyczną książkę :)
Alicja jest dziennikarką w jednym ze stołecznych czasopism. Ma ugruntowaną pozycję zawodową, więc kiedy trafia się ciekawy temat zostaje oddelegowana do Wałbrzycha z misją napisania reportażu o tajemniczym zaginięciu trójki dzieci. Dla Alicji ten wyjazd, oprócz spraw zawodowych, jest ważny z jeszcze innego powodu - Wałbrzych to jej miasto rodzinne, które opuściła wiele lat temu. Teraz wraca i przy okazji zbierania materiałów do reportażu wspomina swoje dzieciństwo, ojca ogarniętego obsesją odnalezienia legendarnego naszyjnika księżnej Daisy, ukrytego ponoć w podziemiach zamku Książ, siostrę Ewę, zaludniającą wyobraźnię kilkulatki duchami i potworami, sąsiada Alberta Kukułkę, z którym łączyła ją swego rodzaju przyjaźń, dzieci i dorosłych, którzy w jakiś sposób byli ważni w jej życiu. Co może wydawać się dziwne w tych wspomnieniach brakuje matki...
Nie byłam nigdy w Wałbrzychu, jednak obraz tego miasta jaki wyłania się z powieści Joanny Bator wcale nie zachęca do odwiedzin. Króluje tu szarość, bieda i beznadzieja, aktualnie podszyte strachem, wrogość do obcych, nawet jeśli mieszkają w mieście od czasów ostatniej wojny (Wałbrzych, podobnie jak inne miasta na Ziemiach Odzyskanych to mieszanka ludności miejscowej i napływowej), brak perspektyw łączy się z bigoterią i czekaniem na cud, który to fakt ktoś potrafi wykorzystać...
Alicja to osoba, która wydaje się być twarda i niezależna (nawet w pracy nazywają ją pancernikiem), jednak to tylko maska pod którą kryje się ogromna wrażliwość, masa kompleksów, brak umiejętności stworzenia stałego związku, tak uczuciowego jak i przyjacielskiego. Może powrót do rodzinnego domu, rozprawienie się z demonami przeszłości pomoże jej zrozumieć i zaakceptować siebie?
Powieść jest niezwykle mroczna, miejscami zahacza o horror, a nawet fantastykę. Dziwne osoby, niepokojące zjawiska, opowieści sięgające lat wojny sprawiają, że czyta się tę książkę z zainteresowaniem. Przy okazji dodam, że pisarka eksperymentuje na języku polskim, wprowadza w narrację zbitki wyrazów, które nie pozostają bez wpływu na odbiór utworu - np.we mnie początkowo budziły niepokój...
Książka ciekawa i warta polecenia, chociaż niekoniecznie na długi, wietrzny i deszczowy wieczór.
************************************
Inną lekturą przeczytaną na okoliczność DKK była "Moja Afryka" Kingi Choszcz. Pięknie wydana w serii Poznaj Świat wydawnictwa Bernardinum, przyciąga oko szatą graficzną i pięknymi kolorowymi zdjęciami z podróży, którą autorka odbyła wzdłuż zachodniego krańca Afryki. Podróży, którą przerwała nagła choroba i śmierć Kingi w Ghanie...
Powiem od razu, że mam co do tej książki, a i jej autorki takoż, mieszane uczucia. Oczywiście podziwiam pasję i konsekwencję w jej urzeczywistnianiu, ale z drugiej strony przeraża mnie niefrasobliwość dojrzałej, trzydziestokilkuletniej kobiety. Kinga Choszcz zapuszcza się samotnie w tereny zamieszkane przez wyznawców islamu (a powszechnie znane są przecież poglądy ortodoksyjnych wyznawców tej religii na temat kobiet i tego co im wolno), a następnie wędruje poprzez ziemie na których toczy się wojna, bądź działają jakieś grupy rebeliantów. Niejednokrotnie postępuje wbrew miejscowym tradycjom, co również może być niebezpieczne. A już szczytem niefrasobliwości jest podróżowanie autostopem - ciągnące się kilometrami pustkowia w towarzystwie przygodnych kierowców raczej nie napawają euforią... Oczywiście nic się nie stało, w ciągu całej podróży tylko raz została okradziona, a zabiła ją podstępna choroba a nie ludzie, jednak jakoś nie mogę wykrzesać w sobie większej sympatii do tej kobiety. A jej rodziców i przyjaciół jest mi zwyczajnie żal - mogę sobie tylko wyobrazić co przeżywali wiedząc, że ich córka i przyjaciółka cały czas jest narażona na niebezpieczeństwo i, gdyby coś złego się stało, nie ma przy niej nikogo, kto podałby pomocną dłoń.
Sama książka to przepisany dziennik, który Kinga prowadziła w czasie podróży, więc sporo tu opisów oczekiwania na kolejny środek transportu, posiłków jedzonych w drodze czy wreszcie sposobów oszukiwania służb celnych, bowiem autorka nie zawsze miała formalne prawo przebywać na terenie kraju, w którym się aktualnie znajdowała. Z tego też powodu są w tej książce miejsca mocno monotonne (żeby nie powiedzieć nudne) - jest rzeczą jasną, że autorka robiła notatki, które w przyszłości mogły się stać punktem wyjścia do napisania ciekawej i fascynującej historii. Wiele wspomnień, wrażeń i przemyśleń Kingi Choszcz przepadło bezpowrotnie...
Książka ogólnie dosyć ciekawa, chociaż bez fajerwerków.
***********************************
Elżbieta Cherezińska to marka sama w sobie. Zyskała sobie liczne grono wielbicieli (do których i ja się zaliczam) i każda jej nowa powieść staje się wydawniczym hitem.
Po raz czwarty dane mi było się spotkać z jej twórczością na okoliczność książki "Trzy młode pieśni", powieści zamykającej cykl "Północna droga". Tym razem głównymi bohaterami stają się przedstawiciele młodego pokolenia - Bjorn i Gudrun, dzieci Sigurn, oraz Ragnar, syn Haldred i Einara.
Wychowani we dworze w Namsen, Bjorn i Ragnar zostają przyjaciółmi, a nawet braćmi krwi, walczą w drużynie jarla Regina, a po jego śmierci wspólnie szukają zemsty na jego mordercy. Gudrun przygotowywana jest do roli żony i matki, jednak jarlówna ma całkiem inny pomysł na życie...
Akcja książki toczy się siłą rzeczy mniej więcej w tym samym czasie co końcówki trzech poprzednich tomów, więc jeśli ktoś je czytał to o wielu wydarzeniach będzie już wiedział. Tym razem jednak spojrzymy na nie z innej strony - nie od dzisiaj wiadomo, że młodzi mają na pewne sprawy całkiem odmienne zdanie niż ich rodzice.
W powieści pojawia się wiele postaci historycznych (znajdzie się nawet polski akcent w postaci córki Mieszka I) i wydarzeń znanych z kart kronik. Razem z bohaterami popłyniemy szlakiem Wikingów, weźmiemy udział w morskiej bitwie, będziemy bronić zamku przed nieprzyjacielskim wojskiem a wreszcie zobaczymy twierdzę Jomsborg - legendarny zamek nordyckich rycerzy, którzy, jeśli wierzyć sagom byli niezwyciężeni i siali postrach na północnych morzach.
Ponieważ książka jest zakończeniem cyklu pozwolę sobie tutaj na pewne podsumowanie całej "Północnej drogi", bo pomimo, że to jedna całość, to każda z części jest inna. "Saga Sigrun" to historia wręcz romansowa, gdzie piękna dziewczyna wychodzi za swojego wymarzonego księcia i żyją w szczęściu i miłości (niektórzy zarzucają tej książce zbyt dużą dawkę słodyczy) aż ich śmierć nie rozłączy. "Ja jestem Haldred" to powieść o wielkich ambicjach i potężnych uczuciach - tak miłości jak i nienawiści - główna bohaterka to kobieta wyrastająca ponad swoje czasy, która potrafi walczyć o realizację swoich planów w świecie zdominowanym przez mężczyzn. "Pasja według Einara" ukazuje z jednej strony kulisy chrystianizacji północnej Europy, ale jest również swego rodzaju powieścią sensacyjną - Einar jest nie tylko duchownym, ale również "człowiekiem do zadań specjalnych". Wreszcie "Trzy młode pieśni" niosą rozwiązanie kilku wątków z poprzednich części, ale są przede wszystkim baśniową opowieścią opartą na nordyckiej mitologii - pojawiają się bogowie, walkirie a bohaterowie obdarzeni są niemal nadprzyrodzonymi mocami.
Północna droga to wielowątkowa opowieść, którą można porównać do wielobarwnego, lśniącego jedwabiu - w zależności od oświetlenia wygląda inaczej, chociaż cały czas to ten sam kawałek materiału...
Zdecydowanie warto przeczytać :)
Alicja jest dziennikarką w jednym ze stołecznych czasopism. Ma ugruntowaną pozycję zawodową, więc kiedy trafia się ciekawy temat zostaje oddelegowana do Wałbrzycha z misją napisania reportażu o tajemniczym zaginięciu trójki dzieci. Dla Alicji ten wyjazd, oprócz spraw zawodowych, jest ważny z jeszcze innego powodu - Wałbrzych to jej miasto rodzinne, które opuściła wiele lat temu. Teraz wraca i przy okazji zbierania materiałów do reportażu wspomina swoje dzieciństwo, ojca ogarniętego obsesją odnalezienia legendarnego naszyjnika księżnej Daisy, ukrytego ponoć w podziemiach zamku Książ, siostrę Ewę, zaludniającą wyobraźnię kilkulatki duchami i potworami, sąsiada Alberta Kukułkę, z którym łączyła ją swego rodzaju przyjaźń, dzieci i dorosłych, którzy w jakiś sposób byli ważni w jej życiu. Co może wydawać się dziwne w tych wspomnieniach brakuje matki...
Nie byłam nigdy w Wałbrzychu, jednak obraz tego miasta jaki wyłania się z powieści Joanny Bator wcale nie zachęca do odwiedzin. Króluje tu szarość, bieda i beznadzieja, aktualnie podszyte strachem, wrogość do obcych, nawet jeśli mieszkają w mieście od czasów ostatniej wojny (Wałbrzych, podobnie jak inne miasta na Ziemiach Odzyskanych to mieszanka ludności miejscowej i napływowej), brak perspektyw łączy się z bigoterią i czekaniem na cud, który to fakt ktoś potrafi wykorzystać...
Alicja to osoba, która wydaje się być twarda i niezależna (nawet w pracy nazywają ją pancernikiem), jednak to tylko maska pod którą kryje się ogromna wrażliwość, masa kompleksów, brak umiejętności stworzenia stałego związku, tak uczuciowego jak i przyjacielskiego. Może powrót do rodzinnego domu, rozprawienie się z demonami przeszłości pomoże jej zrozumieć i zaakceptować siebie?
Powieść jest niezwykle mroczna, miejscami zahacza o horror, a nawet fantastykę. Dziwne osoby, niepokojące zjawiska, opowieści sięgające lat wojny sprawiają, że czyta się tę książkę z zainteresowaniem. Przy okazji dodam, że pisarka eksperymentuje na języku polskim, wprowadza w narrację zbitki wyrazów, które nie pozostają bez wpływu na odbiór utworu - np.we mnie początkowo budziły niepokój...
Książka ciekawa i warta polecenia, chociaż niekoniecznie na długi, wietrzny i deszczowy wieczór.
************************************
Inną lekturą przeczytaną na okoliczność DKK była "Moja Afryka" Kingi Choszcz. Pięknie wydana w serii Poznaj Świat wydawnictwa Bernardinum, przyciąga oko szatą graficzną i pięknymi kolorowymi zdjęciami z podróży, którą autorka odbyła wzdłuż zachodniego krańca Afryki. Podróży, którą przerwała nagła choroba i śmierć Kingi w Ghanie...
Powiem od razu, że mam co do tej książki, a i jej autorki takoż, mieszane uczucia. Oczywiście podziwiam pasję i konsekwencję w jej urzeczywistnianiu, ale z drugiej strony przeraża mnie niefrasobliwość dojrzałej, trzydziestokilkuletniej kobiety. Kinga Choszcz zapuszcza się samotnie w tereny zamieszkane przez wyznawców islamu (a powszechnie znane są przecież poglądy ortodoksyjnych wyznawców tej religii na temat kobiet i tego co im wolno), a następnie wędruje poprzez ziemie na których toczy się wojna, bądź działają jakieś grupy rebeliantów. Niejednokrotnie postępuje wbrew miejscowym tradycjom, co również może być niebezpieczne. A już szczytem niefrasobliwości jest podróżowanie autostopem - ciągnące się kilometrami pustkowia w towarzystwie przygodnych kierowców raczej nie napawają euforią... Oczywiście nic się nie stało, w ciągu całej podróży tylko raz została okradziona, a zabiła ją podstępna choroba a nie ludzie, jednak jakoś nie mogę wykrzesać w sobie większej sympatii do tej kobiety. A jej rodziców i przyjaciół jest mi zwyczajnie żal - mogę sobie tylko wyobrazić co przeżywali wiedząc, że ich córka i przyjaciółka cały czas jest narażona na niebezpieczeństwo i, gdyby coś złego się stało, nie ma przy niej nikogo, kto podałby pomocną dłoń.
Sama książka to przepisany dziennik, który Kinga prowadziła w czasie podróży, więc sporo tu opisów oczekiwania na kolejny środek transportu, posiłków jedzonych w drodze czy wreszcie sposobów oszukiwania służb celnych, bowiem autorka nie zawsze miała formalne prawo przebywać na terenie kraju, w którym się aktualnie znajdowała. Z tego też powodu są w tej książce miejsca mocno monotonne (żeby nie powiedzieć nudne) - jest rzeczą jasną, że autorka robiła notatki, które w przyszłości mogły się stać punktem wyjścia do napisania ciekawej i fascynującej historii. Wiele wspomnień, wrażeń i przemyśleń Kingi Choszcz przepadło bezpowrotnie...
Książka ogólnie dosyć ciekawa, chociaż bez fajerwerków.
***********************************
Elżbieta Cherezińska to marka sama w sobie. Zyskała sobie liczne grono wielbicieli (do których i ja się zaliczam) i każda jej nowa powieść staje się wydawniczym hitem.
Po raz czwarty dane mi było się spotkać z jej twórczością na okoliczność książki "Trzy młode pieśni", powieści zamykającej cykl "Północna droga". Tym razem głównymi bohaterami stają się przedstawiciele młodego pokolenia - Bjorn i Gudrun, dzieci Sigurn, oraz Ragnar, syn Haldred i Einara.
Wychowani we dworze w Namsen, Bjorn i Ragnar zostają przyjaciółmi, a nawet braćmi krwi, walczą w drużynie jarla Regina, a po jego śmierci wspólnie szukają zemsty na jego mordercy. Gudrun przygotowywana jest do roli żony i matki, jednak jarlówna ma całkiem inny pomysł na życie...
Akcja książki toczy się siłą rzeczy mniej więcej w tym samym czasie co końcówki trzech poprzednich tomów, więc jeśli ktoś je czytał to o wielu wydarzeniach będzie już wiedział. Tym razem jednak spojrzymy na nie z innej strony - nie od dzisiaj wiadomo, że młodzi mają na pewne sprawy całkiem odmienne zdanie niż ich rodzice.
W powieści pojawia się wiele postaci historycznych (znajdzie się nawet polski akcent w postaci córki Mieszka I) i wydarzeń znanych z kart kronik. Razem z bohaterami popłyniemy szlakiem Wikingów, weźmiemy udział w morskiej bitwie, będziemy bronić zamku przed nieprzyjacielskim wojskiem a wreszcie zobaczymy twierdzę Jomsborg - legendarny zamek nordyckich rycerzy, którzy, jeśli wierzyć sagom byli niezwyciężeni i siali postrach na północnych morzach.
Ponieważ książka jest zakończeniem cyklu pozwolę sobie tutaj na pewne podsumowanie całej "Północnej drogi", bo pomimo, że to jedna całość, to każda z części jest inna. "Saga Sigrun" to historia wręcz romansowa, gdzie piękna dziewczyna wychodzi za swojego wymarzonego księcia i żyją w szczęściu i miłości (niektórzy zarzucają tej książce zbyt dużą dawkę słodyczy) aż ich śmierć nie rozłączy. "Ja jestem Haldred" to powieść o wielkich ambicjach i potężnych uczuciach - tak miłości jak i nienawiści - główna bohaterka to kobieta wyrastająca ponad swoje czasy, która potrafi walczyć o realizację swoich planów w świecie zdominowanym przez mężczyzn. "Pasja według Einara" ukazuje z jednej strony kulisy chrystianizacji północnej Europy, ale jest również swego rodzaju powieścią sensacyjną - Einar jest nie tylko duchownym, ale również "człowiekiem do zadań specjalnych". Wreszcie "Trzy młode pieśni" niosą rozwiązanie kilku wątków z poprzednich części, ale są przede wszystkim baśniową opowieścią opartą na nordyckiej mitologii - pojawiają się bogowie, walkirie a bohaterowie obdarzeni są niemal nadprzyrodzonymi mocami.
Północna droga to wielowątkowa opowieść, którą można porównać do wielobarwnego, lśniącego jedwabiu - w zależności od oświetlenia wygląda inaczej, chociaż cały czas to ten sam kawałek materiału...
Zdecydowanie warto przeczytać :)
Poluję na książki Bator w bibliotece (zapisałam się nawet w kolejce) i jestem siódma. Niestety długo trzeba czekam...
OdpowiedzUsuńBotor jeszcze nie czytałam, podchodziłam chyba tak jak TY... może kiedyś jak znajdę ponadczas :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki polskich autorów.
OdpowiedzUsuńWiem, że to bardzo niepopularna teza, bo ostatnio znajomy zganił mnie za nią, twierdząc, że ostatni dobrym polskim pisarzem był Żeromski (nie wiem, skąd mu się ten Żeromski wziął...), ale ja czytam Polaków namiętnie!
Joannę Bator i Elżbietę Cherezińską wciąż mam przed sobą, ale opowieści Kingi Choszcz znam dosyć dobrze. Czytałam o jej podróży dookoła świata z Chopinem, o Nepalu, a także o Afryce. Zawsze podziwiałam takich ludzi. Samo podjęcie decyzji by wyjść z domu i ruszyć, tak bez planu, w obranym kierunku, a powrócić dopiero po pięciu latach musi być aktem odwagi, ale też pewnego pozytywnego szaleństwa.
A ponieważ sama ani odwagi, ani szaleństwa nie posiadam to pozostało mi czytać o przygodach innych :)
Elżbietę Cherezińską bardzo lubię, choć do tej pory czytałam tylko "Odrodzone królestwo". Jednak "Północną drogę" mam w planach. Joannę Bator również bardzo chciałabym poznać :)
OdpowiedzUsuńbardzo cenię sobie twórczość Joanny Bator. ta pozycja leży i czeka... ale po "Piaskowej górze" i innych mniemam, że wciągnie. faktycznie, istnieje w nich jakaś dziwna mistyka.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o sagę Cherezińskiej, w pełni Cię popieram - warto poznać. Bogata, wielowątkowa powieść w czterech tomach, każdy inny, ale razem tworzą zachwycający komplet.
OdpowiedzUsuń