poniedziałek, 21 października 2013

Na północnych morzach

Kilka miesięcy temu przeczytałam "Sagę Sigrun", pierwszą część cyklu "Północna droga" autorstwa Elżbiety Cherezińskiej, a teraz przyszedł czas na tom drugi, czyli "Ja jestem Halderd". Akcja powieści toczy się mniej więcej w tym samym czasie co w tomie pierwszym, jednak tym razem oglądamy rzeczywistość oczami Halderd, żony Helgiego, jarla na Ynge.

W przeciwieństwie do Sigurn życie Haldred nie było usłane różami. Przyszła na świat w bogatym dworze, jednak nierozważny czyn jej starszego brata wpędził rodzinę w ogromne kłopoty i nędzę. Kiedy dziewczynka miała czternaście lat opiekę nad nią przejął stryj i zakrzątnął się za bogatym mężem dla bratanicy. Rozważano kilka kandydatur, w końcu stryj wybrał dwóch najbardziej obiecujących jarlów i im przedstawił Haldred. Serce dziewczynki mocniej zabiło dla pięknego Regina, jednak los przeznaczył dla niej Helgiego. Szybko okazało się, że mąż jest bogatym człowiekiem i odważnym wojownikiem, ale niestety zbytnio gustuje w miodzie, po wypiciu którego siłą egzekwuje małżeńskie obowiązki. Kolejne kilka lat to najcięższy okres w życiu Haldred - musi udowodnić, że jest w stanie zapanować nad mężowskim gospodarstwem, w ciągu dziesięciu lat rodzi sześciu synów i coraz bardziej nienawidzi Helgiego...

Halderd to kobieta ambitna, świadoma własnej wartości, inteligentna, stanowcza, taka, która dąży do wytyczonego celu nie zważając na konsekwencje. Poniżana przez męża, znosi wszystko w milczeniu, prosząc bogów o kolejną wyprawę, która na kilkanaście miesięcy zatrzyma Helgiego na morzu. Morze jest ciągle obecne wżyciu Halderd, pomimo, że ona sama wiele nie pływa. Ale morze trzyma Helgiego z dala od domu, z morza czerpie dwór Ynge swoje bogactwo, synowie Halderd nie widzą dla siebie innej przyszłości jak na wojennych wyprawach do zamorskich krain, wreszcie, za morzem jest ktoś, kto nauczył ją co to znaczy kochać...

Mimo woli porównywałam Sigrun i Halderd - pierwsza trochę mnie raziła nadmierną słodyczą, dobrocią i czułością, natomiast druga to postać niezwykle wyrazista, targana emocjami, jednak nie działająca pod wpływem impulsu. Sigurn czuje, Halderd myśli i analizuje.
Pomimo, że główni bohaterowie to postacie fikcyjne, to jednak obracają się w konkretnym świecie. Ich losy ściśle łączą się z historią Norwegii w drugiej połowie X wieku, a oni sami spotykają tych, którzy tę historię tworzyli - jarlów, królów, biskupów. Po raz kolejny należy się głęboki ukłon dla autorki za drobiazgowe malowanie tła historycznego oraz obyczajowego.

Serdecznie polecam tę książkę, a sama śpieszę zapisać się w bibliotece do kolejki do tomu trzeciego...

5 komentarzy:

  1. Z przyjemnością przeczytałam recenzję, przymierzam się do tej książki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam w planie czytelniczym te książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też się zaraziłam pisarstwem Pani Elżbiety. I to, raczej, bez możliwości wyleczenia. Z recenzji wynika, ze Korona... smakuje najbardziej. Więc ją zostawiłam sobie na koniec. Przygodę zaczęłam od Gry w kości, poprzez Sagę Sigrun. A teraz, właśnie zaczynam"Ja jestem..." A tu "Legiony" już wyszły wprost z piekarni. W każdym razie dla mnie książki autorstwa Pani Elżbiety to zdecydowany czarny koń.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja już pisałam, że uwielbiam tę serię!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Recenzja dodana do Wyzwania od A do Z ;) A Cherezińską niedługo też będę miała przyjemność poznać :D

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)