niedziela, 19 kwietnia 2015

Od slamsów Johannesburga do pałacu szwedzkich królów, czyli kolejny bestseller Jonasa Jonassona

O matko sadzonko... Wracam między żywych...
Ewaluacja szczęśliwie już się zakończyła, tzn. najazd na szkołę się skończył, teraz to co sobą zaprezentowaliśmy zostanie przepuszczone przez system i za dwa tygodnie dowiemy się co ów system ma do powiedzenia na nasz temat. No, ale na to, to już całkiem nie mamy wpływu. Swoją drogą jest to z lekka przerażające: komputer ocenia żywego człowieka. Normalnie Matrix.
Nic - zapominamy o rzeczach mało przyjemnych a wracamy do tych milszych, czyli do książek :)

Trzy lata temu czytelnicy w naszym pięknym kraju usłyszeli o niejakim Jonasie Jonassonie, a to za sprawą jego debiutanckiej powieści "Stulatek, który wyskoczył przez okno  i zniknął". Książka niemal natychmiast została okrzyknięta bestsellerem (jedna z nielicznych, które rzeczywiście zasługują na to określenie) a  autor zyskał sobie potężne grono wielbicieli, do którego zalicza się również moja skromna osoba. Możecie więc sobie wyobrazić moją uciechę, kiedy w zapowiedziach wydawniczych na ten rok zobaczyłam kolejną książkę tego szwedzkiego pisarza. I tak oto kilka tygodni temu dotarła do mnie "Analfabetka, która umiała liczyć" i zapewniła mi kilka godzin wspaniałej rozrywki.

Tytułowa analfabetka nazywa się Nombeko Mayeki. Miała potężnego pecha bowiem urodziła się w latach sześćdziesiątych w RPA. Pech był tym większy, że dziewczynka była czarnoskóra. Ojciec był jakimś mitycznym bytem, który rozwiał się zaraz po tym jak obdarzył rodzicielkę Nombeko swoim brzemiennym w skutki zainteresowaniem, a matka zmarła kiedy dziewczynka miała dziesięć lat. Nombeko nigdy nie chodziła do szkoły, a od wczesnego dzieciństwa musiała ciężko pracować. Szybko okazało się, że dziewczynka ma niezwykły talent matematyczny, a kiedy jeszcze udało się jej nauczyć czytać stała się najlepiej wykształconą analfabetką w swojej dzielnicy. Panna Mayeki rozzuchwaliła się do tego stopnia, że postanowiła wybrać się do biblioteki w Pretorii, aby tam poświęcić się czytaniu i poznawaniu świata. Niestety już na samym początku podróży jej pech dał o sobie znać i wpadła pod samochód, a ponieważ udowodniono jej winę (szła chodnikiem, po którym pewien pijany w sztok biały inżynier urządził sobie rajd swoim oplem admirałem) musiała odpracować karę w pewnym bardzo tajnym i odosobnionym obiekcie wojskowym. 
Wypadek zniweczył plany dotarcia do biblioteki w Pretorii (do której Nombeko najprawdopodobniej nawet by nie wpuszczono) ale w dalszej perspektywie pozwolił młodej Murzynce wyrwać się z rodzinnego kraju i dotrzeć aż na północ Europy, spotkać wiele wpływowych osobistości współczesnego świata, wreszcie poznać kogoś, kto stał się dla niej niesłychanie ważny, a kto oficjalnie w ogóle nie istniał...

Jeżeli ktoś czytał poprzednią książkę Jonassona to ma mniej więcej rozeznanie w temacie warsztatu pisarskiego tego autora jak również w jego oryginalnym poczuciu humoru. "Analfabetka" to kolejne dzieło, w którym autor przedstawia absurdalną (chociaż teoretycznie możliwą) historię zwykłych ludzi rzuconych w wir wydarzeń mających decydujący wpływ na losy świata. Nombeko, a my razem z nią, ogląda RPA z czasów apartheidu, uczestniczy w programie jądrowym, rzuca wyzwanie jednemu z najlepszych wywiadów świata, czyli izraelskiemu Mosadowi, wreszcie trafia do Szwecji, kraju szczycącego się tolerancją i poszanowaniem wolności obywatelskich, z których, niestety, nie może w pełni korzystać...
Mocną stroną tej książki są kreacje bohaterów, zwłaszcza drugoplanowych. Jonasson stworzył ich czerpiąc z panujących stereotypów (przy okazji obśmiewając owe stereotypy) dodając każdej z postaci jakieś cechy szczególne. Mamy więc białych obywateli RPA uważających się za coś lepszego tylko i wyłącznie z powodu koloru własnej skóry, mamy chińska rodzinę wykorzystującą w wielce oryginalny sposób prawa popytu i podaży na rynku antyków, mamy wreszcie szwedzkich przeciwników monarchii i anarchistów (swoją drogą trudno być anarchistą w kraju, gdzie bez problemu można protestować przeciwko wszystkim i wszystkiemu). Bohaterowie "Analfabetki" to ludzie różnych profesji, biedni i bogaci, mądrzy i "mądrzy inaczej", sympatyczni i aroganccy. Co ważne, nawet ci, którzy mają do odegrania rolę czarnych charakterów mogą budzić, jeśli nie sympatię, to chociaż uśmiech. Ich uczynki nie są podyktowane złośliwością czy okrucieństwem, ale raczej ograniczeniem umysłowym, żeby nie powiedzieć, że najzwyklejszą głupotą...

Serdecznie zachęcam do poznania historii Nambeko, szczególnie tych, którzy nie znają "Stulatka". Bo jeśli ktoś przeczytał i pokochał pierwszą powieść Jonassona, to jego zachęcać nie trzeba.

5 komentarzy:

  1. Przewrotna ta książka :)Lubię takie absurdy, bawią, ale w krzywym zwierciadle można napotkać prawdziwe zdarzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - niby żart, parodia, a pod spodem... Oby jak najwięcej było takich książek - mądrych i zabawnych równocześnie :)

      Usuń
  2. "Stulatek..." bardzo mi się podobał, druga czeka na przeczytanie już dwa miesiące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed nami długi weekend - może się wreszcie doczeka? Bo jak się już zacznie czytać to nie można się oderwać :)

      Usuń
  3. Teraz jest moda na takie książki

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)