Astrid Lindgren - nazwisko tej autorki jest dla mnie synonimem literatury dla dzieci na najwyższym poziomie. "Dzieci z Bullerbyn", "Ronja, córka zbójnika", "Fizia Pończoszanka" do dzisiaj tkwią w mojej pamięci i cieszy mnie, że bohaterowie tych książek zyskali uznanie również w oczach mojego dziecka. Nie znam niestety całej twórczości tej szwedzkiej pisarki, ale dzięki wydawnictwu Nasza Księgarnia, które od jakiegoś czasu wydaje jej kolejne książki nadrabiam "braki z dzieciństwa".
W jednej ze sztokholmskich kamienic mieszkają rodzice z trójką dzieci. Najmłodszy z rodzeństwa jest chłopiec pieszczotliwie zwany Braciszkiem. Rodzice, brat i siostra bardzo go lubią, on ich również, ale od czasu do czasu chłopiec czuje się bardzo samotny. Jego największym marzeniem jest posiadanie psa, jednak rodzice nie chcą się zgodzić na nowego domownika. I oto pewnego popołudnia, kiedy Braciszek siedzi troszkę smutny w swoim pokoju pojawia się przed nim jakiś dziwny jegomość - jest niewielkim okrąglutkim i sympatycznie wyglądającym mężczyzną, wyposażonym w niewielkie śmigło (to dzięki niemu wleciał przez otwarte okno) i przedstawia się jako Karlsson z dachu.
Karlsson mieszka w niewielkim domku ukrytym sprytnie za kominem i nikt nie ma pojęcia o jego istnieniu. Pomiędzy nim a Braciszkiem szybko nawiązuje się nic sympatii, chociaż trzeba przyznać, że początkowo ta znajomość wpędzała chłopca w tarapaty. Nikt poza nim nie widział Karlssona i wszelkie psoty oraz nieprzewidziane katastrofy wynikające z niefrasobliwego stylu bycia jego nowego przyjaciela przypisywano Braciszkowi...
Astrid Lindgren napisała trzy książeczki o przygodach Karlssona i Braciszka: "Braciszek i Karlsson z Dachu", "Karlsson z Dachu lata znów" oraz "Latający szpieg czy Karlsson z Dachu", które w najnowszym wydaniu sygnowanym przez Naszą Księgarnię połączono w jeden tom zilustrowany przez Monikę Pollak. Ilustracje są biało-czarne, wykonane jakby od niechcenia i zgrabnie wkomponowane w tekst. Moim zdaniem świetnie oddają ducha powieści.
Z Karlssonem spotkałam się po raz pierwszy wiele lat temu przy okazji oglądanej w dzieciństwie bajki na dobranoc. Niewiele z niej pamiętałam, ale ogólne wrażenie było raczej pozytywne. Jakie więc było moje zdumienie, kiedy po lekturze pierwszych kilku rozdziałów dotarło do mnie, że Karlsson zwyczajnie mnie drażni... Głupiutki, uważający się za specjalistę od wszystkiego, zapatrzony w siebie, posuwający się do ewidentnych oszustw, wykorzystujący naiwność małego chłopca i jego potrzebę przyjaźni - to tylko część z wad, które Karlsson zaprezentował na samym początku. A później się jeszcze rozwinął...
Czytałam dalej i zastanawiałam się czym kierowała się autorka tworząc tak niesympatyczną postać i czyniąc ją tytułowym bohaterem książki dla dzieci. I w pewnej chwili dotarło do mnie, że chociaż Karlsson tkwi w tytule, to najważniejszy jest Braciszek. Karlsson jest lekarstwem na jego samotność, to dzięki niemu nieco nudna egzystencja małego chłopca zmienia się w ekscytującą przygodę - latanie, spacer po dachach, straszenie siostry to tylko kilka przykładów tego, co Braciszek przeżywa z Karlssonem. A kiedy mama musi wyjechać i chłopcem ma się opiekować panna Cap to Karlsson staje się prawdziwym wybawieniem dla tęskniącego i osamotnionego dziecka. I chociaż latający samochwała dalej mnie drażnił to jednak zrozumiałam, że dzieciom taki bohater może się podobać, a ja z niego najzwyczajniej pod słońcem wyrosłam.
Za podsumowanie niech więc posłuży zdanie umieszczone na okładce książki "Karlsson zachwyca dzieci i jest największym utrapieniem dorosłych!".
Czytałam dalej i zastanawiałam się czym kierowała się autorka tworząc tak niesympatyczną postać i czyniąc ją tytułowym bohaterem książki dla dzieci. I w pewnej chwili dotarło do mnie, że chociaż Karlsson tkwi w tytule, to najważniejszy jest Braciszek. Karlsson jest lekarstwem na jego samotność, to dzięki niemu nieco nudna egzystencja małego chłopca zmienia się w ekscytującą przygodę - latanie, spacer po dachach, straszenie siostry to tylko kilka przykładów tego, co Braciszek przeżywa z Karlssonem. A kiedy mama musi wyjechać i chłopcem ma się opiekować panna Cap to Karlsson staje się prawdziwym wybawieniem dla tęskniącego i osamotnionego dziecka. I chociaż latający samochwała dalej mnie drażnił to jednak zrozumiałam, że dzieciom taki bohater może się podobać, a ja z niego najzwyczajniej pod słońcem wyrosłam.
Za podsumowanie niech więc posłuży zdanie umieszczone na okładce książki "Karlsson zachwyca dzieci i jest największym utrapieniem dorosłych!".
Stęskniłam się za tą naszą blogosferą i cieszę się, że znowu mogłam zajrzeć na Twój blog Aniu :) Czytanie książek Lindgren mam zamiar nadrobić w najbliższej przyszłości, choć zobaczymy jak to z czym moim nałogiem czytelniczym będzie.
OdpowiedzUsuńJa też bywam rzadziej niż bym chciała :(
UsuńAle powoli szkolne zawirowania się kończą (odbyliśmy już wizytację i egzaminy gimnazjalne) jeszcze tylko Pierwsza Komunia Piotrka (za niecałe dwa tygodnie) i wreszcie będę wolna...
Astrid Lindgren się nie starzeje, no może z niektórych bohaterów się wyrasta, więc mam nadzieję, że spędzisz z jej książkami miło czas.
Z nałogu czytelniczego chyba trudniej się wyzwolić niż z alkoholizmu. Tylko czasem czasu i chęci na pisanie brakuje...
Ojjj mój ostatni rok nijak można było nazwać czytelniczym, bo nie czytałam prawie wcale, a zaległości mam takie, że aż wstyd się w ogóle przyznawać :) No ale tak jak mówisz... Powoli rok szkolny i akademicki dobiega końca, potem tylko dwie obrony i błogie lenistwo połączone z poszukiwaniem pracy, ale i o wiele więcej czasu na przyjemności i zarazem nieodczuwanie stresu związanego ze studiami i pisaniem prac dyplomowych.
UsuńKsiążki Astrid Lindgren bardzo lubiłam jako dziecko, chociaż na "Karlssona" nigdy nie trafiłam.
OdpowiedzUsuńA to, że jest taki denerwujący - może z nim jest podobnie, jak z Mary Poppins? Kiedy czytałam o niej jako dziecko, nie drażniła mnie tak bardzo, jak teraz.
Mary Poppins akurat lubię, chociaż zdaję sobie sprawę, że jej metody wychowawcze i pewna oschłość wynikają z takiego a nie innego wzorca guwernantki panującego w czasach kiedy powstała książka.
UsuńTu sprawa ma się trochę inaczej - Karlsson ma po prostu wredny charakter...
Bardzo miło wspominam książki tej autorki :) Chciałabym je sobie jeszcze kiedyś przypomnieć :)
OdpowiedzUsuńWarto - ja wracam do Astrid przy okazji czytania z dzieckiem. I sama jestem na siebie zła, że czekałam z tymi wspominkami aż tyle czasu.
UsuńTej książki akurat nie znam, ale niedawno ją wygrałam. trzeba będzie przysiąść. Choć ostatnio za mną chodzi, i nie wiem czemu, chęć na "Dzieci z B..." :)
OdpowiedzUsuń"Dzieci z Bullerbyn" się nie starzeją - nic a nic.
UsuńCzytałam z Piotrkiem kilka miesięcy temu i było tak zabawnie jak w dzieciństwie. Serdecznie polecam :)
Nie znam Braciszka i Karlssona, ale książkom Astrid Lindgren zawsze ufam w ciemno :) Z pewnością dopiszę tę książkę do mojej listy lektur z dzieciństwa, które pragnę przeczytać.
OdpowiedzUsuńObecnie kończę "Wakacje z duchami", pierwszy raz na czytniku i zastanawiałam się cały czas, czego mi w tej książce brakuje. Gdy przeczytałam Twoje wrażenia o "Karlssonie z Dachu" uświadomiłam sobie, że mój ebook nie ma wcale ilustracji! A przecież książka Bahdaja (a przynajmniej wydanie, które ja czytałam) była ich pełna!
Ależ miałam tak samo z Karlssonem! Tylko że nie przy książce, a przy którejś tam adaptacji filmowej, wkurzał mnie niesamowicie ten facecik :)
OdpowiedzUsuń