piątek, 30 listopada 2012

Po drogach i bezdrożach podróż sentymentalna

Melchior Wańkowicz - to nazwisko każdemu przynajmniej obiło się o uszy, chociażby ze względu na jego najbardziej chyba znaną książkę, czyli "Ziele na kraterze". Nazywany jest często (wespół z Ryszardem Kapuścińskim) "ojcem polskiego reportażu" - swoją drogą ciekawostka przyrodnicza, reportaż ma dwóch ojców a ani jednej mamusi...
Prócz wspomnianego "Ziela" na mojej półce stał sobie i już od dawna czekał na lekturę tom zatytułowany "Tędy i owędy". Czekał, czekał i się doczekał - w ubiegłym tygodniu zakończyłam lekturę, ale różne zawirowania sprawiły, że dopiero dzisiaj parę słów o tej książce mogę napisać.

"Tędy i owędy" to zbiór wspomnień, anegdot oraz felietonów obrazujących życiowe ścieżki autora od wyjazdu w pierwszych latach XX wieku z Kowieńszczyzny do Warszawy, gdzie uczęszczał do gimnazjum Pawła Chrzanowskiego, aż do lat 60-tych, kiedy pisarz wrócił na stałe do kraju po okresie wojennej tułaczki. Sprawa chyba najważniejsza - książka w żadnym razie nie jest uporządkowaną autobiografią Wańkowicza i gdyby ktoś był ciekawy jakim był on uczniem, lub kto był jego wykładowcą w czasie studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim srodze się zawiedzie, bo takich informacji tu nie znajdzie. Może się jednak w zamian dowiedzieć jak umilali sobie czas uczniowie i studenci sto lat temu, jakie się ich trzymały figle (tu dodam, że pomimo upływu czasu niektóre sposoby dopiekania bliźnim dalej są w użyciu) czy jak wyglądała praca dziennikarza w czasach, gdy nikt nawet nie słyszał o komputerach i internecie.

Wańkowicz ma naturalny talent gawędziarski a przy tym niezwykle rozwinięte poczucie humoru. Czytałam i chichotałam pod nosem - szczególnie ostatnie rozdziały mówiące o pobycie Zofii i Melchiora Wańkowiczów w USA, w domu młodszej córki Marty oraz te opisujące egzystencję w warszawskiej kamienicy przy ulicy Puławskiej wywoływały uśmiech na mojej twarzy, a ich obszerne fragmenty odczytywałam na głos, aby i małżonek szanowny mógł się pośmiać. 
Jak dla mnie pan Melchior to taki uwspółcześniony Zagłoba - kochał życie i kochał ludzi; nie gardził szlachetnym trunkiem, a i z odwiedzającymi przedwojenny Domeczek przyjmował po staropolsku, co dla niektórych miało daleko idące, choć niekoniecznie przyjemne skutki; tak jak sienkiewiczowski bohater miał w zanadrzu mnóstwo rozmaitych konceptów i wykorzystywał je we własnym, ale nierzadko i w publicznym, interesie; uwielbiał robić kawały i z uciechą obserwował ich skutki, a jeśli ktoś jemu "wyciął jakiś numer" nie obrażał się i potrafił docenić czyjąś pomysłowość.

Czytałam "Tędy i owędy" z ogromną przyjemnością również dlatego, że posiadał Wańkowicz niezwykłe wyczucie słowa i stylu - niewielu pisarzy potrafi tak używać języka polskiego jak robił to pan Melchior, z taką elegancją a zarazem prostotą. Wielu współczesnych naszych twórców powinno się od niego uczyć.

Brakowało mi w tej książce  tylko jednego, a właściwie tylko jednej - nie ma tu prawie nic na temat starszej z córek pisarza, Krystyny, która zginęła w powstaniu warszawskim. Chociaż z drugiej strony Krysia wysuwa się na czoło bohaterów "Ziela", więc może sprawiedliwość dziejowa wymagała aby tym razem więcej miejsca poświęcić młodszej córce Marcie?

Przede mną powtórka "Ziela na kraterze" czytanego gdzieś w zamierzchłych, licealnych czasach. A później? Może "Szczenięce lata"? Albo "Monte Cassino"? Albo "Na tropach Smętka"?
Zobaczę - w gminnej bibliotece sporo Wańkowicza jest - z pewnością coś ciekawego znajdę.

7 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że "Ziele na kraterze" to jedna z moich ulubionych książek, aż do tej pory :) Pamiętam ile miałam radości, czytając ją jeszcze w gimnazjum. Chętnie więc sięgnę i po "Tędy i owędy". Dziękuję Ci bardzo, że mi przypomniałaś o tym autorze! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poszukam "Tędy i owędy" właśnie z powodu "Ziela ..." :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Do roli "matki polskiego reportażu" proponuję Hannę Krall.
    A twórczości Wańkowicza w najbliższych czasach czytać nie planuję, choć generalnie nie wykluczam, bo takie gawędziarskie klimaty lubię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nie miałam okazji poznać twórczości autora, ale wszystko przede mną. Talent gawędziarski, wspomnienia, anegdoty - to są takie magiczne hasła, które przekonują mnie, że warto w końcu tego pana poznać. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Zagłobę, a skoro Wańkowicz trochę podobny, to polubię go z pewnością również :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O tych wesołych studentach był może nawet poczytała :)

    ps. zapraszam do siebie na Liebstera :)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)