wtorek, 25 lutego 2014

Przeczytane w busie - część czwarta

W kolejnej czytelniczej zbiorówce zagości powieść obyczajowa, kryminał i sensacja w wersji młodzieżowej.

"Magiczna chwila" Kristin Hannah trafiła do mnie w ramach wędrujących biblionetkowych książek. Zapisałam się na nią trochę bezmyślnie, bo te hamerykańskie arcydzieła literatury kobiecej to trochę nie moja bajka, ale jak już książka do mnie dotarła to wzięłam się za czytanie. 

Julia Cates jest wziętym psychiatrą dziecięcym w Los Angeles. Niestety jedna z jej młodocianych pacjentek zastrzeliła czworo swoich kolegów i popełniła samobójstwo. Pomimo, że sąd nie dopatrzył się winy lekarki, z dnia na dzień traci ona pacjentów i ciężko zapracowaną opinię świetnego fachowca.
Tymczasem w rodzinnych stronach Julii, w niewielkim miasteczku na Alasce dochodzi do niezwykłego wydarzenia - pojawia się tam mała dziewczynka z wilkiem. Dziecko jest dzikie, nie mówi a jego ciało pokryte jest bliznami. Ellie, komendantka miejscowej policji, a prywatnie siostra pechowej pani doktor, przejęta losem dziewczynki zwraca się do Julii z prośbą o pomoc.
Powrót do rodzinnego miasta stanowi dla Julii nie lada wyzwanie, bowiem jej stosunki z siostrą nigdy nie układały się poprawnie, a poza tym wraca w atmosferze skandalu. Z drugiej strony przypadek "dzikiej dziewczynki" stanowi dla niej niesamowite wyzwanie zawodowe, a gdyby udało się ją przywrócić normalnemu społeczeństwu byłby to niewątpliwie ogromny krok do odzyskania dawnej pozycji w świecie medycyny.

Autorka wykorzystała w swojej powieści całą masę sprawdzonych chwytów - nieszczęśliwe dziecko, lekarka po przejściach, siostrzany konflikt, którego korzenie tkwią w dawnych latach, skrywane uczucie do przyjaciółki z dzieciństwa, przystojniak z tajemniczą przeszłością i jeszcze kilka innych, które sprawiają, że całe tłumy czytelniczek wzruszają się do łez, a powieść zostaje okrzyknięta bestsellerem.
Na szczęście oszczędziła nam Kristin Hannah rozwiązań w stylu hollywoodzkiej superprodukcji, gdzie wszystko się cudownie rozwiązuje, a samą książkę czyta się dosyć przyjemnie.

Może ta historia nie jest to arcydziełem, ale powinna się sprawdzić w ramach relaksu po długim, ciężkim dniu...

************************************************

Komisarz Richard Jury, główny bohater cyklu kryminałów Marthy Grimes stał się już jednym z moich ulubionych stróżów prawa. Dzięki Viv po raz kolejny miałam możliwość obserwować go przy pracy - tym razem los (i wredny przełożony) rzucił go na wrzosowiska Yorkshire.

W nadmorskiej miejscowości Rackmoor zamordowana zostaje Gemma Temple, młoda kobieta, która przybyła tu kilka dni wcześniej z Londynu. Jednak jej tożsamość nie jest do końca pewna - niektórzy widzą w niej Dillys March, wychowanicę sir Titusa Creala, która uciekła stąd wiele lat temu.
Morderstwo zostało dokonane przy pomocy jakiegoś bliżej nieokreślonego narzędzia, osoby, które od biedy mogłyby mieć jakiś motyw do popełnienia zbrodni mają również całkiem niezłe alibi, a jakby tego było mało miejscowy szef policji wcale nie jest zadowolony z pomocy londyńskiego kolegi...
Na szczęście dla Jury'ego z wizytą u sir Titusa przebywa Melrose Plant (jakimś cudem udało mu się przyjechać tu bez ciotki Agathy), więc inspektor może liczyć na jego wsparcie.
Również wieczny hipochondryk sierżant Wiggins stoi przy boku swego przełożonego i, ku zdumieniu Jury'ego, zdarza mu się błysnąć dowcipem i intelektem.

Richard Jury przypomina mi czasami Herkulesa Poirot, bo podobnie jak belgijski detektyw rozwiązuje zagadki dzięki szarym komórkom, łączy ze sobą w zgrabną całość zupełnie oderwane wątki i z żelazną logiką dociera do sprawcy przestępstwa. Jest jednak Jury znacznie sympatyczniejszy niż bohater Agathy Christie i, co ważne, zupełnie pozbawiony zarozumialstwa. Więcej - Jury potrafi znaleźć z każdym wspólny język, a także bezinteresownie pomóc, jeżeli komuś dzieje się krzywda.

Kolejna ciekawa i godna polecenia lektura dla każdego wielbiciela kryminałów.

*******************************************************

John Grisham to znany i uznany twórca literatury sensacyjnej, autor takich hitów jak choćby "Klient", "Firma" czy "Raport Pelikana" - nawet jeśli ktoś nie czytał, to pewnie oglądał ich ekranizacje z największymi gwiazdami srebrnego ekranu.
Nie ma się więc co dziwić, że kiedy wśród propozycji lektur DKK znalazło się "Uprowadzenie" jego autorstwa zdecydowałyśmy się na na lekturę tej książki. I nie wiem jak inni, ale ja mam wrażenia mocno mieszane...

Theo Boone ma 13 lat, chodzi do szkoły, odrabia lekcje, grywa w futbol i marzy o tym, żeby w przyszłości zostać prawnikiem. Nie ma sie co dziwić - obydwoje rodzice są prawnikami, rat mamy również, chłopiec niemal mieszka w kancelarii adwokackiej, a każdą wolną chwilę spędza w sądzie.
Pewnej nocy znika jego najbliższa przyjaciółka April i Leo, będący ostatnią osobą, z która dziewczyna rozmawiała, automatycznie znajduje się w centrum zainteresowania policji.
Samo uprowadzenie jest nieco dziwne, porywacze nie żądają okupu, zresztą nawet gdyby żądali to i tak niewiele by pewnie wskórali - rodzina April była biedna, rodzice żyli w separacji i obydwoje nie mieli stałego miejsca zatrudnienia.
Jako, że policja działa nieco opieszale, młodociany detektyw postanawia wziąć sprawę we własne ręce...

Zdaję sobie sprawę, że nie jestem docelowym targetem tej książki, bo jest to pozycja skierowana do młodzieży - ale mimo wszystko potrafię odróżnić książkę ciekawą od nudnej. I niestety "Uprowadzenie" kwalifikuje się do tej drugiej kategorii. Nijaki główny bohater, mało dynamiczna akcja - to moje główne zarzuty wobec tej książki. Nie znam amerykańskich nastolatków, ale za polskich mogę do pewnego stopnia się wypowiedzieć "Szału nie ma":(



4 komentarze:

  1. Grimes bardzo lubię i zamierzam przeczytać całą serię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta druga książka bardzo mi sie podoba, treść ciekawa, okładka przeraża mnie troszkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie jestem ciekawa Grimes.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też dużo czytam w busach :) Choć nie każda książka nadaje się do takich warunków. W przypadku niektórych pozycji po prostu nie mogę skupić się na tym, co czytam lub obecność przeciskających się do wyjścia ludzi i ich rozmów wydaje mi się niestosowna do czytanego tekstu. Do busa wybieram zazwyczaj książki lekkie i przyjemne (choć są od tej reguły wyjątki).

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)