środa, 4 marca 2015

Lusia i jej Piskacz

Podejrzewam, że większość rodziców małych dzieci musi w pewnym momencie ustosunkować się do prośby swojej pociechy dotyczącej posiadania zwierzątka - np. w naszym domu mieliśmy już papużki, aktualnie dzielimy metraż z psem i chomikiem, a największym marzeniem Młodego i jego taty są rybki...

Są właściwie dwie szkoły - jedni rodzice uważają, że dziecko lepiej się rozwija jeśli ma kontakt ze zwierzętami, a opieka nad pupilem uczy je odpowiedzialności, z kolei druga grupa jest zdania, że kilkulatek nie jest w stanie zaopiekować się zwierzakiem, szybko się znudzi a problem opieki nad upragnionym pieskiem, kotkiem, chomikiem, żółwiem czy patyczakiem zostanie zrzucony na rodziców, lub, co gorsza będzie się trzeba ulubieńca pozbyć. A biorąc pod uwagę przepełnione schroniska i porzucone w lesie czy przy drodze czworonogi nie sposób nie przyznać im racji.

Amerykański pisarz Peter Brown jest autorem zabawnej książeczki "Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe", w której podejmuje problem posiadania zwierzątka, aczkolwiek robi to w wielce oryginalny sposób.

Lusia jest małą niedźwiedzicą. Pewnego dnia podczas zabawy w lesie znajduje dziwne piszczące stworzenie. Zabiera małego Piskacza do domu i prosi mamę aby mogła go zatrzymać. Mama Lusi ostrzega ją, że ludzkie dziecko nie jest najlepszym materiałem na domowe zwierzątko, ale jeżeli córka chce to może Piskacza zatrzymać. Mama stawia tylko jeden warunek - Lusia będzie ponosić całkowitą odpowiedzialność za swojego podopiecznego.

Początkowo wszystko układa się cudownie - Lusia i Piskacz świetnie się razem bawią i odpoczywają. Jednak szybko wychodzą na jaw ciemne strony Piskacza, który jest dzieckiem żywym i bardzo psotnym.

Myślę, że zastosowany przez autora zabieg odwrócenia ról miał dać młodemu odbiorcy okazję do zastanowienia się nad pytaniem "Jak ty czułbyś się jako zwierzątko domowe, które ktoś (w tym przypadku niedźwiedziczka) próbuje sobie podporządkować i wymusić na nim swoje własne reguły?" Bo przecież te nasze domowe zwierzaki, chociażby miały nie wiem jak świetne warunki to jednak nie żyją w swoim naturalnym środowisku. I tak mi teraz przyszło do głowy czy nasz Teodor (chomik znaczy się) nie wolałby mieć mniej jedzonka, a więcej przestrzeni życiowej? Bo klatka jednak zdecydowanie ogranicza. 
Warto ten problem przedyskutować z dzieckiem zanim zdecydujemy się na posiadanie pieska czy kotka - żywe zwierzątko to nie pluszak, którego można nosić pod pachą, ciągnąć za uszy czy wcisnąć w róg kanapy. To żywa istota, która ma swoje potrzeby i nawyki, nie zawsze zgodne z naszymi wyobrażeniami.

Książeczka jest przeznaczona dla dzieci w wieku 3-5 lat. Ma ciekawą, chociaż prostą w formie szatę graficzną, duże wyraźne obrazki i przyjazną oku, stonowaną kolorystykę.
Tekst napisany jest dużymi, pogrubionymi literami, więc jeśli nasze dziecko jest zainteresowane nauką czytania to ta książka może być do takiej działalności wykorzystana.

I tak na koniec nasunęła mi się jeszcze jedna refleksja - patrząc na zachowanie przygarniętego przez Lusię człowieczka zgadzam się w pełni z tezą postawioną w tytule - faktycznie najgorsze z możliwych domowych ulubieńców... 

3 komentarze:

  1. Pomysłowa ta książeczka, też podobało mi się to sprytne odwrócenie ról. Czytałam dziecku.
    Idealnie ujęłaś to,co w tej publikacji jest istotne i dające do myślenia.
    Pozdrowienia dla Teodora :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafny tytuł, a książeczka wydaje się w porządku, chociaż nie robi żadnego wow.

    OdpowiedzUsuń
  3. Interesująca pozycja, nie słyszałam jeszcze o takim odwróceniu ról. Będę szukać, bo mam wrażenie, że "moje zwierzątka" świetnie się przy tym będą bawić...

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)