poniedziałek, 1 czerwca 2015

Książeczki mojego dzieciństwa

Dzień Dziecka powoli się kończy. Moje własne dziecko jeszcze gdzieś biega po podwórku z dwójką innych wisusów - było kino, były lody "najlepsze na świecie", było rowerowe szaleństwo i, co najważniejsze, była piękna pogoda. Siedzę sobie teraz na balkonie, napawam się ostatnimi promieniami słońca i próbuję opanować nowy laptop (stary definitywnie wyzionął ducha kilkanaście dni temu...) - jest szansa, że będę pisać trochę częściej ;)
Pomimo, że dzieckiem nie jestem już od wielu lat, to od czasu do czasu lubię wracać do lektur dzieciństwa - dziś o takich właśnie dawnych czytankach słów parę.

Jakiś czas temu wydawnictwo Nasza Księgarnia zebrało i opublikowało w kilku tomach książeczki, które ukazywały się w serii "Poczytaj mi mamo". Teraz przyszła kolej na inną wspaniałą serię, która umilała dzieciństwo kilku pokoleniom maluchów, a mianowicie "Moje książeczki".
Podejrzewam, że większość z was kojarzy książeczki z charakterystycznym czarnym kotem na tylnej okładce. Pierwszy tom z serii ukazał się w 1959 roku, a przez kolejne trzydzieści lat do dziecięcych rąk trafiło kilkadziesiąt książeczek polskich i zagranicznych autorów. Książeczki były różne: klasyczne baśnie, realistyczne opowiadania, fantastyczne historie wierszem i prozą -  do wyboru, do koloru. Mocną stroną tych wydawnictw była strona wizualna - książki ilustrowali najwybitniejsi polscy rysownicy, m.in. Zbigniew Rychlicki, Bożena Truchanowska czy Hanna Czajkowska.
"Moje książeczki. Księga pierwsza" zawierają siedem historii, których autorami są Adam Bahdaj, Helena Bechlerowa, Hanna Januszewska, Ada Kopcińska i Anna Świrszczyńska. Zacne grono, nieprawdaż?

Myślę, że już same nazwiska autorów powinny zachęcić do rozejrzenia się za tą pozycją i do zaopatrzenia w nią dziecka własnego lub zaprzyjaźnionego. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o wartości wychowawczej prezentowanej przez poszczególne opowiadania. Młody czytelnik może kibicować myszce Kundzi, która nie traci hartu ducha nawet w największym niebezpieczeństwie, wesołej Ludwiczce, która śmieje się nawet po przymusowej i niezbyt przyjemnej kąpieli w kałuży czy ślimakowi Pafnucemu, który śpieszy innym z pomocą, nawet kosztem udziału w wielkim wyścigu. A może jakiś "młody gniewny" zastanowi się nad swoimi "grzeszkami" po lekturze "Zajączka z rozbitego lusterka" i podobnie jak Piotruś przeprosi mamusię za swoje zachowanie? 

Serdecznie polecam tę książkę i już jestem ciekawa, jakie historie znajdą się w kolejnym tomie "Moich książeczek".

10 komentarzy:

  1. Niedawno i ja ją recenzowałam :)
    Z dzieciństwa pamiętam Zajączka z rozbitego lusterka.
    Aniu, zapraszam do mnie na konkurs :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. |Wszystkie trzy bardzo podobnie odebrałyśmy tę książkę.
      Też jestem ciekawa, co w kolejnym tomie...

      Usuń
    2. A macie "Grzegorz Kasdepke dzieciom"?

      Usuń
    3. Z tego tomiku to akurat historyjkę o myszce Kundzi i tę o koniku z karuzeli pamiętam. Inne być może też czytałam (lub mi czytano), ale jakoś w pamięci nie pozostały.

      Niech kto mówi co chce - różnie w tym PRL-u bywało, ale literatura dla najmłodszych stała na wysokim poziomie. Ot, co!

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Tak jak my wszystkie urodzone i wychowane w poprzednim ustroju ;)

      Usuń
  3. Już kilka recenzji tej książki widziałam i wszystkie bardzo pochelbne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo chciałabym tą książeczkę, zarówno dla mnie jak i dla dziecięcia mojego. Kompletnie nie pamiętam tych historyjek z mojego dzieciństwa, ale musiałam je mieć/czytać, bo czarnego kota pamiętam doskonale. Trzeba popytać sie w rodzinie, może i znajdą się oryginalne książki sprzed lat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto odnaleźć te historyjki, szczególnie jak ma się dziecię ;)
      Dzisiejsza literatura dla dzieci pozostawia (w bardzo wielu przypadkach) sporo do życzenia...

      Usuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)