Jeśli chodzi o literaturę podróżniczą to w moim prywatnym rankingu prym wiedzie Wojciech Cejrowski. W tym roku natomiast odkryłam piszącego przepięknie o Australii Marka Tomalika i przeczytałam pierwszą w moim dorobku czytelniczym książkę Beaty Pawlikowskiej - niestety zupełnie mi nie podeszła. Zwyczajnie nudna była...
Przyszło mi nawet do głowy, że kobiety może nie maja daru obserwowania i opisywania dzikiej natury, ale trafiła w moje ręce "Kobieta na krańcach świata" Martyny Wojciechowskiej, która udowadnia, ze jednak panie potrafią napisać dobrą książkę podróżniczą.
Książka przedstawia historie kilku kobiet mieszkających w egzotycznych dla Europejczyka państwach - Wietnamie, Zanzibarze, Boliwii i jeszcze kilku innych. Tytuł książki jest identyczny z tytułem programu jaki Wojciechowska wraz z ekipą filmową realizowała kilka lat temu. Są to bowiem zapiski autorki z tamtych podróży. Książka opisuje więc w dużej mierze to co można było zobaczyć w telewizji, ale jest bogatsza o relacje z przygotowań do realizacji programu a także o sceny, których, z racji ograniczeń czasowych nie dało się zamieścić w przeznaczonym na wizję materiale.
Oczyma Martyny Wojciechowskiej obserwujemy kobiety żyjące w odmiennych warunkach ekonomicznych, religijnych i społecznych, wykonujące zdecydowanie męskie lub niebezpieczne zajęcia, walczące o byt swoich rodzin. Z tych odmiennych losów wyłania się jednak kilka cech wspólnych - niezależnie od miejsca zamieszkania, statusu majątkowego czy wyznawanej religii kobiety lubią ładnie wyglądać, chcą żyć w udanym związku i zapewnić lepszą przyszłość swoim dzieciom. Szczególnie to ostatnie pragnienie jest akcentowane przez bohaterki reportaży - zarówno boliwijska zapaśniczka, pracująca przy rozbrajaniu pól minowych mieszkanka Kambodży czy zbierająca glony muzułmanka z Zanzibaru - wszystkie podkreślają, że podjęły się takiej a nie innej pracy aby zapewnić swoim dzieciom środki potrzebne do zdobycia wykształcenia, które zaprocentuje w przyszłości możliwością lżejszego życia. Bardzo blado na tym tle wypadają panowie, chociaż to właśnie oni (chociażby ze względów kulturowych) powinni zapewnić odpowiedni warunki bytowania swoim rodzinom. Naszła mnie nawet taka myśl, że książka Wojciechowskiej jest przepełniona feministycznymi poglądami. Ale może to tylko zbieg okoliczności...
Chciałabym jeszcze kilka słów poświęcić warstwie edytorskiej. Książka sygnowana przez National Geographic jest niezwykle starannie wydana - kredowy papier, masa zdjęć, dosyć duży format i... prawie kilogram żywej wagi, co sprawia, że trzymanie jej w ręce w czasie lektury jest raczej niemożliwe. Ale to tylko jedna niedogodność więc z czystym sumieniem mogę polecić każdemu lekturę książki Martyny Wojciechowskiej.
A ja sama zaczynam się rozglądać za drugim tomem "Kobiety na krańcu świata".
Oczyma Martyny Wojciechowskiej obserwujemy kobiety żyjące w odmiennych warunkach ekonomicznych, religijnych i społecznych, wykonujące zdecydowanie męskie lub niebezpieczne zajęcia, walczące o byt swoich rodzin. Z tych odmiennych losów wyłania się jednak kilka cech wspólnych - niezależnie od miejsca zamieszkania, statusu majątkowego czy wyznawanej religii kobiety lubią ładnie wyglądać, chcą żyć w udanym związku i zapewnić lepszą przyszłość swoim dzieciom. Szczególnie to ostatnie pragnienie jest akcentowane przez bohaterki reportaży - zarówno boliwijska zapaśniczka, pracująca przy rozbrajaniu pól minowych mieszkanka Kambodży czy zbierająca glony muzułmanka z Zanzibaru - wszystkie podkreślają, że podjęły się takiej a nie innej pracy aby zapewnić swoim dzieciom środki potrzebne do zdobycia wykształcenia, które zaprocentuje w przyszłości możliwością lżejszego życia. Bardzo blado na tym tle wypadają panowie, chociaż to właśnie oni (chociażby ze względów kulturowych) powinni zapewnić odpowiedni warunki bytowania swoim rodzinom. Naszła mnie nawet taka myśl, że książka Wojciechowskiej jest przepełniona feministycznymi poglądami. Ale może to tylko zbieg okoliczności...
Chciałabym jeszcze kilka słów poświęcić warstwie edytorskiej. Książka sygnowana przez National Geographic jest niezwykle starannie wydana - kredowy papier, masa zdjęć, dosyć duży format i... prawie kilogram żywej wagi, co sprawia, że trzymanie jej w ręce w czasie lektury jest raczej niemożliwe. Ale to tylko jedna niedogodność więc z czystym sumieniem mogę polecić każdemu lekturę książki Martyny Wojciechowskiej.
A ja sama zaczynam się rozglądać za drugim tomem "Kobiety na krańcu świata".
Ciekawe uzupełnienie programów telewizyjnych, a może na odwrót ? :)
OdpowiedzUsuńCejrowskiego czytałam- również uważam, że świetnie pisze, Pawlikowska też mi nie podeszła. W takim razie książki Martyny powinny mi się równie bardzo podobać :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i uwielbiam Martynę !!! teraz zbieram na drugą jej książkę :)
OdpowiedzUsuńMnie się bardzo podobała ta lektura. Autorka ma łatwość pisania i pięknie snuje swoje historie
OdpowiedzUsuńkto by pomyślał, ja nigdy nie czytałam żadnej książki podróżniczej :>
OdpowiedzUsuńchyba jednak się skuszę na Martynę po Twojej recenzji.
Chętnie bym ją przeczytała ;) Lubię Wojciechowską ;)
OdpowiedzUsuńLubię Martynę więc i na książkę rzucę się z apetytem ;)
OdpowiedzUsuńNo proszę, jestem kolejna, która podziela Twoje poglądy odnośnie Cejrowskiego i Pawlikowskiej. :)
OdpowiedzUsuńWojciechowską świetnie się ogląda!
Przeczytałam obie książki z serii "Kobieta na krańcu świata" i jestem zachwycona :) Martyna to równa babka, która nie wstydzi się pisać o swoich uprzedzeniach, kompleksach czy tęsknocie za córeczką. Jest silną kobietą, spełnioną i niemożliwie pewną siebie. bardzo ją podziwiam i chciałabym być tak odważna, jak ona :)
OdpowiedzUsuńPolecam drugą część! :)
Pozdrawiam :)