Pamiętam, jak w 1975 roku w moim rodzinnym domu zagościł pierwszy telewizor marki beryl. Program telewizyjny zaczynał się w tygodniu około godziny 15-tej, a w niedzielę o 7-ej rano. Większości programów zwyczajnie nie pamiętam, chociaż sporo ich oglądałam - niestety wiek i postępująca skleroza robią swoje... Pamiętam natomiast dosyć dużą grupę osób realizujących programy czy pokazujących się na wizji - dzisiaj nazywalibyśmy ich celebrytami, wtedy to byli dziennikarze, prezenterzy i spikerki. I o tych ostatnich traktuje książka Aleksandry Szarłat pt. "Prezenterki".
Edyta Wojtczak, Krystyna Loska, Bogumiła Wander, Irena Dziedzic - młodemu pokoleniu te nazwiska nie mówią nic (albo bardzo mało) natomiast dla mnie, moich rówieśników czy naszych rodziców to były prawdziwe osobowości telewizyjne. Dla wielu stanowiły ideał urody, wzór dobrego smaku, modową inspirację - chociażby popularna fryzurka "na Edytkę". Trochę więcej osób kojarzy zapewne Katarzynę Dowbor i Bożenę Walter, a to z racji tego, że pierwsza w dalszym ciągu jest czynna zawodowo, natomiast druga stoi na czele Fundacji TVN.
Wszystkie wymienione panie były niekwestionowanymi gwiazdami Telewizji Polskiej w różnych okresach od czasu powstania tej instytucji aż do lat 90-tych, kiedy oficjalnie spikerzy zostali zastąpieni prezenterami.
Książka Aleksandry Szarłat pokazuje nam telewizję w okresie kierownictwa dwóch prezesów - Włodzimierza Sokorskiego oraz Macieja Szczepańskiego. Ten pierwszy przecierał szlaki, tworzył od podstaw instytucję, która szybko stała się ulubionym medium Polaków natomiast drugi, chociaż z różnych powodów mocno kontrowersyjny, to świetny manager, za czasów którego TVP nie odbiegała poziomem od zachodnich stacji.
Telewizję poznajemy ze wspomnień osób z nią związanych niemal od samego początku - reżyserów Barbary Borys - Damięckiej i Jerzego Gruzy, scenograf Xymeny Zaniewskiej, dziennikarek Barbary Wachowicz i Stanisławy Ryster, artystów Jerzego Połomskiego i Emilii Krakowskiej, Alicji Pawlickiej, żony najpopularniejszego polskiego spikera Jana Suzina i wielu innych.
Najważniejszą część książki stanowią jednak wywiady ze spikerkami oraz tekst złożony ze wspomnień na temat Ireny Dziedzic, która odmówiła autorce rozmowy. Z kart książki wyłania się obraz instytucji, silnej ludźmi, którzy ją tworzyli. Początkowo nikt nie dawał telewizji zbyt wielkich szans na przetrwanie, a kiedy już okrzepła nie bardzo wierzono, że stanie się popularna, praca była ciężka, głównie ze względu na trudne warunki lokalowe, które poprawiły się dopiero wtedy, kiedy instytucja przeniosła się do nowego kompleksu na Woronicza. I pomimo tych niedogodności, pomimo tego, że większość programów szła "na żywo", pomimo wielogodzinnych prób przy których spikerzy musieli być obecni, chociaż nie brali w nich udziału, wszyscy wspominają ten okres jako coś najlepszego co ich w życiu spotkało. Telewizja tamtego okresu jawi się jako taka firma - rodzina, przyjazna dla pracownika, w której prezes zna po imieniu strażników pilnujących wejścia a młody pracownik mógł liczyć na zrozumienie i pomoc starszych kolegów. W tych wspomnieniach pełno jest też różnorodnych anegdot na temat ludzi i zdarzeń. Wspominane są również mniej wesołe fakty - cenzura, współpracownicy będący agentami SB, okres stanu wojennego czy wreszcie niezbyt eleganckie (ze strony ówczesnych władz TVP) rozstanie się z bohaterkami książki.
I na koniec taka refleksja - może i współczesna Telewizja Polska ma większą ofertę programową, może i nadaje 24 godziny na dobę, może i sprowadza formaty, które biją rekordy popularności na świecie (czytaj: w Ameryce) ale jej poziom merytoryczny i artystyczny sięga powoli dna Rowu Mariańskiego - sama z tą instytucją pożegnałam się już kilka lat temu (wyjątek stanowi Eurosport i TVN24), moi mężczyźni coś tam oglądają co prawda, ale przede wszystkim Disneya (młodszy) i Discovery (starszy).
A Telewizji o której traktuje książka Aleksandry Szarłat już po prostu nie ma...
Edyta Wojtczak, Krystyna Loska, Bogumiła Wander, Irena Dziedzic - młodemu pokoleniu te nazwiska nie mówią nic (albo bardzo mało) natomiast dla mnie, moich rówieśników czy naszych rodziców to były prawdziwe osobowości telewizyjne. Dla wielu stanowiły ideał urody, wzór dobrego smaku, modową inspirację - chociażby popularna fryzurka "na Edytkę". Trochę więcej osób kojarzy zapewne Katarzynę Dowbor i Bożenę Walter, a to z racji tego, że pierwsza w dalszym ciągu jest czynna zawodowo, natomiast druga stoi na czele Fundacji TVN.
Wszystkie wymienione panie były niekwestionowanymi gwiazdami Telewizji Polskiej w różnych okresach od czasu powstania tej instytucji aż do lat 90-tych, kiedy oficjalnie spikerzy zostali zastąpieni prezenterami.
Książka Aleksandry Szarłat pokazuje nam telewizję w okresie kierownictwa dwóch prezesów - Włodzimierza Sokorskiego oraz Macieja Szczepańskiego. Ten pierwszy przecierał szlaki, tworzył od podstaw instytucję, która szybko stała się ulubionym medium Polaków natomiast drugi, chociaż z różnych powodów mocno kontrowersyjny, to świetny manager, za czasów którego TVP nie odbiegała poziomem od zachodnich stacji.
Telewizję poznajemy ze wspomnień osób z nią związanych niemal od samego początku - reżyserów Barbary Borys - Damięckiej i Jerzego Gruzy, scenograf Xymeny Zaniewskiej, dziennikarek Barbary Wachowicz i Stanisławy Ryster, artystów Jerzego Połomskiego i Emilii Krakowskiej, Alicji Pawlickiej, żony najpopularniejszego polskiego spikera Jana Suzina i wielu innych.
Najważniejszą część książki stanowią jednak wywiady ze spikerkami oraz tekst złożony ze wspomnień na temat Ireny Dziedzic, która odmówiła autorce rozmowy. Z kart książki wyłania się obraz instytucji, silnej ludźmi, którzy ją tworzyli. Początkowo nikt nie dawał telewizji zbyt wielkich szans na przetrwanie, a kiedy już okrzepła nie bardzo wierzono, że stanie się popularna, praca była ciężka, głównie ze względu na trudne warunki lokalowe, które poprawiły się dopiero wtedy, kiedy instytucja przeniosła się do nowego kompleksu na Woronicza. I pomimo tych niedogodności, pomimo tego, że większość programów szła "na żywo", pomimo wielogodzinnych prób przy których spikerzy musieli być obecni, chociaż nie brali w nich udziału, wszyscy wspominają ten okres jako coś najlepszego co ich w życiu spotkało. Telewizja tamtego okresu jawi się jako taka firma - rodzina, przyjazna dla pracownika, w której prezes zna po imieniu strażników pilnujących wejścia a młody pracownik mógł liczyć na zrozumienie i pomoc starszych kolegów. W tych wspomnieniach pełno jest też różnorodnych anegdot na temat ludzi i zdarzeń. Wspominane są również mniej wesołe fakty - cenzura, współpracownicy będący agentami SB, okres stanu wojennego czy wreszcie niezbyt eleganckie (ze strony ówczesnych władz TVP) rozstanie się z bohaterkami książki.
I na koniec taka refleksja - może i współczesna Telewizja Polska ma większą ofertę programową, może i nadaje 24 godziny na dobę, może i sprowadza formaty, które biją rekordy popularności na świecie (czytaj: w Ameryce) ale jej poziom merytoryczny i artystyczny sięga powoli dna Rowu Mariańskiego - sama z tą instytucją pożegnałam się już kilka lat temu (wyjątek stanowi Eurosport i TVN24), moi mężczyźni coś tam oglądają co prawda, ale przede wszystkim Disneya (młodszy) i Discovery (starszy).
A Telewizji o której traktuje książka Aleksandry Szarłat już po prostu nie ma...
Dzisiejsza telewizja niestety kojarzy mi się jedynie z niekompetencją, słabą ofertą programową, tworzonymi jakby za pomocą kalki serialami...chciałbym, żeby wróciła ta prawdziwa, ciekawa sprzed lat...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, M.
Ja z telewizji również zrezygnowałam dość dawno,ewentualnie obejrzę coś czasem na Discovery czy Animal Planet, czasem jakiś program informacyjny.
OdpowiedzUsuńTrudno się nie zgodzić. Pamiętam też ciekawe i inteligentne programy edukacyjne, z których naprawdę można się było czegoś dowiedzieć, czy teleturnieje typu "Wielka Gra". Łza się w oku kręci, a o tych za przeproszeniem "celebrytach", to się nawet nie będę wypowiadać, bo słów brak, dno i tyle.
OdpowiedzUsuńChoc niewiele pamiętam z początków telewizji,to lektura była dla mnie miłym zaskoczeniem.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobały te wspomnienia. Cieszę się, że pamiętam większość z tych profesjonalistek.
OdpowiedzUsuńJa nie mam telewizora z wyboru. Wolę w wolnym czasie poczytać książki. Natomiast chętnie sięgnę po książkę o dawnej telewizji, której dziś już nie ma...
OdpowiedzUsuńja od lat nie mam TV w domu.
OdpowiedzUsuńale zawsze twierdzę, że brakuje mi właśnie co najwyżej eurosportu i discovery ;-)