Dosyć dużą część mojej domowej biblioteczki stanowią książki, które zakupione zostały pod wpływem zachwytów innych blogerów lub użytkowników BiblioNETki, a jak już miały "nieszczęście" stać sie moją własnością to powędrowały na półkę, bo pierwszeństwo mają pożyczki oraz egzemplarze recenzyjne. I tak się te, nierzadko perełki literackie, kurzą i zarastają pajęczyną w oczekiwaniu na to aż znajdę dla nich czas.
Jednym z takich przykurzątek z mojej półki jest powieść Antoniego Libery pt. "Madame". Autor jest tłumaczem i reżyserem, znawcą twórczości Samuela Becketta, którego sztuki wystawia z powodzeniem u nas w kraju jak i za granicą, zaś książka o której mowa jest jego debiutem powieściowym.
Narratorem jest młody chłopak, uczeń maturalnej klasy warszawskiego liceum, zaś tytułowa Madame to dyrektorka szkoły, a zarazem jego nauczycielka języka francuskiego.
Piękna i tajemnicza kobieta budzi wśród swoich, stojących na progu dorosłości, uczniów wielkie emocje, podkochują się w niej, snują fantazje i domysły, starają się zwrócić na siebie jej uwagę - niestety bezskutecznie. Madame jest zimna i nieprzystępna, nie daje się sprowokować i nawet na krok nie wychodzi poza schemat relacji nauczyciel - uczeń.
Jej postawa nie zniechęca jednak głównego bohatera, który rozpoczyna swego rodzaju śledztwo, mające go zbliżyć do nauczycielki.
Akcja książki osadzona jest w drugiej połowie lat 60-tych, pełno tu odniesień do ówczesnej polityki, nauki i kultury, to świetny obraz życia inteligencji z okresu późnego Gomułki. Narrator pochodzi z tzw. dobrego domu, rodzice zadbali o jego wszechstronny rozwój, on sam stara się zaistnieć poprzez rozmaite działania - niestety i zespół jazzowy, i grupa teatralna ponoszą klęskę, gdyż są zbyt awangardowe, zbyt zachodnie jak na możliwości polskiej siermiężnej rzeczywistości. Zrażony działalnością na niwie artystycznej odnajduje się w intelektualnej grze prowadzonej z Madame.
Gdzieś przeczytałam, że główny bohater jest tak perfekcyjny, że aż nierzeczywisty, że trudno sobie wyobrazić osiemnastolatka improwizującego wiersz aleksandrynem, piszącego kilkunastostronicowe wypracowanie po francusku czy recytującego "na zawołanie" fragmenty dramatów Racine'a, że autor zdrowo przesadził w tej kreacji. Czy ja wiem? Przecież tak naprawdę ten młody człowiek nie jest wszechstronnym geniuszem - owszem francuski idzie mu świetnie, ale uczył się tego języka przez kilka lat na prywatnych lekcjach, siłą rzeczy przewyższa swoich kolegów, poza tym chęć zaimponowania nauczycielce dopinguje go do działania. Fakt, jest inteligentny, oczytany, wrażliwy, interesuje go sztuka, ale tak naprawdę swoje wystąpienia starannie przygotowuje, żeby nie powiedzieć, że reżyseruje, i większość jego działań jest przemyślana i zaplanowana, a spontaniczność to zaledwie niewielki fragment jego osobowości.
Książka Libery to majstersztyk jeśli chodzi o warstwę językową, to przepiękna opowieść o dorastaniu i dojrzewaniu, to hymn o miłości, która dodaje skrzydeł, ale równocześnie nieco gorzki rozrachunek z przeszłością, z czasami kiedy największy nawet talent i wiedza przegrywały z partyjnymi układami, kiedy człowiek nie był oceniany za to co sobą reprezentował, ale za to jak głęboko kłaniał się ówczesnej władzy. To swoisty pomnik tych, którzy musieli egzystować w tamtych nienormalnych czasach i udało im się mimo wszystko nie stracić twarzy. Jakże często o nich zapominamy...
Narratorem jest młody chłopak, uczeń maturalnej klasy warszawskiego liceum, zaś tytułowa Madame to dyrektorka szkoły, a zarazem jego nauczycielka języka francuskiego.
Piękna i tajemnicza kobieta budzi wśród swoich, stojących na progu dorosłości, uczniów wielkie emocje, podkochują się w niej, snują fantazje i domysły, starają się zwrócić na siebie jej uwagę - niestety bezskutecznie. Madame jest zimna i nieprzystępna, nie daje się sprowokować i nawet na krok nie wychodzi poza schemat relacji nauczyciel - uczeń.
Jej postawa nie zniechęca jednak głównego bohatera, który rozpoczyna swego rodzaju śledztwo, mające go zbliżyć do nauczycielki.
Akcja książki osadzona jest w drugiej połowie lat 60-tych, pełno tu odniesień do ówczesnej polityki, nauki i kultury, to świetny obraz życia inteligencji z okresu późnego Gomułki. Narrator pochodzi z tzw. dobrego domu, rodzice zadbali o jego wszechstronny rozwój, on sam stara się zaistnieć poprzez rozmaite działania - niestety i zespół jazzowy, i grupa teatralna ponoszą klęskę, gdyż są zbyt awangardowe, zbyt zachodnie jak na możliwości polskiej siermiężnej rzeczywistości. Zrażony działalnością na niwie artystycznej odnajduje się w intelektualnej grze prowadzonej z Madame.
Gdzieś przeczytałam, że główny bohater jest tak perfekcyjny, że aż nierzeczywisty, że trudno sobie wyobrazić osiemnastolatka improwizującego wiersz aleksandrynem, piszącego kilkunastostronicowe wypracowanie po francusku czy recytującego "na zawołanie" fragmenty dramatów Racine'a, że autor zdrowo przesadził w tej kreacji. Czy ja wiem? Przecież tak naprawdę ten młody człowiek nie jest wszechstronnym geniuszem - owszem francuski idzie mu świetnie, ale uczył się tego języka przez kilka lat na prywatnych lekcjach, siłą rzeczy przewyższa swoich kolegów, poza tym chęć zaimponowania nauczycielce dopinguje go do działania. Fakt, jest inteligentny, oczytany, wrażliwy, interesuje go sztuka, ale tak naprawdę swoje wystąpienia starannie przygotowuje, żeby nie powiedzieć, że reżyseruje, i większość jego działań jest przemyślana i zaplanowana, a spontaniczność to zaledwie niewielki fragment jego osobowości.
Książka Libery to majstersztyk jeśli chodzi o warstwę językową, to przepiękna opowieść o dorastaniu i dojrzewaniu, to hymn o miłości, która dodaje skrzydeł, ale równocześnie nieco gorzki rozrachunek z przeszłością, z czasami kiedy największy nawet talent i wiedza przegrywały z partyjnymi układami, kiedy człowiek nie był oceniany za to co sobą reprezentował, ale za to jak głęboko kłaniał się ówczesnej władzy. To swoisty pomnik tych, którzy musieli egzystować w tamtych nienormalnych czasach i udało im się mimo wszystko nie stracić twarzy. Jakże często o nich zapominamy...
Książkę sobie zażyczyłam od Mikołaja, zachęcona zachwytami dobiegającymi ze wszystkich stron. I dostałam, lecz tak jak to było u Ciebie... Kurzy się :) Jakoś nie mogę znaleźć czasu na wymagającą lekturę. Aktualnie mam już prawie miesięcznego "kaca książkowego" po "Władcy Pierścieni" i, co gorsza, kompletny brak czasu. Mam jednak nadzieję, że i ja niedługo poznam "Madame" :)
OdpowiedzUsuńCzytałam na studiach i pochłaniała mnie z każdą stroną. Dla mnie przecudowna i bardzo żałuję, że "Madame" zna tylko wąskie grono czytelników.
OdpowiedzUsuńO książce można przeczytać w najnowszym, bezpłatnym wydaniu katalogu w Empiku. Ja będę starał się zdobyć :-)
OdpowiedzUsuńNiedawno, "po latach" przeczytałem jeszcze raz, wrażenia już nie były takie jak za pierwszym razem - w kilku miejscach powiało sztucznością ale ciągle książka ma swój urok i niewiele lepszych napisano od czasu jej powstania.
OdpowiedzUsuńPięknie napisana opowieść o stalkerze :D
OdpowiedzUsuńCały czas planuję ją zdobyć do swojej własnej biblioteczki, bo wydaje mi się być bardzo interesującą pozycją. Twoja recenzja mnie w tym utwierdza. :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się ta książka, czytałam ją jeszcze w liceum. Mam ją w domu do tej pory, bo lubię do niej wracać :)
OdpowiedzUsuń