czwartek, 23 maja 2013

Podróż w głąb buszu może stać się podróżą w głąb siebie

Australijscy Aborygeni - najstarsza kultura istniejąca na Ziemi. Udało im się przetrwać przez wieki, ale ostatnie dwa stulecia nie były dla nich zbyt łaskawe. Kiedy biały człowiek odkrył ten kontynent dosyć szybko wprowadził tam swoje rządy, spychając rdzennych mieszkańców do roli taniej siły roboczej. Pomimo, że dzisiaj istnieje wiele organizacji charytatywnych jak i urzędów niosących pomoc Aborygenom,  ich sytuacja nadal nie jest najlepsza. Przy okazji niszczeje wielowiekowa kultura - starsi wymierają, a młodzi nie są specjalnie zainteresowani podtrzymywaniem tradycji.

Ros Moriarty przyszła na świat na Tasmanii, ale swoje dorosłe życie związała z północną Australią. Z tamtego rejonu pochodzi bowiem jej mąż John, syn Aborygenki i Irlandczyka, przedstawiciel tzw. skradzionego pokolenia.
W połowie ubiegłego wieku rząd i kościół anglikański przeprowadziły akcję odbierania aborygeńskim rodzinom dzieci pochodzących z mieszanych związków. Czteroletni John został porwany i wywieziony w nieznanym kierunku. Matka odnalazła go niemal cudem dopiero po 11 latach - niewiele dzieci miało tyle szczęścia co on. John przeżył piekło misyjnego sierocińca, musiał walczyć o środki do życia, ale to go tylko wzmocniło. Kiedy dorósł rozpoczął pracę na rzecz swoich współrodaków. Małżeństwo Ros i Johna przeżywało ciężkie chwile, bywało, że nie było co do garnka włożyć, ale w końcu udało im się wyjść na prostą, aktualnie prowadzą studio designu a ich produkty można znaleźć w butikach na całym świecie.

Ros, wychodząc za mąż za Aborygena, stała się członkiem jego plemienia - początkowe obawy szybko ustąpiły na skutek serdecznego przyjęcia przez najbliższych Johna. Również trójka dzieci państwa Moriarty, chociaż wychowywana w mieście, nie traci kontaktu z żyjącymi w buszu krewniakami.

Dla Aborygenów niezwykle ważne są wszelkiego rodzaju rytuały, pieśni i obrzędy. Część z nich jest tajna i dopuszczenie do nich białej kobiety, nawet jeśli jest żoną członka plemienia, świadczy o wielkim szacunku i miłości. W 2006 roku Ros została zaproszona przez kobiety z rodziny Johna do odbycia wspólnej podróży i uczestnictwie w ceremonii, na którą ściągnęły kobiety z całego Terytorium Północnego. Owocem tej podróży, oprócz duchowych przeżyć, jest "Pieśń Aborygenki", niezwykle osobisty reportaż z tych kilku majowych i czerwcowych dni, wzbogacony rozważaniami na temat kultury, tradycji i historii plemienia oraz wspomnieniami autorki i jej bliskich. 

Warto się zatrzymać na chwilę nad tą historią - historią ludzi, którzy gnębieni przez dziesięciolecia potrafili zachować swój świat, i pomimo tego, że mieliby pełne prawo nienawidzić białego człowieka są do niego nastawieni przyjaźnie i pokojowo.

5 komentarzy:

  1. Na mnie ta książka zrobiła ogromne wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie interesuje antropologia, dlatego z przyjemnością przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej! Przepięknie spisana recenzja, szalenie subtelna - zapewne książka też taka jest co z chęcią sprawdzę na sobie! :) Sięgnę i mam nadzieję, że zakocham się w tej książce :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aborygeni to bardzo tajemnicza społeczność. Poszukam tej książki, bo mnie zaciekawiłaś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pieknie napisane. Ksiazka jest na mojej liscie juz od dawna.

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)