piątek, 14 czerwca 2013

Trochę narzekam na życie i trochę chwalę klasykę s-f

Ponad czterdzieści lat temu Tadeusz Chmielewski nakręcił przezabawną komedię "Nie lubię poniedziałku" - tytuł filmu wszedł do języka potocznego i wiele osób, bardzo często zupełnie nieświadomie, używa tego wyrażenia aby określić swój negatywny stosunek do tego akurat dnia tygodnia.
Ja akurat do poniedziałku nie mam jakichś sprecyzowanych uczuć, ale trawestując ten tytuł mogę ogłosić "Nie lubię czerwca". Co tam nie lubię, ja go wręcz nienawidzę...
Uczucie to związane jest z zawodem wykonywanym, bo jak powszechnie wiadomo kończy się rok szkolny a ja muszę na tę okoliczność wystawić oceny, wypisać świadectwa (no, tu na szczęście szkoła poszła z duchem czasów i "pisze" je komputer, ale wklepać dane trzeba samemu), wypełnić tonę nikomu nie potrzebnych papierów i masę różnych innych czynności wykonać.
Czasu na czytanie jakby mniej, a o pisaniu to już szkoda gadać... Dlatego notki pojawiają się z rzadka, a ich jakość może odbiegać od zwyczajowego stanu:(
Ale postaram się te wszystkie zaległości ponadrabiać jak już się zaczną wakacje. Natomiast dzisiaj słów parę o jednej z książek przeczytanych w ostatnich tygodniach.

Herbert George Wells to jeden z najważniejszych pisarzy brytyjskich ubiegłego wieku. Niezwykle płodny - wydał ponad 60 książek zakwalifikowanych do różnych gatunków literackich, jednak tym co przyniosło mu światową sławę były powieści science fiction, a szczególnie wydana w 1898 roku "Wojna światów".

Ludzie nie są jedyną inteligentną rasą we wszechświecie i przekonują się o tym w niezwykle bolesny sposób. Pewnego dnia w miasteczku Woking nieopodal Londynu ląduje statek kosmiczny z Marsa - jak się okazuje jest to pierwszy obiekt z floty inwazyjnej, która ma opanować Ziemię. Marsjanie znajdują się na dużo wyższym poziomie rozwoju technologicznego i szybko staje się jasne, że broń, którą posługują się ludzie nie jest w stanie wyrządzić agresorom większej szkody. Najeźdźcy opanowują coraz większy obszar i zagłada ludzkości wydaje się być nieodwracalna... 

Najazd Marsjan oglądamy oczami jednego z mieszkańców Woking - intelektualisty, pisarza i filozofa. Wypowiada się on w sposób bardzo oszczędny, niemal pozbawiony jakichkolwiek emocji - początkowo jest raczej obserwatorem niż uczestnikiem wydarzeń. Ale nawet kiedy zostaje zmuszony do podjęcia konkretnych, nierzadko drastycznych, działań w dalszym ciągu cechuje go rezerwa i beznamiętność - można powiedzieć, że zachowuje się jak wzorcowy angielski dżentelmen, którego nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi.
Znamienne jest też to, że Marsjanie pojawiają się właściwie tylko w tle powieści, natomiast głównym tematem jest zachowanie ludzi wobec najeźdźców - od ciekawości, poprzez lekceważenie niebezpieczeństwa aż do paniki. Kiedy do mieszkańców Londynu dociera rozmiar niebezpieczeństwa i rozpoczyna się zbiorowy exodus z zagrożonego miasta zanikają wszelkie podstawy współżycia społecznego, więzi międzyludzkie i zasady moralne. Ludzi opanowuje niemal zwierzęcy strach i starają się uratować, nawet za cenę życia towarzyszy niedoli.
I paradoksalnie - to odczłowieczenie robi o wiele większe wrażenie niż zakuci w stal, używający broni masowego rażenia Marsjanie. Przy okazji - Wells był niesamowitym wizjonerem, pod koniec XIX wieku przewidział wojny totalne, broń chemiczną i laserową...

Książka jest niesamowicie pesymistyczna, szczególnie dla nas, którzy wiemy jaki przebieg miały konflikty zbrojne w XX wieku. Jednak uważam, że "Wojna światów" to obowiązkowa lektura dla osób zainteresowanych fantastyką. 


8 komentarzy:

  1. Po raz pierwszy spotykam się z jakimkolwiek chwaleniem fantastyki przez nauczycielkę, aż miło czytać. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady...
      Nauczyciel też człowiek;) I w tajemnicy powiem, że niektórzy całkiem sporo czytają - fantastykę też:)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. No, z jednej strony to wyzwanie u Fenrira. A poza tym jakiś czas temu stałam się posiadaczką spadkowej biblioteczki w której sporo s-f było. Część upchnęłam Fenririowi, ale część na półce stoi i z wyrzutem kartkami szeleści...
      Od czasu do czasu coś podczytuję - z różnym skutkiem. Ale fana s-f to ze mnie raczej nie będzie...

      Usuń
  3. Przeważnie nie czytam tego typu książek i sama nie wiem dlaczego. Ale postaram się z tą książką zmierzyć, bo brzmi dość intrygująco. Może nie wesoło, ale jednak zaciekawiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też s-f raczej omijam z daleka, bo to generalnie nie moja bajka jest. Ale tak sobie myślę, że chociaż kilka tych najbardziej znanych to może wypada przeczytać;)

      Usuń
  4. Kilka dni temu przeczytałam tą książkę i przymierzam się do recenzji. Mam mieszane uczucia. Jestem dzieckiem Gwiezdnych Wojen i Matrixa ;)(ps. po 30tce;))

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)