Co prawda do rozpoczęcia wakacji jeszcze całe dwa tygodnie, ale pogoda nastraja optymistycznie i wiele osób już planuje letnie wojaże. Jak na razie wygląda na to, że po raz kolejny lato spędzamy w domu (od czasu do czasu wybywając na jednodniowe wycieczki), ale od czego literackie podróże?
Podobnie jak w ubiegłym roku będę sobie więc wędrować bez wiz i paszportu, bez konieczności szukania kantorów i wykonywania szczepień na przeróżne egzotyczne choróbska. Już dzisiaj zapraszam na taką pierwszą wakacyjną podróż, i to od razu do Japonii.
Marcin Bruczkowski to pisarz, informatyk i... perkusista. Po ukończeniu anglistyki na Uniwersytecie Warszawskim wyjechał do Japonii na studia kulturoznawcze. W Kraju Kwitnącej Wiśni przeżył 10 lat a następnie wyjechał do Singapuru, skąd po kilku latach wrócił do Polski.
W 2004 roku ukazała się jego pierwsza książka "Bezsenność w Tokio" będąca wspomnieniami z dekady spędzonej w stolicy Japonii.
Przeciętnemu Europejczykowi (no dobrze, Amerykaninowi też) Japonia kojarzy się z judo i karate, firmami elektronicznymi, Toyotą i Mazdą, sushi i pałeczkami, zieloną herbatą i hotelami kapsułowymi. Tymczasem kiedy już taki obcy (w Japonii nazywany gajdzinem) znajdzie się w Tokio czy w którejś innej japońskiej metropolii zauważy, że większość jego wyobrażeń o życiu w kraju samurajów jest całkowicie oderwana od rzeczywistości.
Marcin Bruczkowski odczuł na własnej skórze różnice kulturowe i na początku swojej japońskiej kariery popełnił wiele nietaktów, np. bawiąc w pewnym szacownym domu wszedł do jadalni w kapciach przeznaczonych do odwiedzania toalety - Japończycy mają specjalne obuwie do różnych pomieszczeń i biada temu kto nie dopasuje butów do miejsca w którym przebywa.
Autor w dowcipny sposób opisuje swoje kontakty z Japończykami i ich zwyczajami, z policją i ze służbą zdrowia, wspomina problemy komunikacyjne w wielkim mieście oraz różnorodne zajęcia, których się podejmował aby zarobić na życie. Sporo miejsca poświęca japońskiej kuchni, tak odmiennej od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni oraz standardom mieszkaniowym - już nawet nie chodzi o niewielki metraż, bo tak naprawdę Japończyk, który pracuje po kilkanaście godzin na dobę wykorzystuje mieszkanie tylko jako sypialnię, ale fakt, że własna łazienka i toaleta są luksusem, na który niewiele osób może sobie pozwolić trochę mną wstrząsnął...
Ważną rolę w tych wspomnieniach odgrywają przyjaciele i znajomi autora, zarówno Japończycy jak i inni gajdzini. Co ciekawe w książce mamy obraz jakby dwóch różnych narodów - mieszkańcy prowincji są niezwykle otwarci, przyjacielscy i na wszelkie sposoby starają się pomóc obcokrajowcowi, natomiast tokijczycy oraz mieszkańcy innych wielkich miast są obcym nieprzychylni - autor nie raz doznał tej wrogości, poczynając od odmowy wpuszczenia do lokalu gastronomicznego, poprzez problemy z wynajęciem mieszkania na poprzecinanych kołach samochodu kończąc.
Książka Marcina Bruczkowskiego to świetna lektura nie tylko dla osób zainteresowanych Japonią, to ciekawa historia, napisana ze swadą i dużym dystansem do siebie - to wspaniała lektura na leniwe letnie popołudnie. Polecam.
W sumie nigdy nie zainteresowałam się aż tak bardzo tym miejscem. Będę musiała się czegoś więcej dowiedzieć. Zwłaszcza, że teraz pogoda i moje najdłuższe w wakacje ku temu sprzyjają :)
OdpowiedzUsuńnie interesowałam się aż tak bardzo*
UsuńCzytałam i byłam zauroczona. Chciałam potem poszukać innych książek tego autora, ale jakoś rozeszło mi się po kościach.
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie, musze polecić mojej znajomej która uczy się japońskiego. Zapraszam http://qltura.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMuszę to przeczytać!!!
OdpowiedzUsuńA ja czekam na wznowienie "Singapuru" i "Zagubionych", i na nową książkę, i czekam, i coś doczekać się nie mogę...
OdpowiedzUsuńPamiętam, że pierwszych kilkanaście (kilkadziesiąt) stron wydawało mi się lekko chropawych językowo, na szczęście potem minęło bezpowrotnie. Faktycznie, na wakacyjną lekturę jak znalazł!
Ja również czytałam i polecam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę! "Zagubieni..." już mniej mi się podobali, ale nadal czytało się świetnie.
OdpowiedzUsuń