Po raz trzeci i niestety ostatni spotkałam się z dorobkiem literackim szwedzkiego dziennikarza Stiega Larssona - przeczytałam bowiem trzeci tom sagi "Millenium" czyli "Zamek z piasku, który runął".
O ile dwa pierwsze tomy to raczej kryminały są o tyle tom trzeci to jedna z lepszych książek sensacyjnych jakie zdarzyło mi się czytać.
Tak jak pisałam przy okazji "Dziewczyny, która igrała z ogniem"- tom drugi skończył się tak jakby się nie skończył, właściwie nic się nie wyjaśniło więc rzuciłam się na ten tom trzeci jak diabeł na grzeszną duszę.
Bo tak - Lisbeth ciężko ranna ląduje w szpitalu i nadal jest podejrzana o dokonanie trzech zabójstw a Mikael jest co prawda wolny, ale w dalszym ciągu nie potrafi udowodnić niewinności dziewczyny. Jedyny ślad prowadzi do służb specjalnych ale komuś bardzo zależy, żeby sprawę zatuszować. I wszystko wskazuje, że po raz kolejny w jej niespełna trzydziestoletnim życiu Lisbeth Salander będzie przysłowiowym kozłem ofiarnym.
Okazuje się jednak, że dziewczyna pomimo swojej neurotycznej osobowości i ogólnego nieprzystosowania ma kilkoro znajomych, którzy zrobią wszystko żeby jej pomóc.
Zachwycałam się przy okazji pierwszego i drugiego tomu kompozycją, pomysłem, bohaterami - ogólnie całością przedsięwzięcia, więc nie będę się tutaj powtarzać. Powiem tylko, że gdybym musiała wybrać, który tom jest najlepszy to byłby to właśnie "Zamek z piasku, ..." Pochwalę się, że lektura tych prawie ośmiuset stron zajęła mi niecałe dwa dni - to chyba o czymś świadczy:)
Przy okazji taka historyjka z życia wzięta:
"Dziewczynę, która igrała z ogniem" zaczęłam nieopatrznie czytać w czwartek przed świętami, a ponieważ jeszcze jakieś resztki przyzwoitości we mnie drzemią i coś na święta trzeba było przygotować, więc trochę mi z nią zeszło i kończyłam ją w Wigilię po kolacji - moje chłopaki niezdrowe nieco były, więc po zaaplikowaniu tabletek i syropów ułożyli się przed telewizorem i odpadli niemal natychmiast. Ja sobie książeczkę skończyłam, a że do wyjścia na Pasterkę miałam jeszcze trochę czasu to złapałam za "Zamek". Po powrocie z kościoła jeszcze sobie do 3-ciej poczytałam ale w końcu doszłam do wniosku, że nie ma co przeginać i choć co się trzeba przespać.
W Boże Narodzenie obiadu nie trzeba było gotować (opychaliśmy się różnymi smakołykami ..) więc troszkę lekturę podgoniłam, ale w świąteczny poniedziałek byliśmy zaproszeni do teściowej. Generalnie bardzo się z Mamą Jolą (tak się jakoś utarło, że aby odróżnić o której mamie mówimy dodajemy zawsze imię) lubimy ale tak nie do końca na rękę była mi ta wizyta...
No, ale obiecaliśmy więc trzeba było jechać. Teściowa oczywiście ugościła nas po staropolsku, usadziła pod choinką i ogólnie bardzo miło było ale mnie skręcało od środka, no bo tam książka w domu samotnie leży... Ale co zauważyłam - teściowa niby z nami rozmawia, ale taka jakaś rozkojarzona i tęsknie na kuchnię spogląda. Zajrzałam do tej kuchni a tam na stole leżą... "Zajezierscy" czyli pierwszy tom "Cukierni pod Amorem", których jej przed świętami pożyczyłam...
Okazało się, że przerwaliśmy jej lekturę w jakimś ekscytującym momencie i ona bidula cieszyła się z naszych odwiedzin ale z drugiej strony nie mogła się doczekać kiedy sobie pojedziemy, bo chciała do książki wracać.
Uśmiałyśmy się z siebie dokładnie, teść i mój mąż coś tam mruczeli na temat jakichś wariatek i szybko zebraliśmy się do domu umawiając się na poświąteczne spotkanie, kiedy już obydwie będziemy wiedzieć "co było dalej..."
Tak teściowa, która rozumie wariactwo synowej to jest skarb najprawdziwszy...
:) jak to książki potrafią wciągnąć :) ja planuję - ale już na Nowy Rok - przeczytanie i Millenium i Cukierni. Doczekać się nie mogę, ale póki co najpierw muszę zmniejszyć moje inne stosiki.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą serię! Muszę znaleźć trochę czasu by odświeżyć lekturę tej trylogii bo zaczął się na niej już kurz zbierać ;D
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, że teściową do kuchni ciągnęło, jak tam "Cukiernia pod Amorem" czeka ! :) Mnie tak ciągnie do trzeciej już części, której nie posiadam, nad czym szczerze ubolewam, trzeba się do empiku będzie wybrać. Na "Millenium" też przyjdzie czas :D Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńMam wielką nadzieję, że kiedyś w końcu sięgnę po Larssona. Po raz pierwszy :D.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że czytanie tej trylogii jeszcze przede mną:) Na razie pożyczyłam ją dziadkowi i jest zachwycony:)
OdpowiedzUsuńOj, zgadzam się, że ostatni tom był najlepszy, był taką wisienką na torcie :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę uśmiałam się z tej przytoczonej przez Ciebie anegdotki. Taka teściowa to faktycznie skarb!
Pozdrawiam :)
Prawdę powiedziawszy, jestem tymi książkami zafascynowana już od jakiegoś czasu, ale nie miałam dotychczas okazji, by po nie sięgnąć. Nawet noszę się z zamiarem kupienia trylogii, by już czekała na mnie na półce i pewnie wkrótce to zrobię. Dodatkowo każda recenzja, z jaką się spotkałam chwali te książki. Chyba naprawdę pora uporać się z tym, co mam do przeczytania i sięgnąć po Millenium.
OdpowiedzUsuńŚwietna historia. I gratuluję Ci teściowej - to naprawdę skarb! :-)
OdpowiedzUsuńPodzielam też Twoją opinię o "Millennium", sama nie mogę odżałować, że to koniec...
Życzę wielu ciekawych książek w Nowym Roku! :-)
Koniecznie muszę się wziąć za te książki!
OdpowiedzUsuńGratuluję teściowej:).
OdpowiedzUsuńOpowieść o dwóch czytelniczkach - znakomita :)
OdpowiedzUsuńDbaj o teściową, zaopatruj ją dalej w dobrą literaturę :-)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Millenium, to chyba najbardziej wciągnął mnie właśnie trzeci tom - pierwszy dość długo się rozkręcał, drugi był ogólnie trochę słabszy, a w trzecim akcja zaczęła się od pierwszego zdania i w napięciu czytało się aż do ostatniej strony.
Haha uśmiałam się z tej historii :D Szkoda, że ja w swoim otoczeniu nie mam miłośników literatury :P
OdpowiedzUsuńA mnie najbardziej podobał się tom II :) Ten trzeci najmniej, może dlatego właśnie, że bardziej pod sensację podchodził ;)
No ładnie! :D Świetna historia!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Larssona, ja na przeczytanie go jeszcze muszę trochę poczekać :)
Koniecznie muszę sięgnąć po trylogię Larssona !
OdpowiedzUsuń