niedziela, 17 lutego 2013

Każdy z nas ma w sobie coś z modliszki...

Co robić kiedy mężczyzna, z którym planowałyśmy się wspólnie zestarzeć, dorobić wnuków i wreszcie odpocząć na emeryturze wymieni nas na młodszy model? To pytanie oraz rozmaite odpowiedzi na niego to tematyka obecna w literaturze już od dawna. Chociaż odnoszę wrażenie, że dopiero ostatnimi czasy, jakoś tak od "Rozlewiska" Małgorzaty Kalicińskiej, nastąpił u nas prawdziwy wysyp książek z takim właśnie wątkiem głównym.
I taki też problem podejmuje Irena Matuszkiewicz w swojej najnowszej powieści pt. "Modliszka". 

Główną bohaterką jest Milena Płoszyńska - wiek 44 lata, technik protetyk z własną pracownią, żona Lucjana, właściciela hurtowni budowlanej, matka Radka, studenta Politechniki Gdańskiej.
Milena i Lucjan mają za sobą ponad 20 lat małżeństwa, sporo wzlotów, trochę upadków - jak to w życiu. Mają niewielkie grono przyjaciół, dom, samochód, całkiem niezłą sytuację finansową, nie targają nimi jakieś wielkie namiętności ale Milena uważa swój związek za szczęśliwy. Dlatego też wiadomość, że mąż ją zdradza, a owoc tej zdrady za kilka miesięcy pojawi się na świecie stanowi dla niej ogromny szok. Lucjan przyznaje się do winy, ale ma nadzieję, że uda się jeszcze uratować jego związek z Mileną - żona jest jednak bezwzględna, nie chce słuchać żadnych argumentów i wyrzuca go tak z mieszkania jak i ze swojego życia.
I tak oto pani Płoszyńska rozpoczyna nowy rozdział. Szybko okazuje się  że los był dla niej o wiele łaskawszy niż dla Lucjana, a ona sama znakomicie odnajduje się w roli samodzielnej i niezależnej kobiety - rozwija się zawodowo, robi prawo jazdy, spotyka z przyjaciółmi, zaprzyjaźnia się z nową sąsiadką Laurą Widacką,  a ponieważ syn zafundował jej niespodziankę w postaci wnuczki oraz synowej nie ma czasu na rozpamiętywanie tego co było...

Irena Matuszkiewicz pisząc swoją książkę nie poszła na szczęście utartym schematem - Milena nie szuka nowej miłości, nie wpada w kolejne męskie ramiona (chociaż takowe chętnie by się przed nią otwarły), wybiera samodzielność i jest to wybór przemyślany. 
Czytając książkę zastanawiałam się właściwie cały czas kto jest tą tytułową modliszką. I doszłam do zaskakującego odkrycia, że nieomal każdy z bohaterów ma w sobie coś z tego owada. Oczywiście  na czoło wysuwa się Irmina, nowa partnerka Lucjana, kobieta interesowna i wyrachowana, dzielnie sekunduje jej pani Laura Widacka, choć akurat ona potrafi się świetnie maskować, bezwzględną modliszką jest również przedstawiona w epizodzie Wisia, właścicielka pracowni protetycznej z Płocka. Ale i Milena nie jest bez winy, i babka Zosia, bezradna zdawałoby się staruszka, i Monika Jordankowa, i... No, nie będę wymieniać wszystkich bohaterów, kto ciekawy to sam sobie znajdzie.

Powieść napisana jest prostym językiem, nie ma w nim jakichś rażących błędów stylistycznych czy potknięć gramatycznych - czyta się całkiem przyjemnie, chociaż bez większych emocji. Bohaterowie dosyć wyraziści, zróżnicowani - moją największą sympatię zyskali sobie pani Loda i... Lucjan. Chyba dlatego, że to najsmutniejsza, najbardziej (przepraszam za górnolotność)  tragiczna postać w tej książce. I to jemu kibicowałam a nie wzorowej (czy aby na pewno?) Milenie.

Powieść Ireny Matuszkiewicz to historia jakich wiele dzieje się na naszych oczach, być może w naszym najbliższym otoczeniu. I to stanowi jej siłę - jest po prostu prawdziwa...

3 komentarze:

  1. Właśnie, siłą tej książki jest prawdziwość. Niby tematyka znana i powszechna, ale autorka nie idzie w schemat, nie wpycha bohaterki po rozwodzie w inne męskie ramiona, nie lukruje, nie buduje domków nad jeziorem itp.
    Tych modliszek to rzeczywiście całe stado tam fruwa w powieści. Też się zastanawiałam w trakcie lektury, kto jest tytułową postacią, kto tym mianem obdarzony może być.
    Lubię Matuszkiewicz, ale mam wrażenie, że taka mało czytana jest, mało popularna...
    Czytałam jeszcze "Przeklęte, zaklęte", a o "Modliszce" pisałam dla Czytajmy Polskich Autorów.
    Matuszkiewicz czytajmy, bo warto.

    OdpowiedzUsuń
  2. Błędy w życiu zdarzają się każdemu, cóż nie wiem czemu ale po Twojej recenzji również zapałalam jakąś nutą sympatii do Lucjana (choć naprawdę nie umiem tego wytłumaczyć, może uważam, że wina zawsze leży gdzieś pośrodku?). Natomiast hm.... drażni mnie chyba pokazywanie tych wszystkich kobiet, które po "zdradzie" zawsze podnoszą się i nagle okazuje się, że odejście od męża było jedną z najlepszych decyzji, jakie w życiu podjęły bo obserwuje ten świat i widzę, że prawda wygląda często zupełnie inaczej. Oczywiście, nie mogę wymagać by autorki i autorzy podejmując taki temat pisali tylko o traumie, ale jakoś brak mi realizmu odczuć w tego typu powieściach...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dorzucam do listy poszukiwanych książek!

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)