piątek, 8 lutego 2013

Lądem i morzem czyli przygód Riyrii ciąg dalszy

Bardzo lubię czytać kontynuacje, aczkolwiek z pisaniem o nich jest trochę trudniej, bo trzeba się pilnować aby nie zdradzić zbyt dużo na temat zakończenia poprzedniej części. Dlatego tekst na temat kolejnej książki Michaela J. Sullivana powstawał przez kilka dni...

Nie wiem czy jeszcze pamiętacie złodziejski duet Riyria o którym pisałam TUTAJ. Royce Melborne i Hadrian Blackwater powracają, a ich kolejne przygody możemy śledzić w tomie "Nowe imperium. Szmaragdowy sztorm".
Od wydarzeń opisanych w poprzednich częściach przygód Royce'a i Hadriana minęło trochę czasu i diametralnie zmieniła się sytuacja polityczna. Na tronie zjednoczonego Imperium zasiada Modina, jeśli wierzyć przepowiedni, cudownie odnaleziona dziedziczka Nevrona. W jej imieniu rządzi Rada na czele której stoi biskup Saldur. Alric, młody władca Melengaru, poszukuje sprzymierzeńców do walki z Imperium, a jego siostra Arista wyrusza jako ambasadorka do Delgosu gdzie rozwija się ruch nacjonalistyczny pod przywództwem Degana Gaunta. Towarzyszą jej Royce i Hadrian, którzy przy okazji tej podróży będą mieli okazję rozliczyć się również ze swoją przeszłością.

Z kontynuacjami różnie bywa, ale tym razem autor nie zawiódł, co więcej, uważam, że ten tom jest nawet lepszy od poprzedniego - zwłaszcza "Nowe imperium". Bohaterowie nie stoją w miejscu, czas płynie, zmieniają się warunki w których przychodzi im żyć i zmienia się ich nastawienie do świata. Coraz częściej pojawiają się wątpliwości, wyrzuty sumienia, poczucie bezsensu i beznadziejności prowadzonego życia. Zapewniam, że Royce i Hadrian nie zmieniają się w zgorzkniałych i przegranych mizantropów, w dalszym ciągu gotowi są, nawet z narażeniem życia, spełnić podjęte zobowiązanie jednak to już nie ta para wesołych zabijaków, których poznałam przy lekturze pierwszej części ich przygód.

Choć głównymi bohaterami cyklu są Royce i Hadrian to w tym akurat tomie na pierwsze miejsce wysuwa się Arista. Czytelnik może obserwować jaką przemianę przechodzi melengarska księżniczka - dama, przyzwyczajona do wygodnego i dostatniego życia zmuszona jest podróżować incognito, sypiać w podrzędnych gospodach lub wręcz na leśnych polanach, nie ma rzeszy służby i, co najważniejsze, musi stanąć oko w oko z niebezpieczeństwem, strachem i cierpieniem. W czasie kilkutygodniowej podróży dowiaduje się więcej o życiu niż przez wszystkie lata spędzone na dworze swojego ojca. O ile w poprzednich tomach Arista nie zdobyła sobie mojej sympatii, o tyle tutaj szczerze kibicowałam jej poczynaniom.

Oprócz postaci znanych z poprzednich części pojawiają się nowi bohaterowie - szczególnie ciekawą postacią jest według mnie Amilia, służąca, która przez przypadek awansuje z podkuchennej na osobistą asystentkę Modiny.
A jak już jesteśmy przy Modinie - to chyba jedyny wątek, który odstawał poziomem od całości. Nie chodzi mi o konstrukcję postaci, ale o to jak autor kieruje jej losem. Modina, prosta wiejska dziewczyna okrzyknięta władczynią imperium, tak naprawdę figurantka w rękach Saldura i pozostałych regentów, na skutek ogromnej osobistej tragedii całkowicie odgrodziła się od świata zewnętrznego.  Stanowi to poważny problem dla regentów, którzy nie mogą przecież ogłosić poddanym, że ich władczyni, mówiąc dosadnie, jest obłąkana - zrozumiałe więc, że nie pozwalają się nikomu kontaktować z Imperatorką. Ale zupełnie nie rozumiem dlaczego trzymają ją w ciasnej i dusznej klitce, bez okien, bez podstawowych wygód czy chociażby czystego i porządnego łóżka. Na logikę biorąc powinno im zależeć na tym, aby dziewczyna funkcjonował jak najdłużej, bo jej osoba stanowi gwarancję ich władzy...

Niestety, Sullivan nie rozwiązuje w tych historiach właściwie żadnego z wątków, które rozpoczął w pierwszych  częściach swojego cyklu, co więcej dokłada kilka nowych problemów - tym, którzy podobnie jak ja wciągnęli się w świat Royce'a i Hadriana nie pozostaje nic innego jak czekać na dwa ostatnie tomy. Na całe szczęście mają się ukazać jeszcze w tym roku:)

3 komentarze:

  1. Na wszelki wypadek nie czytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba nie do końca to co lubię. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale w sumie to Sullivan wręcz nie ukrywa, że on pisze teksty POPRAWNE. Nie jest to drugi Abercrombie (którego cholernie polecam), ale też nie przedstawiciel szerokiego grona debiutantów fantasy, od których dziełek przy lekturze szkliwo z zębów odpada.

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)