Co prawda powoli zbliża się już koniec wakacji, ale przecież lato jeszcze trwa, pogoda śliczna i z pewnością wiele z was, podobnie jak ja, lubi usiąść na balkonie (lub w innym słonecznym/zacienionym miejscu) i poczytać w sprzyjających okolicznościach przyrody. Najodpowiedniejsza do tego celu będzie książka z rodzaju "lekka, optymistyczna, trochę wzruszająca i trochę zabawna". W ostatnich tygodniach przeczytałam trzy takie książki i o nich teraz parę słów.
Mitch Samuel jest wykładowcą uniwersyteckim oraz początkującym pisarzem. Nie wiedzie mu się jednak najlepiej - jedna ze studentek prowadzi z nim (ku uciesze całej grupy) wojnę, dziewczyna wyrzuca go z domu, a żaden wydawca nie jest zainteresowany jego powieścią. Jego frustrację pogłębia wizyta w księgarni, gdzie trwa promocja "Klubu Cappuccino", powieści z nurtu "literatury kobiecej" - po, zdaniem Mitcha, pozbawione wartości czytadło ustawiają się tłumy, podczas gdy jego ambitnej prozy nikt nie chce nawet wydrukować. Przypadek sprawia, że poznaje autorkę tej książki i opowiada jej historyjkę o krewnej, która również pisze książkę. Katharine Longwell jest zainteresowana powstającą powieścią i proponuje Mitchowi pomoc w wydaniu książki kuzynki. Problem w tym, że kuzynka ani jej powieść nie istnieją, więc Mitch postanawia sam stworzyć babskie czytadło...
Czy facet może napisać taką książkę? Jak uda się Mitchowi przenikanie kobiecej duszy? I czy taka mistyfikacja ma szanse na pozytywne zakończenie?
Mitch Samuel to z jednej strony snob (jestem wykształcony, obracam się w lepszym towarzystwie, interesuje mnie tylko kultura z wyższej półki, a to co określamy mianem "popkultury" jest poza moimi zainteresowaniami) ale równocześnie człowiek kryjący w sobie kompleksy, mający problemy z przeszłością i akceptacją samego siebie. Wymyśla sobie drugą tożsamość i w pewnej chwili już sam nie wie kim jest naprawdę - Mitchem Samuelem czy Jasonem Gallagherem (to nazwisko przybrał na potrzeby zbierania materiałów do książki). Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy dociera do niego, że poznana na kursie tańca Marie zaczyna znaczyć dla niego coraz więcej...
Dan Begley nie kryje, że stworzył swoją powieść opierając się na klasycznych wzorcach - takie przebieranki damsko-męskie pamiętamy chociażby z filmów "Pół żartem, pół serio", "Tootsie" czy "Pani Doubtfire". Mitch nie chodzi co prawda w damskich ciuszkach, ale stara się zrobić coś nawet bardziej karkołomnego - on musi myśleć jak kobieta, musi wczuć se w jej duszę.
Z kolei pomysł powieści Mitcha też opiera się na sprawdzonych wzorach literackich ostatnich lat - "Pamiętnik Bridget Jones" czy "Diabeł ubiera się u Prady" o tylko niektóre z przywoływanych bestsellerów kobiecej literatury.
Na całe szczęście powieść Begleya nie jest kalką wspomnianych utworów - to sympatyczna, oryginalna lektura, która umili kilka popołudniowych godzin.
**********************************************
Wydawnictwo "Znak" ma w swoim dorobku wiele ciekawych i ambitnych serii literackich. W tym roku dołączyła do niej jeszcze jedna, przeznaczona dla szerokiego grona czytelników i nosząca nazwę "Dobre strony". Napisałam czytelników, choć po prawdzie po lekturze dwóch książek to dochodzę do wniosku, że skierowana jest raczej do czytelniczek...
"Teraz i na zawsze" to historia młodej kobiety, która umiera po ciężkiej chorobie, pozostawiając męża i małego synka. Uczucie jakie do nich żywi ma jednak tak wielką moc, że Mai udaje się pozostać blisko nich i pod postacią sąsiadki pomóc przebrnąć przez pierwsze miesiące żałoby.
Maja nie posiada właściwie żadnych nadzwyczajnych mocy, nie może w żaden cudowny sposób wpłynąć na życie męża i synka - może tylko być przy nich i obdarzyć ich przyjaźnią. Jej towarzyszem jest biały labrador Barney - czasem można odnieść wrażenie, że pies jest kimś na kształt anioła stróża całej rodziny.
Książka we wzruszający sposób opowiada o stracie najbliższej osoby, ale też o konieczności dalszego życia. Steven stracił żonę, ale pozostał mu mały synek, który bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje opieki i troski ze strony taty. Pogrążony w żałobie Steven jakby tego nie zauważa, wszystkie obowiązki domowe składa na ramiona swoich rodziców, a prowadzenie firmy spada na jego wspólnika.
Maia może tylko mieć nadzieję, że mąż otrząśnie się z żalu i powróci do normalnego życia...
Książka jest niezwykle wzruszająca, choć nie brak w niej momentów wywołujących uśmiech. Zapewniam, że nie jest to jakieś ckliwe romansidło i choć zakończenie może wydawać się z góry przesądzone to jednak udało się autorce nieco mnie zaskoczyć.
Polecam serdecznie, choć uczciwie zaznaczam, że przy lekturze mogą się przydać chusteczki higieniczne;)
*******************************************
Ze wspomnianej już serii "Dobre strony" pochodzi również książka "Niezwykła wędrówka Harolda Fry", której autorką jest Rachel Joyce.
Tytułowy bohater to człowiek po sześćdziesiątce, emerytowany pracownik browaru, który pewnego wiosennego dnia dostaje list od dawnej znajomej. Queenie jest śmiertelnie chora, przebywa w hospicjum i w ten sposób chce pożegnać się z przyjacielem sprzed lat.
Początkowo Harold pisze do niej list, ale kiedy idzie go wysłać, pod wpływem przypadkowej rozmowy postanawia iść do Queenie - wierzy, że dopóki będzie szedł, dopóty ona będzie żyła.
I tak zaczyna się jego trwająca 87 dni wędrówka, w czasie której przemierzył 627 mil z południa na północ Wielkiej Brytanii. W czasie swojej podróży Harold poznał wielu ludzi, wysłuchiwał ich historii, stał się inspiracją dla kilku osób, które postanowiły również wyruszyć w tę swoistą pielgrzymkę.
Harold od początku wierzył, że idzie "dla Queenie", jednak dosyć szybko jego podróż stała się czymś więcej. Stała się podróżą w głąb siebie samego - starszy człowiek w czasie tej podróży dokonał rozrachunku ze sobą, rozprawił się z demonami swojego dzieciństwa i wczesnej młodości, miał też czas na analizę własnego małżeństwa, które od pewnego czasu było nim już tylko z nazwy.
Kiedy Harold wędrował jego żona Maureen pozostała w domu - początkowo wściekła na męża, ukrywa przed sąsiadami jego nieobecność, uważa że jest nieodpowiedzialny, wybrała się nawet do lekarza, aby stwierdził niepoczytalność Harolda. Jednak z biegiem czasu również ona ma możliwość przeanalizować ich związek...
"Niezwykła wędrówka" to książka, która pokazuje, że tak naprawdę nigdy nie jest za późno na zmiany w życiu a dobro okazane innej osobie wraca do nas zwielokrotnione. Harold udowadnia też sobie (a nam przy okazji), że większość rzeczy, które uważamy za niezbędne jest tylko balastem i spokojnie można egzystować bez komórki, samochodu i kart kredytowych.
Cóż ,pewnie można, tylko strasznie trudno z nich zrezygnować...
W lipcu czytało mi się lepiej i szybciej, ale czasu brak na pisanie, a sierpień bardziej mnie angażuje w prace domowo-przetworowe i mniej mam czasu na balkon, który mam i to duży. Wrzesień będzie taki sam. Ale coś tam czytam.
OdpowiedzUsuńZ książek, które zaprezentowałaś jako osoba zbliżona wiekiem do Harolda nabrałam ochoty na tę książkę z butami - fajna okładka, taka zachęcająca do włożenia butów i...... wyruszenia w świat by odnaleźć siebie.
Dla mnie lipiec z powodu tropikalnych upałów był nie do wytrzymania... Teraz na szczęście chłodniej i przyjemniej jest, tyle, że za dwa tygodnie trzeba wracać do pracy...
UsuńNic mi nie przypadło do gustu zupełnie nie w moim typie, ale lubię czytać książki o pisarzach, dlatego ta pierwsza pozycja wydaje się być interesująca choć dla mnie nazbyt cukierkowa.
OdpowiedzUsuńNo fakt, Proust to nie jest...
UsuńNie przemawiają do mnie te powieści, ale z wielką chęcią wyleguje się na słoneczku czytając książki, choć sierpień nie jest zbyt łaskawy dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTo tylko luźne propozycje, każdy czyta według swoich upodobań:)
Usuńa mnie nawet zainteresowałaś tymi pozycjami, nie słyszałam nigdy o tych tytułach
OdpowiedzUsuńBo to autorzy raczej u nas nieznani - "Pani Nikt" trafiła do mnie jako "wędrująca książka" z BiblioNETki, a pozostałe dwie to wiosenne nowości "Znaku".
UsuńZaciekawiła mnie ta seria "Dobre strony" Znaku, z chęcią bym przeczytała te książki ;)
OdpowiedzUsuńTo taka literatura popularna - może nie poruszająca jakichś egzystencjalnych problemów, ale dobrze się czyta.
Usuń"Pani Nikt" czytałam jakiś czas temu, i bardzo dobrze ją wspominam :)
OdpowiedzUsuń