Ależ piękną książkę przeczytałam...
A o mało co odniosłabym ją do biblioteki nawet nie zajrzawszy do środka - odstraszyło mnie nazwisko autora...
No bo tak - na okładce jak byk pisze, że autorem jest pan Evans. A ja nie tak dawno przebrnęłam przez dwie książki niejakiego Evansa i obiecałam sobie, że nigdy więcej (albo przynajmniej w ciągu najbliższych pięciu lat). I kiedy już książka leżała w stosiku przeznaczonym do odniesienia do biblioteki dotarło do mnie, że coś nie tak z tym Evansem... Bo tamten wzgardzony był dwojga imion, a ten tutaj jest jednoimienny. Książkę wyjęłam ze stosu, zaczęłam czytać i wsiąkłam... Skończyłam jakoś nad ranem - na szczęście jeszcze są wakacje, więc na takie drobne szaleństwo mogę sobie pozwolić.
Trzynastoletnia Grace uwielbia jazdę konną, więc rodzice kupili jej konia o imieniu Pielgrzym. W każdy weekend Grace z tatą lub z obojgiem rodziców jeździ do położonego kilkanaście kilometrów od Nowego Jorku miasteczka, gdzie Pielgrzym ma wynajętą stajnię.
Tak było i tym razem. Dziewczynka nie budząc śpiącego ojca wyszła sama z domu, dotarła do stajni, osiodłała konia i razem ze starszą koleżanką Judith wyjechała na przejażdżkę. Niestety wycieczka zakończyła się tragicznie: w wypadku zginęła Judith i jej koń Guliwer, natomiast Grace i Pielgrzym odnieśli ciężkie obrażenia - dziewczynka straciła nogę,poważnie się wykrwawiła i walczy o życie, a koń z licznymi ranami i złamaniami nie miał właściwie żadnych szans na przeżycie i wyleczenie. Wezwany na miejsce weterynarz decyduje o uśpieniu konia, jednak matka Grace kategorycznie się temu sprzeciwia - podświadomie wierzy, że dopóki żyje koń również jej córka ma szansę...
Udaje się uratować i Grace i pielgrzyma, jednak wypadek zupełnie ich zmienił, dziewczynka zamknęła się w sobie, na przemian jest apatyczna i agresywna, zerwała kontakty z koleżankami a i rodzice nie mogą się z nią porozumieć. Pielgrzym zmienia się w dziką bestię do której nikt nie jest w stanie podejść, koń szaleje przy jakiejkolwiek próbie kontaktu.
Matka Grace szuka ratunku dla Pielgrzyma i przypadkiem trafia na informacje o niezwykłym treserze koni, który nawet najbardziej narowiste sztuki zmienia w spokojne wierzchowce. Po raz kolejny wierzy, że los dziewczynki i jej konia jest ściśle ze sobą związany i jeżeli uda się wyleczyć Pielgrzyma to i Grace wróci do zdrowia. Problem w tym, że Tom mieszka aż w Montanie...
"Zaklinacz koni" to historia o ludzkich dramatach, o umiejętności radzenia sobie z własnymi ograniczeniami, to wreszcie historia o ludziach, którzy gdzieś w ciągłym pędzie i pośpiechu zupełnie się zagubili. Ojciec Grace jest wziętym prawnikiem, a matka szefową wydawnictwa, w pracy musi być twarda i cały czas udowadniać, że jest najlepsza - taką postawę przenosi również na domowe podwórko. Ludzie, których połączyło kiedyś wielkie uczucie oddalają się od siebie coraz bardziej i dopiero wypadek córki sprawia, że zatrzymują się w biegu i muszą spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Muszą zdecydować co w życiu jest najważniejsze.
Choć sprawy ludzi stanowią wątek pierwszoplanowy to nie można zapomnieć o zwierzęcych bohaterach tej książki. Tom Booker, tytułowy zaklinacz jest kimś w rodzaju psychologa, może psychoterapeuty, który traktuje konie z pewną dozą stanowczości (trzeba jakoś ustalić "kto tu rządzi") jednak bardziej jest przyjacielem niż treserem. Uważa, że każde zwierzę jest inne i każde wymaga indywidualnego podejścia a przypadek Pielgrzyma jest największym wyzwaniem w jego karierze. Podejmuje zadanie, chociaż początkowo nie jest do niego nastawiony zbyt entuzjastycznie, ale nie potrafi odmówić zdeterminowanej matce.
"Zaklinacz koni" to debiut powieściowy Nicholasa Evansa - bardzo udany, bo od razu sprzedał się w ogromnych nakładach, a kilka lat później Robert Redford wyreżyserował ekranizację tej książki i sam zagrał w niej rolę tytułową.
Kadr z filmu |
Kiedy byłam mała rodzice zabierali mnie do stadniny w weekendowe popołudnia i wiem, jak silna więź może wytworzyć się między koniem, a małą dziewczynką, dlatego tym bardziej jestem ciekawa tej książki i mam nadzieję, że w najbliższym czasie wpadnie w moje ręce ; )
OdpowiedzUsuńTo tym bardziej polecam - osoba oswojona z końmi może spojrzeć na tę książkę pod całkiem innym kątem.
UsuńObejrzałam film i jest to jeden z moich ulubionych. Kiedyś bardzo lubiłam konie i właściwie nadal mam do nich sentyment, niestety finanse nie pozwalają mi brać lekcji jazdy konnej. Książkę jeżeli gdzieś znajdę, od razu ją kupię.:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie i życzę powodzenia w dalszym szukaniu takich perełek :)
Ja filmu nie widziałam niestety, co jest o tyle dziwne, że bardzo lubię Roberta Redforda... Ale jak się tylko nadarzy okazja to z pewnością obejrzę:)
UsuńTeż jestem nauczycielem historii, czynny zawodowo oczywiście :-))
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga - imperium książek i historii, pozdrawiam!
Witam kolegę:)
UsuńChyba podrzucę przyjaciółce, uwielbia konie. :-)
OdpowiedzUsuńoglądałam ten film, wzruszyłam się :)
OdpowiedzUsuńKsiążka też jest niezwykle wzruszająca.
UsuńI książkę, i film bardzo lubię. Scenę wypadku mam przed oczami, choć ekranizację oglądałam go już dawno temu. Wzruszająca, a jednocześnie krzepiąca opowieść. Wcale Ci się nie dziwię, że zarwałaś dla niej noc. :)
OdpowiedzUsuńPiękna książka - jedna z tych, których po prostu nie sposób odłożyć nie doczytawszy do końca...
UsuńLubię tę książkę. Czytałam ją już naprawdę dawno i niewiele z niej pamiętam, ale bardzo miło wspominam. Filmu niestety jeszcze nie zdążyłam poznać, ale mam zamiar to zrobić :)
OdpowiedzUsuńJa też teraz się za filmem będę rozglądać.
UsuńPamiętam, chociaż czytałam ją bardzo dawno temu! Przepiękna książka, i ile się przy niej naryczałam!
OdpowiedzUsuńNo ja też rzewnymi łzami ją oblałam...
UsuńO, pamiętam, jak wzruszałam się w kinie :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się.
UsuńJejku jaka ja byłam głupia - a ja oddałam ją do biblioteki bez czytania!!!! O zgrozo, zabrakło mi czasu, musiałam zwrócić, bo myślałam, że będę się przeprowadzać. Masakra!!! Nadrobię. Obiecuję:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie wypożycz jeszcze raz:)
UsuńJedna z moich naj, naj, najukochańszych książek. Film tez piękny. Każde (i książka i film) wspaniałe inaczej.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, bo szkoda, żeby piękna książka miała byle jaką ekranizację:(
UsuńUwielbiam i książkę, i film. Film o tyle lepszy od książki, że można pooglądać piękne widoki, posłuchać muzyki...Film kończy się nieco inaczej niż książka. Polecam do obejrzenia, naprawdę warto!
OdpowiedzUsuńO, to tym bardziej postaram się obejrzeć:)
UsuńOOO.... Widziałam ten film... Wspaniały! A i książkę mam na półce... Może skorzystam jeszcze w końcówki wakacji i przeczytam... Pozdrawiam serdecznie i zaprasza do mnie...
OdpowiedzUsuńAnna M.
http://annamatysiak.blogspot.com/
Witam jeszcze jedną koleżankę po fachu:)
UsuńJedna z moich najukochanszych ksiazek.
OdpowiedzUsuńFilm, chociaz inny, to rowniez bardzo dobry.
Pozostaje mi obejrzeć i porównać:)
UsuńPrzepięknie przedstawiona fabuła tej powieści. Dodatkowym atutem jest fakt, że Wydawnictwo Zysk i S-ka wznowiło tę książkę z nową, o niebo ładniejszą okładką :) Z całą pewnością sięgnę - bo choć o filmie słyszałam ale nie widziałam go, to o książce wcześniej nie wiedziałam - wstyd!
OdpowiedzUsuńTa okładka faktycznie taka sobie, ale w mojej bibliotece tylko to wydanie było. Zresztą najważniejsza jest treść:)
UsuńNie oglądałam filmu, nie czytałam też książki, ale pozycje tego pana mam na uwadze już od dłuższego czasu. Richard Paul Evans, powiadasz? Ja natomiast spotkałam się z osobami, które myliły Nicholasa Evansa z... Nicholasem Sparksem ;).
OdpowiedzUsuń